Przejdź do głównej zawartości

Sweet rapture


Prolog.

                Obudziła się od razu, gdy usłyszała huk z dołu. Zerwała się na równe nogi i podeszła do okna. Po chwili usłyszała odgłos otwieranych drzwi.
- Córciu przepraszam. Ten stos pudeł, który tata z Maksem nieudolnie postawili, runął na mnie chwilę temu – kobieta podeszła bliżej. Szatynka nadal nie reagowała. Wpatrywała się w obraz za oknem w skupieniu.
- Nic ci się nie stało? – ocknęła się dopiero, gdy poczuła dłoń matki na ramieniu.
- Nie. Wszystko w porządku. O ciebie się martwię – dodała po chwili zawahania.
- O mnie? – spojrzała zdziwiona.
- Wiem, że przeprowadzka nie jest łatwa dla piętnastolatki, ale wiem też, że sobie poradzisz – przytuliła ją mocno. – Jesteś dzielną i zdolną dziewczynką. Dasz sobie radę – słowa rodzicielki naprawdę podnosiły ją na duchu.
- Mam prawie 16 lat – zaprotestowała. - Gdyby to było takie proste mamuś… - westchnęła po chwili.
- Jest. Uwierz swojej staruszce – uśmiechnęła się szeroko. – No moja panno! Szykuj się. Zawiozę cię na 9. Dyrektor chce cię widzieć i przywitać – dziewczyna przytaknęła.
                Słysząc, że mama opuszcza pokój, ponownie wlepiła wzrok w góry. Od zawsze marzyła, by móc budzić się każdego ranka i obserwować ośnieżone szczyty. Otwarła okno i zaciągnęła się świeżym wrześniowym górskim powietrzem. Tęskniła za Polską, rodziną, przyjaciółką. Ale to co Weissbach mogło jej zaoferować, było kuszące.
                Z początku była niewzruszona wobec decyzji o przeprowadzce. Tata dostał lepszą pracę, więc nie było mowy, żeby zostali w Katowicach. Z drugiej strony, im bliżej końca lata tym była bardziej nerwowa. Ze względu na bliskość szkoły w Berchtesgaden, rodzice posłali ją na profil sportowy. Nie miała problemów z nadwagą, aczkolwiek nigdy nie była szczupła. Uważała jednak, że nie nadaje się do tego. Jej marzeniem zawsze było narciarstwo alpejskie. Ale gdzie jej do Lindsey Vonn czy Marii Riesch…
                Kochała narty, góry. Każdy wypad na stok, sprawiał, że czuła się wolna, beztroska. Że problemy gdzieś znikały. Tam nie była nieśmiałą szatyneczką, która nie była popularna. Była sobą i cieszyła się każdym takim momentem.

1.

                Przebrała się w swoje ulubione czarne jeansy, biały top i narzuciła na ramiona kremowy sweter. Włosy spięła w kucyka i nałożyła czerwoną opaskę na głowę. Na stopy założyła swoje ulubione różowe skarpetki i wsadziła nogi w czarne Converse’y, które stały obok łóżka. Tak gotowa zeszła na dół, by coś przekąsić.
- Jak się ma nasza gołąbeczka? – spytał ją zadowolony ojciec, popijający poranną czarną kawę i czytając niemiecką gazetę.
- Średnio… - usiadła zrezygnowana przy stole. – A co jak nie będę ich rozumieć? Muszę z kimś rozmawiać!
- Dasz sobie radę. Jeśli rozumiesz prezenterów pogody w telewizji, zrozumiesz też panią na lekcji. Myszko, nie martw się. Popatrz na brata! On nawet się nie przejmuje – wskazał na starszego blondyna.
- Ojcze! Wypraszam sobie – odparł teatralnym tonem. – Dla twojej wiadomości odczuwam pewien dyskomfort na myśl o szkole pełnej niemieckich dzieciaków, ale postaram się pohamować swoją niechęć do tego zacnego narodu – zaakcentował dwa ostatnie słowa.
- Co złego zrobiłem, że mnie tak pokarano… - westchnął ojciec.
- Zbierać się, podwiozę was za chwilę – poinformowała mama, dopijając swój ulubiony sok pomarańczowy.
                Jechali około 10 minut w kompletnej ciszy. Mama próbowała do nich zagadać, ale oboje byli zbyt zajęci myśleniem. Gdy dotarli na miejsce zobaczyli tłumy dzieciaków.
- Zdechnę tutaj – blondyn wydał z siebie ryk niezadowolenia. Szatynka tylko pokręciła głową i spojrzała na matkę.
- Idź już synu do klasy, a ja zaprowadzę Myszkę do dyrektora…
- Pa mamo! – pobiegł w stronę budynku, najwyraźniej dostrzegając nową sąsiadkę.
- Chyba spodobała mu się ta Tanja!
- Mamo! Chodź już lepiej! – obie udały się w stronę gabinetu.

***

- Można? – zapukały do środka i weszły gdy usłyszały pozytywną odpowiedź. – Nazywam się Alice Stern… - nie dokończyła.
- Miło mi! – od razu podniósł się z fotela. – Hermann Hoffmann. A ta młoda dama to zapewne Hanna.
- Tak – odparła cicho.
- Zaraz zaczną się lekcję, więc zaprowadzę cię do twojej klasy. Zdenerwowana? – spytał szatynkę, gdy kierowali się długim korytarzem do sali.
- Trochę… - odparła niechętnie. Nie chciała rozmawiać. Wolała już mieć tą szopkę za sobą.
- A syn?
- Max zawsze chadza swoimi ścieżkami i już dołączył do reszty… - odpowiedziała Alice.
- To tutaj – powiedział, gdy znaleźli się przy drzwiach z numerem 13 na samym końcu korytarza. Delikatnie uchylił je i widząc, że dzieciaki są już w klasie, wpuścił dziewczynkę.
- Powodzenia – szepnęła mama zanim zniknęli za drzwiami.
- Witam was – przywitał się z uczniami.
                Hania stała na środku sali. Speszona obserwowała pozostałe dzieci, które z ciekawością wpatrywały się w nią. Nie wiedziała jak się zachować.
- Poznajcie nową koleżankę, Hannę Stern. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją ciepło i sprawicie, że najbliższe lata upłyną wam na rozwijaniu nowej przyjaźni – stara gadka. Szatynka wiedziała, że ciężko będzie się jej wbić w to towarzystwo. Wszyscy zgrani, znają się nawzajem i lubią. Ją czekają chrzty bojowe i pełno niedomówień.
- Miło mi cię poznać Hanno – nauczycielka przywitała się z nią. – Jestem Lisa Kopf i będę cię uczyć biologii. Usiądź sobie może… - rozejrzała się uważnie po klasie. – Obok Liny – zaproponowała jej miejsce w drugiej ławce w środkowym rzędzie. Skinęła głową i usiadła obok piegowatego rudzielca.
- Cześć, jestem Lina Mayer – dziewczyna podała jej rękę i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Hania. Miło mi – odparła speszona.
- Spokojnie, przywykniesz. Ja tutaj wylądowałam rok temu – zdziwił ją beztroski ton głosu dziewczyny. Znały się może z minutę, a tamta była otwarta wobec niej jakby były najlepszymi przyjaciółkami. – Może nie mam wielu przyjaciół, ale ci, których mam są wyjątkowi. Jeśli chcesz, to możesz do nas dołączyć – zachęciła ją.
- Chętnie poznam nowe osoby. Dzięki – najwidoczniej Niemcy byli bardziej otwarci niż sądziła.

***

- To jest Claire Gessler. Największa jędza w klasie i jednocześnie szkole. Uwielbia uprzykrzać mi życie, bo nie liżę jej tyłka jak reszta – wskazała palcem na tlenioną, wysoką i szczupłą blondynkę. Stały przy kasie w szkolnej stołówce i zamawiały jedzenie.
- A te dwie obok? – spytała Hania nakładając sobie na talerz jedynie sałatkę.
- Jej służba. Łażą za nią jak cienie. Takie popychadła, wiesz… Od przynieś, podaj, pozamiataj… - Lina spojrzała na nią zdziwiona. – U nas się nie dba o linię, bo potem nie ma się siły odpychać kijkami – zachichotała. Po chwili nałożyła na talerz nowej koleżanki spory kawał sznycla i porcję frytek. Sobie to samo. – Bon appetit! – powiedziała i wraz z tacą udała się do stolika pod oknem. – Ekipo! – zawołała do nich. Po chwili obok pojawiła się Hania. – To jest Hania! Nowa uczennica. Wdrążymy ją w system szkolny, co wy na to? – spytała. Grupka wpatrywała się wyczekująco w szatynkę. Po chwili wszyscy uśmiechnęli się serdecznie do nowej i zaproponowali jej miejsce.
- Jestem Marco – pierwszy odezwał się ciemnowłosy chłopak. Uścisnął jej dłoń i uśmiechnął. – To jest Miriam, a to Marcel. Witaj w naszej paczce „M” – zawołał. Przywitała się z każdym i usiadła.
- Mówicie „M”, ale Lina…
- Mam na imię Marlene, ale nie lubię tego imienia, więc skracam do Lina… - wyjaśniła.
- Trudny dzień, co? – spytał Marcel. Chłopak był przystojnym blondynem.
- Jak każdy, gdy coś zaczynasz od nowa – odparła.
- Ale nie skończyłam ci opowieści! – przerwała tą grzecznościową scenkę Lina. Wskazała na stolik obok Claire. – Tam siedzą kombinatorzy norwescy z Wellingerem na czele. Boże, jak ja nienawidzę tego kolesia. Ciotka, która ma ładny ryjek i pół szkoły na niego leci. Jest w naszym wieku i chodzi do naszej klasy – powiedziała wściekła.
- Ty go naprawdę nie znosisz - zachichotała. – Co on ci zrobił?
- Nieważne – zmieniła temat. – Trzymaj się od niego z daleka. A skoro go nie zauważyłaś na zajęciach, to znak, że dobrze z tobą – Hania nie odezwała się więcej.

2.

                Wracała do domu autobusem, ponieważ mama musiała zostać w pracy. Stanęła na przystanku obok grupki dzieciaków. Sprawdziła rozkład do Weissbach. Po chwili obok pojawił się Marcel.
- No młoda, jak ci minął dzień? – spytał kokieteryjnie.
- Młoda? – odparła.
- Z tego co się dowiedziałem, masz urodziny w grudniu, więc jesteś najmłodszą z nas.
- Jakiś ty doinformowany – wytknęła mu język.
- Nie podskakuj pierwszego dnia – zrozumiała, że z nimi będzie miała wesołe, aczkolwiek dziwne życie. Nie byli popularni, ale za to nie musiała udawać kogoś kim nie jest w ich towarzystwie.
- Dokąd jedziesz?
- Do domu. Mieszkam w Inzell – odpowiedział.
- To wioska dalej ode mnie.
- Super! Będziemy się często widywać! – blondyn wyraźnie się ucieszył. W oddali dostrzegła Maxa z Tanją, zmierzających na przystanek. Obok nich szedł Wellinger. – Oho, książę idzie…
- Siostra! – Max uścisnął szatynkę na przywitanie. Po chwili zjawiło się rodzeństwo. – Poznaj Tanję i Andiego Wellingerów -  powiedział blondyn. – Cześć Marcel – dodał, widząc chłopaka stojącego obok z nieciekawą miną. Ten tylko kiwnął głową.
- Miło mi – uścisnęła im dłonie. Tanja była śliczną blondynką, najwyraźniej w wieku Maxa, a Andreas odpowiadał opisowi Liny.
- Cześć – przywitał się z nią. – Może mnie nie kojarzysz, ale jesteśmy w jednej klasie. Siedziałem za tobą na biologii – jego aksamitny głos zawirował jej w głowie. Spojrzała w jego niebieskie oczy i nie mogła wydusić słowa. Po chwili się jednak opamiętała.
- Wybacz. Dzisiejszy dzień to masakra – westchnęła uśmiechnięta.
- Rozumiem. Ale przywykniesz – puścił jej oczko.
- No dzieciarnia, zbieramy się! – wpakowali się do środka autobusu, który podjechał. Marcel podszedł do Hani.
- Nie wiem czy masz świadomość, ale stałaś się jego kolejną ofiarą… - westchnął.
- Słucham? – była zdziwiona.
- Czy był dla ciebie miły, szarmancki i puścił ci choć jedno oczko? – nie odpowiedziała. – No właśnie. To patent na każdą laskę w tej szkole. Ale spokojnie. Z nami nie zginiesz pod jego ‘urokiem’ – zaakcentował to słowo.
- Przyznaj się. Jesteś zazdrosny, bo ci najlepsze panny wyrywa – zachichotała.
- Może – zmieszał się. – Ale sama się przekonasz, jak nas nie posłuchasz…
- Niech będzie…
- Nie zabronię ci z nim rozmawiać, w końcu mieszkacie w jednej miejscowości, ale uważaj na niego. Claire nie będzie zadowolona, gdy zobaczy was razem na jakiejś przyjemnej pogawędce. A już nie wspominając o spacerku…
- To jego dziewczyna? – spytała.
- Pewnie by chciała, ale on nie. Spławia ją za każdym razem, a tamta ma to wyraźnie gdzieś…
- Syndrom „Królowej i jej króla”…
- Coś takiego. Także wiesz… - zaczął, ale nie dokończył. Pojawił się przy nich Andi.
- Haniu, zaraz wysiadamy – podał jej rękę i pomógł wstać. – Pa Marcel. Do jutra.

***

                Okazało się, że Wellingerowie mieszkają kilka domków dalej, a tej samej ulicy. Cała czwórka podążała wspólnie do siebie. Młodsi się nie odzywali, jedynie przysłuchiwali się starszym. Tanja i Max wyraźnie mieli się ku sobie. Hanię cieszył ten fakt, że jej brat jest szczęśliwy, ale bała się oddać go w szpony Wellingerówny.
                Rodzeństwa pożegnały się przy domu Sternów.
- Jesteśmy – Max zawył, gdy tylko przekroczyli próg domu.
- Obiad zaraz będzie, myjcie ręce – usłyszeli krzyk Alice z kuchni.
- Przyznaj się – blondyn zaczął wypytywać ją w łazience. – podoba ci się Andi?
- Zgłupiałeś? Znam go dzień, a nawet krócej. Idź ty swatko lepiej do Tanji – wytknęła mu język.
- I tak wiem lepiej! – zachichotał i szybko uciekł do kuchni.
                Hania spojrzała w lustro. Nie ma szans. Nie zakocham się w nim, choćby nie wiem co! Marcel ma rację. To kobieciarz. Widziałam ten harem obok niego. Może jest miły i sympatyczny, ale nie będę kolejną ćmą lecącą do tego światła.

***

                Następnego dnia wyszła wcześniej. Nie chciała się spóźnić, gdyż Lina opisała zajęcia z historii jak getto. Miała już skręcić na główną ulicę, gdy usłyszała krzyk.
- Hania! – dopiero po chwili poczuła szarpnięcie za ramię.
- Andi, cześć – uśmiechnęła się na jego widok.
- Cześć. Jak? Wyspałaś się?
- Tak, a ty? – tylko ją dziwiły te banalne pytania?
- Też. Słuchaj… - nie dokończył. Na przystanek podjechał biały Mercedes. Szyba od strony pasażera szybko się odsunęła i zobaczyli Claire.
- Andi! Jak miło cię widzieć! – klasnęła w dłonie.
- Ciebie też… - wydukał.
- A co kto? – spytała beznamiętnie.
- Hanna Stern. Nowa uczennica w naszej klasie – odparł i uśmiechnął się pokrzepiająco do szatynki.
- Podrzucić cię? – spytała, kompletnie ignorując Hanię.
- Nie, dziękuję… - prychnął.
- Do zobaczenia w szkole, słodziaku – przesłała mu całusa i odjechała.
- Przepraszam za nią – powiedział. Naprawdę było mu przykro.
- Nie masz za co… Widać tylko za co mnie ludzie mają. Za nic…
- Siostra! A mówiłaś, że ty nic do niego – z nienacka pojawił się obok Max. Dziewczyna się przeszyła.
- Gdzie Tanja? – spytał Andi próbując zmienić temat.
- Już biegnie. Mówiła coś o zepsutej prostownicy…
- Nieeee – zawył. – Teraz nie da mi spokoju cały dzień…
- Będzie dobrze – poklepała go po ramieniu, chcąc dodać mu odrobinę otuchy.

3.

- Szkoła to dżungla. Mówię ci – kolejne przemyślenia Liny śmieszyły szatynkę coraz bardziej.
- Coś o tym wiem. Czy w Katowicach, czy tutaj, to zawsze to samo… - usiadły pod salą. Po chwili podszedł do nich Marcel i Marco.
- A gdzie Miriam? – spytał rudzielec.
- Musiała zostać dłużej u tego histeryka… - odpowiedział zniesmaczony.
- Współczuję jej. A za chwilę lekcja z największą heterą w tej szkole.
- To znaczy? – spytała zaciekawiona Hania.
- V-ce dyrektorka, Elizabeth Gessler.
- Matka…
- Claire. Ta sama. Oprócz jej córeczki nie istnieją inni ludzie. W dodatku każda która kręci się wokół Wellingera ma przechlapane. Oczywiście te blond tlenione kudły zawsze donoszą mamusi o wszystkim i nic na to nie poradzisz…
- Masakra…
- Więc bądź dzisiaj miła i trzymaj się od kombinatora z daleka. Jak przetrwasz pierwszą lekcję bezboleśnie, to wszystko będzie dobrze – poklepała ją po ramieniu dla otuchy. Marcel pomógł im wstać, gdy usłyszeli dzwonek.
                Spojrzała na swój telefon i zobaczyła wiadomość od Maxa: Idę z Tanją na koncert dzisiaj. Masz mnie kryć, jasne? ;) Westchnęła i uśmiechnęła się do samej siebie.
- Od chłopaka? – usłyszała szept obok ucha. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Obróciła się i zobaczyła uśmiechniętego Andreasa.
- Nie… - zmieszała się. Kurde on naprawdę potrafił czarować.  – Od brata…
- Idą z Tanją na koncert. Już słyszałem – zachichotał na wspomnienie okrzyku radości siostry. – Zdenerwowana?
- Mam nadzieję, że nie będzie tak strasznie jak mówią. Niemiecki chyba nie jest aż taki zły, prawda? – upewniała się. Andi tylko skrzywił się.
- Dasz sobie radę.
                Zobaczyli, że Elizabeth przyszła. Wszyscy jak w rządku ustawili się i gęsiego wchodzili do sali. Hania usiadła obok Liny i czekała na wyrok.
- Do prawdy nie rozumiem postępowania Hoffmanna. Przyjmować jakieś przybłędy z Polski… - zaczęła od razu. Hania nerwowo przełknęła ślinę. To wyglądało na kłopoty. – Stern. Proszę wstać! – Szatynka podniosła się szybko i spojrzała na nauczycielkę.
                Wyglądała identycznie jak córka. Tlenione blond włosy, długie do pasa. Mocny makijaż, brązowa sztuczna opalenizna. Nawet ubiór ten sam.
- Jeśli myślisz, że będę ci wybaczać twoje błędy językowe, to się grubo mylisz. Skoro zdecydowałaś się przyjść do tej szkoły, to masz się zachowywać jak prawdziwa Niemka. Tak w ogóle. Skąd to nazwisko?
- Dziadkowie od strony taty są Niemcami.
- Niemką nigdy nie będziesz i tak. Siadaj. Nie mam ochoty na ciebie patrzeć – w szatynce się zagotowało. Zacisnęła pięści, jednak pohamowała potok słów, jaki chciał się wydobyć w jej ust.
- Uspokój się Hania, ona tak zawsze. Proszę – Lina chwyciła ją za ramię.
                Lekcja mijała spokojnie. Pisali jakieś wypracowanie. Hania skupiła się na swoim zadaniu. Dopiero liścik od kogoś z klasy przerwał jej pracę. Rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając Gessler. Otwarła kartkę i zaczęła czytać: Ona tak zawsze. Nie przejmuj się nią. Linie też się dostało w zeszłym roku. Pokaż tej starej jędzy, że jesteś więcej warta. Ja to już wiem ;) A. Zatkało ją. Po chwili jednak zobaczyła cień nad sobą.
- Już pierwszego dnia zaczynasz? Dawaj to!
- Nie. To moja prywatna sprawa – powiedziała stanowczo.
- Oddaj, albo zostaniesz dzisiaj po lekcjach!
- Zostanę po lekcjach.
- Marsz pod tablicę! Będziesz tam stać do końca zajęć! – pociągnęła ją za ramię i zaprowadziła we wskazane miejsce. Widziała jak jej paczka wpatruje się pocieszająco w nią. Czuła się zadowolona z tego co zrobiła i że tej osoby nie wydała. Chciała jedynie dowiedzieć się, kto jej to napisał. Spojrzała po reszcie. Claire śmiała się z niej prosto w twarz z jej świtą. Dopiero Wellinger wpatrzony w nią dał jej do zrozumienia, że to był on. Uśmiechnęła się delikatnie, a on to odwzajemnił.

***

                Zadzwoniła do mamy, że wróci później. Obiecała wyjaśnić jej to wszystko w domu. Zmęczona wyszła ze szkoły i udała się na przystanek. Z chwilą przekroczenia bram szkoły, poczuła szarpnięcie za dłoń.
- Przepraszam – zobaczyła skruszonego Andreasa.
- Nie ma za co. Nie żałuję, że tak zrobiłam… - dalej już razem szli na przystanek. – Nie powinieneś być już w domu?
- Nie mogłem wracać. Głupio mi, że jej podpadłaś przeze mnie.
- Andi, oboje dobrze wiemy, że nawet gdybyś nie dał mi tego liściku, to i tak by coś znalazła.
- Ale i tak mi głupio. Dasz sobie to jakoś wynagrodzić? – spytał z delikatnym uśmiechem.
- Co masz na myśli?
- Spacer po Weissbach? Na pewno nie znasz wszystkich fajnych miejsc. Jest piątek, jutro mamy wolne. Co ty na to?
- Chętnie – rozum wołał przestań!, a serce chciało iść z nim gdziekolwiek by ją zaprowadził.
- Serio?! – zdziwił się.
- Za szybko się zgodziłam? – zachichotała. – A inne najwyraźniej udają kokietki i musisz się nagimnastykować, tak? – wytknęła mu język. Zmieszał się.
- Mniej więcej… Ty też uważasz mnie za kobieciarza?
- Słyszałam co nieco…
- Może uda mi się jakoś zmienić twoje zdanie o mnie… - kurde on mnie podrywa!
- Nie wiem czy nie dostanę szlabanu za dzisiejszy wyskok...
- Dasz mi swój numer? Zadzwonię do ciebie i ustalimy ewentualny termin, ok? – nie ustępował. Chyba miał w tym jakiś cel. Autobus podjechał i wsiedli do środka. Usiedli obok siebie. Hania obserwowała go uważnie.
- Dlaczego? – spytała nagle.
- Co dlaczego? – uśmiechnął się głupawo.
- Dlaczego chcesz się ze mną umówić?
- Lubię cię. Wydajesz się miła i sympatyczna. Nie atakujesz mnie jak Lina i Miriam na dzień dobry. Rozmawiasz ze mną jak z człowiekiem…
- Przecież jesteś człowiekiem – zachichotała.
- Nie znasz mnie dobrze, więc nie wiesz o mnie paru rzeczy.
- Pochwalisz się dzisiaj wieczorem, jak się uda – po kilku minutach wysiedli w Weissbach. Szli obok siebie w kierunku ulicy Seelauerweg. Zatrzymali się obok jej domu. Wyciągnęła z torby kawałek kartki i naskrobała numer. – Tylko nie zgub – puściła mu oczko i zniknęła za bramą jej domu.

4.

- Nie spodziewałam się tego po tobie! – Alice wyraźnie nie była zadowolona z tego co zrobiła jej córka. Owszem, postąpiła mądrze wobec kolegi, ale sama zesłała na siebie problemy. – Kim on chociaż jest?
- Nie znasz – skłamała. Nie chciała, żeby mama miała pretensje do Andiego. Polubiła go. Nie chciała się litować nad nim jak większość dziewczyn, ale to by było wbrew jej dobrej naturze.
- Wiesz, że masz szlaban? Tydzień to chyba odpowiednia kara…
- A mogę go mieć od wieczora?
- Randkę masz? Inaczej się nie zgadzam – zachichotała.
- Andi Wellinger zaprosił mnie na spacer po miasteczku… - nie chciała kłamać.
- No, no – mama od razu uśmiechnęła się szeroko. – Ale po 21 masz być w domu!
- Kocham cię mamo! – uściskała rodzicielkę i pobiegła na górę.

***

                Nie wiedziała w co się ubrać. W dodatku czekała na telefon od sąsiada. Spojrzała na jego dom. Po chwili dostała SMS-a: Już? Nie wiem czy mogę dzwonić, więc piszę… A :) Uśmiechnęła się uroczo. Dzwon :P
­- Przeżyłaś? – zachichotał nerwowo. Czy on się denerwuje?
- Mam szlaban, ale od 21…
- Będę po ciebie za 15 minut… - rozłączył się.

***

                Słysząc dzwonek do drzwi zbiegła na dół i otwarła je.
- Gotowa? – zapytał Niemiec.
- Jasne. Mamo, wychodzę i będę przed godziną policyjną! – zawołała i wyszła na zewnątrz. – To dokąd idziemy? – spytała po chwili milczenia.
- Przed siebie – przepuścił ją w bramie.
- Dowcipniś.
                Przemierzali uliczki Weissbach. Mała miejscowość nadal miała przed nią tajemnice. A to miało swój urok.
- Opowiedz mi o sobie – poprosił. Do tej pory nie przeszkadzało im milczenie.
- ¾ Polki i ¼ Niemki. Od dziecka kocham góry i jazdę na nartach. Między innymi dlatego chciałam iść do tej szkoły. Może Lindsey Vonn nie zostanę, ale marzenia warto mieć… - dotknęła drzewka w parku, przez który szli. Lekki śnieżek oprószył ich zmarznięte twarze. Spojrzeli na siebie. Coś niesamowitego działo się z nimi w tej chwili. Kompletnie odcięci od świata i zajęci sobą. Potrzebowała takiego momentu. W końcu poczuła się chciana tutaj.
- Jasne, że warto. Ja chciałbym zostać sławnym kombinatorem norweskim!
- Wiem – uśmiechnęła się. – Uwierz mi, zanim cię poznałam osobiście, wiedziałam o sobie więcej niż bym nawet chciała!
- Widzę, że mamy dobrych informatorów.
- Nie bądź zły na Linę. Wiem też, że ona coś ukrywa. Trochę ją rozgryzłam już… - spojrzała na niego uważnie. On też nie lubił o niej rozmawiać. Czyżby coś było między nimi?
- Dawne dzieje… - zmieszał się. – Chodź na gorącą czekoladę. Najlepsza w tym kraju!

***

- Ona naprawdę jest pyszna!
- A nie mówiłem? – był dumny siebie. Hania pochłaniała pośpiesznie kolejne łyki napoju.
- Która godzina? – spytała. W międzyczasie umazała się pianką z czekolady.
- Dochodzi 21… - posmutniał.
- Matko na Niebie! – zerwała się szybko. Otarła ‘wąsy’, zapłacili za siebie i wyszli.
- Nie pędź tak! – krzyknął za nią.
- Spóźnię się! – zatrzymała się w miejscu i poczekała na niego.
- Skłamałem… - podszedł do niej. – Jest po 20. Mamy jeszcze trochę czasu.
- Kretyn! – walnęła go pięścią w ramię.
- Nie sądziłem, że wybiegniesz tak nagle. Tam było za dużo ludzi. Ale chodź. Odprowadzę cię – uśmiechnął się delikatnie.

***

                Może powinnam zacząć pisać pamiętnik… Nie! To głupota! I co tam napisze? Że Wellinger jednak zrobił na mnie wrażenie? Bez sensu… A Lina ostrzegała. I tak będziemy jedynie przyjaciółmi. Przecież Claire by mnie zabiła… Już jej matka robi mi na złość.
                Siedziała na ulubionym i jedynym parapecie w swoim pokoju. Obserwowała całe miasteczko z tego miejsca. Było tak spokojnie. Nie podejrzewała, że tak będzie na nią działać to miejsce. Poczuła wibracje telefonu: Śpisz? Dobrej nocy, A ;) Zdziwiła się nieco. Czego on od niej oczekiwał? Nie. Ale zaraz się kładę. Dobranoc ;)

5.

                Poniedziałek wydawał się być katorgą. Niemiecki na początek nie wróżył dobrego tygodnia. Weszła do szkoły i zobaczyła, że Lina do niej macha. Podeszła pośpiesznie do grupki.
- Jesteś wreszcie! Ponoć hetera zachorowała i mamy zastępstwo – w jej głosie słychać było ulgę.
- A z kim?
- Nie wiemy. Mam nadzieję, że z gościem od geografii!
- A co on jakiś piękny jest? – zachichotała szatynka.
- Oj, widać, że jesteś tu nowa – odparła. – Wszystkie na niego lecą!
- Może jednak znajdziecie wyjątek – Hania nie lubiła, gdy określano ją jako ‘wszyscy’. W oddali zobaczyła Andiego w pogawędce z kumplami. Nie widzieli się od piątku. Od czasu do czasu (raz dziennie) przysłał SMS-a z pytaniem jak się czuje, ale tylko tyle. Miriam pomachała jej dłonią przed oczyma.
- Czy mam rozumieć, że Wellinger i na ciebie podziałał? – skrzywił się Marcel.
- Jesteśmy jedynie sąsiadami! Dajcie spokój – odparła.
- Cześć Hania – usłyszała jego głos, po czym podszedł do niej i objął ją ramieniem. Spojrzała na niego krzywo. – Dobra już nie będę – uśmiechnął się szeroko, podnosząc ręce do góry w geście obrony.
- Cześć Andi – dodała. Lina zignorowała tą sytuację. Na horyzoncie pojawił się nieziemsko przystojny czarnowłosy przystojniak.
- To on – szept Marco potwierdził jej przypuszczenia.

***

                W zasadzie była jedyną dziewczyną, która nie uśmiechała się głupawo do Martina. Reszta piała w ochach i achach nad nauczycielem, nie mogąc przestać na niego patrzeć. Chłopcy zajęli się rechotaniem z nich w jednym końcu sali. Czuła się dziwnie obok Miriam i Liny.
                Na przerwie zwróciła uwagę na jeden fakt.
- Lina… - zaczęła. – Czy Miriam i Marco…
- Chyba tak. Obserwuję ich od dłuższego czasu i coś jest na rzeczy. Widać i ty bystrzaku wyhaczyłaś ten szczegół.
- No wiesz? Za kogo ty mnie masz? – odparła z wyrzutem.
- Spadaj. A tak w ogóle nie akceptuję twojej przyjaźni z Wellingerem, wiesz o tym?
- Wiem. Powiedz mi co się stało, bo coś się stało między wami, prawda?
- Nie czas i miejsce. Może kiedyś. Ale to nic takiego – uśmiechnęła się sztucznie.

***

- Witam na pierwszych zajęciach w tym roku – sympatyczny ton głosu instruktora narciarstwa powitał grupę narciarską. – Jak forma po wakacjach? – wszyscy jak jeden wybuchli śmiechem. – Czyli zaczynamy od początku. Jest ktoś nowy słyszałem. Gdzie jest ta nowa gwiazda narciarstwa?
- Tutaj – Hania nieśmiało podniosła rękę.
- Nie wstydź się nas. Tu sami swoi! – podszedł do niej. – Musisz zostać trochę po zajęciach. Jest trochę papierków do wypełnienia.
- Jasne.
- No to do roboty, rozgrzewka, siłownia i wio!

***

                Zmęczona, ale zadowolona wyszła z treningu. Nie mogła się doczekać, aż wrócą na śnieg. Spokojnie szła na przystanek. Ostatnie promienie letniego słońca padały na jej twarz. Niedługo miała się zacząć jesień. Lubiła każdą porę roku. W każdej widziała coś nowego, innego. Dostrzegała szczególiki, które dla niektórych nie były tak oczywiste.
                W samotności dotarła do domu.
- Mamo, jestem!
- Myj ręce i jedz szybko. Musimy coś załatwić…
- A co takiego?
- Tata zaprosił mnie na kolację dziś wieczorem, a ja nie mam nawet ładnej sukienki.
- Trzeba było od razu mówić, że zakupy – Hania zachichotała.

***

                Odrobiła szybko lekcje i postanowiła przespacerować się kawałek przed snem. Jak na wrzesień, było wyjątkowo ciepło. Poszła do parku i usiadła po turecku na ławeczce. Oparła głowę o oparcie i spojrzała w niebo. Brakowało jej przyjaciółki. Sara została w Katowicach. A w tym momencie potrzebowała rozmowy. Nie mogła liczyć na Miriam czy Linę. Może i ufała im, ale nie sądziła, że będą w stanie jej pomóc. Wybrała numer przyjaciółki.
- Myszka, co się dzieje? Czekam na skajpaju na ciebie – usłyszała głos brunetki.
- Nie wiem co robić. To miejsce jest piękne i wyjątkowe. Czuję się tu świetnie, ale brakuje mi kogoś do spowiedzi…
- Chciałabym przyjechać…
- Zaproszenie nadal aktualne. Jak będziesz tylko mieć czas, widzę cię w Weissbach.
- Co robisz?
- Siedzę sama w parku i patrzę w niebo.
- Sama?
- No sama…
- Nie boisz się?
- Jakoś niespecjalnie…
- Coś się dzieje. Słyszę to. Radzisz sobie w szkole? Ze znajomymi?
- Tak. Wszystko jest w porządku. No oprócz Claire.
- Znowu daje w kość?
- Denerwuje mnie jej obecność. Coś jak Ulka.
- Nawet mi nie mów, bo mamy jutro w-f razem…
- Utleniacz chodzi ze mną na narciarstwo, czujesz?
- Chryste Panie!
- Właśnie…
- A ten cały Andreas?
- Czemu pytasz o niego? Jest mnóstwo innych chłopaków w klasie! – zmieszała się.
- Bo tylko jego imię słyszę ciągle. Znalazłam jego zdjęcia. Przystojniacha!
- Gdzie?!
- Na stronie kombinatorów norweskich, czy coś tam…
- On mnie prześladuje…
- Rozumiem, że może ci się podobać, ale…
- Pamiętam. Ciągle pamiętam. Z resztą, nawet jeśli, to jest Claire, a ona mnie zabije, jak będę się obok niego kręcić…
- Tak źle i tak niedobrze… Ale przyjaciół zaakceptuje?
- Nie wiem, nie pytałam, wiesz? – uśmiechnęła się.
- Kończę mała. Jest już po 21, wracaj do domu. Ja mam jeszcze do zrobienia matmę. Pa kochana, love ya!
- Paaa. Love ya too – rozłączyła się szybko. Ponownie odchyliła głowę do tyłu. Poczuła, że ktoś siada obok. Przestraszona zerwała się z miejsca.
- Hania, to tylko ja! Spokojnie – usłyszała głos Andiego.
- Nie strasz mnie tak! Chcesz, żebym na zawał padła?
- Spokojnie – zachichotał. – Nie powinnaś być w domu?
- Rodzice są na randce, więc i ja mam wychodne.
- A czemu siedzisz tutaj sama?
- Uspokaja mnie to miejsce… Ale muszę się zbierać…
- Odprowadzę cię – zgodziła się na jego propozycję.
- Dziękuję – kiwnęła z uśmiechem głową.

6.

                Dni mijały, a krajobraz Weissbach zmieniał się na coraz to bardziej zimowy. Grupa Hani już zaczynała trenowanie na śniegu. Jeździli do oddalonego o 1,5 godziny austriackiego Schladming. Szatynka odżywała ponownie.
                Siedzieli w karczmie na stoku i odpoczywali przed kolejnymi zjazdami.
- Hania, świetnie jeździsz. Chyba od małego, prawda? – spytał ją Thomas, instruktor.
- No tak. Mój wujek jest instruktorem i zawsze mi wmawiał, że widzi we mnie potencjał – chichotała.
- Ale to prawda! Masz talent dziewczyno!
- Niech pan nie żartuje, bo uwierzę! – usłyszeli nerwowe chrząknięcie.
- Tak Claire? – Lina spytała tlenioną.
- Ja też tu siedzę!
- Słyszymy – chyba większość miała dość jej fochów.
- Brygado, zbieramy się, bo księżniczka nam się nudzi – powiedział zabawnie Thomas.

***

- W końcu jesteście! – powitał ją okrzyk radości Miriam. Marcel i Marco również do nich podeszli i uściskali.
- Nie żartuj, że się stęskniłaś – Lina była w szoku.
- No jasne! Marcel nawet ciasto upiekł dla Hani! Auć! Dla ciebie Lina też – poprawiła się, gdy poczuła łokieć blondyna na żebrach.
- No to dawajcie je!
- Potem! Teraz biologia – powiedział Marcel i wszyscy ruszyli pod salę. Podszedł bliżej Hani. – Dawno cię nie widziałem – powiedział z uśmiechem na ustach.
- Ja ciebie też. Co u ciebie?
- W porządku. Zawodowym kombinatorem nie zostanę, ale co mi tam – machnął ręką. – Słuchaj – zaczął nerwowo. – Miałabyś ochotę wybrać się ze mną na łyżwy w sobotę?
- Chętnie! – zgodziła się od razu, bo uwielbiała ten sport. - W sumie szukałam kogoś z kim mogę iść, ale nie wiedziałam, że ty umiesz jeździć.
- No umiem. To co, jesteśmy umówieni? – puścił do niej oczko w stylu Andiego.
- 17 pod moim domem – uśmiechnęła się.

***

- Ktoś tu cię podrywa… - usłyszała szept Liny.
- Spadaj. To tylko przyjacielski wypad na łyżwy.
- Akurat. Już widzę jak przypadkiem na ciebie wpada i cał…
- Lina! – krzyknęła. – Nie żartuj nawet!
- No przecież mam oczy. On się w tobie zakochał na zabój! Nie widzisz tego? – spytała zaskoczona.
- Nie. Zawsze wydawał mi się kumplem. Starałam się traktować i jego i Andreasa tak samo… - posmutniała.
- Tyle, że ten drugi umie kochać samego siebie jedynie – bąknęła.
- Uważaj co mówisz! Znam go już trochę i nic takiego nie zauważyłam!
- Bo ty kochasz ufać ludziom!
- Najwidoczniej. Co mam zrobić z Marcelem?
- Powiedz mu prawdę, jak będzie chciał cię pocałować czy coś. No chłopina musi wiedzieć co czujesz!
- Ja go tylko bardzo lubię. Cholera!
- No życie to nie bajka, Młoda…

***

                Zdenerwowana chodziła po domu, wyczekując Marcela.
- Dziurę wydepczesz! – Max zawył z salonu.
- Oglądaj mecz, a nie!
- Czekam na Tanję…
- Max… - zaczęła. Usiadła na skraju kanapy i spojrzała na brata.
- No?
- Czy wy już oficjalnie?
- Razem? Chyba tak. W zeszłą niedzielę zmieniliśmy statusy na fejsie – pociągnął colę z puszki przez słomkę.
- Jakież to romantyczne… - westchnęła.
- A Andi gdzie cię zabiera?
- Andi? – zdziwiła się.
- No Tanja mówiła, że gdzieś się szykuje. Myślałem, że idziesz z nim…
- Nie. Idę z Marcelem. A o Andim nie wiem nic – posmutniała. Widocznie szybko umiał znajdywać sobie zastępstwo. Usłyszeli dzwonek do drzwi. – Otworzę – ruszyła się z miejsca.
- Cześć – zobaczyła w drzwiach blondynkę.
- Hej, wchodź! Leniwiec już czeka na swojej wygodnej kanapie – zaprosiła ją do środka.
- Mogę mieć do ciebie pytanie? – spytała, uprzednio całując namiętnie swojego chłopaka i siadając obok niego na sofie.
- Jasne.
- Gdzie i z kim idzie mój brat? Z tobą?
- Nie mam pojęcia. Ja wychodzę z Marcelem. Może ma nową dziewczynę?
- Wątpię. Pewnie to któraś z tych sprawdzonych… - odparła beznamiętnie. W Hani się zagotowało. Skoro jego siostra mówiła o nim takie rzeczy, to znaczy, że Lina miała rację. Usłyszała dzwonek.
- To po mnie. Udanego wieczoru – otrząsnęła się szybko, ubrała i wyszła do Marcela.

***

- Nie wiem czy dobrze robimy… - powiedziała smutno Tanja.
- Lina nas prosiła, żebyśmy wybili jej go z głowy. Wiesz, że to dobry pomysł. Marcel to fajny chłopak…
- Chyba sam w to nie wierzysz…
- Chcę chronić moją małą siostrzyczkę przed szponami Gessler. Tyle. Nie nasza wina, że uparła się na twojego brata…
- Ale to nie fair! Andi ją lubi i ona lubi mojego brata!
- Wiem o tym. Ale co zrobić? Andreas może mieć każdą. Taka jest prawda. A moja siostra jest wyjątkowa…
- Coś w tym jest… - przytuliła się mocno do niego, czując jak składa na jej czole całusa.

***

                Wygłupiali się, śmiali i przewracali na lód. Hania dawno nie czuła się tak swobodnie. Lodowisko w Ruhpolding to był świetny pomysł. Podparli się zmęczeni o barierki.
- Musisz byś taka dobra we wszystkim? – zapytał ją zdyszany Marcel.
- Chyba tak – uśmiechnęła się szeroko. Spojrzał na nią uważnie. W głowie szatynki zapaliła się czerwona lampka. Blondyn zaczął powoli się przysuwać w jej stronę. Hania czując co się stanie, odepchnęła go lekko od siebie.
- Marcel… - wyszeptała.
- Rozumiem. Przepraszam… - zmieszał się.
- To nie tak… - chciała coś powiedzieć, ale widząc Andreasa i Linę na lodowisku, serce jej stanęło. Już rozumiała dlaczego jej przyjaciółka zachowywała się tak dziwnie. Marcel zobaczył gdzie podąża jej zaskoczony wzrok. Zakrył usta z wrażenia.
- Lina? Andi? – Hania nie panowała nad sobą. Krzyknęła głośno. Andreas słysząc jej głos, przewrócił się na lód. Rudzielec zerwał się szybko i zaczęła jechać w jej stronę.


7.

- Hania, posłuchaj, ja ci to wyjaśnię!
- Kłamca! Dlatego kazałaś mi się trzymać od niego z daleka, tak? – krzyczała na nią.
- Nie rozumiesz, to nie tak!
- A jak? Przypadek? – zadrwiła. Andreas podjechał szybko do nich.
- Haniu…
- Darujcie sobie, oboje! – chwyciła Marcela za rękę i pośpiesznie opuścili lodowisko.

***

- Przepraszam, głupio wyszło… - przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał.
- Nie twoja wina przecież…
- Nie sądziłem, że jest do tego zdolna. Dasz sobie radę? – spytał, gdy zatrzymał samochód pod jej domem.
- Jasne. Zimny prysznic zawsze się przydaje – zawahała się chwilę i musnęła szybko jego policzek. – Dobranoc – pożegnała się i wyszła szybko z auta.

***

- Jestem! – zawołała w progu.
- Jak randka? – spytała Alice, gdy jej córka usiadła w kuchni.
- Do dupy.
- Co się stało? – usiadła obok niej.
- Na początku wszystko było fajnie. Naprawdę! Potem Marcel o mało mnie nie pocałował, a chwilę później zobaczyłam Linę i Andreasa na tym samym lodowisku, w wyśmienitych humorach.
- Nie pieprz! – Max usłyszał słowo Lina i od razu się poruszył.
- No serio. Tak mi wciskała kit, że Wellinger to świnia i babiarz, a chowała go dla siebie. Małpa!
- Nie martw się. Razem z Tanją coś na nią wymyślimy… - przytulił ją.
- Wiecie co jest najgorsze? Że Andi cały czas się dziwnie zachowywał. Oszukiwali mnie oboje przez 3 miesiące…
- Kochanie – Alice nie mogła patrzeć na córkę w tym stanie.
- Muszę pobyć trochę sama – wstała i udała się do siebie. Nie miała nawet ochoty na prysznic. Padła na łóżko i rozpłakała się jak małe dziecko.

***

                Poniedziałek był dla niej trudny. Nie miała ochoty patrzeć na tą dwójkę. Miriam, Marco, Marcel, Tanja, Julia i Max potwierdzili, że są jej przyjaciółmi i trzymali się razem. Lina trzymała się sama na uboczu, próbując złapać Hanię samą, bez obstawy. Andreas też próbował. Jednak bezskutecznie.
                Po lekcjach siedziała na przystanku wyczekując autobusu. Gdy przyjechał od razu zerwała się i wsiadła. W ostatniej chwili wpadł do środka Andreas. Spojrzał na nią smutno. Nie mogła zrozumieć dlaczego w ogóle się zlitowała.
- Daj mi 5 minut, proszę – powiedział błagalnym tonem.
- Ani minuty więcej! – usiadł obok niej i spojrzał na jej smutną twarz.
- Przepraszam! To był przypadek. Uwierz mi!
- Nie wierzę… W nic już nie wierzę…
- Ale to prawda! Chciałem iść do ciebie i wyciągnąć cię gdzieś bez zapowiedzi. Tak dawno nigdzie nie byliśmy razem…
- I już nie będziemy!
- Widziałem jak wychodzisz z Marcelem. Nie miałem odwagi podejść. Zadzwoniłem do Liny, czy nie wie gdzie się wybieracie i powiedziała mi o tym lodowisku. Zaproponowała, że pójdzie tam ze mną…
- A ty dobroduszny, w zastępstwie za mnie, się zgodziłeś. Cudownie…
- Ktoś tu jest zazdrosny… - zachichotał, za co dostał jej czapką.
- Odczep się! – hamowała uśmiech, który cisnął się na jej usta.
- I zaproponowałem jej łyżwy na zgodę i się zgodziła, o dziwo od razu. Weszliśmy na lodowisko, a tam wy…
- Zgrabnie ci to wyszło, nie powiem – powiedziała oschle.
- Ale ja nie kłamię!
- Akurat…
- Przepraszam jeszcze raz. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz… - już chciał wstać, gdy przytrzymała jego dłoń.
- Wybaczę, jeśli poznam prawdę o tym co zaszło między wami – powiedziała. Czuł, że nie ustąpi. Na jego szczęście byli już w Weissbach.
- Powiem ci. Ale nie teraz. Na spokojnie, dobrze? – wysiedli.
- Niech będzie… - ruszyła w stronę domu.
- Ale wybaczasz?
- Zastanowię się. Idź już do domu – poprosiła.
- Odprowadzić cię?
- Dam sobie radę… Cześć – powiedziała sucho i poszła przed siebie, zostawiając go samego. Miał nadzieję. A ponoć ona umiera ostatnia.

***

- Rozmawiałaś z Andim albo Liną? – spytała ją mama, gdy siedziały same w kuchni.
- Z Andim. Ale tylko dlatego, że jechaliśmy jednym autobusem…
- I co?
- Wmawia mi, że to nieporozumienie, że to ze mną chciał się spotkać, że niby spontaniczny wypad, a zobaczył mnie z Marcelem i…
- Zmiękł?
- Mniej więcej. Zadzwonił do Liny, czy nie wie gdzie jesteśmy i wprosiła się w jego towarzystwo. Pojechali razem na to lodowisko i zachciało jej się łyżew no i poszedł z nią na zgodę.
- A o co im poszło?
- Żadne nie chce powiedzieć… Andi mi obiecał, w zamian za odpuszczenie grzechów, ale dzisiaj znowu się wymigał.
- To musi być coś ważnego…
- Mamo, jakie to ma znaczenie? Oboje mnie oszukali.
- Ale to do Andreasa masz największy żal…
- Sugerujesz coś? – spojrzała na nią podejrzliwie.
- Nie. Tak tylko mówię pod nosem…
- Mamo!
- Ty już sama wiesz najlepiej… - zostawiła ją samą i udała się do swojego gabinetu.

8.

                Tego dnia Hania miała swoje 16 urodziny. Nie miała jednak ochoty na świętowanie po ostatnich ekscesach. Ubrała się i jak zwykle poszła do szkoły z nadzieją na poprawę nastroju. A skoro nie było w planie niemieckiego, to znaczy, że to mógł być całkiem fajny dzień.
                Gdy tylko podeszła pod salę do matematyki, jej przyjaciele zaczęli śpiewać głośne sto lat. Hania była pewna, że cała szkoła słyszała ten ryk. Uśmiechnęła się szczerze po raz pierwszy od kilku dni.
- Zaskoczyliście mnie! – powiedziała.
- Wszystkiego najlepszego kochana – Miriam przytuliła ją mocno.
- Od nas wszystkich – reszta facetów również się dołączyła.
- Dziękuję, że pamiętaliście.
- Poczekaj do soboty – Marcel wytknął jej język.
- Gadaj!
- Max mnie zabije! Nie ma mowy!
- No i wy Brutusy przeciwko mnie?

***

                Potrzebowała chwili dla siebie. Po powrocie do domu poszła na spacer do parku. Przemierzała powoli ścieżki, delektując się świeżym zapachem górskiego powietrza. W tym momencie potrzebowała przyjaciółki. Sara była tak daleko.
- Myszko! Wszystkiego najlepszego! – brunetka wręcz wykrzyczała jej do słuchawki telefonu te słowa.
- Dziękuję!
- Jak? Zmęczona?
- Bardzo! Nie dali mi żyć – zachichotała.
- A reszta?
- Claire bąknęła chyba sto lat, ale nie słyszałam, bo chyba się zakrztusiła przy okazji, kombinatorzy dali mi po buziaku…
- Nie o tą resztę pytam…
- Nic. Liny nie było, a Andi chyba chciał podejść, ale miałam ochronę przy sobie – odparła smutno.
- Tęsknisz za nim?
- Bardzo. Dopiero teraz to do mnie dociera…
- Może da się coś z tego jeszcze uratować?
- Nie wiem. Nie teraz. Nie ma sensu tego przyśpieszać. Chyba…
- Trzymaj się Słoneczko – cmoknęła do telefonu.
- Ty też! Paaa – rozłączyła się.
                Stanęła na mostku przy strumyku. Po chwili przed jej oczyma ukazał się bukiet herbacianych róż. Spojrzała na osobnika po swojej lewej.
- Wszystkiego najlepszego – wyszeptał, patrząc na nią z nadzieją w oczach. Nie wiedziała co zrobić. Ucieszyła się, że jednak znalazł moment, ale czy powinna przyjąć?
- Andi…
- Nic nie mów. Będę cię przepraszać, ile będzie trzeba. To dla ciebie – podsunął jej bukiet. Wzięła go od niego i chwilę wahając się, mocno do niego przylgnęła. Objął ją ramionami i zacieśnił uścisk.
- Chyba nie umiem się dłużej gniewać – odsunęła się po chwili i uśmiechnęła.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę!
- Ale to nic nie znaczy. Od nowa pracujesz na zaufanie. Nie wiem czy nie będzie ci ciężej…
- Zrobię co tylko będę mógł. Chcę, żebyśmy znów byli przyjaciółmi – uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Muszę już iść… - zaczęła.
- Odprowadzę cię – nadstawił ramię. Chwyciła je i razem udali się do swoich domów.

***

                Sobota nadeszła szybciej niż się spodziewała. Od kiedy pogodziła się z Andreasem, wszystko stało się przyjemniejsze. Znów rozmawiali, spacerowali, śmiali się. Nie podobało się to Marcelowi, ale nie mógł wymagać od niej, że przestanie się przyjaźnić z blondynem.
                Zeszła na dół i zobaczyła całą rodzinę przy stole.
- Mamy święta? – zdziwiła się.
- Nie. Ale siadaj!
- Coś się stało?
- Nie.
- To o co chodzi?
- O 17 masz być gotowa, jasne?
- Ok?
- Niespodzianka! – Max krzyknął, by uciszyć matkę.

***

                Ubrana w swoją nową czerwoną sukienkę, zeszła na dół. Rodzice i Max już czekali. Zawiązali jej oczy i wyprowadzili z domu do auta. Jechali chwilę. Po kilku minutach wprowadzili ją do jakiegoś lokalu. Zdjęli opaskę i jej oczom ukazała się masa ludzi: jej paczka, dziadkowie, Andi i reszta Wellingerów.
- To dla mnie? – spytała zszokowana.
- Dokładnie! – po chwili każdy podchodził do niej, składał życzenia i wręczał prezenty.
- Myszka! – Sara wpadła w jej ramiona i mocno uściskała!
- Sara!! Na ile przyjechałaś?
- Jutro wracam, ale dzisiaj jestem do twojej dyspozycji! A to skromny upominek ode mnie i rodziców – wręczyła jej pudełko.
- Co to? – spytała zaciekawiona.
- Otworzysz, to zobaczysz – uśmiechnęła się. Widzimy się za moment przy barze! – uściskała ją ponownie. Po chwili obok niej pojawił się Andi.
- Cześć – stanął przed nią w białej koszuli i z prezentem w ręce. – Jeszcze raz wszystkiego najlepszego – wręczył jej podarek. Hania od razu mocno go przytuliła.
- Dziękuję – wyszeptała. Poczuła tylko dłonie Niemca, gładzące jej plecy.
- Nie ma za co, Myszko – staliby tak dłużej, ale dziewczyna zorientowała się, że kolejni goście chcą złożyć życzenia.
- Pogadamy potem, ok? – spojrzała w jego oczy. Serce od razu przyśpieszyło. Oddech był coraz płytszy, a kolana stawały się coraz bardziej miękkie. Andi kiwnął tylko głową i odszedł.
Hania uspokoiła się szybko i zajęła kolejnymi gośćmi.

9.

- No, no… - obok Hani na balkonie pojawiła się Sara.
- Co? – zachichotała.
- Myślisz, że nie widzieliśmy?
- Czego?
- Jak przytulaliście się z Andreasem. I to spojrzenie potem…
- Sara, proszę… - szatynka sama czuła, że coś złego się dzieje z nią.
- Mam oczy. Twoja mama też. I przede wszystkim Marcel…
- Widział to?
- Stał obok mnie i myślałam, że zgniecie szklankę w dłoni. Powiedz mu prawdę. On chyba ciągle myśli, że coś z tego będzie… - przytuliła ją.
- Masz rację…
- Uczuć nie można zmienić, Myszko…
- Mnie to mówisz?
- Chodźmy do środka, chłodno tutaj! – zachęciła przyjaciółkę.

***

                Andreasowi udało się w końcu wyrwać do tańca. Jak na złość właśnie puścili smęta. Spojrzała na niego nerwowo. Bał się jej dotknąć. Widząc jednak, że jej dłoń wędruje za jego szyję, mocniej przyciągnął ją do siebie, obejmując ją w pasie. Patrzył w jej piwne oczy, które wpatrzone były w jego. Nie umiał opisać tego co czuł. Miał ochotę dotknąć jej policzka, jednak wiedział czym by się to skończyło.
                Gdy piosenka dobiegła końca, zdążył musnąć jej policzek delikatnie. Zarumieniła się i uśmiechnęła.

***

- Mam dość… - siedziała zmęczona na podłodze. Zmęczona, ale szczęśliwa. Opierała się o ramię Sary.
- Królewny, jedziemy do domu – Max pomógł obu wstać i zapakować je do samochodu.
- Całe szczęście… Moje nogi… - oparła się o siedzenie z tyłu. Przymknęła oczy i zobaczyła idealną twarz Andiego przed sobą. Uśmiechnęła się delikatnie i starała się przypomnieć sobie każdy szczegół.
- Hania… - Sara szturchnęła ją porządnie w rękę. – Nie śpij!
- Nie śpię! Odpoczywam!
- Tak cię Andi wymęczył? – Max zachichotał.
-  Odczep się mamucie!
- Ja tylko mówię, co widzę – wybuchł śmiechem. A Hani nie było do śmiechu…

***

                Kolejne dni mijały. Święta przeszły niezauważenie. Spędzili je w czwórkę w Bawarii. Nie chciało im się wyjeżdżać do Polski na 3-4 dni. Uznali, że to bez sensu.
                Hania spacerowała uliczkami Weissbach. Polubiła to zajęcie. Od razu łapała spokój i wszystko było łatwiejsze. Jej ulubiona ławeczka była tym razem ośnieżona. Stanęła więc przy mostku i wpatrywała się w lekko przymarzniętą płynąca wodę w strumyczku.
- Z ciebie to jednak jest romantyczka, nie powiem – obok niej pojawił się Andreas.
- Może? – spojrzała na niego.
- Ja po świętach? – spytał.
- Normalnie. A u ciebie?
- Tak samo – spojrzał w jej oczy. Momentalnie odwróciła wzrok. - Mogę cię o coś spytać?
- A o co?
- Czy ty i Marcel? No wiesz? – jąkał się.
- Nie. Jesteśmy jedynie przyjaciółmi…
- Rozumiem… - już chciał coś powiedzieć, gdy przerwała mu.
- Chodźmy dalej! Nie byliśmy jeszcze u kaczek – pociągnęła go za rękaw, nie chcąc dopuścić do kolejnej niezręcznej sytuacji.

***

                Hania, by zapobiec temu co Andi chciał zrobić, zaczęła go unikać. Dawała z siebie wszystko na treningach, by móc się wykręcać zmęczeniem. Bała się własnych uczuć. Zupełnie jak nie ona. Andreas był jej przyjacielem i tylko tym miał pozostać.
- Już w domu? – mama wpadła do kuchni, zastają córkę przy garach.
- Odwołali trening…
- I zamiast iść na spacer z Andreasem, to gotujesz obiad?
- Tak mamo. Właśnie tak robię! – odparła rozdrażniona.
- Co się dzieje Myszko?
- Nie mam pojęcia…
- Jednak miałam rację?
- Z czym?
- Że pan Wellinger nie jest ci obojętny?
- Mamo, daj spokój. To mój przyjaciel, jasne, że nie jest obojętny… - prychnęła.
- A może coś więcej… - zachęcała.
- Nie pomagasz – spróbowała sosu. – Dobre. Wołaj tatę i Maxa.

***

                Z nudów zaczęła rysować. Dawno tego nie robiła i nigdy jakoś specjalnie nie umiała. Żeby nie powiedzieć, że była kompletnym beztalenciem, jeśli chodzi o plastykę. W polskiej szkole dawali jej piątki na zachętę i żeby nie obniżać jej średniej.
                Machnęła parę kresek. Słuchała swojej ulubionej muzyki z polskiej Brzyduli. Czuła się jak bohaterka serialu. Może coś miała w sobie z brzyduli. Aparat na zębach kiedyś nosiła, bryle też. Tylko kto miał być jej Markiem, a kto Piotrem?

10.

                Wiosna bardzo szybko nastała w Niemczech. Hania mogła w końcu usiąść na swojej ławeczce w parku i rozkoszować się świeżym wiosennym powietrzem i śpiewem zbudzonych ptaków. Po kilku minutach pojawił się obok Andreas.
- Widziałem jak wychodzisz, więc ruszyłem za tobą. Wiedziałem, gdzie cię znajdę.
- Nic trudnego, znasz mnie już całkiem nieźle. Myślałam nad przebaczeniem grzechów Liny…
- I?
- Może czas przestać się gniewać?
- Znów będziecie się przyjaźnić?
- Nie ma mowy! Powiedziała mi prawdę w końcu.
- To znaczy?
- Zaplanowała to. Chciała cię usidlić. Ale chciała też, żeby Claire myślała, że to ja…
- Trzyma się kupy i w jej stylu…
- Powiesz mi w końcu?
- Teraz?
- A kiedy? To aż takie straszne?
- Nie umiem o tym mówić. Przepraszam…
- Daj znać, jak będziesz gotowy, co?
- Mam do ciebie jeszcze jedną sprawę…
- Słucham – oparła się o jego ramię.
- Myślałem, żeby przerzucić się na same skoki. Wychodzi mi to, a w biegówkach i obcisłym wdzianku się męczę…
- Wyglądasz seksownie, a nie tam. Ja nie wiem co ty chcesz od tego kostiumu. Ładnie ci kształty podkreśla i w ogóle – zaczęła chichotać histerycznie.
- Hania! Głupolu! Ja tu z poważną sprawą, a ty jak zwykle!
- Zrobisz jak uważasz. Ale jeśli, jak sam mówisz, skoki cieszą cię bardziej, to na co czekasz? Im wcześniej zaczniesz tym lepiej… - spojrzała na niego.
- I dlatego jesteś moją najlepszą przyjaciółką – objął ją ramieniem i oparł głowę na jej głowie.
- Do usług – siedzieli tak chwilę. Było im wyjątkowo dobrze we własnym towarzystwie. Najchętniej nigdy by stamtąd nie wstali.

***

- Jak wiecie nasza szkoła co roku organizuje obóz wiosenny nad jezioro Chiemsee. W połowie maja wszyscy uczniowie klas 10 spotykają się w wielkim obozie. Nie ma hoteli, moteli i innych wygód. Zero Internetu, telewizji. Jedynie radia na baterie i agregaty do ładowania telefonów. Śpicie w namiotach po kilka osób.
- A dokładnie kiedy jedziemy? – spytał Carlos, kombinator norweski.
- Koło 16, na tydzień. Oczywiście nie mogą was odwiedzać rodzice – Gessler uśmiechnęła się krzywo do niego. – Jakieś pytania? Nie? To dobrze. Wracamy do lekcji! Wypracowania za 4 minuty mają być na biurku! Czas, start…

***

- Gadałaś z nią? – Miriam wypytywała Hanię o Linę.
- Chwilę. Przyjęłam przeprosiny, ale powiedziała, że nie będzie się już z nami zadawać. Nie będę jej przecież zmuszać.
- Słyszałem jak mówiła Gessler, że nie jedzie, bo jakieś sprawy rodzinne – dodał Marco.
- Pewnie nie chce z nami jechać, bo z kim będzie spać?
- Co racja to racja. Marco, skarbie, przynieś mi sałatkę, co? – musnęła jego usta i poprosiła.
- Już moja królewno… - wstał i ruszył we wskazane miejsce.
- Hej – usłyszeli męski głos nad sobą. – Mogę się dosiąść? – Andi spytał zmieszany. Wszyscy spojrzeli na Hanię, jak na wyrocznię.
- Jasne, siadaj – zrobiła mu miejsce obok siebie.
- Wiem, że nigdy nie rozmawialiśmy zbyt dużo, ale chciałbym to zmienić – spojrzał na szatynkę.
- Przeprosisz i po sprawie – powiedziała Miriam. Hania podziękowała jej uśmiechem.
- Przepraszam. Nawaliłem wtedy i jeszcze wcześniej…
- Jeśli Hanka ci wybaczyła, to my też jesteśmy kwita – do stolika wrócił Marco z sałatką ukochanej.
- Jakimś cudem zlitowała się nade mną – znowu spojrzał w stronę sąsiadki.
- Ona ma stanowczo za dobre serce! – dodała Miriam.
- Oj tak! Zdecydowanie! – zawtórował jej Marco.
- Czemu nic nie mówisz Marcel? – blondynka pytała przyjaciela, który od przyjścia Andreasa, zamilkł.
- A co mam mówić? Źle się czuję… - odparł. – Ale to nic takiego. Zaraz przejdzie.
- A ty co tak nie z kombinatorami?
- Zmieniam się. Nie chcę ściśle należeć do jednej grupy. Zawsze was miałem za fajną paczkę…
- Nie podlizuj się, bo Hania tu siedzi – Miriam zachichotała.
- Ale mówię serio!
- Niech będzie, że wierzę…
- I tak ci nie wierzy – pocieszyła go Hania.
- Widzę – spojrzał na nią i nie mógł oderwać od niej wzroku.

***

                Wraz z mamą udała się na małe zakupy. Udało się jej skompletować już prawie cały ekwipunek. Nie mogła się doczekać tego obozu. Nawet jeśli Claire miała tam jechać, a głównym koordynatorem miała być jej matka. Nie to się liczyło. Ważne było, że jej paczka jedzie tam z nią i najwyraźniej zaczęli akceptować Andreasa. Miała też nadzieję, że polubią się. Dziewczyna nie rozumiała niechęci do blondyna.
                Od pewnego czasu Andi trenował już tylko skoki. A szło mu coraz lepiej. Wygrał zawody FIS cup, w styczniu w drużynie zgarnęli słoty medal na Igrzyskach Olimpijskich młodzieży w Innsbrucku, a indywidualnie był czwarty, za to we wakacje miał zacząć skakać w pucharze kontynentalnym. Hania była dumna z niego. Sama też ciężko pracowała nad formą. Chciała, by w listopadzie wybrano ją do kardy na Mistrzostwa Bawarii. To był jej cel numer jeden i nie zamierzała odpuścić. Wygrywała z Claire talentem, ale nie popularnością niestety i wiedziała, że jedynie ciężką pracą uda się jej to zyskać.
                Nudząc się w piątkowy wieczór, postanowiła pójść do Andiego. Zapukała do drzwi i po chwili zobaczyła w progu roześmianą Claudię.
- Cześć Haniu – wpuściła ją do środka. Matka Andiego bardzo ją lubiła. Miała ją za odpowiedzialną i inteligentną dziewczynę, a to ponoć najlepsza nota jaką można u niej dostać.
- Jest Andi? Nudziłam się w domu i pomyślałam, że wpadnę – zaczęła.
- Na górze. Trafisz?
- W sumie nigdy tu nie byłam… - odparła lekko zmieszana.
- Chodź – uśmiechnęła się i zaprowadziła ją na piętro. Stanęły przed drzwiami do pokoju jej syna i zapukała. – Andi, masz gościa… - powiedziała głośno. – No zostawiam was samych… - odparła i zeszła na dół. Hania uchyliła delikatnie drzwi i zobaczyła Andreasa wstającego z łóżka. Ubrany w rozciągnięty podkoszulek i szorty wyglądał zwyczajnie, ale miało to swój urok. Z resztą… Hania już dawno stwierdziła, że on nawet w worku na ziemniaki wyglądałby dobrze.
- Cześć – uśmiechnął się szeroko na jej widok i zaprosił do środka.

11.

- Przepraszam za bałagan, ale nie spodziewałem się gościa. Już miałem do ciebie dzwonić… - zaczął, nerwowo drapiąc się po głowie. Po chwili zerwał się i w pośpiechu wrzucał ubrania za fotel.
- Nie widziałam tego – Hania zakryła oczy z wrażenia.
- Daj mi 3 minuty, ogarnę się, przebiorę i do ciebie wracam, ok? – zapytał skołowany.
- Ale dobrze wyglądasz przecież – odparła. Od razu jednak uciszył ją i posadził na łóżku.
- Nie ruszaj się stąd! – po chwili znikł z jakimiś ciuchami w łazience.
                Rozejrzała się po pomieszczeniu. Duży, o błękitnych ścianach pokój, z ogromnym łóżkiem, biurkiem, szafą i oczywiście wielkim telewizorem. Nic takiego można by rzec. Jej wzrok utknął na wystawce z trofeami i medalami. Uwagę przykuł złoty medal z Igrzysk młodzieży w Innsbrucku. Dotknęła go delikatnie i przejechała po nim palcem, jakby bała się go zniszczyć.
                Andi widząc jak ogląda jego medal, oparł się o framugę drzwi od łazienki i z uroczym uśmiechem przyglądał się jej gestom. Widział jak ogląda jego zdjęcia, nagrody, jak robi wielkie oczy na każdą błahą rzecz. W tej chwili wydawała mu się naprawdę słodka. Podszedł bliżej i stanął obok niej. Popatrzył w jej piwne oczy z zapytaniem.
- Przepraszam, miałam nic nie ruszać… - zmieszała się.
- Nie gniewam się. Czuj się jak u siebie. Masz ten przywilej bycia moją najlepszą przyjaciółką…
 - Powinnam mieć to napisane w CV – zachichotała. Usiedli jak dwie sieroty na łóżku i wpatrywali się w niezręcznej ciszy w podłogę. Żadne nie wiedziało co powiedzieć.
- Napijesz się czegoś? – spytał po dłuższej chwili chłopak.
- A co masz? – w tej chwili oboje peszyli się w okropnie słodki sposób.
- Mam świetną wiśniową herbatę, chcesz? Zaraz wracam – odparł, gdy kiwnęła twierdząco głową.
                Tym razem jednak nie zaczęła oglądać jego pokoju. Położyła się na wygodnym łóżku i zamknęła oczy.
- Hania, pomożesz mi? – dopiero jęk Andreasa wybudził ją z zamyślenia. Otwarła mu szerzej drzwi, by mógł wejść bez problemu. Postawił tacę na stoliku, który dosunął do łóżka. Po chwili położył się obok niej. – Na co masz ochotę? – spojrzał na nią uważnie.
- Obejrzymy ten film, który próbujemy zobaczyć od listopada?
- Dobry pomysł – wstał i podłączył komputer do telewizora. Po chwili klapnął obok niej z pilotem w ręce. – Gotowa?

***

                Film nie był tak ciekawy jak oczekiwali. Hani udało się nawet przysnąć na jego ramieniu na chwilę. Andreas wyłączył telewizor i spojrzał na szatynkę. Zmieniła się od tego momentu, kiedy widział ją we wrześniu. Wydoroślała i jeszcze bardziej wyładniała. Tylko w jej towarzystwie czuł się swobodnie. Inaczej niż przy kumplach. Z nią można było iść na piwo, czy obejrzeć komedię romantyczną. Była inna niż wszystkie.
- Andi – wyszeptała, najwyraźniej budząc się.
- Uśpiłaś się królewno – uśmiechnął się.
- Przepraszam, ale ten film mnie zmęczył – odparła szczerze. – Nie zaliczę go do listy: do ponownego obejrzenia.
- Ja też. Późno już. Mama nie będzie się czepiać? – spojrzał na zegarek, który wskazywał prawie 22. – Nie, żebym cię wyrzucał, bo odpowiada mi twoje towarzystwo, ale wiesz…
- Masz rację. Zasiedziałam się. Zbieram się… - oderwała się szybko od niego, dostrzegając co robi.
- Odprowadzę cię. I nie przyjmuję odmowy – spojrzał na nią uważnie. Jęknęła tylko i ruszyła do wyjścia.

***

                Nadszedł dzień wyjazdu. Max, Alice i Krystian odwieźli Hanię na miejsce zbiórki. Stali i czekali na sprawdzenie autokaru.
- Masz wszystko? – matka dziewczyny denerwowała się bardziej niż ona sama.
- Tak – westchnęła zmęczona. Miała ochotę już jechać, bo jęki matki doprowadzały ją do furii. Po chwili obok nich pojawili się Wellingerowie.
- Dzień dobry – przywitali się. Hermann i Claudia przywieźli syna bez eskorty sióstr.
- Witajcie! – rodzice zajęli się sobą, a Andi podszedł do szatynki.
- Gotowa? Ponoć te obozy zostają w pamięci na zawsze…
- Mam nadzieję, że z dobrej strony – uśmiechnęła się. – A gdzie Tanja?
- Szykują coś z Julią. Ponoć twój brat ma dzisiaj wpaść do nas… - powiedział szeptem.
- I mnie przy tym nie będzie? Nie fair – odparła zniesmaczona.
- Oj tam – przetarł jej ramię dla otuchy. – Odbijemy sobie…
- Nie wątpię – wytknęła mu język.
- Dobra dzieciaki! – usłyszeli głos Gessler. – Wchodzimy klasami do autokarów. Spakujcie bagaże w znanym wam miejscu i do środka, przy wejściu będziemy was odhaczać… - zaczęła swój wywód.
- Pa mamo, pa tato, pa Max – uściskała całą trójkę i udała się w stronę autobusu.

***

                Dwie godziny później powitał ich przepiękny widok jeziora Chiemsee. Hani zaparło dech w piersiach na ten widok.
- I niech mi ktoś powie, że Niemcy są brzydkie – odparł Marco.
- Tu jest jak w raju… - Miriam przytuliła się do niego rozmarzona.
- Prawda – nawet Marcel rozchmurzył się odrobinę.
- Dobra, dzielimy się po 5-6 osób na jeden wielki namiot – Gessler ponownie ryknęła.
- Nasza czwórka już jest – powiedział stanowczo Marcel. Hania spojrzała na Andreasa. Kombinatorów norweskich nie było w składzie, bo trenowali właśnie w Ruhpolding. Nie miał więc on zbyt dużego wyboru. Oczywiście Claire już ostrzyła sobie pazurki, by wziąć go do swojej grupy.
- A pan, panie Wellinger? – zapytała pewna siebie Elizabeth.  – Który skład pan wybiera? – chłopak niepewnie rozejrzał się wokoło. Widział wzrok Claire, który go przerażał, a z drugiej strony Hani, która próbowała przegadać Marcela.
- Andi jest z nami – usłyszał krzyk szatynki. Uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz. Mamy teraz dwa koguty w kurniku, a wolna kura tyko jedna – szepnęła Miriam. Hania wiedziała jednak, że to najlepsze możliwe rozwiązanie.

12.

                Marcel obraził się na szatynkę, że mimo jego protestów, wzięła Wellingera do nich. Reszta nawet się ucieszyła. Zaczynali lubić blondyna i nie mieli takich uprzedzeń jak ich kolega.
- Mamy dwa na namioty. Najwygodniej będzie 2 chłopców w jednym, a w drugim 2 dziewczyny i facet – powiedział Marco. Hania zmieszała się. Nie przemyślała tego.
- No to chyba jasne, że ja śpię z Marco – Miriam specjalnie jej dopiekła.
- Nie ma szans, żeby Marcel i Andreas spali w jednym namiocie! Chcę spać w nocy, a nie martwić się, czy się zasztyletowali już, czy jeszcze… - westchnęła.
                Cała trójka zbierała gałęzie na ognisko, podczas, gdy tamta dwójka rozkładała namiot.
- To jak chcesz to załatwić? – spytała ją zaciekawiona blondynka.
- Ja będę spała z obojgiem… Poświęcę się dla narodu – miała mnóstwo obaw, ale tak było najbezpieczniej.
- Chyba to najlepsze rozwiązanie… Mamy już dość. Idziemy, zaczyna się ściemniać.

***

                Wieczorem odbyło się ognisko integracyjne dla wszystkich. Dzieciaki świetnie bawiły się na świeżym powietrzu. Części udało się nawet przemycić trochę piwa, które musieli obowiązkowo wypić tej nocy, ponieważ potem miała być kontrola. Można by powiedzieć, ostatni dzień laby.
                Po północy wracali na swój teren. Wszyscy oprócz Marcela w doskonałych humorach. Gdy usłyszał, że śpi w jednym namiocie z Hanią ucieszył się, ale gdy dowiedział się jeszcze o Andreasie, od razu wpadł w szał.
                Nie znosił go, bo odbierał mu Hankę. Nic nie mógł poradzić, że ją kochał. Ona traktowała go jak przyjaciela i niestety nic więcej. Ciągle jednak miał nadzieję, że potrafi ją zmusić do pokochania go. Ciągle jednak Wellinger wchodził mu w paradę. Krew zalewała go, gdy widział ich razem, w doskonałych nastrojach, uśmiechniętych, czy czasami nawet w przyjaznym uścisku. Nie umiał się opanować. Zazdrość rządziła nim nieustannie.
- No, to dobranoc wszystkim – para zakochańców pożegnała się z resztą i udali do swojego namiotu. Hania spojrzała na oba koguty.
- A wy co? Będziecie siedzieć tu do rana? – klepnęła ich w plecy. Spojrzeli na siebie złowrogo i ruszyli za nią.

***

                Czuła się co najmniej dziwnie śpiąc pomiędzy nimi. Każdy odwrócony był w jej stronę. Bała się zasnąć, by rano nie usłyszeć wyrzutów w swoją stronę, że obróciła się nie tam gdzie powinna. Przynajmniej ze strony Marcela. Wiedziała, że Andi nigdy by nie robił jej problemów z czegoś takiego. I tu właśnie doszukiwała się podobieństw. Marcel był jej Piotrem, a Andreas Markiem. Może to nie miało sensu, ale w tym wszystkim trzymało się kupy. Przymknęła oczy. Nie chciała już nad tym myśleć. Niech się dzieje co ma się dziać, pomyślała.

***

                Rankiem zobaczyła przed sobą twarz Andreasa. Uśmiechnęła się na ten widok. Spał słodko jak aniołek. Włosy pomierzwiły się we wszystkie strony i aż wołały by ich dotknąć. Dostrzegła, że mruga powiekami.
- Oszust – odsunęła się od niego z uśmiechem na ustach.
- Czekałem aż się obudzisz. Ale tak słodko spałaś, że aż żal było cokolwiek robić – wyszeptał.
- Marcel nadal śpi? – spytała.
- Chyba tak… - nie chciał rozmawiać z nią o tym zazdrośniku.
- Co mówisz na poranny spacer? – Andi kiwnął twierdząco głową i delikatnie wstali, poczym wyszli z namiotu na zewnątrz.
                Piękna pogoda aż wołała by się nią rozkoszować. Szybko przebrali się w czyste ciuchy, zrobili poranną toaletę i ruszyli przed siebie.
- Mogłabym tu mieszkać kiedyś – westchnęła rozmarzona.
- Kupimy sobie tu kiedyś domy – powiedział stanowczo, choć przez myśl przeszło mu, że kupią jeden, wspólny. Ich własny. Szybko otrząsnął się ze swoich myśli. Hania podłapała to.
- Stało się coś?
- Nie, wszystko w porządku… - odparł i uśmiechnął się delikatnie do niej.
- To dobrze – przytuliła się do jego ramienia.
                Szli tak już kilka minut brzegiem jeziora. Zobaczyli mały mostek i postanowili się tam udać. Usiedli na skraju i ściągnęli buty. Zanurzyli bose stopy w świeżej i chłodnej wodzie.
- Zimna! – wysyczał blondyn.
- No, a czego się spodziewałeś? 30 stopni i kąpieliska? – zaśmiała się głośno.
- 20 by wystarczyło…
- Biedaku – pogłaskała go po głowie, jak małe dziecko.
- Hania – spojrzał na nią uważnie. Nie mógł zapomnieć o tym co przyszło mu do głowy. Wahał się czy powiedzieć jej o tym. Przecież to mogło zrujnować wszystko.
- Tak? – zdjęła dłoń z jego głowy.
- Obiecaj, że nie pozwolimy tej przyjaźni umrzeć… - nie chciał jej stracić. A bał się tego, bo oboje zaczynali iść swoją sportową drogą.
- Obiecuję – uśmiechnęła się delikatnie i musnęła wargami jego policzek. Po chwili wtuliła się w niego jak mała dziewczynka.

***

                Udało im się wrócić chwilę przed śniadaniem. Nikt najwyraźniej nie zauważył, że ich nie ma.
- Dopiero wstaliście? – Miriam prawie krzyknęła.
- To powietrze pozwala mi odpocząć, nie wiem jak tobie Andi.
- Mnie też. I nie chciało mi się wcale wstawać – puścił dziewczynie oczko.
- Nigdy nie zrozumiem waszej logiki. Zamiast iść na spacer, jest taka piękna pogoda! – pokręciła z dezaprobatą głową.
- No widzisz… Masz rację. Jutro cię posłuchamy – Hania przytaknęła jej dla niepoznaki.
                Po chwili dołączył do nich Marcel.
- Cześć! – Marco powitał go donośnym okrzykiem.
- Ogłupiałeś? - warknął
- Taki piękny dzień. Rozchmurz się!
- Ani mi się śni…
- Źle się czujesz? – spytała go blondynka.
- Przejdzie mi. Nie ma na to lekarstwa – spojrzał z wyrzutem na swoich współlokatorów z namiotu.

13.

                Dni mijały jeden za drugim. Gessler odczepiła się od nich na chwilę i żyła swoim życiem. Cała czwórka korzystała z uroków natury. Jedynie Marcel ciągle smęcił i zaszywał się gdzieś całymi dniami. Kazał się nie szukać i uspokajał, że nic mu nie jest.
                Był to ich ostatni wieczór nad jeziorem Chiemsee. Każde z nich nie mogło uwierzyć, że to już koniec beztroski, a powrót do rzeczywistości stawał się faktem. Większość pakowała swoje manatki. Chcieli się wyrobić przed pożegnalnym ogniskiem.
- Hania… - Andi zaczepił szatynkę podczas ogniska. – Chodź się przejść, co?
- Jasne – podała mu dłoń i wstała. Marcel przyglądał się temu wszystkiemu i roznosiło go już coraz bardziej.

***

                Przyjaciele przemierzali brzeg jeziora, rozmawiając o kompletnych bzdetach. Czuli, że ten wyjazd ich zmienił. Coraz częściej peszyli się w momentach sam na sam, jak nigdy. Gdy patrzyli sobie w oczy, świat przestawał istnieć na chwilę. Hania starała się to kontrolować, ale to zaczynało być silniejsze od niej.
                Udali się na mostek, który odkryli podczas pierwszego spaceru i gdzie przychodzili codziennie. Potrzebowali pobyć chwilę sami. Nie myśleli wtedy o niczym innym, niż o sobie nawzajem.
                Hania stanęła przy końcu i zatopiła wzrok w gładkiej tafli jeziora. Księżyc świecił tej nocy wyjątkowo jasno, odbijając się na powierzchni wody. Czuła, że Andreas stoi zaraz za nią. Jej oddech przyśpieszył nieregularnie. Przetarła ramiona, ale nie z zimna, a z podniecenia. Poczuła po chwil jego dłonie, pocierające jej ręce. Ciarki przeszły ją po całym ciele, na każdym jego centymetrze pojawiła się gęsia skórka.
                Andreas przysunął się bliżej niej i oplótł ramiona wokół jej talii. Położył brodę na jej barku i mocno ją przytulił. Tak długo wahał się, czy powinien, ale czuł, że chciała tego samego. Nie protestowała. Położyła nawet swoje dłonie i splotła je z jego dłońmi. Musnął delikatnie jej policzek. Po chwili obrócił ją przodem do siebie. Założył kosmyk włosów za ucho i spojrzał na jej twarz.
                Patrzyła na niego jak na piękny obraz. Jej oczy szkliły się delikatnie, co sprawiało, że jego kolana miękły. Przeniósł swój wzrok na jej wargi. Dotknął ich delikatnie kciukiem. W tym momencie miał ochotę tylko na jedno.
                Musnął delikatnie jej usta swoimi. Bał się jej reakcji, czując jednak, że odwzajemnia pocałunek, wpił się mocniej. Całował ją delikatnie, aczkolwiek wkładał w to niewiarygodnie wiele czułości. Poczuł, że objęła go ramionami w pasie. Chwycił jej drobną twarz w swoje dłonie.
                Oderwali się od siebie po dłuższej chwili. Oparli swoje czoła o siebie i spojrzeli w oczy. Oboje zaczęli chichotać nerwowo. Ciągle mieli przyspieszone oddechy.
- Nawet nie wiesz, jak długo się zbierałem do tego – z jego słów mogła wyczytać, że mu ulżyło.
- Cieszy mnie to, że się przełamałeś – ani myślała się stąd ruszać. Było jej tak dobrze przy nim. Przygarnął ją do siebie i mocno objął ramionami. Ucałował czubek jej głowy. Nie chciał, żeby ta chwila dobiegła końca. Tak bardzo pragnął, by w końcu móc ją tulić do siebie bez przeszkód. Gładził delikatnie jej plecy, chcąc, by poczuła się w jego ramionach bezpiecznie.
                Hania nawet nie marzyła o czymś tak pięknym. Andreas był tym kogo potrzebowała przy sobie. Z każdym jego dotykiem była tego pewniejsza.
- Powinniśmy wracać – niechętnie oderwała się od niego i spojrzała w jego oczy.
- Wiem – musnął delikatnie jej wargi, przytrzymując jej podbródek. Chwycił jej dłoń i nie puszczając, wracali trzymając się za ręce do obozu.

***

                Uszli kawałek, gdy usłyszeli szelest. Hania od razu podskoczyła i mocno przywarła do Andreasa. Objął ją ramionami i rozejrzał się wokoło. Bał się. Teraz nie tylko o siebie, ale i o Hanię.
- Puść ją! – usłyszeli zza siebie krzyk. Spojrzeli sobie w oczy ze strachem i odwrócili się.
- Marcel? – szatynka była w szoku. Blondyn wyglądał jak zahipnotyzowany. Wpatrywał się z pogardą w ich splecione dłonie.
- Oddaj mi ją po dobroci, albo zrobię ci krzywdę!
- Uspokój się Marcel, co ty wyprawiasz? – dziewczyna miała nadzieję, że to żart, ale wyglądało to coraz gorzej.
- Ona nie jest rzeczą, żebym ci ją oddawał! – odparł Andi.
- Spadaj rycerzyku. Możesz mieć każdą. A ja chcę tylko jej!
- Nie!
- Co powiedziałeś? – Andi schował dziewczynę za swoimi plecami. Nie wiedział do czego jest zdolny ten szaleniec.
- Nie chcę innej. Chcę Hanię – powiedział pewnie.
- Nie rozumiesz po niemiecku? – ruszył wściekle w jego stronę. Skoczek odepchnął dziewczynę na bok. Marcel od razu wpakował mu dwa ciosy w szczękę i w oko.
- Marcel! Uspokój się! – Hania krzyczała. Nie mogła patrzeć, jak Andi obrywa za nią. Po chwili to jednak Marcel chwiał się na nogach od ciosów Wellingera. Oboje zaczęli lać się nie na żarty. Szatynka od razu zaczęła krzyczeć o pomoc. Po chwili przybiegła reszta obozowiczów i odciągnęła ich od siebie. Hania od razu podbiegła do Andreasa.
- Nic ci nie jest? – spojrzała na jego poranioną twarz.
- Nie. A ty? – odsunął ich na bok. Dotknął jej twarzy.
- W porządku. Boże, co on ci zrobił – bała się dotknąć jego ran. Znad łuku brwiowego ciekła krew, warga też była rozwalona.
- Nic mi nie będzie, Myszko – przytulił ją do siebie.
- Co tu się działo?! – ryk Gessler nie znaczył nic dobrego.
- Ten wariat rzucił się na mnie, gdy spacerowałem z Hanią – zaczął Andreas.
- A o co poszło? – dopytywała. Żaden jednak nie odpowiedział. – No jasne, nasza gwiazdeczka – zaakcentowała ostatnie słowo. – Wiedziałam, że w końcu pokarzesz na co się stać.
- Proszę tak o niej nie mówić. To nie jej wina! – Andreas bronił jej.
- To proszę, dlaczego ci się oberwało? – nadal drążyła temat.
- Marcel zakochał się w Hani – zaczęła niepewnie Miriam. – A Hania woli Andreasa… A Andreas Hanię… - wszyscy spojrzeli na wspomnianą dwójkę.
                Było im głupio. Gdyby nie wymknęli się po kryjomu, nic by się nie stało. Ale z drugiej strony, nigdy nie doszłoby do tego pocałunku. Pocałunku,  który zmienił wszystko…
- Do namiotów! Jazda! – rozgoniła towarzystwo. – A z wami się jutro policzę – wskazała na uwikłaną trójkę palcami.
- Chodź do higienistki – Hania wzięła dłoń skoczka w swoją i pociągnęła go za sobą.

14.

                Marcel przeniósł się do wolnego namiotu, obok higienistki, na tą noc. Z resztą Gessler mu kazała. Andi i Hania leżeli ciasno przytuleni. Chłopak miał następnego dnia jechać niezwłocznie na pogotowie i założyć szwy na łuk brwiowy. Warga nadal była spuchnięta, a pod okiem robiło się spore limo.
- Jak ty wyglądasz… To moja wina… - zaczęła smutno.
- Kochanie, nie! To nie jest twoja wina, rozumiesz? – po chwili zorientował się jak ją nazwał. Spojrzała mu w oczy zszokowana.
- Nazwałeś mnie kochaniem? – niedowierzała. Uśmiechnął się jedynie szeroko. Musnęła delikatnie jego wargi, by nie powodować bólu. On jednak zignorował jej starania i z ogromną czułością kontynuował pocałunek.

***

                Rankiem wszyscy niechętnie pakowali swoje rzeczy do autokarów. Hania patrzyła po raz ostatni na jezioro. Andi przytulił ją mocno.
- Wrócimy tu, obiecuję – musnął czubek jej głowy. Chwycił jej dłoń i zaprowadził do autokaru.
                Gdy Wellingerowie zobaczyli jak wygląda ich syn, o mało nie dostali zawału.
- Andreas ma się stawić jeszcze dzisiaj w moim gabinecie! – Elizabeth podeszła do jego rodziców. Obok zjawili się przejęci Sternowie. – Hanna też! Niezwłocznie! – i od razu odeszła.
- Synku, co się stało? – Claudia od razu przytuliła do siebie chłopca.
- Hania? – Alice patrzyła zasmucona na córkę.
- W domu mamo… – poprosiła.
- Daj znać jak w szpitalu, ok? – Hania podeszła do Andreasa i mocno go przytuliła.
- Zadzwonię, jak tylko wyjdę – musnął jej głowę dyskretnie. Nie chcieli się na razie ujawniać. Musieli najpierw spróbować być ze sobą inaczej niż przyjaciele.

***

- Słucham… - Alice nie dawała za wygraną. Max i Krystian również czekali na opowieść córki.
- Marcel pobił Andiego, ot co! – powiedziała niechętnie.
- Tak po prostu? Bez powodu?
- Powód był, jak zawsze…
- Hanka, zlituj się!
- Marcel pobił Andiego, bo się we mnie zakochał… Widział nas na spacerze i nie wytrzymał… Już dawno powinnam go uświadomić, że nic do niego nie czuję. On ciągle miał nadzieję…
- Haniu – matka przytuliła ją do siebie. – To nie twoja wina. Masz prawo być z kim chcesz. Jeśli wolisz Andreasa, to on jako twój przyjaciel powinien cię wspierać i to zaakceptować…
- Ale my z Andim nawet nie jesteśmy razem – właściwie to nie sprecyzowali swojej więzi, więc nie kłamała.
- Akurat… - bąknął Max. – No widziałem jak się do niego tuliłaś! – dodał, widząc jej morderczy wzrok.
- Jak tam Tanja? – odegrała się.
- Nie zmieniaj tematu! Tak po prostu rzucił się na niego? – dopytywała Alice.
- No powiedział Andiemu, że ten może mieć każdą, a mnie ma zostawić w spokoju…
- A Andi?
- Że nie chce innej… - uśmiechnęła się delikatnie.
- I co dalej? Że też ciebie trzeba za język ciągnąć!
- Że chce mnie – wydukała. Cała się trzęsła na wspomnienie tamtego momentu. – Potem odsunął mnie za siebie, ale widząc, że Marcel rusza w jego stronę odepchnął mnie od siebie…
- Nie chciał by stała ci się krzywda!
- Wiem. Ale jak widziałam, jak obrywał za mnie… - łzy zaczęły napływać do jej oczu. Ciągle czuła każdy cios, jaki dostawał Andreas.
- To nie twoja wina. Do wesela się zagoi – matka przytuliła ją.
- Swoją drogą, ten Wellinger to jednak twardy zawodnik. Broni swojej kobiety i się nią opiekuje – ojciec dodał od siebie.
- Tato! Mówiłam ci już!
- Tak, tak… Nie jesteście razem – zachichotali z Maxem.
- Jedźmy do szkoły, co? – zaproponowała Alice. Wszyscy zgodnie udali się do samochodu.

***       

                W drodze do szkoły zadzwonił do niej Andi.
- I co? – spytała od razu, gdy odebrała.
- Parę szwów i jakaś maść. Nic poważnego… - uspokoił ją. – Myszko, nie martw się. Wszystko jest dobrze.
- Zaraz wylecimy ze szkoły, więc nie wiem czy tak dobrze…
- Ty i ten twój pesymizm – westchnął. – Jedziesz tam już?
- Zaraz będę na miejscu. A wy?
- Za jakąś godzinkę. Poczekacie?
- Jasne. Sama do niej nie wejdę!
- Pa Myszko – pożegnał się i rozłączył.
- Andi? Co z nim? – dopytywała się Alice.
- Nic poważnego. Kilka szwów na łuku brwiowym…
- No mówiłam ci. A ty zawsze widzisz czarny scenariusz!
- Mamo, daj mi spokój… - poprosiła. Założyła słuchawki na uszy i odwróciła się do okna. Nie chciała rozmawiać. Potrzebowała chwili samotności. Myślała nad tym co się stało. Jak oni mieli być teraz parą? Nie wyobrażała sobie by nagle się przerzucić z przyjaciół na związek. Z resztą. Ona nawet nie wiedziała co on do niej czuje. Bo ją oświeciło, gdy wracali dzisiaj do domu. Kochała go. Zwyczajnie, po prostu, z całego serca. Od dawna czuła, że to coś więcej z jej strony. To jego uczuć się bała. Co jak to tylko jeden z jego flirtów? Jeśli była kolejną na liście?
                Parę minut później dotarli pod szkołę.
- Idziemy czy czekamy na Wellingerów? – spytał Krystian.
- Czekamy… - odparła Alice, widząc, że Hania nie miała ochoty tam iść.

15.

                Kilka minut później pojawili się Wellingerowie. Andi z opatrunkiem na szwach, z podbitym okiem i lekko utykający. Sternowie podeszli do nich.
- Gotowi? – Claudia spojrzała pocieszająco na Hanię. Potarła delikatnie jej ramię, by dodać jej otuchy.
- I tak musimy tam iść… – Andi nie dokończył. Objął ramieniem w pasie szatynkę i podążyli całością do środka.
                Usiedli przed gabinetem Gessler. Po chwili zjawił się też Marcel. Elizabeth widząc, że wszyscy już są, zaprosiła trójkę do środka. Usiedli przed jej biurkiem. Andi delikatnie uścisnął dłoń dziewczyny i pogładził kciukiem jej wierzch. Uśmiechnęli się delikatnie do siebie. Musiała przyznać, że jego dotyk działał na nią kojąco.
- Nie przyszliście tu na pogaduszki. Każde z was zasłużyło na karę. Marcel za pobicie, Andreas i Hanna za wymknięcie się z terenu obozu, a dodatkowo pan Wellinger za udział w bójce. Nie mam innego wyjścia. Właściwie to się cieszę, bo zasłużyliście na tę karę całokształtem. Jesteście zawieszeni w prawach ucznia do końca roku. Bez odwołania! – podkreśliła, widząc ich miny. – Nie obowiązują was przywileje ucznia, musicie uczęszczać na zajęcia bez żadnego ale i być zawsze przygotowanym. A wasze egzaminy końcowe będą szczególnie sprawdzane. To wszystko. Żegnam! – skończyła pisać, zamknęła wielki segregator i wyprosiła uczniów.

***

- I? – rodzice Andiego i Hani od razu dopadli ich po wyjściu.
- Zawieszeni w prawach ucznia do końca roku… - westchnęła Hania. – To wszystko moja wina…
- Mówiłem ci już, że nie – blondyn przytulił ją mocno do siebie. – Poradzimy sobie…
- Wracajmy – poprosiła Alice. Claudia jej tylko przytaknęła.

***

- Mamo nie mam ochoty na grilla… - jęknęła szatynka.
- Claudia i ja chcemy was trochę rozruszać. Nic już na to nie poradzicie. Musicie się wziąć w garść. Haniu, czasu nie cofniesz. Andreas wiedział co robi. A ty jak zwykle znalazłaś się w nieodpowiednim czasie i miejscu. Chociaż osoba była właściwa – zachichotała, gdy przygotowywała szaszłyki.
- Mamo! – dziewczyna od razu spojrzała na matkę zdenerwowana.
- Jak zaczniesz mi wmawiać, że nic do niego nie czujesz, to zacznę cię dźgać tymi wykałaczkami, aż się przyznasz! – zagroziła zabawnym tonem.
- A co jeśli on nie? – zawahała się.
- To znaczy, że ja już ślepnę i nie odróżniam zakochanych chłopaków od niezakochanych!
- Zobaczymy…
- Już lepiej. Pomóż mi, bo do wieczora nie skończę – poprosiła.

***

                Obie rodziny spędzały świetny czas w ogrodzie Sternów. Słońce chyliło się ku zachodowi. Grill smakował wszystkim. Można by powiedzieć, że po incydencie nie było śladu. No, z wyjątkiem ran Andreasa.
                Hania siedziała obok i przytulała się mocno do niego. On gładził jej odkryte ramię dłonią. Tanja i Max nie mogli wyjść z zachwytu nad nimi. Każdy musiał przyznać, że wyglądali słodko razem.
- Zbieramy się! – zawołał Hermann. Reszta jęknęła niechętnie. – No co wy! Jest już późno. Każdy jest zmęczony. Potrzebujemy snu! – wymieniał argumenty za.
- Ja tam nie jestem zmęczony – odparł Andi.
- Akurat! Choćbyś był po 10 treningach i tak będziesz nam wmawiał, że wszystko gra. Już ja cię znam…
- Tato!
- Jutro się zobaczycie. Do szkoły idziecie przecież! Jakoś wytrzymacie bez siebie z Hanią te perę godzin – zachichotał.
- Tata ma rację Andi. Idziemy – Claudia potwierdziła słowa męża. Julia i Tanja zdążyły się zgrzebnąć. Max szybko ucałował swoją dziewczynę na pożegnanie. Andi pomógł Hani wstać. Rozejrzał się wokoło i gdy zauważył, że wszyscy udali się do wyjścia, czule pocałował szatynkę.
- Musisz tak dobrze całować? – wymsknęło się jej, gdy się od siebie oderwali.
- Specjalnie dla ciebie się staram – zachichotał i ponownie zatopił się w jej malinowych wargach. Objął ją ramionami w pasie i przygarnął bliżej siebie. Nie miał ochoty przestawać. Gdyby mógł spędziłby całą noc na smakowaniu jej ust. – Do jutra – musnął je po raz ostatni i oboje udali się do wyjścia.

***

                Rankiem cała szkoła już wiedziała o wyczynie Marcela. Wszyscy współczuli Andiemu. Gratulowali mu nawet, że postawił się blondynowi w obronie dziewczyny.
- To jesteście z Hanią oficjalnie razem? – spytał go Marco na przerwie. Wszyscy wokoło zebrani spojrzeli na niego pytająco. A on zawahał się. Kochał Hanię, ale nie umiał nazwać czy to już związek.
- Nie rozmawialiśmy o tym… Tyle się działo… - wymigał się zgrabnie.
                W tym czasie Hania wchodziła do szkoły. Od razu podbiegła do niej Miriam.
- Dziewczyno, jesteście hitem! Wszyscy wam kibicują i w ogóle! – krzyknęła podekscytowana blondynka.
- Nie gadaj! – Hania była w szoku.
- No serio! A Claire…
- Co Claire?! – przed nimi stanęła tleniona ze swoimi podciepami.
- Nic. Przegrałaś. Andreas nigdy cię nie chciał – odparła chamsko Miriam.
- Oj mylisz się! To dopiero bitwa. Nie ułatwię wam życia – zwróciła się do szatynki. – Teraz, kiedy jesteś zawieszona, wolno mi wszystko. A tobie nic. Jeden wyskok i wylatujesz. Już mama się o to postara… - spojrzała na nią z pogardą.
- Nie możesz wziąć sobie innego? – spytała ją Stern.
- Nie! Chcę Andreasa. Zawsze go chciałam. I będę go mieć!
- Chciałabyś! – prychnął Andi. Podszedł do Hani i pocałował ją namiętnie na oczach tlenionej. Od razu zagotowała się i wściekła odeszła na bok. – Cześć Kochanie – przywitał się ze szczerym uśmiechem na ustach.
- Cześć – szatynka czuła, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi.
- Jak się dzisiaj czujesz? – spytał ją. Chwycił jej dłoń i splótł ich palce ze sobą. Podążali w stronę sali numer 13.
- Lepiej, a ty? Boli? – spytała. Skrzywił się nieco.
- Zastanawiam się kiedy przestanie. Spotkamy się po lekcjach? Musimy porozmawiać – od razu posmutniał.
- Jasne. To coś poważnego, tak? – zmartwił ją ton jego głosu. On tylko zacisnął ucisk na jej dłoni.
- Damy radę – uśmiechnął się lekko, by dodać jej otuchy.

16.

                Po zajęciach poszli na spacer do parku. Andreas nie odzywał się. Zupełnie jakby zbierał myśli. Hania zaczynała się niepokoić. Usiedli na ich ulubionej ławeczce.
- No mów – poganiała go.
- Byłem rano u trenera… - zaczął nerwowo.
- Chyba cię nie wyrzucili! – prawie krzyknęła.
- Nie, Myszko, co ty… - pogładził jej policzek. – Chcą, żebym wystartował w Pucharze Kontynentalnym – wydusił w końcu z siebie.
- To wspaniale! – przytuliła go mocno. – Tak się cieszę! Boże, jaka ja jestem z ciebie dumna! Wiedziałam, że ci się uda! – nie mogła opanować radości. Jego marzenia się spełniały, a on przecież był dla niej najważniejszy.
- To nie wszystko… - spojrzał jej w oczy. – Muszę wyjechać na całe wakacje – spuścił głowę ze smutkiem.
- Jeśli trzeba… – Hania miała ochotę się rozpłakać. Musiał jechać. Nie mogła go zatrzymywać.
- Nie wyjadę dopóki nie dowiem się jednej rzeczy… - powiedział.
- Tak?
- Hania… Kocham cię – spojrzał jej w oczy z czułością. – Chcę wiedzieć, czy ty mnie też… Masz nie kłamać! Muszę to wiedzieć, inaczej nie będę wiedział co dalej… - kontynuował słowotok. Hania uśmiechnęła się delikatnie i usiadła na jego kolanach. Dotknęła dłońmi jego twarzy i musnęła jego wargi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo – wyszeptała. – Kocham cię już od dawna i choć bałam się do tego przyznać, to jestem tego pewna - Andi objął ją mocno w pasie i ponownie pocałował.
- Wytrzymasz beze mnie tyle czasu? – spytał.
- Przecież będziesz wpadać czasem do domu, nie?
- Będę! Bo jesteś mi potrzebna jak tlen… - uśmiechali się do siebie szeroko.
- Niech mnie ktoś uszczypnie – poprosiła żartobliwie. – Auć! Bolało – pacnęła go delikatnie w ramię.
- Bo miało. Musisz mieć jakąś pamiątkę po mnie!
- Malinka wyglądałaby okazalej – z początku nie wierzyła, że to powiedziała. Andi tylko uśmiechnął się cwanie i przyssał do jej szyi. – Łaskoczesz! – chichotali nerwowo oboje.
- Jak się nie uspokoisz, to wyjdzie lipna! Siedź jak człowiek! – zganił ją. Wsadziła swoje dłonie w jego włosy i gładziła je delikatnie. Uśmiechnęła się do siebie. W końcu mogła powiedzieć, że jest szczęśliwa.

***

                Wróciła do domu po dwudziestej.
- Jak randka? – spytała ją mama, gdy tylko dostrzegła córkę.
- Jaka znowu randka? – Hania wciąż z wypiekami na twarzy uśmiechała się do siebie. W korytarzowym lustrze chciała obejrzeć dzieło swojego chłopaka i zamarła. Musiał w tak widocznym miejscu? Teraz umrę ze wstydu przed rodzicami… Westchnęła. Ukryła ją włosami, choć wiedziała, że to nic nie da.
- No co chowasz tą malinkę? – zganiła ją. Max i ojciec rechotali ze śmiechu przed telewizorem. Super! A ja się tu palę ze wstydu! – Oj już się nie obrażaj. Też miałam chłopaków i ukrywałam, choć nieskutecznie, malinki przed mamą. Obiecałam sobie,  że dla swojej córki będę bardziej wyrozumiała.
- Jesteś niemożliwa, ale i tak cię kocham – podeszła do niej i mocno ją przytuliła.
- No już… Rozmażemy się i co? Tatuś i Andi nie będą nas kochać!
- Brałaś coś? – Max spojrzał na nią dziwacznie.
- Chciałam być tylko fajna – zaakcentowała ostatnie słowo.
- A wyszedł ci suchar… - bąknęła szatynka. – Idę do siebie. Dobranoc – pożegnała się i zniknęła w swoim pokoju.

***

                Dni mijały, a związek Hani i Andreasa miał się coraz lepiej. Claire najwyraźniej czekała na lepszy moment, żeby zaatakować. W szkole nie było lekko. Gessler robiła wszystko, żeby uprzykrzyć im życie na niemieckim. Reszta nauczycieli nie zwracali uwagi na zawieszenie. Lubili ich i nie chcieli im dodatkowo dopiekać.
                Zbliżał się koniec roku i jednocześnie termin wyjazdu Andiego. Hania nie mogła przywyknąć, że jej chłopak tak nagle zniknie z jej życia na parę miesięcy. A to miał być dopiero początek…
                Wierzyła, że uda mu się osiągnąć sukces i że dostanie się do kadry narodowej w skokach. Kibicowała mu z całego serca, mimo, że w środku cierpiała.
                Tego dnia miała wracać ze szkoły sama. Zgłosiła się na ochotnika do pomocy przy zakończeniu roku. Nie mogła usiedzieć na miejscu. Po 16 udało się jej opuścić mury szkoły. Od razu ktoś porwał ją w ramiona.
- Puść mnie wariacie! – zaśmiała się, widząc Andreasa.
- Stęskniłem się za tobą – pocałował ją czule. – Cały dzień gdzieś łazisz, a ja? – zrobił minę zbitego szczeniaka.
- Wiesz, że pracuję przy przedstawieniu. I wkręciłam ciebie, żebyś polepszył sobie opinię – odparła beznamiętnie.
- Że niby ja? W przedstawieniu?
- Tak Kochanie, ty! – przytaknęła. Udali się na przystanek i po chwili wsiedli w autobus do Weissbach.
- Zaraz po zakończeniu wyjeżdżam do Klingenthal – spojrzał na nią wyczekująco. Widząc jak uśmiech schodzi z jej twarzy, złożył czuły pocałunek na jej policzku. – Kocham cię Haniu… - oczy zaszkliły mu się niebezpiecznie. Dziewczyna odwróciła się przodem do niego i spojrzała w jego niebieskie tęczówki.
- Ja ciebie też Andi – pocałował ją delikatnie. Więcej się nie odzywali. Czas płynął im na wpatrywaniu się w swoje oczy. Niczego więcej nie potrzebowali.

***

                Po południu leżała na hamaku w ogrodzie. Myślała nad dzisiejszym powrotem do domu. Andi wyglądał na przybitego. To nie były te wesołe niebieskie tęczówki, które dodawały jej siły i odwagi. Smutny, bladoniebieski kolor wyrażał smutek. Akurat. Ja chyba chcę myśleć, że on nie chce jechać. Że nie chce mnie zostawić. A prawda pewnie jest całkiem inna. Przecież jest mnóstwo dziewczyn w karze Niemiec. Nie tylko wokół niej kręci się świat…
- Haniu, przyniosłam ci sok – obok niej zauważyła mamę. Rodzicielka przysunęła sobie krzesło i usiadła.
- Dziękuję – odparła beznamiętnie.
- Nie chcesz, żeby jechał?
- Boję się go stracić. Chcę, żeby się rozwijał, żeby stał się świetnym skoczkiem, choć w sumie już nim jest, ale żeby osiągał sukcesy i spełniał marzenia. Nie chcę być dla niego przeszkodą… - po raz pierwszy udało jej się wydobyć z siebie złe emocje. Usłyszała westchnienie mamy.
- Ty siebie naprawdę nie doceniasz skarbie…
- Ale taka jest prawda! On ma przed sobą karierę, laski się będą o niego zabijać…
- A więc to o to chodzi! Jesteś zazdrosna! – Alice nie mogła opanować śmiechu.
- Zabawne, naprawdę… - prychnęła.
- Oboje jesteście młodzi, niedoświadczeni. Uczycie się bycia z kimś razem, ale widzę też jak bardzo się kochacie. Ty nigdy nie byłaś taka szczęśliwa. A znam cię już parę lat. To przetrwa nawet najgorsze. Nie mówiłam ci, ale z tatą przechodziliśmy przez to samo, gdy pracował w Niemczech parę lat temu. A udało się! Co jak co, ale na ludziach to ja się znam! – dodała pewnie.

17.

                Alice oglądała właśnie jakiś serial. Słysząc dzwonek do drzwi, szybko poszła otworzyć.
- O, Andi! – uśmiechnęła się szeroko i wpuściła go do środka.
- Dzień dobry – odparł sympatycznie. – Jest Hania?
- Jest, ale muszę z tobą porozmawiać… - zaczęła niepewnie.
- Teraz? – zdziwił się.
- Tak. Masz chwilę? – zapytała. Kiwnął twierdząco głową. Usiedli w salonie naprzeciwko siebie. – Pewnie zastanawiasz się o co chodzi. I nie, nie będę mówić o seksie i zabezpieczaniu się. Ufam, że macie coś w głowach i że nic wam do nich nie strzeli. A jak strzeli, to że nic głupiego nie zrobicie, lub jak kto woli stworzycie… - Andreas zaczerwienił się. Wiedział, że matka Hani jest wyluzowana, ale nie, że aż tak. Strach napełnił jego oczy. – No nie bój się tak! – zachichotała widząc jego minę. – Ja naprawdę wam kibicuję. Posłuchaj mnie. Ona nigdy z nikim nie była na poważnie. Ma dopiero 16 lat i wiem, że w tym wieku człowiek potrafi się bardzo mocno zakochać. Rozmawiałam z nią dzisiaj. Głupio mi o tym mówić za jej plecami, ale ona nie chce cię stracić.
- Ja też nie chcę jej stracić. Ja naprawdę kocham pani córkę. Proszę mi wierzyć – odparł szybko.
- I wierzę! Ja chyba najbardziej jestem wierząca z tej rodziny. Ale wracając do wątku. Hania jest wrażliwa. Sam wiesz co się działo po tej całej ‘randce z Marcelem’ – kiwnął twierdząco głową. – Już wtedy było coś na rzeczy. Wszyscy wiemy, że jesteś bardzo przystojnym i inteligentnym chłopakiem. Niejedna straciłaby dla ciebie głowę… I tu dochodzimy do meritum. Jeśli nie traktujesz jej poważnie, zakończ to teraz. Pocierpi miesiąc, dwa i jej przejdzie, ale nie zniosę widoku płaczącej córki, bo ty zainteresowałeś się koleżanką z kadry, albo jakąś inną dziewczyną – zakończyła swój wywód.
- Niech mnie pani posłucha. Hania jest najcudowniejszą i najpiękniejszą rzeczą jaka mi się przytrafiła. Jest dla mnie najważniejsza i bardzo mocno ją kocham. Nie odważyłbym się nawet spojrzeć na inną. Mając kogoś takiego przy sobie, to nawet niemożliwe. Proszę się nie martwić. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie – uśmiechnął się szeroko.
- I chwała Bogu! – klasnęła w dłonie. – Idź teraz do niej. Buja się na hamaku. Zaraz przyniosę wam coś do jedzenia i picia – wygoniła go grzecznie na dwór.

***

- Bu! – wystraszył ją żartobliwie.
- Zwariowałeś? Chcesz, żebym zawału dostała?
- Nie! – chciał ją pocałować, ale się odsunęła. – Stało się coś? – spytał zaskoczony.
- Daj mi się uspokoić – poprosiła. – Naprawdę mnie wystraszyłeś!
- Oj tam… - machnął ręką i ponownie przybliżył się do niej. Tym razem skutecznie.
- Nie powinieneś się uczyć? – spytała po chwili.
- Powinienem, ale nie mogłem wysiedzieć w domu, widząc jak się huśtasz – splótł ich dłonie razem. Jakimś cudem udało im się położył obok siebie na hamaku bez wywrotki.
- No tak. To takie rozpraszające… Bo widzisz ja zamierzałam i całkiem nieźle mi szło!
- Widziałem właśnie. Przerobiłaś dokładnie JEDNĄ stronę!
- To twoja wina! – przytuliła się do niego.
- Masz rację. To moja wina, że nie możesz przestać o mnie myśleć – zachichotał.
- Mój chłopak to idiota – westchnęła.
- A moja dziewczyna jest zazdrosna o mnie…
- Nieprawda! – zaprotestowała. Podniosła się nagle i stracili równowagę, lądując na ziemi. Od razu wybuchli głośnym śmiechem. – Masz rację, jestem o ciebie zazdrosna – spojrzała mu w oczy, gdy się uspokoili.
- Nie masz o kogo – dotknął delikatnie jej policzka. – Zaufaj mi… - poprosił.

***

                Nadszedł dzień egzaminów końcowych. Hania nerwowo łaziła we wszystkie strony na korytarzu. Andreas w pewnym momencie przyciągnął ją do siebie i posadził na kolanach. Czując, że się wyrywa, przytrzymał ją mocniej.
- Kochanie, spokojnie. Umiesz wszystko i zdasz śpiewająco – musnął jej policzek.
- Nie umiem się nie denerwować… - jęknęła i wtuliła się w jego szyję.
- Będzie dobrze, zobaczysz – gładził delikatnie jej plecy. Czuł morderczy wzrok Claire na nich. Nie mógł nic zrobić. Tleniona już pewnie miała plan, jak ich uziemić.
- Dzień dobry – przed drzwiami pojawiła się Gessler, Martin i Lisa. Andi już czuł kłopoty. – Rozlosujecie teraz numerki i usiądziecie na wyznaczonych miejscach. Podchodzimy według listy z dziennika. Raz, raz!
                Hania i Andi byli przy końcu. Stali i czekali na swoją kolej. Pierwsza z tej dwójki losowała szatynka. Widząc, że ma miejsce przed Claire, o mało nie zemdlała. To już koniec! Pomyślała. Andi siedział po drugiej stronie klasy. Uśmiechał się do niej pokrzepiająco. Była zamknięta w kanapce między podciepami tlenionej.
- Rozdamy wam testy i zaczynamy – powiedziała sucho przewodnicząca.
                Z początku wszystko szło gładko. Hani udało się zrobić większość zadań. Po chwili zaczęła czuć, że ktoś specjalnie kopie w jej stołek. Nie reagowała. Ignorowała każdy ruch Claire. Dopiero gdy pod jej ławką wylądowała zgnieciona ściąga rzucona przed tlenioną zamarła. Gessler, będąc najwyraźniej poinformowana, od razu się tym zajęła.
- Przyłapałam cię! – wyrwała kartkę szatynce.
- Ale to nie tak! Podrzucono mi ją specjalnie! Dobrze pani wie, że nie dopuściłabym się tego!
- Nie masz dowodu! – warknęła i na oczach wszystkich podarła jej pracę. Andreas zdenerwował się i nie wytrzymał.
- Co pani wyprawia?! – krzyknął.
- Siedź cicho, chyba że też chcesz wylecieć. Stern, oblane. Proszę wyjść! – Hania spojrzała z pogardą w jej oczy i wstała. Lisa i Martin wierzyli jej, ale bali się podskoczyć dyrektorce. Wybiegła z sali. Usiadła na korytarzu i zaczęła płakać. Po chwili pojawił się obok niej Andi. Objął ją ramieniem i mocno przytulił.
- Znajdę sposób i udowodnię, że to nie ty, obiecuję – musnął jej czoło. – Wiem, że nawet byś nie pomyślała o czymś takim. Ta tleniona wariatka kiedyś się doigra…
- Andi, to już koniec. Wyrzucą mnie na zbity pysk. Jestem pewna, że obie to zaplanowały… - nie umiała już hamować łez.
- Cichutko, wszystko będzie dobrze. Na razie oboje oblaliśmy… - spojrzała na niego przestraszona.
- Tobie też coś podrzucili?!
- Nie – uśmiechnął się do niej. – Powiedziałem tej jędzy, że ręczę za ciebie i w geście solidarności dałem jej swoją pracę do podarcia.
- Zgłupiałeś? – nie mogła uwierzyć. I on mówi to z takim spokojem?
- Chyba z miłości do ciebie. Nie pozwolę, żeby jakieś wredne babsko obrażało moją dziewczynę. Nie płacz już. Odwołamy się.
- Optymista… Ale ty nie możesz pisać poprawki! Masz zawody! – zauważyła. W odpowiedzi uśmiechnął się chytrze. – Zrobiłeś to specjalnie?! Ty naprawdę postradałeś zmysły!
- Znalazłem sposób, żebyśmy spędzili jeszcze trochę czasu razem – zupełnie nie przejmował się jej wściekłym tonem głosu.
- I jak tu cię nie kochać? – uśmiechnęła się lekko i mocno do niego przywarła.

18.

- Stary, ale to było słabe z jej strony – Marco nie mógł wyjść z szoku. Miriam również.
- Wiem. Ale wiedziałem, że Claire coś wykombinuje. Musimy się teraz odwołać i potrzebujemy świadków…
- Na nas możesz liczyć. Pogadaj jeszcze z Lisą i Martinem. Myślę, że się zgodzą… - blondynka uśmiechnęła się pocieszająco. Cała czwórka zajmowała swój stolik pod oknem.
                Po chwili zjawiła się przy nich Lina.
- Hej…  - zaczęła niepewnie. – Chciałam wam powiedzieć, że to było chamskie i jak potrzebujecie świadków, to ja wam pomogę… Chociaż tyle mogę dla was zrobić za to wszystko…
- Dzięki… - Andi zmieszał się nieco. – Damy ci znać, co i jak…
- Może usiądziesz z nami? – spytała Miriam.
- Nie, dzięki. I tak już muszę iść… Trzymajcie się… - odparła i szybko odeszła.
- Ludzie to są jednak dziwni… - bąknął Marco.
- Tylko patrzeć jak Marcel się nadarzy – Hania i Andi spojrzeli na blondynkę złowrogo. – No dobra, żartowałam! Tacy poważni jesteście, że szok…

***

                Cała szkoła słyszała o tym co się stało. Większość uczniów trzymała stronę szatynki i blondyna. Każdy chciał wygrać z podłą i mściwą Gessler, ale nikt nie miał wystarczających dowodów. Andreas jednak złożył odwołanie w ich sprawie. Termin komisji został wyznaczony na koniec czerwca.
                Wiedzieli, że bez twardego dowodu nic nie dadzą rady zrobić. Hania zaczynała wątpić, czy cokolwiek jeszcze będzie można uratować. Andi nie mógł patrzeć na nią w takim stanie. Serce mu się krajało na ten widok. Starał się więc działać samemu, by nie musiała się w to angażować bardziej niż musi. Walczył dla niej o sprawiedliwość. To była też jego wina. Nigdy nie spławił Claire tak na amen. Często mówił jej, żeby się odczepiła, ale nigdy go nie słuchała.

***

                Pewnego dnia wpadł do domu Hani jak petarda.
- Kochanie! – zawołał bez namysłu. Wysunęła zaciekawiona głowę z kuchni.
- Tutaj! – podbiegł do niej, wziął w ramiona i zaczął obracać wokół własnej osi.
- Udało się! – krzyczał z radości.
- Ale co? – spytała zaciekawiona. Postawił ją na ziemi.
- Mamy niezbity dowód! Wszystko będzie dobrze – dawno nie widziała go w takim stanie.
- Obyś miał rację – objęła go ramionami za szyję i czule pocałowała.

***

- Proszę pokazać dowód pani niewinności – wyciągnęła ściągę.
- Proszę sprawdzić, pismo nie jest moje – podała ją dyrektorowi.
- Ale jaką mam pewność, że nie kazała pani jej nikomu napisać?
- Mam nagranie! – krzyknął ktoś ze świadków. Hania spojrzała zaskoczona na Andreasa. Oboje rozpoznali głos Marcela.
- Proszę pokazać… - Gessler zbladła. Uśmiech nagle zszedł z jej twarzy.
- To niedopuszczalne! Nikt nie ma prawa nagrywać nikogo bez uzyskania wcześniejszej zgody! – zaczęła się bronić.
- Uspokój się! W tej sytuacji to jedyne wyjście – Hoffmann włączył film. Widać na nim jednoznacznie, jak Elizabeth daje znak córce, by podrzuciła ściągę. Hania była w szoku. Z resztą każdy był.
- Panna Stern i pan Wellinger zostają dopuszczeni ponownie do egzaminu, przywrócone zostają także wam prawa uczniów, a pani Gessler zostaje zwolniona dyscyplinarnie w trybie natychmiastowym. Claire Gessler zawieszona w prawach ucznia. Dziękuję, do widzenia – Hoffmann najwidoczniej ucieszył się z obrotu spraw.
- Mówiłem, że się uda! – Andreas przytulił mocno swoją dziewczynę do siebie.
- Dziękuję…
- Nie mnie dziękuj. Marcelowi się należy… - skierowali się do blondyna.
- Dziękujemy. Naprawdę – powiedziała Hania.
- Nie ma za co. Chciałem jakoś odkupić winy. Przepraszam was za ten cyrk na obozie. Moja wina i bardzo żałuję.
- Już ok. Wszystko się ułożyło i jesteśmy kwita – przytuliła go lekko, a Andi podał mi dłoń na zgodę.
- Udanych wakacji – pożegnał się szybko i odszedł.

19.

                Przedstawienie przygotowane przez szatynkę odniosło sukces. Jednak nie pozwoliło jej to odetchnąć. Poprawkę mieli do napisała w poniedziałek. Andreas zaraz potem miał polecieć do Klingenthal. Miała nadzieję, że jakoś uda się jej pogodzić z tym faktem. Choć do tej pory szło to ciężko, a wyniki były żadne.
               
***

- Mówiłem, że zaliczymy? – Andi cieszył się jak małe dziecko po wyjściu ze szkoły. Hania obserwowała każdy jego ruch, gest, detal. Chciała się nacieszyć tym widokiem, dopóki to było możliwe. – Nie cieszysz się? – spojrzał na nią podejrzanie.
- Cieszę…
- Z twojej miny wynika, że nie – podszedł bliżej i przytulił ją do siebie. – W poniedziałek jestem z powrotem. Trener obiecał nam parę dni wolnego. Myślisz, że mam ochotę tam jechać bez ciebie? – spojrzał na nią wyczekująco.
- Przywykłam, że jesteś… Że mogę do ciebie iść, przytulić cię, popatrzeć jak robisz śmieszne miny kiedy myślisz, posłuchać twojego głosu, spojrzeć w te przepiękne niebieskie tęczówki…
- To ja ci powinienem prawić takie komplementy – ucałował jej czoło. – Co ze mnie za facet? – zachichotali.
- Beznadziejny, ale mój… - uśmiechała się do siebie na to słowo.
- Tylko i wyłącznie twój Myszko – pocałował ją czule. – Jedźmy do domu. Mamy chwilę jeszcze dla siebie… - poprosił.

***

- Masz się ciepło wieczorami ubierać, nigdzie się nie szwendać, nie uganiać za obcymi laskami i pić! – pogroziła mu palcem Claudia. Po chwili mocno przytuliła do siebie syna. Hermann powtórzył czynność.
- Braciszku słuchaj mamy. Nie pij za dużo, bo głowę masz słabą – poprosiła Julia.
- Uważaj na siebie i Oscara lepiej – odparł. Spojrzał na Hanię, która stała przy ogrodzeniu obserwując tą scenę. –  Co tak stoisz sama? Kochanie, chodź do mnie – wyciągnął ręce w jej stronę. Po chwili od razu w nie wpadła i mocno go przytuliła. – Masz nie płakać – otarł łzy w jej policzków. – Nie jadę na rok, w poniedziałek jestem z powrotem – spojrzał na nią czule.
- Wiem przecież… Na filmach zawsze płaczą i zastanawiałam się dlaczego, ale to jest silniejsze ode mnie! – odparła.
- Andi, zbieramy się – Hermann poganiał syna. Faktycznie robiło się późno.
- Już… - jęknął niechętnie. Uściskał jeszcze raz mocno Hanię, pocałował ją czule i wsiadł do samochodu.

***

                Na miejscu spotkała go przyjazna atmosfera. Od razu zakumplował się z paroma osobami. Chętnie przyjmowali do siebie nowych. Widać, że każdy miał szacunek do reszty, bo wiedzieli jak ciężko trzeba pracować, żeby się tu znaleźć.
                Co wieczór dzwonił do domu i do Hani. Tęsknił za nią bardzo mocno. Postawił nawet na szafce nocnej ich wspólne zdjęcie. Karl, nowy kolega z kadry zainteresował się fotografią.
- Twoja dziewczyna? – Andi uśmiechnął się szeroko.
- Tak – odparł dumnie. – Najcudowniejsza istotka na ziemi…
- Ale cię wciągnęło! – Geiger był pod wrażeniem. Nigdy nie widział tak zakochanego faceta.
- Nie znamy się długo, ale jestem pewien, że to właśnie jej potrzebuję do szczęścia.
- A skoki?
- Też! Ale trochę inaczej. Ze skokami ślubu nie wezmę – zaśmiał się głośno. Dopiero po chwili zrozumiał co powiedział. On naprawdę pomyślał o ożenku? Nie myślał nawet o ich wspólnej przyszłości, choć nie wyobrażał sobie innej wersji.
- No fakt. Chodź na ognisko, co? – zaprosił go kolega.
- A jutro przez was znowu będę sikał! – zaznaczył.
- Nie marudź! Dla zdrowia!

***

- Carina ci się przygląda! – Karl szepnął w stronę kolegi. Andi spojrzał na niego dziwnie.
- No i?
- No weź. Taka laska na ciebie leci… A ty nic? – spytał zdziwiony.
- Już mam laskę – odparł pewnie. – I nie interesują mnie inne. Jak chcesz to droga wolna. Szczęścia wam życzę z całego serca – poklepał go po ramieniu i odszedł od zgromadzenia.
- Źle się czujesz? – spytała go czarnowłosa. Podeszła do niego chwilę po tym, jak poszedł się przejść.
- Nie. Ale nie lubię dymu. Musiałem powdychać trochę świeżego powietrza – nie chciał być niemiły, ale miał nadzieję, że odpuści i sobie pójdzie.
- Może poprawię ci nastrój? – spytała zalotnie. Andi miał ochotę uciec. Czego one wszystkie ode mnie chcą?
- Nie dziękuję! – odparł ostro.
- Coś taki spięty? Może rozmazuję ci kark… - zaproponowała. Już zaczęła podchodzić, gdy warknął.
- Odczep się ode mnie! Nie jestem tobą zainteresowany! Mam dziewczynę! – nie zważał na swoje słowa. Chciał by dała mu spokój.
- Dziewczynę? – zdziwiła się.
- Tak, dziewczynę!
- Nie krzycz na mnie! Nie wiedziałam! Przepraszam – odparła i poszła w stronę ogniska.
                Andi wyciągnął twój telefon i spojrzał na tapetę. Zdjęcie uśmiechniętej Hani od razu poprawiło mu nastrój. Postanowił jej napisać krótką wiadomość: Kocham cię najmocniej w świecie <3 Twój Misiu ;*
                Był pewien, że uśmiecha się teraz do telefonu. Sam nie mógł się powstrzymać. Czekał na odpowiedź, która nadeszła błyskawicznie: Ja ciebie też kocham, tylko nie umiem napisać jak bardzo, bo braknie znaków <3 Twoja Misia ;*
                Tak, tego mu było trzeba. Tęsknił za nią, ale codziennie odliczał dni do poniedziałku i nie mógł się doczekać, aż znowu porwie ją w ramiona.

20.

                Hania pomagała mamie w pracach domowych. Od kiedy miała wolne, a Andiego nie było, miała mnóstwo wolnego czasu. Chciała też odwiedzić babcię w Polsce, ale dopiero wtedy, gdy Andi pojedzie na konkursy zagranicę.
                Poniedziałek jakimś cudem nie chciał nadejść szybciej. Codziennie śledziła newsy w Internecie w poszukiwaniu jakiś informacji o Andreasie. Dopiero kilka zdjęć z jakiejś strony zmąciło jej spokój. Widziała jak Andi uśmiecha się do jakiejś czarnowłosej. Nie wyglądał na krępującego się. Wręcz jakby patrzyła na parę dobrych znajomych. Zakuło ją serce. Była zazdrosna. Jak diabli. Nie umiała się opanować. Wiedziała, że dziewczyny będą się nim zachwycać, ale to ją doprowadzało do szału.

***

                W poniedziałek obudziło ją delikatny dotyk na twarzy. Otwarła lekko oczy i zobaczyła parę wesołych niebieskich tęczówek wpatrzonych w nią z czułością. Poczuła muśnięcie warg na swoich.
- Jesteś wreszcie – wyszeptała. Nie odpowiedział tylko pocałował ją namiętniej.
- Nie mogłem się doczekać i od razu przybiegłem do ciebie. Twoja mama wpuściła mnie, ale kazała mi być cicho, bo ponoć wtedy lepszy efekt – zachichotał.
- Miała rację. Znowu. Niewiadomo skąd…  - udała zastanowienie.
- Zobaczysz, w przyszłości będzie nam planować imiona dzieci – uśmiechnął się szeroko. Hania wybałuszyła oczy.
- Dzieci? Przecież my… - przyłożył jej palec do ust.
- Mamy czas. Spokojnie…

***

- Co to za czarnowłosa dziewczyna? – Hania nie mogła się powstrzymać. Spacerowali po Weissbach, trzymając się za ręce.
- Carina? Skoczkini. Dlaczego pytasz? – zdziwił się jej pytaniem.
- Widziałam zdjęcia gdzieś tam i byłam ciekawa – nie umiała kłamać. Andi uśmiechnął się szeroko.
- Zazdrośnico moja – musnął ustami jej czoło.
- No, a dobra jest?
- A od kiedy się interesujesz skokami?
- Od kiedy cię znam…
- Kłamczucha do tego!
- No weź!
- Przestań już wymyślać… Dostawiała się do mnie, ale ją spławiłem! – odparł dumnie.
- Ciekawe jak…
- Powiedziałem jej, że mam świetną dziewczynę i nie jestem zainteresowany!
- Satysfakcjonuje mnie ta odpowiedź! – uśmiechnęła się szeroko i wtuliła w niego.

***

                Wakacje mijały szybko. Andreas częściej trenował niż się widywali. W sierpniu udało się jej odwiedzić babcię. Wyjazd dobrze jej zrobił. Z zazdrości już przestawała nad sobą panować. Ufała mu, ale innym dziewczyną nie.
                Andreas zaliczył dwa świetne występy w Kuopio. Hania nie mogła się nacieszyć jego sukcesami. Po jego powrocie miała zamiar zorganizować z Claudią przyjęcie urodzinowe. Zastanawiała się nad listą gości. Przy nazwiskach Liny i Marcela miała problem. Niby się pogodzili, a jednak nie czuła się pewnie. Postanowiła zapytać Andiego o nich.

***

                Wrócił zmęczony z Finlandii. W domu od razu pachniało tajemnicą. Jego matka, która przesiadywała całymi dniami i Sternów, to nie mogło się dobrze skończyć.
                Nadszedł 28 sierpnia. Niczego nieświadomy udał się do miasta po zakupy, widząc, że lodówka świeci pustkami. W markecie spotkał Hanię.
- Co się tak cieszysz? – spytał, widząc jak uśmiecha się do niego szeroko.
- Bo cię widzę!
- Akurat! Coś tam wykombinowała z moją mamą? – przyciągnął ją do siebie.
- Zobaczysz – pocałowała go delikatnie. – Wszystkiego najlepszego kochanie – dodała, po czym powtórzyła pocałunek, tym razem czulej i mocniej.

***

                Wieczorem zastał w domu mnóstwo gości. Z kuchni Claudia przywiozła ogromny tort. Wszyscy w szampańskich nastrojach, gotowi do zabawy. W tle leciała popowa muzyka. Obok jego matki stała jego kobieta, trzymając w ręku tacę z kieliszkami, napełnionymi szampanem i śpiewając z wszystkimi gromkie ‘Sto lat’.
- Wszystkiego najlepszego! – krzyknęła mama. – Zdmuchnij świeczkę i pomyśl życzenie!
                Spojrzał po pokoju w poszukiwaniu Hani. Widząc jej szeroki uśmiech i zaszklone oczy wiedział czego pragnie najbardziej na świecie: Żeby ich miłość i szczęście trwało wiecznie…

***

                Oboje wyszli w pewnym momencie na dwór. Hania przytuliła się do jego ramienia. Było im tak dobrze samym, bez nikogo w pobliżu.
- Przyniosę nam coś do narzucenia. Poczekaj tu na mnie – odparła, przecierając ramiona od chłodu. Przytaknął jej jedynie.
- Powiedziałeś jej? – po kilku usłyszał głos Marco za sobą.
- Nie. Nie mam zamiaru – zmieszał się.
- Będziesz ukrywał to przed nią do końca życia? Obiecałeś jej opowiedzieć! – dodał z wyrzutem przyjaciel.
- Im mniej wie, tym będzie bezpieczniejsza.
- Ona musi poznać prawdę! Choćby nie wiem co się działo!
- I co?! – odwrócił się przodem do niego. Warknął ostro w jego stronę. – Powiem jej i co?! Nie chcę jej stracić! Kocham ją najmocniej w świecie! A ona mi tego nie wybaczy!
- Rób jak chcesz. Tylko, żebyś nie płakał potem – Marco zostawił go samego. Rozchwiany emocjonalnie podszedł do barierki i wparł się na niej ciężko oddychając.
- Coś się stało? – usłyszał jej kojący głos przy uchu. Położyła koc na jego ramionach i pogładziła jego twarz wierchem dłoni.
- Nic takiego kochanie – przytulił ją mocno do siebie. – Kocham cię, wiesz?
- Wiem… - uśmiechnęła się szeroko. – Z resztą ja tak samo…

21.

                W Lillehammer odniósł swoje pierwsze ważne zwycięstwo w karierze. Pokonał wszystkich. Odbierając nagrodę myślał o Hani. Ta dziewczyna naprawdę dodawała mu skrzydeł. Zmienił się dzięki niej i to na dobre.
                Słowa Marco utkwiły mu jednak w głowie. Zbierał się, by powiedzieć jej prawdę. Przecież nie mógł tak trwać w nieskończoność.
                Wrócił do domu z obawami. Chciał to już mieć za sobą. Postanowił powiedzieć jej tego wieczoru. Wpadł do niej po kolacji. Poprosił by wyszli na zewnątrz. Tulił ją mocno do siebie.
- Hania… – w końcu zebrał się w sobie. Westchnął. – Muszę ci coś powiedzieć…
- Co tym razem? Chyba nie musisz się przeprowadzić? – spytała zmartwiona.
- Nie. Ale obiecałem ci coś kiedyś pamiętasz? Że jak będę gotowy, to powiem ci jak było…
- Ta sprawa z Liną? Zapomniałam już o niej! – machnęła ręką.
- Ale wysłuchaj mnie… Mam nadzieję, że zrozumiesz… - posadził ją na huśtawce, a sobie podstawił krzesło naprzeciwko. Chwycił jej dłonie w swoje i ucałował.
- Mów wreszcie! Zaczynam się bać…
- Lina przyszła do szkoły rok przed tobą… Jako bawidamek wziąłem ją na swój celownik i postanowiłem uwieść. Wszystko szło świetnie. Złapała się jak lep na muchy. Marco i ja byliśmy przyjaciółmi od dziecka. On od początku się w niej podkochiwał i wściekał się na mnie, że zabieram mu dziewczynę. Ale mnie nie chodziło wtedy o coś poważnego. Marlene była kolejną do odhaczenia… - czuł się zażenowany mówiąc to. Hania nie chciała już dalej słuchać. Nagle Andi wydał się dla niej obcym człowiekiem. – I stało się. Uległa. Marco obraził się na mnie śmiertelnie i dopiero dzięki tobie udało się nam pogodzić, choć to nie to samo to wcześniej. Lina uwierzyła mi i zaczęła mnie podrywać. Ja osiągnąłem cel i chciałem się jej pozbyć. Jak każdej, a ona… - zniesmaczył się. Bał się dokończyć, bo czuł do siebie obrzydzenie.
- A ona?
- Poszliśmy do łóżka… - powiedział cicho. Hania otwarła szerzej oczy. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Wyrwała dłonie z jego uścisku. – Było okropnie, nienawidziłem siebie, a potem nadeszło najgorsze…
- Nawet nie kończ! – poprosiła.
- Kazałem jej usunąć, bo to niedorzeczne, żebym miał zostać ojcem w wieku 15 lat. Oczywiście nie posłuchała mnie i chciała je urodzić. Ale poroniła w trzecim miesiącu, bo zaczęła pić… Ledwo ją uratowaliśmy… - schował ręce w dłonie. – Hania, tak bardzo cię przepraszam! Musiałem to w końcu powiedzieć…
- Idź stąd! – krzyknęła. – Nie mam ochoty na ciebie patrzeć…
- Ale Skarbie… - łzy zaczęły napływać mu do oczu. Wiedział, że tak będzie.
- Proszę idź już! Daj mi czas się z tym oswoić… - poprosiła. – Andi, nie umiem tak…
- Masz rację – chciał ją pocałować, ale odsunęła się. – Kocham cię, pamiętaj o tym proszę… - brzmiało to jak pożegnanie. Serce zakuło ją momentalnie. Jak on mógł coś takiego ukrywać?

***

                Rano wstała zapłakana i z podkrążonymi oczami. Alice już wczoraj zauważyła, że coś się stało. Weszła do pokoju córki.
- Nie poszłaś do szkoły, rozumiem… Ale nie rozumiem dlaczego od wczorajszej rozmowy z Andim zalewasz się łzami. Zrobił ci coś? – usiadła na brzeg łóżka.
- Wczoraj powiedział mi o czymś podłym… - nie umiała tego nazwać. – Ukrywał to przede mną, bo wiedział, jaka będzie reakcja. Poczekał, aż się w nim zakocham, dopiero potem uraczył mnie ta informacją…
- Haniu… On cię kocha. Jestem tego pewna. I jeżeli się bał, to znaczy, że mu zależy. Nie szukaj dziury w całym. A teraz opowiadaj… - poprosiła.

***

                Następnego dnia już pojawiła się w szkole. Udawała, że wszystko jest w porządku. Alice na chłodno przyjęła te rewelacje. Nie wydała opinii, tylko skupiła się na stanie córki. Musiała to wszystko przemyśleć.
- Cześć – obok niej pojawił się Andi. Spojrzała na niego z wyrzutem.
- Andi, ja jeszcze nie umiem… Przepraszam…
- Rozumiem cię. Chciałem tylko sprawdzić jak się czujesz – dotknął jej włosów.
- Jakoś się trzymam. Choć rzadko się słyszy takie rewelacje o swoim chłopaku…
- Uwierz mi, że żałuję… - odsunęła jego rękę.
- Ja już sama nie wiem w co wierzę… - odeszła bez słowa, zostawiając go podłamanego na korytarzu.

***

- Nie wiesz co się dzieje? – Miriam spytała Marco o tą dwójkę.
- Andi powiedział jej o swoim sekrecie…
- A ty skąd o tym wiesz? – zdziwiła się.
- Bo go znam… - odparł.
- I wiedziałeś od początku?!
- Dotyczył mnie po części…
- Masz mi go dzisiaj opowiedzieć, jasne? – zagroziła.
- I tak nie mam wyjścia… - jęknął.

***

                Po szkole wpadła do Wellingerów. Claudia powiadomiła ją, że Andi jest na górze. Wiedziała co ma zamiar zrobić. To było odpowiednie wyjście. Zapukała cicho. Po chwili weszła. Zastała Andiego wpatrzonego w jej okno.
- Muszę ci coś powiedzieć… - zaczęła. Dopiero teraz ją dostrzegł.
- Hania… – chciał podejść, ale zaprotestowała.
- Usiądź – poprosiła. Po chwili znalazła się obok niego. – Myślałam nad tym dużo i przepraszam, ale nie umiem być z tobą teraz…
- Haniu, proszę nie… - miał ochotę się rozpłakać. Przyłożyła dłoń do jego ust, by się uciszył.
- Nie umiem. Próbowałam ci wybaczyć, ale to jest zbyt świeże. Dajmy sobie czas. Pobądźmy chwilę osobno. Zrozum mnie. Oszukiwałeś mnie bezczelnie od samego początku. Wiedziałeś, że jak się w tobie zakocham, to będzie ci łatwiej…
- Nie prawda! To się samo stało. Haniu, ja naprawdę cię kocham… - łzy zaczęły spływać mu po policzkach. Otarła je delikatnie.
- Ja ciebie też. Ale muszę odpocząć – pocałowała namiętnie jego usta i oderwawszy się od nich, wybiegła z pokoju zostawiając go samego.

22.

                W szkole nikt nie pytał co się stało. Widać było jednak, że to coś poważnego. Skoro Wellinger i Stern unikali siebie jak ognia, to musiało być coś poważnego. Miriam po poznaniu prawdy, również była w szoku. Nie sądziła, że Andreas mógł się posunąć do czegoś takiego. Zawiódł jej zaufanie i w pełni rozumiała swoją przyjaciółkę i jej decyzję. Widziała też jednak jak bardzo się męczy bez niego. Oboje byli w sobie zakochani na zabój i każdy dzień rozłąki stawał się katorgą.
                Skoki Andreasa w Klingenthal były katastrofą. Nikt nawet nie podejrzewał, jak bardzo wpłynie na niego rozstanie z dziewczyną. Ale sam był sobie winien. Mógł powiedzieć jej od razu. I tak by musiał…

***

- Dlaczego nie mogę go przestać kochać? – Hania siedziała z mamą w ogrodzie.
- Bo nie można tak z dnia na dzień. A po drugie… Wiem, że mnie zganisz, ale jeden wyskok za młodu nie dyskryminuje go na przyszłość. Zmienił się przy tobie. Teraz wątpię, czy nawet przez myśl by mu to przeszło.
- Bronisz go? – spytała z wyrzutem.
- Rozumiem. Każdy popełnia błędy, ale trzeba się na nich uczyć. On przez swój może stracić ciebie, a to wystarczająca nauczka…
- Ale o mnie oszukał!
- Zataił tylko pewien nieistotny dla waszego związku fakt…
- I jak ja mam mu ufać?
- Normalnie. Miłość polega na wzajemnym zaufaniu i wybaczaniu.
- I ty to mówisz tak spokojnie?!
- Przeżyłam dwa razy więcej lat na tym świecie niż ty i wiem już co nieco…
- Nigdy nie zrozumiem twojej logiki… - westchnęła.
- Ale podjęłaś dorosłą decyzję. Teraz same takie cię czekają. Musisz przywyknąć, że nie wszystko będzie gładkie, ładne, przyjemne i proste. Życie to nie bajka, ale można je umilić własnym księciem z bajki…
- Za dużo pracujesz… - spojrzała na nią smutno. Matka jeszcze bardziej jej namąciła w głowie.
- Zastanów się czy chcesz się tak męczyć bez niego… - poprosiła. Wstała z miejsca i wróciła do domu, zostawiając Hani samą.

***

                Zbliżała się zima. Hania ostro trenowała do zawodów w narciarstwie. Jej koronną konkurencją stał się slalom. Była szybka i zwinna. Nadwaga gdzieś zniknęła. Z resztą po ostatnich ekscesach znacznie zmizerniała. Andi zajął się przygotowaniami do sezonu, w którym miał wystąpić w Pucharze Świata. Werner zaryzykował i powołał go do Lillehammer. Jeszcze parę miesięcy temu to było najszczęśliwsze miejsce dla niego, a teraz? Sam był sobie winien.
                Claire nie mogła odpuścić Hani. Robiła jej na złość, chcąc pomścić matkę. Nikt już nie zważał na nią, nie była w centrum zainteresowania. Nawet zerwanie szatynki i blondyna nie sprawiało jej przyjemności, bo nie było z jej winy.
                Chłopak wpadał do szkoły skokami. Nadrabiał bieżące zaległości, pisał sprawdziany, by być na czysto. Hania widząc jak męczy się z czymś na przerwie, podeszła.
- Nad czym tak dumasz? – spytała. Spojrzał na nią zszokowany. W pierwszej chwili myślał, że śni.
- Haniu, co robisz?
- To, że zerwaliśmy, nie znaczy, że mamy nie rozmawiać – uśmiechnęła się delikatnie. Szczerze. Tak dawno tego nie widział u niej. Ciągle ją kochał. Z dnia na dzień coraz mocniej.
- Nie mogę skumać skąd to się wzięło – pokazał jej palcem równanie z chemii.
- Pokaż to sieroto – usiadła obok i po chwili zaczęła mu tłumaczyć. Cieszyła się, że podeszła. Chciała usłyszeć jego aksamitny dla jej uszu głos. Starała się nie zwracać uwagi, gdy się w nią wpatrywał czułym wzrokiem. – Już rozumiesz? – dopytała.
- Tak. Dziękuję – uśmiechnął się nieśmiało.
- Co u ciebie? – spytała po dłuższej niezręczniej chwili.
- Skoki, szkoła, nic nowego… A u ciebie?
- Szkoła… - odparła. Oboje strasznie się peszyli. – A skoki?
- Mam nadzieję, że uda się jakieś punkty zdobyć…
- Uda się. Jestem tego pewna – zawahała się, gdy chciała dotknąć jego ramienia. Przełamała się jednak i opuszkami palców przejechała po jego skórze.
- Cieszy mnie, że we mnie wierzysz. To dla mnie bardzo ważne…
- Powodzenia – odparła zmieszana i poszła na zajęcia.

***

- Od kiedy oglądasz skoki? – Krystian wszedł do salonu i zobaczył córkę przed telewizorem.
- Jak to? Nie wiesz? – usłyszała głos mamy.  – Od kiedy Andi dostał powołanie na kadrę narodową!
- Jaki zdolny chłopak! – klasnął w dłonie. Nie znał prawdy i nawet nie domyślał się, że coś jest nie tak pomiędzy tą dwójką.
- O matko! – krzyknęła z radości Hania, gdy zobaczyła, że Andi prowadzi po pierwszej serii. Zakryła twarz dłońmi i uroniła łzę szczęścia.
- Rozmawiałaś z nim? – Alice spytała córkę.
- Tak. Nie mogłam wytrzymać… - spojrzała na nią.
- Chyba mu pomogło. Całkiem inny człowiek – odparła.

***

                Skończył na 5 miejscu, co i tak jest świetnym wynikiem jak na debiutanta. Hania nie wiedziała co ma zrobić. Wahała się, czy wysłać mu SMS-a, czy jednak nie. Wysłała jednak krótkie: Gratulacje :) A w odpowiedzi otrzymała: Dziękuję. To tylko dzięki tobie ;* Uśmiech mimowolnie przeciął jej twarz. Może jednak nie wszystko stracone?

23.

                Po udanym weekendzie wrócił do domu, by choć na chwilę oderwać się od skoków. Rodzice unikali tematu Hani przy nim. Doskonale zdawali sobie sprawę, przez jakie męki przechodzi ich syn.
                Samopoczucie Andiego polepszało się od czasu, gdy zaczęli z szatynką ponownie rozmawiać. To dużo dla niego znaczyło. Ona dużo dla niego znaczyła. Tęsknił za nią. Dlatego postanowił wpaść do szkoły choć na moment, by choć na moment ją zobaczyć.
                Następnego dnia powitały go gromkie brawa i oklaski znajomych. Czuł się speszony. Nigdy nie chciał, żeby tak go traktowano. Uśmiechał się nieśmiało i przyjmować gratulacje. Udał się pod swoją klasę, gdzie również spotkały go brawa. Miał ochotę zakopać się pod ziemię. Spostrzegł, że Hania stoi w kącie z Miriam i przyglądają mu się. Uśmiechnął się do nich delikatnie, na co odpowiedziały tym samym.
                Dopiero po paru lekcjach owacje opadły i wszystko się uspokoiło. Znów czuł się starym Andim. Siedział w stołówce, tym razem sam, i zajadał jakąś sałatkę. Wpatrywał się tępo w książkę do historii, położoną za talerzem.
- Można się dosiąść? Czy może pan jest teraz tak sławny, że trzeba się anonsować z wyprzedzeniem? – usłyszał jej żartobliwy ton. Serce zaczęło mu bić mocniej. Spojrzał na nią z ogromnym uśmiechem i zdjął plecak na ziemię, robiąc jej miejsce. Położyła swoją tacę na stole i usiadła obok.
- Co słychać? – zaczął.
- W porządku… Ale po pierwsze gratulacje! – miała ochotę go uściskać, ale spasowała. Może jeszcze nie czas?
- Nie żartuj, że oglądałaś skoki – zachichotał.
- Przełamałam się – odparła nieśmiało patrząc w swój talerz.
- Dziękuję… - dotknął delikatnie jej dłoni, bojąc się jej reakcji. O dziwo nie wysunęła jej od razu. Dopiero gdy spojrzała w jego przepełnione czułością niebieskie tęczówki, zmieszała się nieco.
- Na ile przyjechałeś?
- Jutro jadę do Finlandii. Mam startować w drużynówce. Już mam pełne portki – zażartował. Spojrzała na niego z dezaprobatą.
- Jesteś niemożliwy! – od dawna nie widział jak śmieje się w ten sposób. – Ale jestem też pewna, że sobie świetnie poradzisz – złość na niego odchodziła w niepamięć. Cieszyła się, że znów rozmawiają.

***

                Piątkowy konkurs niespodziewanie zakończył się wygraną Niemiec. Hania była niesamowicie dumna z Andiego, bo szło mu świetnie. Siedziała z Maxem i tatą przed telewizorem. Oni oczywiście kibicowali Polakom. Hania też, ale to Niemiec był dla niej numerem jeden. Ciągle. I chyba już na zawsze.
               
***

                W szkole organizowała mikołajki dla uczniów. Musiała się czymś zająć. Odkąd Claire się odczepiła, treningi szły jak z płatka, narzekała na nudę. Andreasa nie było, bo ciągle szlajał się po świecie, zrzeszając coraz to większą rzeszę fanek. Nadal była zazdrosna, ale miała jednak pewność, że on wciąż coś do niej czuł. Dawał jej o tym znać za każdym razem.
                Na treningu usłyszała, że zostaje powołana do reprezentacji klubowej i wystartuje w zawodach jeszcze przed świętami. Powiadomiła Miriam i Marco o tym, a oni bardzo się ucieszyli z sukcesu przyjaciółki. Miała już pisać do Andreasa, ale się powstrzymała. Co go to może obchodzić? Nie jesteśmy już razem…
                Wieczorem, gdy jej rodzice wrócili ze szkoły, powiadomiła ich o swoim sukcesie.
- Wiedziałem, że ci się uda! Moja zdolna córeczka! – Krystian przytulił ją do siebie bardzo mocno.
- Tato! Udusisz mnie i dupa wyjdzie z tych konkursów.
- No tak… - odsunął się od niej.
- Teraz ja! – Alice nie wytrzymała i również zaczęła ją dusić z miłością.
- Umrę w tym domu… - wydusiła ledwo.
- Max już wie?
- Napisałam mu SMS-a. Nie chciałam mu przeszkadzać na zajęciach.
- A Andi? – mama spojrzała na nią wyczekująco.
- Eee… Czekam na lepszy moment! – odparła. Miała ochotę zabić matkę wzrokiem.
- Mam nadzieję, że prędko go znajdziesz…
- Pójdę do siebie. Pewnie nie może się doczekać… - pożegnała się i popędziła na górę.
                Usiadła na swoim łóżku po turecku i wyciągnęła swój telefon z kieszeni. Dostrzegła, że ma jedną nieodebraną wiadomość: GRATULACJE!!! ;* Miriam mi napisała. Jestem z Ciebie taki dumny! Wiedziałem, że utrzesz nosa tlenionej i pokażesz na co się stać. Zawsze to czułem :P Tylko szkoda, że nie napisałaś mi tego sama… Ale rozumiem ;) Masz prawo mnie ignorować po tym wszystkim… Trzymaj się ;*
                Andreas znowu ją zaskoczył. Zrobiło się jej przykro czytając to. Miał rację. Chociażby jako jego ex powinna napisać. Wzięła trzy głębokie oddechy i wybrała jego numer.
- Nie krzycz! – poprosił błagalnym tonem, gdy odebrał. Hania zachichotała. – Dopiero jak wysłałem zorientowałem się jakim kretynem jestem…
- Lubię tego kretyna… - westchnęła. – Przepraszam… I dziękuję. To bardzo miłe.
- Nie masz za co…
- Jak treningi?
- Jakoś leci. Dobrze mi się skacze. Niby skocznia olimpijska, ale to za rok się okaże co dalej…
- Ej no! Jako przyszły Mistrz Świata i złoty medalista Igrzysk Olimpijskich powinieneś zdecydowanie bardziej wierzyć w siebie!
- Skoro tak twierdzisz – uśmiechnęli się oboje.
- Kiedy wracasz? – zastanawiało ją, dlaczego zadała to pytanie. Tęskniła za nim, ale czy podświadomość już łapała nad nią kontrolę?
- W poniedziałek wieczorem. We wtorek muszę napisać sprawdzian z niemieckiego, bo chcą mnie uziemić… - posmutniał.
- Nie uziemią. Najwyżej zarządzę strajk i przykuję się do biurka na gest solidarności – przypomniała sobie sytuację z egzaminów. Wtedy do Andreas uratował jej tyłek.
- Haniu…
- Muszę kończyć Andi. Jutro zaczynam treningi. Boję się, bo za tydzień już startujemy… przerwała mu, wiedząc co może powiedzieć.
- Rozumiem. Powodzenia!
- Tobie też…
- Kocham cię… - zawahał się chwilę, ale wydusił to z siebie.
- Trzymaj się – nie odpowiedziała, choć chciała. Tak mocno chciała by wrócił do niej, ale duma była silniejsza. Rozłączyła się szybko i opadła na łóżko. Łzy zaczęły jej napływać do oczu. Zrozumiała, że robiła mu świństwo…

24.

                W Engelbergu udało mu się stanąć na drugim stopniu podium razem z Andim Koflerem. Był dumny z siebie. Stał na podium z gwiazdami skoków, a dokonał tego przesuwając się z 11 na 2 miejsce. Czekał z niecierpliwością na Turniej Czerech Skoczni. Dostał już powołanie od Wernera. Cieszył się jak małe dziecko. Od razu napisał do znajomych. Wszyscy, łącznie z Hanią, gratulowali mu sukcesu. To zdecydowanie dodawało mu skrzydeł.
                Hania w swoich debiutanckich zawodach wypadała całkiem nieźle. Stremowana, aczkolwiek pewna swego wylądowała na 8 miejscu. Trenerzy byli dumni z niej i ciężkiej pracy jaką wykonała. Teraz mogła w spokoju udać się do domu, by odpocząć przez święta, ale również potrenować. Jej marzenia zaczynały się spełniać.

***

                Święta nadeszły wyjątkowo szybko. Hania postanowiła odpuścić imprezę na swoje 17 urodziny. Stwierdziła, że piwo z przyjaciółmi, film i chipsy wystarczą. Andreasa nie było wtedy jeszcze w domu. Ubolewała nad tym. Oczywiście zadzwonił i złożył jej życzenia. Prawie popłakała się słysząc jego głos.
                Święta spędzali znowu w Niemczech. Stwierdzili, że nie potrafiliby wrócić do Polski. Nie teraz, gdy zaaklimatyzowali się w Bawarii i jest im tu dobrze. Hania codziennie rozmawiała z Sarą, chcąc dalej utrzymać przyjaźń.
                Dzień przed wigilią udała się na spacer po miasteczku. Tak dawno nigdzie nie wychodziła. Zabiegana w szkole, do tego doszły treningi i brak towarzystwa. Brakowało jej blondyna. Czuła się jak bez nogi.
                Stanęła na motku. Oparła się na łokciach i obserwowała płynącą rzeczkę. Po chwili ktoś oparł się obok niej. Od razu rozpoznała w odbiciu Andreasa. Uśmiechnęła się szeroko w jego stronę.
- Nie przeszkadzam? Bo jak coś to mogę sobie iść… - zaczął, ale uciszyła go dłonią.
- Posłuchaj… - poprosiła. Było wyjątkowo cicho i spokojnie. Płynący strumyk idealnie komponował się swoim dźwiękiem z szumiącym lasem. Z nieba padał delikatny puszek, muskając jej twarz. Przymknęła oczy i delektowała się tym momentem.
                Andreas patrzył na nią z czułością. Nie mógł się nadziwić jej pięknu. Była dla niego idealna. Dostrzegała pozytywy i cieszyła się każdą chwilą. Z ledwością powstrzymywał się, by nie dotknąć jej i nie zniszczyć tej pięknej chwili. Stanął za nią jednak i położył dłonie na jej barkach. Oparła głowę o jego tors. Poczuł, że pozwala mu na więcej i objął ją ramionami w pasie. Wdychał zapach w jej delikatnych włosów. Zawsze pachniała truskawkami. Czuł bijące od niej ciepło. Zupełnie jakby wrócili do starych dobrych czasów. Nie trwało to jednak długo. Najwyraźniej musiała oprzytomnieć i odsunęła się od niego.
- Przepraszam… - powiedziała. – Mogło ci się wydawać… - nie mogła dokończyć. Rozsądek kazał jej zrobić to, czego serce nie potrafiło. Widziała zawód w jego niebieskich tęczówkach. Była wściekła na siebie. Tak bardzo chciała do niego wrócić, że na chwilę się zapomniała.
- Rozumiem… - odparł po chwili. – Odprowadzić cię? Już późno… - zaproponował. Kiwnęła jedynie twierdząco głową w odpowiedzi.

***

- Rozmawiałaś z nim? – Alice weszła do jej pokoju.
- O czym? – zdziwiła się.
- No o was! Dziecko, ile jeszcze będziesz się bawić w te gierki?
- To nie są gierki! Niech pocierpi trochę!
- Aż ci ucieknie, bo zwątpi do reszty? On próbuje wszystkiego…
- I tak zwyczajnie mam powiedzieć, że już wszystko gra?
- A co, mam to zrobić za ciebie?
- Zwariowałaś?
- Nie! Właśnie o to chodzi, że ty wariujesz bez niego! I przyznaj mi rację w końcu! – machnęła ręką i wyszła.

***

                Sylwester miał jej upłynąć w samotności. Andreas siedział w Ga-Pa, przygotowywał się do jutrzejszego konkursu. Miriam i Marco postanowili pojechać razem do Berlina. Zapraszali szatynkę z nimi, ale nie zgodziła się. Nie chciała im niszczyć wieczoru.
                O 12 dostała SMS-a: Szczęśliwego Nowego Roku ;* Mam nadzieję, że wszystko się w końcu ułoży między nami… Ja wciąż bardzo mocno Cię kocham ;*
- Andi? – spytała mama.
- A kto inny?
- No odpisz, że też go kochasz i będzie git! – podała jej lampkę szampana i zostawiła samą.
                Tobie też Szczęśliwego Nowego Roku. Powodzenia jutro i… zastanowię się ;* Może to było jednak wyjście?

***

                Nadszedł kolejny dzień zawodów. Na jej nieszczęście pojawiła się również Claire, która miała pracować jako pomoc na trasie. Znaleźli się w Ruhpolding. Hania była mocno skoncentrowana i czuła się świetnie tego ranka. Rodzina i znajomi przyjechali ją wspierać.
                Pierwszy przejazd poszedł jej na tyle dobrze, że traciła jedynie 0,02 sekundy do najlepszej. Nic tylko czekać na drugi przejazd.
                Andi w tym dniu kończył zmagania w TCS. Bischofshofen najwyraźniej mu leżało. Nie mógł się doczekać zawodów. Słyszał o Hani i również za nią się denerwował. Żałował, że nie może być z nią w tym momencie.

***

- Wiesz już, gdzie zyskać? – spytał ją Thomas.
- Wiem… - odpowiadała półsłówkami. Była skupiona jak jeszcze nigdy.
- Powodzenia mała – klepnął ją po plecach i oddalił się.
                To miał być jej dzień. Pragnęła tego od dawna i jeśli wytrzyma nerwowo uda się jej spełnić małe marzenie. A potem może być już tylko lepiej.
                Stanęła na starcie. Wzięła kilka głębszych oddechów, odepchnęła się mocno i ruszyła. Do połowy trasy szło świetnie. Ciągle powiększała przewagę nad trzecią po pierwszej rundzie.
                Claire obserwowała to wszystko z ukrycia. Właśnie w tym momencie zapragnęła zemsty. Ulepiła śnieżkę i rzuciła w nadjeżdżającą Hanię, trafiając w jej klatkę piersiową. Dziewczyna od razu straciła równowagę i upadła na skok. Sturlała się w dół i jedynie siatki zabezpieczające uchroniły ją przed dalszym ześlizgiem.
                Ocknęła się. Czekała na przyjście służb medycznych. Prawa noga rwała ją jak szalona. Spojrzała na nią i zauważyła, że jest nienaturalnie wykręcona w kolanie. Walnęła pięścią o stok. Była wściekła. Poczuła, że ktoś ją czymś uderzył i nagle straciła równowagę.
- Nic ci nie jest? – spytał ją jakiś facet.
- Noga mnie boli… - syczała z bólu.
- NOSZE! Prędko! – zawołał. Kazano się jej położyć i zaczęli ja wyciągać z siatek. Przenieśli ją ostrożnie na nosze i zwieźli na dół. Od razu pojechała do szpitala na badania.

***

                Poczuł ścisk w żołądku. Od kiedy zjawił się na skoczni, czuł się stremowany. Miał złe przeczucia. Co miał na to poradzić? Usiadł na belce startowej, gdy przyszła jego kolej. Odepchnął się mocno i ruszył. Skok był świetny. Daleki i telemarkiem. Już się cieszył, gdy momentalnie stracił równowagę i runął na ziemię z hukiem. Przestraszony rozejrzał się wokoło. Wszyscy syknęli jak jeden po jego upadku. Bolał bo bark. Czuł wstyd. Przyłożył głowę do śniegu i klęczał tak chwilę, aż nie pojawiły się służby medyczne. O dziwo wszedł do drugiej serii jako LL…

25.

                Dali jej coś mocnego na ból. Nie mogła wytrzymać. Pulsujące ciśnienie rozrywało ją od środka. Lekarze zdiagnozowali u niej zerwanie więzadeł. Od razu kwalifikowała się do operacji.
- Córciu, wszystko będzie dobrze – Alice udało się wpaść do niej na chwilę przed zabiegiem
- Jak Andi? – spytała. Nie znała wyników zawodów.
- Potem ci powiem… - zmieszała się lekko.
- Mów!
- Upadł w pierwszej serii. Ale nic mu nie jest! – uspokoiła ją, widząc jej zmartwione oczy. – Potłukł się trochę, ale wszedł do drugiej serii jako LL. Claudia dzwoniła, jak tobie poszło…
- Chyba jej nie powiedziałaś!
- Powiedziałam, ale kazałam na razie nie mówić Andreasowi. Jak znajdą się w domu, to dopiero… - uspokajała ją.
- Przynajmniej nic mu niej jest…
- Wyjdziesz z tego, Myszko…
- Przepraszam panią, ale musimy zaczynać… - przeprosił ją lekarz.
- Już mnie nie ma. Trzymaj się – uściskała ją mocno i odsunęła się. Pomodliła się w duchu o spokojny przebieg operacji i dobry efekt.

***

- Mamo, powiesz mi w końcu co z Hanią? – Andreas niecierpliwił się. Od kiedy tylko opuścił Bischofshofen, matka ukrywała prawdę.
- Miała upadek i zerwała wiązania w prawym kolanie… - odparła smutno. Andi zamarł.
- Ale jak to?!
- Z niewyjaśnionych przyczyn nagle straciła równowagę i walnęła z całej siły w stok… Walczyła o zwycięstwo i świetnie jej szło, a tu nagle taki pech…
- Nie chce mi się wierzyć, że popełniła błąd. Tu musi być jakieś wyjaśnienie…
- Synku, nic na to nie poradzisz teraz. Operują ją w Salzburgu.
- Jadę tam jutro! – bardziej stwierdził niż zapytał.
- Ale szkoła?
- Naprawdę myślisz, że pójdę do szkoły, kiedy ona tam leży? – spytał ją zdenerwowany. Nie odpowiedziała.

***

- I jak? – Sternowie zaatakowali lekarza po wyjściu z sali.
- Wszystko dobrze. Operacja przebiegła z pełnym sukcesem. Hania szybko wróci do siebie… Ale jest jeszcze coś… - zaczął niepewnie.
- Proszę mówić… - Alice o mało nie zemdlała słysząc jego ton głosu.
- Hania już nigdy nie wróci do narciarstwa. Noga nie wytrzyma takiego obciążenia, choćby nie wiem jak się zaparła. To jest bardzo ciężka kontuzja. Już zawsze będzie odczuwała bóle… Bardzo państwa proszę, uświadomcie ją. Lepiej to przyjmie od was…

***

- Gotowy? – Hermann pytał syna. Ten gorączkowo pakował najpotrzebniejsze rzeczy.
- Tak. Jedziemy! – zarządził i szybko wsiadł do samochodu.
                Godzinę później znaleźli się w szpitalu, w którym leżała Hania. Alice dała namiary Claudii. Właściwie chciała, by Andi się pojawił. Miała nadzieję, że jej córka w końcu zmądrzała.
                Wpadł szybko do środka. Poszedł na 3 piętro i szukał rodziców Hani na korytarzu. W końcu ich znalazł. Na OIOM jeszcze nikogo nie wpuszczali.
- Co z nią? – podbiegł zdyszany do nich.
- Operacja przebiegła bez problemów. Wszystko powinno się ułożyć…
- A jak ona się czuje?
- Śpi. Jest zmęczona, ale dobrze. A ty?
- Jak mam się czuć, jak ona tu leży… - posmutniał.
- Pytam jak bark… - uśmiechnęła się delikatnie.
- Aaaa… Boli, ale to nic takiego… Gdzie pan Krystian? – zmienił temat.
- Pojechał do domu się przebrać. Ja zostałam przy niej…
- Ale pani też może! Posiedzę tutaj dopóki będę mógł…
- Jedziesz do Zakopanego?
- Podobno… Ale sam nie wiem. Nie chcę jechać, skoro ona… - spojrzał na śpiącą Hanię przez szybę.
- Jedź – położyła mu dłoń na ramieniu. – Hania nie będzie zadowolona, że nie pojechałeś do jej kraju…
- Może ma pani rację…
- Nie może, tylko mam! – odparła pewniej.

***

                Wieczorem do szpitala przyjechał Krystian. Zastał wpatrzonego przez szybę Andreasa i swoją żonę siedzącą na krzesełku na korytarzu.
- Co z nią? – uścisnął Andreasowi dłoń.
- Śpi…
- Mówiłaś mu? – spytał Alice mąż.
- O czym? – blondyn zmieszał się.
- Czyli nie…
- Co się dzieje?! – Andi zaczynał histeryzować.
- Hania już nie wróci do narciarstwa… Kontuzja jest zbyt rozległa. To by było niebezpieczne. Noga i tak ją będzie boleć już do końca… - Krystian przejął stery po roztrzęsionej i nie mogącej wydusić z siebie słowa żony.
- Dlaczego to ją spotyka to wszystko? – pozwolił łzom spłynąć po policzkach. Nie mógł zrozumieć dlaczego jego największy Skarb tak mocno cierpi.
- Zawsze była chorowita, ale nie ma co teraz się zamartwiać. Wyjdzie z tego, jak zawsze. Mocniejsza, silniejsza… Najważniejsze, że ma ciebie przy sobie – Krystian nic nie wiedział o ich rozstaniu. Andi obiecał sobie, że nigdy się nie podda. Bez niej życie było bez sensu.
- Ocknęła się! – krzyknęła matka szatynki i od razu zawołał lekarza.

26.

                Nie podobał się jej biały kolor ścian. W ogóle nic jej się nie podobało. Choć noga już mniej bolała. Rozejrzała się wokoło i dopiero trzy postacie za szklaną szybą przykuły jej uwagę. Serce mocniej jej zabiło na widok uśmiechniętego Andreasa. Widziała jak jej ojciec krzyczy po lekarza.
- Witamy! – po chwili w jej pokoju pojawił się doktor. – Jak noga?
- Mniej boli. Jak poszło?
- Dobrze! Wszystko bez najmniejszego problemu. Proszę odpoczywać teraz…
- Mówiąc odpoczywać, myśli pan żadnych wizyt?
- Mniej więcej… Ale wyjątkowo pozwolę tej zmartwionej trójce wejść na chwilę – zaprosił ich do środka. – Ale nie na długo – pogroził im palcem.
- Haniu! – rodzice od razu podbiegli do niej i mocno uściskali. Andreas stał uśmiechnięty za jej łóżkiem i obserwował jej twarz. Kilka ranek i zadrapań pojawiło się na niej od ich ostatniego spotkania.
- Będziesz tak stał, czy podejdziesz? – dopiero po chwili zorientował się, że patrzy na niego. Andi podszedł do niej i mocno przytulił.
- Tak się martwiłem…
- Jak twój bark? – chwyciła jego twarz w swoje dłonie.
- Teraz o niebo lepiej – spojrzał w jej oczy z czułością.
- Ty płakałeś? – przyjrzała mu się uważniej. Jego czerwony nos i lekko zaczerwienione oczy zdradzały wszystko. Pocałowała go w czoło. – Nie lubię kiedy płaczesz. Tym bardziej, kiedy wiem, że przeze mnie…
- Nie przez ciebie, tylko dla ciebie – zachichotał.
- Przykro mi przerywać tą romantyczną chwilę, ale musicie już wyjść. Jutro przeniesiemy ją do normalnej sali, to się zobaczycie – w drzwiach pojawił się lekarz. Rodzice niechętnie pożegnali się z córką i wyszli. Andreas zdążył musnąć jej policzek i również niechętnie skierował się do wyjścia.

***

                Od rana miała mnóstwo gości. Najpierw rodzice, potem brat z Tanją, potem Julka i Oscar… Andreas zjawił się dopiero wieczorem.
- Mogę? – zapukał i uchylił delikatnie drzwi.
- No nie wiem… Czytałam… - prychnęła wychylając się zza gazety. Po chwili zaśmiała się głośno widząc jego minę. – No jasne, że możesz! – klepnęła w miejsce obok siebie. Położył się obok niej.
- Jak się czujesz? – bawił się jej włosami, delikatnie zaczesując je na bok.
- Lepiej. Choć te odwiedziny mnie wymęczyły. Czułam się jak małpa w ZOO! Wszyscy: ‘o jaka biedna!’, ‘o matko!’ No rzygać się chce… - odłożyła czasopismo na półkę. Dotknęła jego dłoni, która leżała na jej brzuchu. Andi splótł ich palce razem. Zupełnie jak za starych dobrych czasów.
- Będzie lepiej. Jutro zobaczysz pewnie tylko rodziców i mnie! – ucałował jej dłoń.
- Przecież masz jechać do Zako!
- No i pojadę! Wiem, że czekałaby mnie ciężka śmierć z twoich rąk, że mnie tam nie ma!
- Bój się! Jak tylko wyjdę, to skopię ci dupę za wszystkie czasy!
- Leż narwańcu! – uspokoił ją. Ułożył się wygodniej i położył głowę na jej klatce, przytulając się do niej. Poczuł jak gładzi jego włosy. Mógłby tak leżeć w jej ramionach. Całe życie mógłby w nich spędzić. Bo ostatnie wydarzenia zmieniły jego patrzenie na świat. Nie chciał niczego innego, niż Hani. To ona była wszystkim co miał. Była jego największą miłością i całym światem. Chciał z nią spędzić całe życie. Czekał cały czas, aż mu wybaczy. Nie poddawał się, bo wiedział, że nie potrafiłby bez niej żyć.

***

                Nie zauważyli nawet jak zasnęli. Dopiero szturchanie Alice ich rozbudziło.
- No zakochańce! Słodko razem wyglądacie, ale pora się zbierać Andi… Twój tata czeka na ciebie na dole. Po południu musisz jechać na zawody…
- Muszę? – wychrypiał.
- Musisz! – warknęła Hania.
- Jak tylko rozkażesz, o Pani! – niechętnie podniósł się. Wszystko go bolało, ale czym to było wobec ich, jakby nie było, pierwszej wspólnej nocy.
- No, dajcie sobie buzi i zmykaj! Nie patrzę! – zakryła oczy i odwróciła się plecami do nich.
- Widzimy się w poniedziałek – uśmiechnął się do niej szeroko i zawahał się.
- Nigdy się nie zbierzesz, czy ja mam to zrobić? – chwyciła jego twarz w dłonie i czule pocałowała jego usta. – Powodzenia!
- Kocham cię… - wyszeptał tak, by tylko ona słyszała.

27.

                W Zako była katastrofa. W drużynówce 5 miejsce, indywidualnie 31. Nie mógł się skupić, gdy Hania była w szpitalu. Koledzy z kadry pocieszali go. Wierzył, że ten koszmar w końcu się skończy…
                Dla Hani to też był ciężki czas. Alice powiedziała jej o powikłaniach. Była załamana i nie chciała nikogo widzieć. Kazała przekazać Andreasowi, że ma nie przyjeżdżać, bo chce być sama.
                Oczywiście nie posłuchał jej. W poniedziałek zjawił się w jej sali.
- Hania…
- Andi, wynoś się! Nie mam nastroju, żeby cię widzieć! – warknęła odwrócona do niego plecami.
- Porozmawiajmy, proszę…
- Idź stąd! Nie chcę cię widzieć! Nie potrzebuję cię! – żałowała swoich słów. Czuła, że go rani, ale nie chciała, by zadawał się z kaleką. Chciała z nim być, wrócić do niego, ale wtedy musiałby się uganiać z jej problemem.
Usłyszała jak trzaska drzwiami. Rozpłakała się. Sama była sobie winna…

***

                Mistrzostwa Europy Juniorów były dla niego średnio udane. Po tym co usłyszał od Hani, wziął się za treningi, by zapomnieć. Musiał. W rzeczywistości starczyło jedynie na brąz w drużynie. Indywidualnie był piąty. Jak na debiutanta, to ponoć nie najgorzej.
                Werner nie powołał go na loty. Poprosił by potrenował w domu i wrócił dopiero do Willingen. Wrócił do domu i nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Martwił się o stan Hani. Od mamy dowiedział się, że teraz przebywają na rehabilitacji we Frankfurcie. Nie miał nawet możliwości jej zobaczyć. Wrócił do szkoły i zaczął nadrabiać zaległości.

***

- Jeszcze raz! Hanka! – jej rehabilitant dawno nie widział takiej opornej dziewczyny.
- Nie mam siły i ochoty… - bąknęła pod nosem. Już dawno straciła nadzieję na powrót do zdrowia.
- Nie ma mowy! Ćwiczymy! – szatyn jednak dalej się nie poddawał. – Słuchaj, oprócz kariery jest też normalne życie! Nie zamykaj się na innych!
- Niech mnie pan nie poucza… - spojrzała na telewizor wiszący w rogu pokoju. Właśnie transmitowali konkurs drużynowy w skokach. Jej uwagę przykuł Andi. Uśmiechnął się głupawo do kamery, po czym skupił wzrok w jednym punkcie. Chciała go przeprosić. Wiedziała, że nawaliła.
- Jednak cię coś interesuje… - usłyszała głos rehabilitanta.
- Oj tam! Ćwiczmy!
***

- Jesteś pewna? – spytała córkę Alice. Była zszokowana jej pomysłem.
- Tak. Karl się zgadza. Mogę jechać. Zabierz mnie tam, proszę!
- A kulami się chociaż umiesz obsługiwać? – zadrwiła.
- Bardzo śmieszne, naprawdę…

***

                Następnego poranka zjawiły się w Willingen. Udała się na małą kawę z mamą. Nieoczekiwanie spotkały w kawiarni Wernera.
- Ty jesteś Hania, dziewczyna Andreasa, prawda? – zaczepił je. Szatynka spojrzała zszokowana na niego.
- Skąd pan mnie zna?
- Andi ma twoje zdjęcia w pokoju. Wygląda to trochę jak ołtarzyk – zachichotał. – Przyjechałaś go odwiedzić?
- Chciałabym, ale biletów brak… - posmutniała. Wczoraj nie przemyślała jak dostanie się na skocznię.
- Masz moją przepustkę… - westchnął i podał jej kartę. – Nie zgub!
- A pan?
- Powiem, że gdzieś ją posiałem. Nie bój żaby o mnie!
- Dziękuję! – dokuśtykała się do niego i przytuliła. – Tylko niech pan nie mówi Andiemu, że tu jestem, dobrze?
- Jak sobie chcesz… Do zobaczenia – uścisnął im dłonie i wyszedł z kubkiem ciepłej kawy.

***

                Jakimś cudem znalazła się na terenie skoczni. Nie umiała chodzić o kulach. Wręcz dostawała wrzodów na ich widok. Ale nic na to nie mogła poradzić. Chciała go zobaczyć i przysięgła sobie zrobić wszystko w tym kierunku.
                Z tą przepustką mogła wejść wszędzie. Z daleka zobaczyła trenera i pomachała w jego stronę. Uśmiechnął się do niej i wskazał palcem w plac za nią. Odwróciła się i zobaczyła kilka budek dla skoczków. Podziękowała skinieniem głowy i ruszyła w tamtym kierunku.
- Mamo, zostań… - poprosiła.
- Ale…
- Poradzę sobie! – odparła i udała się tam gdzie zamierzała.
                Wokół wszyscy jak na złość bawili się czym popadnie. Konkurs przekładano z powodu wiatru. Polacy grali w coś miotłami, Austriacy przebijali piłkę nad barierką, a Niemców jak na złość nie było widać. Zwróciła się do jakiegoś kolesia.
- Przepraszam, nie widział pan Andiego Wellingera? – za Chiny ludowe z Honolulu nie mogła go rozpoznać. Sądząc po czapce, był z Norwegii.
- Szedł w stronę lasu pobiegać, ale powinien zaraz wrócić, bo to było chwilę temu.
- Dziękuję – odparła grzecznie i odeszła w stronę ich ‘domku’. Oparła kule i blachę i czekała.
- Hania?! – usłyszała, że ktoś ją woła.
- Znamy się? – patrzyła na blondyna zaskoczona.
- Jesteś dziewczyną Andiego, tak? – miała już dość. Wszyscy ją tutaj znali?
- No tak… - odparła niepewnie.
- Karl – podał jej dłoń na przywitanie. – Kolega Andreasa. Mieszkamy czasem w jednym pokoju. Zawsze wozi ze sobą twoje zdjęcia, więc cię kojarzę… Pewnie go szukasz?
- Miałam nadzieję, że go tu znajdę. Nie umiem się poruszać na tym badziewiu! - spojrzała z obrzydzeniem na kule.
- Rozumiem cię doskonale. Sam przez to przechodziłem…
- Nie wiesz kiedy przyjdzie ta łajza?
- Za chwilę powinien być, ale jak coś to ja zadzwonię!
- Nie trzeba! Poradzę sobie – stonowała swój głos. Nie chciała być chamska dla niego. Był miły i sympatyczny wobec niej. – Dzięki, naprawdę. Którędy poszedł? – spytała. Karl wskazał jej ścieżkę do lasu. Uśmiechnął się i pomachał na odchodne. Wzięła kule w ręce i podążyła we wskazanym kierunku.
                Większość patrzyła się na nią dziwnie. No bo co ona tu robiła w sumie? Szła w miarę płynnie, gdy nagle straciła równowagę. Już przygotowywała się na łomot o lód, gdy czyjeś ramiona ją przytrzymały.
- Widzę, że się jednak za mną stęskniłaś – usłyszała przyjemny głos Andiego. Spaliła buraka i pozwoliła mu pomóc jej wstać.

28.

- Nie sądziłem, że przyjedziesz… - spojrzał na nią uważnie. Podał jej kule i patrzył jak chce ukryć zażenowanie.
- Dzięki… Ja w sumie też! Mama wyciągnęła mnie… - skłamała. Znów peszyła się w jego towarzystwie.
- Z pewnością. Sama być tu nigdy nie przyjechała – odparł chamsko. Wkurzyło ją to.
- Ok. Skłamałam… - przyznała się widząc jego wyczekującą minę.
- No i od razu lepiej – podszedł bliżej.
- Andi, możemy gdzieś iść i pogadać na osobności? – poprosiła go.
- Przepraszam, że wam przerwę… Andi, konkurs odwołany. Mamy wolne. Znaczy porozdajemy trochę podpisów i mamy wolny wieczór… - obok nich zjawił się Karl z dobrą nowiną.
- Dzięki – odparł i spojrzał cwanie na Hanię. Uśmiechała się szeroko. – Czasami jestem zdziwiony jak pewne rzeczy się układają po mojej myśli… Chodź, pomogę ci przejść to lodowisko – oparł jej rękę na jej karku i pomógł się dokuśtykać do wyjścia.
- Dzień dobry pani Stern! – przywitał się z Alice. Przekazał córkę matce. Hania nadal cała się trzęsła od jego dotyku.
- Cześć Andi!
- Mogę zabrać pani córkę na małą kolację dzisiaj? – spytał, czym zszokował obie kobiety.
- Jasne! O ile ta maruda się zgodzi. Ostatnio jest niemożliwa… - nie dokończyła widząc morderczy wzrok szatynki.
- Będę po ciebie o 18 – musnął jej policzek i poszedł rozdawać autografy w lepszym nastroju.

***

- Twoja dziewczyna? – spytał ją Severin.
- Tak – miał nadzieję, że nie będzie dane mu czekać dłużej na nią.
- Śliczna! Gdzieś ty ją dorwał?
- Przeprowadziła się 1,5 roku temu z Polski i mieszka na tej samej ulicy, co ja.
- Powiem ci, że zazdroszczę!
- Masz Caren! Która notabene też jest ładna! – szturchnął go w ramię.
- Żart! Sprawdzałem jak bardzo jesteś o nią zazdrosny. I uwierz mi, jesteś!
- Nie żebym nie wiedział… - uśmiechnął się w odpowiedzi.

***

                Umówili się w holu hotelu, w którym mieszkała. Była kilkanaście minut przed czasem, bo bała się spóźnić idąc o kulach. Przed osiemnastą zjawił się Andi z małym bukiecikiem tulipanów.
- O kurcze! – odparł zaskoczony na jej widok. – To ja myślałem, że będzie taka romantyczna scena, że witam cię kwiatami, patrząc jak schodzisz ze schodów z wielkim uśmiechem i zaróżowionymi policzkami, a ty już czekasz na mnie – zachichotał.
- Życie to nie film, Wellinger – dokuśtykała do niego. Wręczył jej bukiet. Zaciągnęła się ich zapachem. – Śliczne. Dziękuję – uśmiechnęła się słodko.
- Idziemy? – zapytał. Po chwili udali się do małej restauracji nieopodal. – Chciałem oszczędzić ci chodzenia i znalazłem to miejsce… - odparł, gdy usiedli.
                Było wyjątkowo cicho jak na niedzielny wieczór. Małe i przytulne miejsce, z cudowną atmosferą. Nie mogła się napatrzeć. Andi przyglądał się jej uważnie.
- Jesteś niemożliwy… - ciągle była w szoku. – Nigdy nie byłam w tak cudownym miejscu…
- Cieszę się, że udało mi się ciebie tutaj zabrać…
- Ale to ja proponowałam spotkanie. I ja powinnam cię zaprosić… - zmieszała się. – Nie chciałam cię naciągać na wydatki. W dodatku na mnie…
- Daj spokój – dotknął jej dłoni. – Dla mnie to żaden problem. Wręcz przyjemność…
- Dobra, zacznę, bo mam dość gadania na neutralne klimaty… Zaraz byśmy zaczęli rozmawiać o pogodzie! – zaznaczyła.
- Słucham więc… - miał nadzieję, że chce mu powiedzieć, że to koniec kwarantanny i że chce znów z nim być.
- Po pierwsze, przepraszam! Nie wiedziałam co mówię w szpitalu. Byłam załamana diagnozą. Domyślasz się chociaż po części co mogłam czuć? Bo wtedy runęły moje marzenia na karierę i szczęśliwą przyszłość – zabolały go jej słowa. Ciągle był dla niej numerem dwa?
- Mogę spróbować zrozumieć – zdjął swoją dłoń z jej.
- Bo jeśli w coś bardzo wierzysz i ciężko pracujesz i nagle to runie, to masz dość…
- Hania… Rozumiem  i nie gniewam się… - nie miał ochoty o tym już rozmawiać.
- Cieszy mnie to, bo jesteś moim najlepszym przyjacielem i chcę żebyś był… - poczuł narastające ciśnienie. Może jednak?
- Ja też chcę być…
- To nie znaczy jednak, że do ciebie wrócę… Dobrze mi tak jak jest… - w tym momencie miał ochotę się rozpłakać. Powiedziała mu prosto w twarz, że już go nie chce. Tyle prób, działań, a ona kompletnie tego nie docenia. Miał ochotę stamtąd wyjść.
- To po co to wszystko? Nie widzisz, że cię kocham? Naprawdę nie widzisz tego? – przestał panować nad sobą. – Nie mogę już dłużej. Hania… Nie chcę być tylko swoim przyjacielem.
- Ale Andi…
- Nie! Bawiłaś się mną cały czas. I widocznie świetnie ci szło. Ale mam dość! – wstał. Zapłacił za kolację i chłodno się pożegnał. – Cześć!
                Hania patrzyła na niego ze łzami w oczach. Co ona narobiła? Straciła go na zawsze… Bo nie umiała przyznać, że chce wrócić, by było jak dawniej. Widziała jak nerwowo zakładał kurtkę. Nawet nie spojrzał w jej stronę. Szedł szybko w stronę hotelu. Wsparła głowę na ramionach. Miała już siebie dość…

***

- Coś taki wkurzony? – Wank spytał młodszego kolegę, gdy ten wpadł wściekły do pokoju i runął na łóżko bez słowa.
- To koniec…
- Czego? – w odpowiedzi usłyszał głośny szloch. Domyślił się, że chodzi o Hankę. Widział ją dzisiaj. Postanowił dać mu spokój. Na coś takiego nie było lekarstwa.

29.

- Hania? – Alice poruszyła się nerwowo słysząc trzask drzwi.
- Mamo daj mi spokój! Jestem kretynką. Żałuję, że się nie zabiłam na tym pieprzonym stoku – rozpłakała się. Matka przytuliła ją do siebie mocno i próbowała uspokoić.
- Coś ty mu powiedziała?
- On zrozumiał moje słowa jako koniec… - krztusiła się od płaczu.
- Pytam co powiedziałaś… - ponowiła pytanie.
- Że przepraszam za to co mówiłam w szpitalu, ale że nie wrócę do niego, bo dobrze jest jak jest…
- Bez obrazy, ale ty naprawdę jesteś głupia – potrząsnęła nią lekko. – Czy ty siebie słyszysz czasami? Czy do twoich uszu dolatuje tylko brzęczenie?! Jak mogłaś mu to zrobić?!
- Moja wina! Nie dołuj mnie bardziej…
- Idź się połóż. Może do jutra coś wymyślisz… - zostawiła ją samą, odchodząc z grymasem na twarzy.

***

                Rankiem wyglądał jeszcze gorzej niż wieczorem, gdy wpadł do pokoju. Jadł w milczeniu, szybko się spakował i czekał na odjazd do Klingenthal. Siedział właśnie w recepcji, gdy poczuł wibracje telefonu. Spojrzał na wyświetlacz i zobaczył numer Alice. Chciał zignorować, ale nie wytrzymał.
- Andi?
- Tak, to ja… - nie miał ochoty z nią rozmawiać.
- Pewnie myślisz, że dzwonię w imieniu tej łajzy, ale nie.
- Jeśli chce pani ze mną rozmawiać o tym co się stało, to przykro mi. Nie mam ochoty i siły…
- Ona jest głupia i chyba ma coś z głową po tym upadku, ale wiem, że jej zależy!
- Widać jak bardzo…
- Nie bądź bardziej uparty od tej krowy! Daj jej czas. Ona żałuje…
- Pani Alice… Proszę…
- Ona cię kocha, już ja swoje wiem. Nie skreślaj jej, błagam…
- Potrzebuję czasu. Muszę iść, zbieramy się – skłamał. Ta rozmowa była zbyt ciężka.
- Trzymaj się Andi i powodzenia.

***
                Siedziała zapłakana przed telewizorem w hotelu we Frankfurcie.
- Nie rycz! Jakbyś myślała nad tym co mówisz, byłoby łatwiej… - Alice przywoływała ją do porządku.
- Kiedy ja żałuję… - czekała na jego skok. Chciała go zobaczyć.
- Widzę przecież… Ilu jeszcze?
- Czterech.
- No to zobaczymy jak bardzo go podłamałaś… - podstawiła jej miskę z chipsami pod nos. Hania spojrzała na nią złowrogo.
                Kilka minut później pokazali go. Jednak jej uwagę przykuło coś innego. Claudia stała w towarzystwie tej Niemki, którą widziała na zdjęciach i jeszcze jakiejś szatynki. I obie wyraźnie zalecały się do jego matki. W szatynce zagotowało się od złości. Miała wrażenie, że ktoś robi sobie z niej jaja.
- Dobrze ci tak! – Alice spojrzała na córkę.
- Skończ, proszę…
- Nie, dopóki nie przyznasz, że go kochasz…
- Kocham go! Z całego serca go kocham do cholery!
- No, to teraz myśl nad przeprosinami…

***

                Nie spodziewał się, że aż tak źle wypadnie. Przy matce udawał, że wszystko gra. W dodatku obok niej pojawiła się Carina. Nie miał ochoty nawet tam podejść. Pogadał chwilę z rodzicielką i udał się do hotelu, pod pretekstem pakowania. Został tylko Oberstdorf…
                Wieczorem Werner powiadomił go, że wraz z Severinem, Richardem, Michaelem i Andim jedzie do Predazzo. Ucieszył się na ten fakt. Mógł dłużej odpocząć od Hani…

***

- Haniu, uroczyście informuję cię, że twoja kondycja jest już w lepszej formie. Gips ściągami za 2 miesiące, a teraz wracasz do domu – Karl uraczył ją ta wiadomością. Przestraszyła się.
- Już?!
- Nie cieszysz się? – zdziwił się.
- Cieszę… Jak cholera… - bąknęła pod nosem.
- Dziękujemy – Alice wyręczyła córkę.
- Nie ma za co. Widzimy się za kilka tygodni – pożegnał się z obiema, po czym wyszły z gabinetu.
- Wracamy do domu! W końcu! – starsza chyba jako jedyna się cieszyła.

***

                Długo zastanawiała się co zrobić. Widząc tą katastrofę w wykonaniu Andiego, zaczynała się martwić o niego. Nie poznawała go. Czyżby aż tak zniszczyła mu życie? Kilka przepłakanych nocy dało jej w kość. W szkole poprosiła o indywidualny tok nauczania, ze względu na nogę. Co tydzień przyjeżdżał ktoś inny i wmuszał w nią niechcianą wiedzę.
                W piątek jakby ją oświeciło. Wiedząc, że Andi nie dostał szansy, by wystartować w kwalifikacjach, coś ją tknęło.
- Mamo! – zawołała. Spotkała rodzicielkę w kuchni.
- Pali się?
- Pamiętasz jak Claudia mówiła coś o biletach… - zaczęła ostrożnie.
- Zmądrzałaś?! – odstawiła garnek z ziemniakami na bok.
- Chyba tak… Nie umiem tak dłużej…
- Moja dziewczynka wróciła – przytuliła ją mocno do siebie. – Tylko tym razem nie schrzań!
- Nie mamo. Obiecuję, że uporządkuję ten bajzel, który zrobiłam…

30.

                W sobotę rano zjawiła się w Predazzo. Udało się im znaleźć wolny pokój, w miarę blisko obiektu. Widać, nie tylko one w ostatniej chwili planują wyjazdy.
                Hania chciała od razu pojechać na skocznię.
- Gdzie tak pędzisz? Zabijesz się o tych patykach! Poczekaj! Ubierz się ciepło! Śnieg pada. Jest na minusie. Hanka, spakuj termos z herbatą, którą zrobiłam… - Alice zaczęła nią dyrygować, by ostudzić jej zapał. By nie skończyło się tak tragicznie jak ostatnio.

***

                Nogi trzęsły się jej jakby były z galaretki, gdy dotarły na miejsce. Bilety od Claudii były bardzo przydatne. Od razu podążyły do swojego sektora.
- Widzisz go gdzieś? – Hania rozglądała się nerwowo na boki.
- Jasne… - odparła obojętnie.
- Gdzie?!
- Nie krzycz! – poprosiła. – Stoi 5 metrów od ciebie od kilku minut… - spojrzała zaskoczona w tamto miejsce i o mało nie dostała zawału.
- Nie mogłaś mówić wcześniej?!
- To tobie zależy… Idź już do niego… - poprosiła. Miała dość jej dziwactw.
                Hani już lepiej szło poruszanie się o kulach. Podeszła do barierki i znieruchomiała. Stał do niej tyłem i nie chciała krzyczeć, ale nie miała lepszego pomysłu. W ostateczności postanowiła wyjąć swój telefon i zadzwoniła.
                Widziała jak wyciąga go z kieszeni i patrzy zaskoczony na wyświetlacz. Po chwili odebrał.
- Halo… - Głos mu się łamał, czy z tęsknoty już świrowała?
- Odwrócisz się? Proszę… - powiedziała zdenerwowana. Rozłączył się i niepewnie spojrzał za siebie. Hania stała jak wmurowana i uśmiechnęła się nieudolnie. Podszedł do niej i spojrzał na nią z wyrzutem.
- Zajęty jestem… Co tu robisz? – warknął.
- Przyjechałam porozmawiać…
- Jeśli tak jak ostatnio, to dziękuję… - odwrócił się i już chciał iść, gdy przytrzymała jego dłoń.
- Kocham cię idioto. Daj mi szansę, proszę… - wydusiła w końcu z siebie. Przez dłuższą chwilę patrzył głęboko w jej oczy. Po chwili poczuła jego malinowe usta na swoich, całujące ją z zachłannością i oddające całą tęsknotę.

***

                Cały konkurs przestała obok niego. Nie mógł się nią nacieszyć. Ciągle ją przytulał do siebie i muskał ustami każdy kawałek jej twarzy. Nie wyrywała się. Naprawdę dobrze jej było przy nim. Cieszyła się, że znowu są razem i pragnęła by już tak zostało.
- Nie wierzę, że tu jesteś – obejmował ją w pasie i szeptał jej do ucha.
- Uwierz… - uśmiechnęła się szeroko.
- Tak długo na to czekałem… Wiesz, że to jeden z najlepszych dni, jakie do tej pory miałem?
- Kochanie, teraz czekają nas same takie…
- Kocham cię… - pocałował jej zmarznięty policzek.

***

- W zasadzie nie wiem co tu robię... – siedzieli przytuleni na łóżku w jego pokoju hotelowym. Andi gładził dłonią jej włosy i co jakiś czas muskał wargami czubek jej głowy.
- Jak to co? Dasz z siebie wszystko i wystartujesz w czwartek!
- Teraz nawet to wydaje się realne… - podniosła się na dłoniach i spojrzała mu w oczy.
- Przepraszam cię po raz setny – dotknęła jego twarzy. – Jestem głupią idiotką, upartą krową, czy jeszcze inaczej, jak nazwała mnie mama. Nigdy, nawet na moment, nie przestałam cię kochać. Oboje mamy wady. A ja do końca życia będę cierpieć przez tą cholerną nogę. Nie chciałam być dla ciebie ciężarem…
- Ale ja chcę, żebyś była moim ciężarem! Chcę tylko ciebie! Haniu, ja ci się mógłbym nawet oświadczyć teraz, tylko że nie mam pierścionka ani kwiatów…
- A ja bym je przyjęła…
- Naprawdę chcesz wyjść za mnie?! – poruszył się.
- Chcę. Nie wyobrażam sobie nikogo innego przy sobie. To szaleństwo, wiem. Ale za kilka lat… - uśmiechnęła się szczerze. Poczuła jak zbliża się do niej i całuje namiętnie jej usta.

***

                Obudziła się wtulona w jego ramiona. Obejrzała się za siebie i zobaczyła, że jest już jasno. Spojrzała na zegarek i zobaczyła 9 rano.
- Nie martw się – musnął jej czoło. – Dzwoniłem do twojej mamy, że jesteś ze mną…
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? – wpiła się z czułością w jego usta. Podobał jej się poranek, w którym budząc się, ma go przy sobie.
- Zapewne nic – zachichotał. – Haniu, my znów jesteśmy razem? – od wczoraj nurtowało go to pytanie.
- Oczywiście, że tak! Teraz nie pozbędziesz się mnie tak łatwo – położyła głowę na jego klatce piersiowej.

***

                Na śniadanie zeszli w kompletnie innych nastrojach. Pożegnali się w pokoju, by nie robić nie potrzebnego cyrku. Andi wszedł do jadalni, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Stało się coś? – spytał go Severin.
- Oj stało! – odparł z jeszcze większą radością.
- Widziałem wczoraj Hanię… - zaczął ostrożnie Wanki.
- No jest tutaj…
- Porozmawialiście? Powiedz, że do siebie wróciliście na dobre, bo mam już dość tych waszych perypetii. Nie możecie się zachowywać jak normalna para? No wiesz… Przytulanki, całuski, se… - nie dokończył, widząc mrożący wzrok Wernera.
- Tak, znów jesteśmy razem – odprężył się na krześle. – Jak to dobrze brzmi. Znowu jesteśmy razem…
- Te, zakochaniec! – Severin machał mu przed oczami dłonią. – Wracaj do nas! – wszyscy zachichotali. – Mam nadzieję, że Hanka wszczepiła w ciebie trochę formy, bo mógłbyś nam trochę utrudnić zadanie...
- Jeszcze będziesz płakał jak zdobędę ten medal! – odparł pewnie. On na serio zaczął wierzyć, że mu się uda.

31.

- Miśku… - zaczął ją łaskotać. – Może zaprosimy twoją mamę, co? – leżeli razem na jego łóżku. Hania wtulona w jego tors, trzymająca na swoich udach miskę z chipsami, a Andi obejmował ją ramionami i  mocno do siebie tulił.
- Mówiłam ci, że mój tata przyjeżdża za godzinę… Dzwoniłam przecież – nakarmiła go chrupką, by się zamknął.
- Do kiedy zostajesz?
- Twoja mama dała mi bilety do końca, więc chyba do końca – zachichotała.
- Cieszę się – ucałował jej skroń.

***
               
                Starał się bardzo mocno. O ile poniedziałkowe treningi wypadły słabo, to wtorkowe były już o niebo lepsze. Miał jednak przeczucia, że i konkurs na dużej skoczni przestoi pod skocznią, w towarzystwie ludzi ze sztabu.
                Hania pojawiła się na trybunach chwilę przed początkiem. Udało jej się zobaczyć na moment z Andim, by życzyć mu powodzenia. Denerwowała się, ale była pewna, że da sobie radę. Przecież to jej ukochany.
                Obok niej dosiadła się z nienacka Carina.
- Można? – spytała zaskoczoną szatynkę.
- Tak…
- Jestem Carina, koleżanka Andreasa z kadry narodowej. Też skaczę… - przedstawiła się.
- Wiem, kojarzę cię z telewizji. Hania, dziewczyna Andiego – podały sobie dłonie.
- Od kiedy przyjechałaś jest całkiem inny. Nie wiem jak to robisz, ale jesteś niesamowita!
- Daj spokój… - zmieszała się. – Andi jest świetnym skoczkiem. Beze mnie też daje sobie radę…
- Ale odkąd przyjechałaś jest inny… Weselszy, oczy mu się tak fajnie świecą, w ogóle zachowuje się inaczej… - zaczęła wymieniać. Hania spojrzała na nią dziwnie.
- On ci się podoba, prawda? – zapytała.
- Tak… - spuściła głowę. – Ale nie zrozum mnie źle! Życzę wam jak najlepiej. On naprawdę cię kocha. Widzę jak na ciebie patrzy. Jakbyś była całym jego światem.
- To miłe co mówisz…
- A jak noga? – zmieniła temat.
- Boli, ale jest już lepiej. Z resztą tutaj nie mam czasu o niej myśleć – uśmiechnęła się.
- Całkowicie cię rozumiem. To co, potrzymamy razem za niego kciuki? – spytała. Hania tylko kiwnęła głową na potwierdzenie.

***

                Wieczorem usłyszał, że niestety mu się nie udało. Był smutny i zły na siebie, ale wiedział, że takie jest życie i musi żyć dalej. Zapewne jeszcze nie jedne mistrzostwa go czekają.
                Zaraz po spotkaniu poszedł do  Hani. Zapukał do drzwi, które otwarła mu Alice.
- Cześć Andi – przywitała się z nim wesoło. Wpuściła go do środka.
- Dobry wieczór. Mogę do Hani?
- A co ty się mnie pytasz? Jesteście prawie dorośli, więc nie muszę wam zgody wyrażać – zachichotała. Mama szatynki zawstydzała go. Zawsze otwarta i wesoła. Podszedł do nich Krystian.
- No i jak? Powołanie jest? – przywitał się z blondynem. Ten od razu pobladł.
- Niestety… - czuł się okropnie. Oni chyba liczyli, że mu się uda. Stern tylko poklepał go po ramieniu pocieszająco.
- Nie przejmuj się. Jest coraz lepiej. Forma ci wraca. Skupisz się na PŚ i wszystko będzie git.
- Dziękuję… Mogę iść do Hani? – zapytał. Oboje tylko skinęli głową.

***

                Delikatnie zapukał do drzwi. Uchylił je i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zobaczył śpiącą dziewczynę na łóżku. Zdjął cicho kurtkę i położył na fotelu obok. Przyklęknął obok jej łóżka. Założył opadające na twarz włosy za ucho i dotknął delikatnie jej policzka. Nie chciał jej obudzić. Kiedy spała wyglądała wyjątkowo słodko.
                Nie mógł się na nią napatrzeć. Od kiedy przyjechała, jego życie znów nabrało sensu. Każdy dzień bez niej był jak katorga. Modlił się w duchu, żeby wróciła. Wiedział, że popełnił błąd, ale cieszył się, że oboje mają to już za sobą.
                Pomyślał wtedy, że każdego ranka chciałby patrzeć na jej wesołą buzię. Obserwować jak otwiera delikatnie swoje piwne oczy, patrzy w jego i uśmiecha się. Mógłby się założyć z każdym, że jej uśmiech był najpiękniejszy na świecie. Dla niego była najpiękniejsza na świecie.

***

                Gładził czule jej policzek w zamyśleniu, nie dostrzegając, że przebudziła się. Wpatrywała się w jego skupiony wyraz twarzy. Widziała jak na nią patrzył. Oddałaby wszystko co miała, żeby już zawsze tak było.
- Skarbie… - wyszeptała, czym wyrwała go z zamyślenia. Uśmiechnął się szeroko, po czym pocałował ją czule.
- Nie chciałem cię obudzić. Tak słodko spałaś…
- Długo tu jesteś? Trzeba było mnie obudzić – odparła. Przesunęła się nieco i zrobiła mu miejsce. Położył się obok i obrócił przodem do niej. Ich twarze dzieliły centymetry. Nadal gładził jej policzek z czułością i wpatrywali się w swoje oczy.
- Kilka minut. Wracam ze spotkania z trenerem…
- I jak?
- Niestety… - posmutniał i odwrócił na moment wzrok, zabierając dłoń z jej policzka.
- Kochanie, jesteś młody i masz jeszcze czas. Zobaczysz w Falun medale są już twoje – przytuliła się mocno do niego. Było jej żal, jednak była pewna, że to dopiero początek jego kariery.
- Nie rozmawiajmy o tym – poprosił. – Stało się. Przynajmniej więcej czasu spędzę z tobą – uśmiechnął się szeroko.

***

                Konkurs na dużej skoczni był co najmniej dziwny. Hania i Andi bardzo denerwowali się przed skokami Niemców, a na dodatek dla szatynki to był dodatkowy stres, ze względu na świetną pozycję Kamila Stocha. Nadal czuła się Polką i kibicowała mu bardzo mocno.
                Pod koniec drugiej serii wtuliła się mocniej w Andreasa, żeby rozładować nerwy.
- Skarbie, spokojnie… - uspokajał ją. – Kamil sobie poradzi, jestem pewien.
- To i tak nie pomaga. Jakoś przetrzymam te kilka minut – odparła po czym jeszcze mocniej zacieśniła uścisk, prawie go dusząc.

32.

                Czuła, że łzy lecą jej z oczu. Po raz pierwszy słyszała Mazurka na obczyźnie. To było niesamowite uczucie móc śpiewać razem z tłumem Polaków zgromadzonych w Predazzo. Jej rodzice też nie mogli ukryć wzruszenia. Udało się jej pogratulować zwycięzcy, gdy przechodził obok niej, udając się na udzielanie wywiadów. Poznali się przypadkiem w środę i było mu miło, że mimo chłopaka z Niemiec, nadal kibicowała rodakom.
                Andi był pod wrażeniem jej zachowania. Nigdy nie myślał nad tym, jak Hania czuje się w Niemczech. Za dala od rodziny, korzeni, przodków, pamiątek po ojczyźnie. Nawet taka mała rzecz jak hymn, podziałała na nią bardzo mocno.

***

- Werner chce, żebym jutro potrenował na skoczni – powiedział, gdy odprowadzał ją do hotelu.
- To dobrze chyba…
- No tak, ale miałem nadzieję, że pojedziemy do Cavalese na jakiś obiad czy coś… - zatrzymali się przed jej drzwiami.
- Obiad mówisz… Może przesuńmy to na kolację? – zaproponowała.
- Ja z chęcią! – otwarła drzwi i weszli do środka. – A rodzice?
- Pojechali gdzieś tam. Nie będzie ich tej nocy… - Czy ja się przesłyszałam, czy moja podświadomość sugeruje mi coś? Przeanalizowała jeszcze raz jej wypowiedź. Spojrzała na jego zaskoczoną minę. Po chwili otaksowała go wzrokiem od góry do dołu. Niesamowicie ją pociągał. Pragnęła go. Mało brakowało, a rzuciłaby się na niego w tamtej chwili. Zobaczyła, że zamyka za sobą drzwi z chytrym uśmiechem, nie spuszczając z niej wzroku. Po chwili podszedł do niej powoli i zachłannie wpił się w jej usta. Nim się obejrzeli, zaczęli ściągać z siebie ubrania z prędkością światła. Po omacku otwarli drzwi do jej pokoju, nie przerywając pocałunku.
                Hania zdjęła pośpiesznie jego koszulkę. Dotykała dłońmi każdy centymetr jego nagiej i gładkiej skóry. Andi przytrzymywał ją w ramionach, by nie upadła. Po chwili i jej bluzka wylądowała na ziemi. Pchnął ją delikatnie na łóżko, patrząc w jej oczy z pożądaniem. Następnie znów wpił się w jej usta. Poczuł, że zaczęła rozpinać pasek u jego spodni. Od razu serce zaczęło mocniej mu bić. Oddech stał się przyśpieszony. Dotykał swoimi dłońmi jej piersi, delikatnej skóry na brzuchu. Nie mógł się powstrzymać.
                Przeniósł swoje usta na jej szyję. Jęknęła cicho. Uznał to za dobry znak i kontynuował pocałunek. Następnie wodził wargami po jej klatce piersiowej. Zgrabnie pozbył się jej stanika, ukazując swoim oczom cudowny widok. Tęczówki zaszkliły mu się pożądliwie. Stracił jakąkolwiek kontrolę nad swoim ciałem. Gdy czuła jego usta na każdym centymetrze swojego ciała, miała wrażenie, że płonie. Wplotła swoje palce w jego włosy i rozkoszowała się ich miękkością. O dziwo nie czuła się skrępowana, leżąc półnaga pod jego ciałem. Wręcz przeciwnie. Od dawna nie czuła się tak dobrze.
                Jego ręce zatrzymały się na jej biodrach. Spojrzał w jej oczy z pytaniem. Kiwnęła tylko delikatnie, jakby dając mu zgodę na dalszy rozwój wydarzeń. Poczuła jak w mgnieniu oka jej spodnie znikają z jej nóg. Sama pomogła mu pozbyć się jego. Nie przypuszczała, że Andiego stać na coś takiego. Nie myślała o tym, że to nie jest jego pierwszy raz i już wie jak obchodzić się z dziewczyną. Bardziej skupiała się nad tym, że to on ma być tym pierwszym który będzie mógł nazwać ją tylko jego.
                Momentalnie uwinął się w jej bielizną i gips na nodze zdawał się mu nie przeszkadzać zbytnio. Wzięła głęboki oddech. Serce miało jej już wyskoczyć z piersi. Jego usta błądziły od ust, po szyję, piersi, brzuch… Wiedziała co za moment się stanie. Po chwili poczuła go w środku. Jęknęła głośno. Nie obchodziło ją już nic. Tylko ona i Andreas byli ważni w tym momencie. Poruszał się coraz szybciej, jakby sam nie mógł się doczekać. Trwało to kilkanaście minut, aż oboje nie osiągnęli szczytu. Potem wyszedł z niej i zmęczony opadł obok. Patrzył na jej zarumienioną twarz. Cały czas ciężko dyszeli. Hania zdawała się nadal nie dochodzić do siebie. Dotknął jej policzka i wpił się namiętnie w jej usta. Gdyby poprosiła, byłby w stanie to powtórzyć. Nakrył ich kołdrą, po czym oboje zasnęli w swoich ramionach.

***

                Hania obudziła się wtulona w Andreasa. Miała doskonały humor. Widziała, że było jeszcze ciemno, więc musiała się przebudzić w środku nocy. Spojrzała na śpiącego w najlepsze chłopaka. Nadal miała wrażenie, że to jakaś bajka. Oddała mu się bez większego wahania, ale czy można było się tutaj nad czymkolwiek wahać? Kocha go i już zawsze chce z nim być. Była tego pewna najbardziej w świecie. Znów wtuliła się w jego klatkę piersiową. Delikatnie gładziła ją dłonią. Andi objął ją mocniej ramieniem i przysunął bliżej siebie. Czuła się bezpieczna. Przy nim nic jej nie groziło.

***

                Rankiem pierwszy obudził się Andreas. Patrzył na śpiącą Hanię. Był szczęśliwy. Jego największy skarb leżał przy jego boku. Spędzili razem cudowną noc i bał się nawet ruszyć, by tego nie zepsuć. Po chwili i szatynka otwarła oczy.
- Dzień dobry kochanie – powitał ją szeptem. Spojrzała na niego uśmiechnięta.
- Cześć – czule pocałowała jego usta.
- Wyspałaś się?
- Przy tobie nawet na pryczy bym się wyspała – zachichotała. – Która godzina?  - spytała. Andi rozejrzał się w poszukiwaniu telefonu. A raczej spodni, w których się znajdował.
- Nie mam zegarka, muszę znaleźć telefon… - zmieszał się.
- Mam nadzieję, że jest przed 9, bo… - nie dokończyła. Usłyszała jak drzwi wejściowe do pokoju się otwierają, a z korytarza dobiegają wesołe głosy jej rodziców. – To już po mnie – załapała się za głowę i pobladła.

***

- Ten kelner miał nierówno pod sufitem! – Krystian ciągle śmiał się w najlepsze z tamtej ofermy.
- Nie przesadzaj! Każdy mógłby cię pomylić z Alexandrem Pointnerem!
- Chyba z dupy strony – weszli do przedsionka i zobaczyli kurtki Andreasa i Hani rozrzucone na podłodze. Spojrzeli jednoznacznie na siebie i oboje uśmiechnęli się szeroko, udając bez słowa do swojej sypialni.

33.

- Słyszysz coś? – spytała szeptem. Andi tylko pokręcił głową.
- Może zignorowali to?
- Akurat! Już pewnie szykują mi karę. Od razu się domyślili co zrobiliśmy… - posmutniała.
- To moja wina… - wyszeptał do jej ucha. Głupio mu było. – Przepraszam… Zrozumiem, jeśli żałujesz…
- Jesteś głupkiem! Nigdy nie będę żałowała. No weź się zastanów. Najpiękniejszej nocy w życiu mam żałować? Co ma być to będzie, ale jestem stuprocentowo pewna, że dobrze zrobiłam – pocałowała go namiętnie na potwierdzenie słów. – Kocham cię Andi.
- Ja ciebie też Myszko – splótł ich dłonie razem.

***

                Ubrali się i posprzątali bajzel w pokoju. Andi znalazł swój telefon, który wskazywał już prawie 10. Hania siedziała zdenerwowana na łóżku. Zbierała się już kilka razy do wyjścia, ale za każdym tchórzyła.
- Haniu, musimy wyjść. Cokolwiek się stanie, masz mnie, rozumiesz?
- Wiem. Ale… - bała się. Wiedziała, że w życiu nie można mieć wszystkiego. Chciała tylko szczęścia z Andim. Nic więcej.
- Chodź – chwycił jej rękę po pomógł wstać. Wzięła głęboki oddech i wyszła na zewnątrz.

***

                Jej rodzice siedzieli w sypialni bez słowa. Zapewne czekali aż wyjdą. Podnieśli swoje kurtki z podłogi zaczęli je cicho nakładać.
- No tak bez słowa uciekacie? – w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta Alice. Hania zacisnęła mocniej uścisk na jego dłoni.
- Mama… Już wróciliście? – spytała niepewnie. Nie umiała kłamać.
- Niecałą godzinę temu. A wy? Jak się bawiliście tej nocy? – na jej twarzy nie można było znaleźć ani grama złości. Jedynie szczery uśmiech.
- Dobrze… - Andi rozluźnił się nieco.
- Nie zatrzymuję was. Potem pogadamy! Idźcie coś zjeść. Potrzebujecie naładować organizmy energią po tak intensywnej nocy… - zachichotała.
- Mamo! – Hani było głupio. Jej docinki nie pomagały.
- No idźcie już. Błogosławieństwa chcecie?

***

                Siedziała jak struta na trybunach. W treningach brało udział niespełna 30 skoczków. Andi podszedł do niej po wszystkim i usiadł obok niej. Dopiero wtedy go zauważyła.
- Długo tu siedzisz? – spytała.
- Wystarczająco długo, by stwierdzić, że coś jest nie tak. Zapytam jeszcze raz i chcę szczerej odpowiedzi. Czy ty żałujesz tej nocy? – spojrzał na nią wyczekująco. Nie mógł patrzeć na nią, gdy się tak męczy ze sobą.
- Nie – odparła szczerze. – Chodzi o coś innego… - dodała.
- O co? – splótł ich dłonie ze sobą, chcąc dodać jej otuchy.
- Nie zabezpieczyliśmy się… - ogarnął go blady strach. Nie pomyśleli o tym.
- Hania, nawet jeśli się okaże… - zaczął się jąkać z nerwów. – No wiesz… Wiesz, że cię nie zostawię, prawda? – upewniał się. Nie miał zamiaru powtórzyć błędu jak z Liną. Szatynkę naprawdę kochał, a tamta nic dla niego nie znaczyła.
- Wiem… Trochę zmądrzałeś… - wysiliła się na słaby uśmiech. Objął ją ramieniem i przygarnął do siebie.
- Poradzimy sobie… - musnął jej czoło.

***

                W drużynówce po niesamowitych perturbacjach Niemcy wywalczyli srebro, a Polacy brąz. Złoto padło łupem Austriaków, a Morgi, dzięki swojej bystrości, stał się bohaterem rodaków szatynki. Hania była zadowolona jak nigdy. Gdyby nie gips, skalałaby pod niebiosa. Udzieliła się jej gorączka skokowa i obiecała sobie, że od przyszłego sezonu będzie oglądać je regularnie.
                Wieczorem udali się do Cavalese na dekorację medalistów. Andi obejmował swoją dziewczynę ramionami i mocno do siebie przytulał. Był trochę smutny, że to nie od odbiera nagrodę, ale z drugiej strony miał przy sobie coś cenniejszego niż medal. Ile razy patrzył na Hanię, tym jego twarz rozpromieniał szeroki uśmiech, serce zaczynało mocniej bić, a czując jej ciepło przy sobie, całe ciało ogarniała radość. W pewnym momencie dziewczyna obróciła się przodem do niego i spojrzała w jego niebieskie tęczówki.
- Kocham cię Andi – nie wiedział skąd ten wybuch czułości, ale mimowolnie uśmiechnął się szeroko do niej i pocałował ją czule.
- Ja ciebie też kocham. Bardzo, bardzo mocno – wyszeptał między pocałunkami.

***

                Z Val di Fiemme żegnali się ze smutkiem. Włochy zbliżyły ich do siebie nie tylko emocjonalnie, ale i fizycznie. Już nie czuli przed sobą granic. Zupełnie jakby jedna wspólna noc zamazała wszystko. Hania postanowiła wracać z rodzicami, gdyż ich samochód był bardziej przystosowany do transportu połamanej. Samolot i mała ilość miejsca nie służyły jej nodze.
- No to powiesz nam, czy opłacało się taszczyć nasze zadki do Włoch? – spytała Alice.
- Tak mamo, opłacało – zachichotała. Czuła, że zaraz zacznie znajomy temat.
- Musisz podziękować Claudii. Uratowała wam tyłki. Z was to są takie dwa osiołki. Uparte i zawzięte osiołki…
- Mamo, powiedz mi coś czego nie wiem…
- Wiesz, że czeka nas jeszcze poważna rozmowa? – zmieniła ton na bardziej oschły.
- Wiem i cieszę się, że oszczędziłaś tego Andreasowi…
- Teraz możesz przestać mówić, że jestem złą matką.
- Racja, jesteś kochana… - prychnęła i postanowiła więcej nie droczyć się z rodzicielką. Położyła się na siedzeniu, przykryła kocem i zasnęła.

34.

                Nie minęła chwila, a gdy już znalazła się w pokoju, zadzwonił do niej Andi.
- Widziałem przez okno, że już jesteś. Jak podróż? – spytał.
- Jakoś przetrwałam… Boli mnie wszystko, ale pośpię w swoim łóżku i mi przejdzie.
- Kiedy przesłuchanie? – zmartwił się.
- Pewnie zaraz. Andi…
- Tak skarbie? – zaniepokoił go jej ton głosu.
- Mógłbyś iść do apteki po sam wiesz co… - nie wiedziała czy to dobry pomysł, ale była uziemiona w domu przez tą nogę. A poproszenie Maxa, Julki czy Tanji nie wchodziło w grę.
- Przełamię wstyd i zrobię to dla ciebie – zachichotał. Chociaż on nie tracił humoru.
- Umrę, gdy jednak się okaże, że tak… - jęknęła.
- Skarbie, spokojnie. Nawet jeśli, to zajmę się wami. Nie pozwolę, byś została z tym sama, rozumiesz?
- Tak – odparła pewnie. Usłyszała pukanie po chwili. – Andi, kończę…
- Trzymaj się Miśku. Kocham cię, pamiętaj! – podkreślił radośnie.
- Ja ciebie też.
                Odłożyła telefon na półkę przy łóżku. Zza drzwi wyłoniła się głowa Alice.
- Mogę?
- Siadaj. Wolę to mieć już za sobą… - westchnęła.

***

- Jak było? – spytała zaciekawiona rodzicielka.
- Chcesz szczegóły? – Hania zaśmiała się głośno widząc jej minę.
- Poważnie pytam!
- Najcudowniej na świecie…  - rozmarzyła się na wspomnienie tamtej nocy.
- Czyli pan Wellinger nadaje się na męża? – spytała ciekawsko, za co dostała poduszką.
- Nie zastanawiałam się nad tym! Mam dopiero 17 lat – wytknęła jej język.
- Ja i tak wiem, że skończycie jako udane małżeństwo z ślicznymi dziećmi – oddała jej drugą.
- Że też ci takie myśli do głowy przychodzą!
- Wiem co widzę!
- Aż tak dobrze to wygląda? – Hania zaciekawiła się jej słowami.
- Dziecko, ja widzę jak on na ciebie patrzy i jak ty patrzysz na niego. Świata poza sobą nie widzicie. Każdy wam to powie. Skoro potrafiłaś mu takie świństwo wybaczyć, a on tak cierpliwie na ciebie czekał, to czego ty jeszcze chcesz jako dowodu? Ja i twój tata byliśmy tacy sami w waszym wieku i zobacz. Jest prawie idealnie… - uśmiechała się szeroko mówiąc te słowa.
- Boję się pomyśleć, że będzie tak dobrze już zawsze. Nie chcę zapeszyć. Nie wyobrażam sobie, że może go nie być przy mnie…
- I jestem pewna, że do tego nie dojdzie. Ale jest jeszcze jedna kwestia… - zmieniła wyraz twarzy. – Powiedz, że się zabezpieczyliście…  - Hania zbladła.
- No tu właśnie jest problem…
- Matko Boska! – Alice załapała się za twarz.
- Mamo, spokojnie! Wiesz, że nie zawsze może to oznaczać ciążę. A po drugie Andi obiecał, że mnie nie zostawi…
- No domyślam się. Dostał już nauczkę. Ale chodzi mi o ciebie córeczko. Co ze szkołą? Nie uda ci się jej skończyć mając małe dziecko! W dodatku nie będziesz mogła studiować, bo kto zajmie się dzieckiem?
- Mamo! Ja nawet nie wiem czy ja jestem w ciąży, a ty przewidujesz jakieś czarne scenariusze…
- Ja się zwyczajnie martwię na przyszłość!
- To się nie martw!
- Idę po test… - odparła po chwili.
- Nie musisz… Andi po niego poszedł… - zmieszała się nieco mówiąc to.
- Nie wierzę! – Alice wybuchła śmiechem. – Wysłałaś swojego chłopaka po test ciążowy? On naprawdę jest w tobie zakochany po uszy, bo twój tata by mnie zwyzywał od wariatek!
- A ty w niego wątpisz – wytknęła jej język. Usłyszały dzwonek z dołu.
- Pójdę otworzyć swojemu zięciowi drzwi… - odparła żartobliwie zostawiając córkę samą.

***

- Ile jeszcze? – Andreas przytulał do siebie Hanię. Oboje byli maksymalnie zdenerwowani.
- Chwila… Wiesz, że dzisiaj może nic nie wyjść? Jest za wcześnie. Trzeba powtórzyć za tydzień lub dwa… - wyszeptała. Starała się trzymać nerwy na wodzy i nie komplikować sytuacji.
- Wiem…
- I co? – do pomieszczenia weszła Alice. Oboje z Wellingerem obserwowali Hanię. Ta tylko pokręciła oczami i poszła do łazienki, by odczytać test. Wróciła po chwili z delikatnym uśmiechem.
- Nic – wypuściła powietrze.
- A zrobiłaś drugi? – spytała mama.
- Tak. I też nic. Ale to nic pewnego przecież. Za tydzień powtórzymy by mieć pewność – dokuśtykała do łóżka i położyła się obok Andreasa.
- Chcecie coś do picia? – spytała starsza z Sternów. Oboje kiwnęli przecząco głową po czym wyszła.
- Ulżyło mi trochę – odparła Hania.
- Mnie w sumie też… Ale wiesz co? Chciałbym mieć z tobą dzieci – spojrzała na niego uważnie. – Kiedyś – dodał, widząc jej pytający wzrok.
- Mówisz serio?
- Jak najbardziej. Kiedyś ci się oświadczę, weźmiemy ślub, zamieszkamy we wspólnym domku, wychowamy śliczne dzieci i będziemy żyć długo i szczęśliwie! – powiedział pewnie.
- Marzyciel! W ogóle skąd wierz, że przyjmę twoje oświadczyny? – naburmuszyła się.
- Bo mnie kochasz i nie możesz beze mnie żyć – uśmiechnął się szeroko ukazując rząd równych białych zębów.
               
***

                W poniedziałek udała się na 3 godzinki do szkoły. Napisała kilka zaległych sprawdzianów. Musiała improwizować, bo nie miała ani czasu, ani ochotę na naukę we Włoszech. Andi tak samo. Oboje czuli się trochę zażenowani poziomem swojej wiedzy. Ale co mieli poradzić? Oboje mieli wymówki. O obecności Hani w Predazzo wiedzieli jedynie Miriam, Marco, lekarz i rodziny szatynki oraz blondyna. Na całe szczęście nikt nie robił im zdjęć pod skocznią. Byli zupełnie anonimowi.
                Do domu dotarła obolała i zmęczona. Padła jak długa na swoje łóżko i pragnęła jedynie spać. Nawet telefon on Andreasa jakoś specjalnie jej nie pobudził.
- Za 5 minut jestem u ciebie! – odparł radośnie.
                Nie minęło kilka chwil, a jej chłopak leżał obok niej i ledwo powstrzymywał radość.
- No mów, bo eksplodujesz! – poprosiła chichocząc.
- Jedziesz ze mną do Planicy!
- No ale po co będziesz ciągnął kalekę ze sobą – jęczała.
- Nie kalekę, tylko swoją ukochaną dziewczynę! Gips ci zdejmą do tego czasu, a jestem pewien, że rehabilitant się zgodzi. No Haniu – pogładził delikatnie jej policzek. – W Planicy każdy zabiera swoją rodzinę ze sobą.
- Przecież masz rodziców i siostry… - odparła.
- No i oni też jadą. Tanja chce zabrać Maxa, twoi rodzice się już zgodzili. Tylko ty mi zostałaś – uśmiechnął się szeroko.
- Ale mówiłeś rodzina, a nie cały tabor!
- Przecież ty też jesteś moją rodziną. Zachowujemy się już prawie jak małżeństwo. Nie daj się prosić… - nie chciał ustąpić.
- Niech ci będzie. Popłaczesz się i co – wytknęła mu język, po czym dostała delikatnie poduszką.

35.

                Gips zdjęli jej tydzień przed konkursem. Karl jak na złość zgodził się na ten wyjazd i przesunięcie rehabilitacji. Hania nie miała wyjścia. Cieszyła się, że to już koniec. Od tej pory Andi znów będzie częściej w domu, wróci do szkoły, zupełnie jak szatynka. Znów będą spędzać czas jak dawniej.
                Pakowała właśnie swoje rzeczy, gdy przypomniała sobie o obozie rok temu. Ile by dała żeby wrócić w tamto miejsce. Tyle się wydarzyło od tego czasu. Już nie przypominali dwójki dzieciaków, która bała się zrobić czegokolwiek wykraczającego poza ramy przyjaźni. Usiadła na łóżku i przymknęła oczy. Widziała dokładnie ich pierwszy pocałunek. Zupełnie niewinny i nieplanowany. Doskonale pamiętała smak jego ust i to w jaki sposób jej dotykał. Uśmiechnęła się nieśmiało. W tamtej chwili nie podejrzewałaby, że będą razem. Wręcz nie mogła sobie tego wyobrazić, a rzeczywistość okazała się całkiem inna.
                Tydzień wcześniej ponownie zrobiła test ciążowy, by mieć pewność i miała rację, nie było wpadki. Na szczęście. Oboje stwierdzili, że jeszcze mają czas na dzieci. W przyszłym roku czeka ich matura i dopiero zdecydują co dalej. Andi nie chciał zostać bez zawodu, dlatego przykładał się do nauki, na tyle, na ile pozwalał mu wolny czas. Ciężko mu było zrezygnować z pomysłu spędzenia czasu ze swoją ukochaną na rzecz książek, ale postawił sobie jasny cel i musiał go wykonać.
                Hania natomiast kompletnie nie wiedziała co dalej. O narciarstwie mogła zapomnieć, a planu B nigdy nie miała. Nic na to nie poradziła.

***
                Planica jak zwykle gromadziła najwspanialszych kibiców skoków. Ostatni weekend miał coś w sobie. Każdy skoczek przyjeżdżał z rodziną i przyjaciółmi, by spędzić cudowny czas. A to wszystko by nie czuć, że to koniec. Nikt nie chciał rozstawać się z ‘skokowym cyrkiem’ aż do wakacji. Wszyscy byli zmęczeni, ale Planica miała to do siebie, że każdy zyskiwał mnóstwo energii.
                Hania czekała przed wyciągiem z dziewczyną Andiego Wanka, którą poznała dzień wcześniej. Od razu złapały kontakt i świetnie się ze sobą dogadywały. Zupełnie jak stare dobre przyjaciółki. W końcu ich ukochani nadeszli.
                Welli odłożył narty na bok i podszedł do Hani. Objął ją ramionami w talii i mocno do siebie przytulił, po czym wpił się z czułością w jej usta. Cieszył się, że jest tutaj z nim. Po tych wszystkich perturbacjach w ich związku, chciał stabilizacji. I najwyraźniej nadszedł na to najwyższy czas.
- Na górę chłopaki! – krzyknęła Alina.
- Jeszcze minutka – Welli najwyraźniej nie chciał wypuścić szatynki z objęć.
- Przecież zobaczymy się po konkursie, głuptasie – zachichotała.
- Ale możemy jeszcze chwilę zostać, prawda? – spojrzał znacząco na kolegę.
- Idź już – Hania poprosiła go, robiąc przy tym maślane oczka, na które zawsze reagował.
- Skoro mnie wyganiasz… - udał, że się obraża.
- Powodzenia – uśmiechnęła się do niego szeroko, otrzymując w zamian całusa w czoło.
- Kocham cię – odparł zadowolony i udał się do wyciągu z kolegą z kadry.

***

                Stała i dumna obserwowała lot swojego ukochanego. Widok szybującego w powietrzu Niemca, dawał jej niewyobrażalnie dużo radości. Gdy wylądował powyżej 200-metra, zaczęła podskakiwać radośnie. Wysokie miejsce w drugiej serii było raczej pewne. Z niecierpliwością czekała, aż podejdzie do niej i będzie mogła go uściskać.
                Kilka chwil potem znalazł się przed nią i uśmiechnął szeroko.
- Twoja obecność naprawdę mi się przydaje – przytulił ją mocno do siebie.
- I tylko po to mnie ściągnąłeś? Żebyś dobrze skakał? A nie, żebym po prostu była? – spytała, drocząc się. Nie umiała opanować uśmiechu, widząc jego minę.
- No to chyba oczywiste, że chciałem, żebyś była! Jak możesz mnie posądzać o coś innego? Haniu… - oboje wybuchli śmiechem, zwracając na siebie uwagę wszystkich wokoło. Zmieszali się odrobinę.
- Karl cię woła – zawiesił się na moment patrząc na nią. Dopiero jej głos wyrwał go z zamyślenia.
- Ech… - westchnął. – Ostatni skok tego sezonu – odparł smutno. Hania pogładziła jego policzek.
- W końcu wracasz do mnie na dłużej – była egoistką, ale nie zamierzała udawać, że się nie cieszy.
- Racja – poparł. Pocałował ją czule i poszedł w kierunku kolegi z kadry.

***

                Stało się. Oddał ostatni skok sezonu. Odetchnęli z ulgą. Andreas uśmiechnął się szeroko do kamery i posłał w tamtym kierunku buziaka. Wypadł całkiem przyzwoicie w swoim debiutanckim sezonie. Pozostało mu teraz odpocząć chwilę i znów wziąć się do pracy. W końcu miał okazję zając się szkołą i Hanią. Od czasu jej kontuzji nie spędzali ze sobą tyle czasu ile by chcieli. A teraz miała dojść jej rehabilitacja. Na szczęście już w Ruhpolding.
                Zdjął kombinezon i kask. Było na tyle ciepło, że kurtka nie była mu potrzebna. Wręcz topił się od słoweńskiego słońca. Przypomniał sobie, że szatynka ma jego okulary. Mieszkali w jednym pokoju hotelowym i pakowali się razem, dlatego doskonale wiedział co może znaleźć w jej torebce.
                Powędrował szybko do niej. Niestety po drodze został zaczepiony przez fanów i głupio mu było odmówić autografu czy zdjęcia. Gdy już odrobił pracę domową podszedł do swojej dziewczyny.
- No mistrzu! Gratulacje! – uśmiechnęła się szeroko. Przyszedł mu do głowy szalony pomysł. Chwycił ją pod pachami i przeniósł nad bramką. – Co ty wyprawiasz!? – krzyknęła, gdy już stała na ziemi.
- Nie marudź – pstryknął ją w nos palcem. Wyjął z jej torebki okulary i założył na nos. Po chwili nie pytając się, chwycił jej dłoń i pociągnął delikatnie za sobą w kierunku swoich rzeczy.
- Gdzie idziemy? – pytała. Jednak odpowiedzi nie było. Za to skrępowanie tak. Ludzie patrzyli się na nią. Jedni z uśmiechem, fanki z zazdrością i mordem w oczach, a inni obojętnie. Dziwiło ją, że może tak różnorodnie działać na ludzi. Że w ogóle może działać jakkolwiek na ludzi. Podeszli do rudzielca.
- A teraz stój tutaj. Pozbieram się szybko i zaraz do siebie wracam – musnął jej usta, delikatnie przygryzając dolną wargę. Żołądek Hani zaczął wkręcać fikołki. Kiwnęła jedynie twierdząco głową.
                Stała chwilę obok Karla. Niemiec zabawiał ją żartami, dość śmiesznymi. Oboje głośno się chichrali, co spowodowało ukłucie zazdrości u Andreasa. Stał chwilę w oddali, by zbadać ich reakcję. Hania od razu go dojrzała i wystawiła swoją dłoń w jego stronę. Chwycił ją i przytulił do siebie jej kruche ciało. Oplótł ramiona wokół jej talii, a głowę ułożył na jej barku. Mógłby przysiąc, że to najwygodniejsza pozycja na świecie. Pocałował jej policzek.
- Kocham cię – wyszeptał wprost do jej prawego ucha. Uśmiechnęła się szeroko i odwróciła się tak, by spojrzeć w jego błękitne tęczówki.
- Ja ciebie też kocham, mój zazdrośniku – odparła nie odrywając wzroku. Dla niej mogli tak stać już wieczność. Splecione dłonie na jej brzuchu i czułe spojrzenia. Mieli siebie i to wszystko czego potrzebowali do szczęścia.

36.

                Wrócili późnym popołudniem do pokoju hotelowego. Na zapleczu każda kadra organizowała mały poczęstunek krajowymi przysmakami. Hania spędziła mnóstwo czasu przy stoisku Polaków. Zachwycała się każdym kęsem, powtarzając, jak za tym tęskniła. Udało się jej sprowadzić rodziców i Maxa. Andi dawno nie widział jej takiej radosnej. Wiedział, że Planica to dobry pomysł.
                Mieli wyjechać dopiero rano. Nikomu nie chciało się opuszczać słonecznej Planicy. Szatynka od razu padła na łóżko.
- Co za dzień… - odparła.
- Pamiętaj, że się jeszcze nie skończył – powiedział znacząco. Spojrzała uważnie na niego. Jego wzrok mówił wszystko.
- Chcesz mnie wykończyć ogierze? – spytała, gdy poczuła, że delikatnie kładzie się na niej.
- Ciebie? Ciebie się nie da wykończyć… - całował delikatnie jej szyję.
- Andi… - sama nie wiedziała czy to prośba czy odmowa. Myśli kołatały jej w głowie. Ich ostatni seks o mało nie przyniósł im ciąży. Tym razem już było inaczej. Hania zadbała o tabletki. Ale to i tak nie dawało gwarancji. Blondyn oderwał się od niej i spojrzał na nią uważnie.
- Jak nie chcesz, powiedz tylko słowo – uśmiechnął się delikatnie. Nie widziała w jego oczach rozczarowania.
- Chcę! – czuła jak podniecenie eksploduje w jej ciele. Wpiła się zachłannie w jego usta. Po chwili czuła jedynie rozkosz z każdym jego dotykiem na swojej skórze.
***

                Leżała spokojnie mocno wtulając się w jego klatkę piersiową. Mogłaby przysiąc, że za każdym razem było lepiej. Jego ramię mocno ją przytulało do siebie. Popatrzyła na jego gładką skórę. Nie mogła się opanować i musnęła ustami miejsce, gdzie biło jego serce. Po chwili poczuła się głupio. Ale tak bardzo chciała, by należało tylko do niej. A jeszcze dwa lata temu się nie znali. Nawet nie pomyślała, że jej życie mogłoby tak wyglądać. Tak idealnie. Bała się, że to wszystko może prysnąć niczym bańka mydlana. Przecież w życiu nigdy nie jest na tyle dobrze, żeby się nie zepsuło.

***

- Masz wszystko? – spytał ją. Hania kręciła się nerwowo po pokoju, sprawdzając każdy kącik. – Może w koszu na śmieci na dole też sprawdzisz? – dodał ironicznie. Spojrzała na niego złowrogo.
- Żebyś nie płakał, że coś ważnego zostawiłeś – odparła, zaglądając pod łóżko po raz setny.
- Ok. Będę cię trzymał za rękę, bo nie chciałbym cię zapomnieć.
- Nie żartuj sobie. Mówiłam serio… - nadal rozglądała się. Andi podszedł do niej i przytulił.
- Umarłbym bez ciebie - obrócił ją przodem do siebie. – Jesteś dla mnie wszystkim. Rozumiesz? – mogłaby przysiąc, że w jego oczach pojawiły się łzy.
- Jasno i wyraźnie – ujęła jego twarz w dłonie. – Ożeń się ze mną! – poprosiła uśmiechnięta.
- Choćby zaraz! – odparł rozentuzjazmowany.
- Głupku! Nie teraz! – zachichotała.
- I tak skończysz jako pani Wellinger – pocałował ją. – Idziemy?
- Mamy wszystko, więc tak.

***

                W domu nie mogła się skupić. Rodziców nie było, poszła więc na krótki spacer po Weissbach. Wiosna na dobre zawitała do Bawarii. Andi był na jakimś zgrupowaniu posezonowym. Usiadła na swojej ukochanej ławeczce w parku. Nie mogła uwierzyć ile się zmieniło. Jak ona się zmieniła. Pasował jej ten obrót rzeczy. Musiała jedynie pomyśleć kim chce zostać. Po kontuzji nie miała na to ochoty. Za bardzo przypominało jej to o niespełnionym marzeniu. Pogodziła się z tym, ale coś w środku nadal bolało.
                Wieczorem zrobiło się chłodniej. Wróciła do domu i usłyszała ciche chlipanie. Weszła do kuchni i zobaczyła płaczącą mamę. Podeszła bliżej, usiadła obok i objęła ją ramieniem.
- Co się stało? – spytała przejęta.
- Twój ojciec to świnia! – wyszeptała.
- Ale o co chodzi? Mamo… - wyczuwała kłopoty.
- Zdradził mnie… - czuła ból w słowach Alice. Nie chciała pytać dalej. Nie mogła sobie nawet wyobrazić co czuje jej rodzicielka. – Nie zapytasz z kim?
- Sama mi powiesz, jak będziesz gotowa…
- Wiesz co jest najgorsze? – najwyraźniej zdecydowała się powiedzieć.
- Co?
- To się działo pod moim nosem. I odkryłam to przypadkiem… Zanosząc mu ten pierdolony obiad! – wykrzyczała, uderzając w stół.
- W biurze?! – Hania poczuła wstręt do ojca.
- Dokładnie. Wchodzę i jak gdyby nigdy nic, siedzi ta wywłoka na jego kolanach!
- Mamo...
- Daj mi dokończyć – poprosiła. – Na dodatek dowiedziałam się, że jest z nim w ciąży!
- Chryste… - szatynka zakryła usta dłonią.
- Nie zapytasz kto to?
- I tak mi powiesz…
- Claudia… - w tym momencie Hania zemdlała.

37.

                Hania obudziła się na sofie w salonie. Miała nadzieję, że to tylko głupi sen. Że zaraz się obudzi. Tata i mama będą siedzieć przytuleni przed telewizorem i śmiać się, że majaczy.
- Hania? – usłyszała zmartwiony głos Alice.
- To nie był sen? – raczej stwierdziła niż spytała.
- Niestety… - usiadła obok niej.
- Co teraz? Andi już wie?
- Nie… Ale matka miała mu powiedzieć.
- Boże… Będę mieć z własnym  chłopakiem wspólne rodzeństwo… Niech mnie ktoś zabije – czuła się beznadziejnie. Nie wiedziała co robić.
- Postanowiłam wziąć rozwód i wyjechać z powrotem do Polski… - dodała po chwili Alice.
- Pojadę z tobą… - Hania wiedziała, że powinna.
- Nie. Masz tutaj znajomych, szkołę, chłopaka. Nie możesz…
- Postanowiłam mamo! – odparła stanowczo. – Nie zmienię zdania – dodała widząc jej wzrok.
- A co z Andreasem?
- Nie wiem. Ale mam nadzieję, że zrozumie… - westchnęła.

***

                W mgnieniu oka spakowały rzeczy. Hermann wyrzucił Claudię z domu i zamieszkała z Krystianem. Z resztą nie dziwili się reakcji Niemca. Alice nie miała zamiaru dłużej przebywać w jednym mieszkaniu z kochanką męża.
                Hania poszła tego wieczora do Andreasa. Zastała go smutnego na łóżku. Podeszła i mocno wtuliła się jego silne ramiona.
- Powiedz, że to zły sen…
- Chciałabym… Jutro wyjeżdżam.
- Nie zmienisz zdania? Nie chcę cię znów stracić – musnął jej czoło.
- Nie umiem tu już żyć. Nie mogę patrzeć na ten dom. Nawet mój pokój mnie brzydzi. A mama mnie potrzebuje.
- Ja też cię potrzebuję!
- Andi – odsunęła się.  – Tak będzie lepiej…
- Dla kogo? – spytał z wyrzutem.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? Że będziemy się spotykać i bawić naszego braciszka albo siostrzyczkę?
- Wcale nie musi tak być!
- A myślisz, że jak będzie? Łudzisz się…
- Haniu…
- Nie Andi! – wzięła głęboki oddech. – Rozstańmy się. Związek na odległość nie ma sensu – nie myślała racjonalnie. Wiedziała, że będzie tego żałować.
- Chyba sobie kpisz! – podniósł głos.
- Tak będzie lepiej. Znajdziesz kogoś kto cię pokocha i ty ją pokochasz…
- Ale ja kocham tylko ciebie! I nie zamierzam nikogo innego!
- Znajdziesz kogoś wyjątkowego – dalej mówiła jak w amoku.
- Hanka, do jasnej cholery! – potrząsnął nią. – Kocham cię! Wyjdź za mnie! Błagam!
- Nie komplikuj… - poprosiła. Nie hamowała łez.
- Nie zostawiaj mnie, błagam – przytulił ją mocno. – Umrę bez ciebie… - rozpłakał się jak małe dziecko. Wplotła dłonie w jego włosy i gładziła jego głowę delikatnie.
- Kocham cię najmocniej na świecie i chcę dla ciebie jak najlepiej. Zobaczysz, oboje będziemy szczęśliwi…
- Chyba sama w to nie wierzysz…
- Żegnaj – pocałowała go czule na pożegnanie i wybiegła zapłakana, zostawiając go kompletnie rozchwianego emocjonalnie. Samego…

***

                W Polsce zamieszkały u rodziców Alicji. Babcia Honorata nie robiła problemów. Słyszała co się stało i było jej przykro. Wiedziała też, że jej córka postąpiła rozsądnie. Pan Henryk miał ochotę udusić Krystiana. Mimo swojego sędziwego wieku, nadal miał w sobie ogromnie dużo energii.
                Hania musiała wyjść i odetchnąć. Zadzwoniła do Sary. Blondynka od razu odebrała.
- Spotkajmy się przy stawie – poprosiła.
- Zaraz się urwę i biegnę…

***

                Stała samotnie i patrzyła w gładką taflę wody. Czuła wibracje telefonu. Od kilku godzin Andreas próbował się z nią skontaktować. Nie chciała odbierać. Wiedziała, że się poryczy i zacznie mu mówić, że żałuje. Poczuła czyjeś dłonie na barku.
- Nie chciałam, żeby twój przyjazd złożył się z czymś takim…
- Nic na to nie poradzę… Ja przecież tego nie planowałam!  To mi zawaliło cały świat!
- Nie odbierzesz?
- To Andi…
- Tym bardziej powinnaś. On się zamartwia. Chociaż napisz SMS-a, że dojechałaś… - szatynka zawahała się chwilę.
- Halo… - zdecydowała się odebrać.
- No w końcu skarbie! Zamartwiałem się…
- Prosiłam…
- Wiem, że prosiłaś. Ale obiecałaś mi coś, pamiętasz? – jasne, że pamiętała. Otarła łzy z policzka. – Obiecałaś, że już zawsze będziemy razem. I masz dotrzymać słowa! Będę czekać ile trzeba, ale nie odpuszczę!
- Jesteś szalony!
- To z miłości do ciebie. Powiedz, że jest jeszcze nadzieja… - poprosił. Hania chciała krzyknąć ‘nie’. To by załatwiło wszystko, ale nie chciała rezygnować z miłości swojego życia.
- Może… - to było jedyne na co ją stać.
- Wystarczy mi… Odezwij się czasem co u ciebie, dobrze?
- Postaram się…
- Bardzo mocno cię kocham – serce jej się krajało. Chciała odpowiedzieć to samo, ale musiała się trzymać.
- Trzymaj się Andi – rozłączyła się szybko.
- Jesteś walnięta – usłyszała słowa przyjaciółki.
- Dzięki… - warknęła. – To najlepsze wyjście…
- Chyba dla ciebie. Gdybyś go poprosiła, on by w ogień skoczył za tobą. W życiu nie widziałam tak zakochanego faceta. Masz takie szczęście przy sobie i je odrzucasz?
- Dzięki, że mogę na ciebie liczyć! – odparła szorstko i odeszła. Czuła się samotna. Nikt nie rozumiał jej pokręconej logiki. Dla niej to miało jakiś sens przynajmniej.

38.

                Udało się jej przenieś do swojej byłej klasy. Dyrektor nie robił problemów. Przeprosiła Sarę za swoje zachowanie. Na szczęście mogła liczyć na przyjaciółkę.
                W domu była przed 16. Zastała Alicję nad stertą papierów.
- Cześć – przywitała się i spojrzała podejrzliwie.
- Hej… - matka wydukała znad papierów.
- Co to? – wzięła coś do ręki.
- Papiery rozwodowe. Przyszły pocztą z Niemiec. Muszę je przejrzeć i odesłać. Chcę mieć to już za sobą.
- Mamo, tak mi przykro…
- Córciu. Trzeba iść na przód. Jedyne czego żałuję, to fakt, że wychowałam cię na tak uczciwą. Szkoda mi Andreasa. Wy oboje najmniej zawiniliście, a wam się dostało najbardziej.
- Damy sobie radę… - Hania chciała zmienić temat. Nadal nie umiała o tym mówić.
- Jesteś pewna tego co zrobiłaś?
- Szczerze? – spytała. – Nie – wyjąknęła. – Nie umiem o nim zapomnieć…
- Bo nie będziesz mogła. Ja o twoim ojcu łajdaku też nie zapomnę…
- Mamo!
- No już, już… - uśmiechnęła się delikatnie. Chyba pierwszy raz od miesiąca, od kiedy tu są…

***

- No mów co u was! – poganiała Miriam.
- Po staremu. Egzaminy za pasem, oboje z Marco próbujemy kuć.
- Akurat… Chyba, że anatomię – zachichotała.
- Gdybyś tu była, to dostałabyś poduszką! Bardzo mocno!
- Na szczęście mnie nie ma! Mów dalej.
- Lina i Marcel chyba coś ten tego…
- Jaja sobie robisz? – Hania zdziwiła się. Nie wyglądali nigdy na zainteresowanych sobą.
- No właśnie nie!
- Coś więcej? – chciała zapytać o Andreasa.
- Claire po twoim wyjeździe zaostrzyła polowanie na Andiego. Chłopak nie może się od niej uwolnić.
- Współczuję mu…
- Wróć do niego. On się tak męczy bez ciebie…
- A myślisz, że mnie jest łatwo? – po chwili ugryzła się w język.
- A jednak!
- Nie słyszałaś tego!
- Z tego jeszcze będą dzieci, uff – ciężar spadł z serca Miriam.
- Co wy macie z tymi dziećmi?!
- Sorki, nie pomyślałam…
- Dobra, nieważne. Muszę lecieć… - posmutniały. – Pilnuj mi Andreasa. Co jak co, ale Claire nie miałam na myśli – gotowała się z zazdrości.
- Spoko loko!
- Trzymajcie się i pa!
- Ty też!

***

                W czerwcu Hania poleciała z mamą do Monachium na rozprawę rozwodową. Max też przyszedł. Od kiedy skończył szkołę, mieszkali razem z Tanją w wynajmowanym mieszkaniu w Berlinie. Oboje studiowali ekonomię.
- Jak u was? – Hania pytała brata, gdy czekali na rodziców.
- Lepiej być nie może – uśmiechnął się delikatnie. – Ta sytuacja tylko nas zbliżyła.
- Cieszę się! – odparła szczerze.
- Jest jeszcze coś, ale to na razie tajemnica… - spojrzał uważnie na siostrę.
- Mów!
- Oświadczyłem się i zostałem przyjęty! – powiedział radośnie. Hania przytuliła go mocno.
- Gratulacje! Tak się cieszę!
- A ty i Andi? Kiedy mu powiesz, że jesteś upartą i dziwną krowa, popełniłaś błąd i chcesz znów z nim być?
- A idź ty! – walnęła go w ramię. Myślała nad tym i była coraz bliższa odwiedzenia Wellingera.
- Jadę do Weissbach jutro. Jak chcesz…
- Pomyślę! – przerwała mu, słysząc ruch w sali sądowej.
- I jak? – spytali Alicję.
- Już po… - odparła zadowolona. Podszedł do nich Krystian. – Postanowiliśmy z ojcem, że pozostaniemy w neutralnych stosunkach. Nie chcę, żebyście nie mieli kontaktu.
- Przepraszam was. Nie mieliśmy nawet okazji porozmawiać…
- Spoko tata! – Max jak zwykle uratował napiętą atmosferę.
- Może was gdzieś podwieźć?
- Nie dziękuję… Max… - Alicja nie dokończyła.
- Rozumiem. Trzymajcie się – powiedział zmieszany i oddalił się.
- Mamo, mogę zajrzeć do Andiego na chwilę?
- Jeśli twój brat nas podrzuci?
- Nas? – zdziwili się.
- Posiedzę w aucie… A po drugie z Hermannem nadal rozmawiamy…
- No to chodźcie – blondyn zachęcił kobiety.

***

                Do Weissbach dotarli wieczorem. Alicja uprzedziła Wellingera, że wpadną na moment. Hania wysiadła szybko z auta i popędziła do drzwi.
- Hania! – ojciec Andiego przywitał ją uściskiem.
- Dobry wieczór.  Jest Andi?
- Poszedł na jakiegoś grilla klasowego czy coś. Do Gesslerów w każdym bądź razie… - Hania zmieszała się lekko.
- Dziękuję, przejdę się… - odparła. Wiedziała, że to zły pomysł, ale musiała z nim porozmawiać.

***

                Przemierzała uliczki swojego ukochanego miasteczka. W końcu dotarła pod dom wroga. Usłyszała głośną muzykę i krzyki z ogrodu. Weszła cicho. Dotarła wąskim przejściem na miejsce i jej oczom ukazał się straszny widok. Andreas i jakaś blondynka rozmawiali, uśmiechając się przy tym do siebie. Siedzieli bardzo blisko siebie. Miała ochotę się rozpłakać. To była tylko i wyłącznie jej wina. Ale obiecał, że będzie czekać… To zdanie szumiało jej w głowie.
- Hanna?!

39.

- Claire… - poznała jej piskliwy głos. Wszyscy uciszyli się na moment. Szatynka poczuła się dziwnie. Każdy gapił się na nią. Nie chciała patrzeć w stronę Wellingera. – Co się tu sprowadza? Przecież rzuciłaś Andreasa. Znowu… - jej kpiący ton nie zmieniał się od początku ich znajomości.
- Nie twoja sprawa!
- Wypieprzaj stąd! To impreza zamknięta. Dla wybranych. A ty do nich nigdy nie należałaś. Narciarko za dychę! – prychnęła i odeszła ze swoją świtą. W Hani gotowało się od środka. Szybko wybiegła stamtąd. Po chwili poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
- Haniu, skarbie! – rozpoznała głos Andreasa.
- Zostaw mnie!
- Kiedy przyjechałaś?
- Wystarczająco dawno, żeby się napatrzeć! – warknęła wściekła. Zazdrość przemawiała przez nią.
- Na co? – spytał zdziwiony.
- Idź do swojej dziewczyny. Pewnie cię szuka. Wpadłam tylko, żeby powiedzieć, że moi rodzice są już po rozwodzie. Cześć – wyrwała się z uścisku i szybkim krokiem udała się do samochodu. Nadal przechodziła rehabilitację i noga nie była w pełni sprawna.
- Ale to nie jest moja dziewczyna… - nie zdążył jej tego powiedzieć.

***

- Kto to był? – spytała owa blondynka.
- Moja dziewczyna… Albo raczej była dziewczyna… - chciał stamtąd wyjść.
- Matko, nie wiedziałam! To ta Hania, tak?
- Tak…
- Zazdrosna o ciebie jak diabli… - zachichotała.
- To nie jest śmieszne! – warknął na nią. Widząc jednak jej minę, złagodniał. – Przepraszam…
- Rozumiem. Kochasz ją, przecież to widać.
- Ona myśli, że jesteś moją dziewczyną…
- Powariowała?
- Może tak to wyglądało. Nigdy jej nie mówiłem o tobie… - zmieszał się.
- Dzięki kuzyn! Miło!
- Sandra, daj spokój!
- Odkręcimy to! Pojedziemy do niej i powiemy jak jest!
- Optymistka… - jęknął.

***

- Haniu? – Alicja zobaczyła zapłakaną i smutną córkę wracającą od znajomych. Szatynka zignorowała jej głos i wsiadła bez słowa do samochodu.
- Pogadam z nią – Max westchnął i poszedł do siostry, zostawiając matkę i Hermanna samych.
- Max, spadaj! – nie miała ochoty z nikim gadać.
- Słuchaj. Zabrałem cię tu, więc oczekuję spowiedzi…
- On już znalazł sobie zastępstwo. Nic tu po mnie. Sama tego chciałam… - rozpłakała się na dobre.
- Hanka, to na bank nieporozumienie. Co jak co, ale Tanja mówiła mi, że od kiedy cię poznał, to zmienił się na dobre. I ja wierzę, że to zwykła koleżanka…
- Jedźmy już do domu… Proszę… - nie chciała tego słuchać. Nagle wszyscy bronili Wellingera.
- Zawołam mamę i jedziemy na dworzec…

***

                Następny dzień spędziła w domu, płacząc w poduszkę cały dzień. Wszystko przypominało jej o blondynie. Ale wiedziała, że to przez swoją głupotę leży teraz sama.
Alicja nie nachodziła córki. Postanowiła dać jej czas na przemyślenia. Miała nadzieję, że kiedyś zmądrzeje na dobre. Że takich szans się nie marnuje.

***

- No Hanka rusz się. Ta impreza jest dla twojego dobra! – Sara robiła wszystko, żeby zachęcić przyjaciółkę do wyjścia.
- Nie mam ochoty…
- I będziesz tutaj leżeć i beczeć, użalając się nad własną głupotą. Zacznij żyć do cholery! To twoja matka się rozwiodła, nie ty!
- Sara, weź spieprzaj na tą imprezę i baw się dobrze. Ja będę tylko smęcić.
- Nie! I masz się natychmiast ubrać w coś fajnego! Niech stracę i cię pomaluję i uczeszę… - dodała niechętnie.
- Sara…
- Już! Raz, raz! – klasnęła energicznie dłońmi.
- Jesteś jak wrzód na dupie… - warknęła szatynka i mozolnie podeszła do szafy.

***
- Widzisz tego przystojnego bruneta? – Sara wskazała na chłopaka siedzącego przy barze. Od kilku minut patrzył się na szatynkę jak zaklęty.
- Co z nim?
- Nie może oderwać od ciebie wzroku! A ty się pytasz co z nim… - odparła obudzona.
- Jak ci się podoba, to go wyrwij…
- Wellinger i tak się nie dowie… - zaczynała ją kusić.
- Wellingera gówno ja obchodzę! Ma nową laskę i niech lepiej jej pilnuje! – Hania wybuchła. Od kilku dni kumulowała w sobie złość i dopiero tego wieczora udało się jej od tego uwolnić.
- Witam panie… - brunet podszedł do nich i uśmiechnął się zalotnie. Na szatynce nie zrobiło to żadnego wrażenia. U Andreasa wystarczał zwykły delikatny uśmiech przecinający jego twarz. Oczy mówiły same za siebie. A teraz? Zielone, które wyrażały jedynie wątpliwy stan trzeźwości i pragnienie poderwania jej.
- Witamy – Sara ratowała sytuację, widząc zniesmaczoną minę przyjaciółki.
- Marek jestem – podał im dłonie. Hania uścisnęła ją z grzeczności.
- Ja jestem Sara, a to Hania…
- Miło mi cię poznać Haniu… - brunet nie odrywał od niej wzroku.
- Chciałabym powiedzieć to samo… - warknęła oschle.
- Hanka, na miłość boską!
- Przepraszam was, muszę się przewietrzyć. Miło było cię poznać…

40.

                Stała dłuższą chwilę przed lokalem. Robiło się jej niedobrze na wspomnienie nachalnego kolesia. Poczuła cholerną tęsknotę za Andreasem. Nie wiedziała, gdzie on jest i co robi. I czy z nią jest… Była zazdrosna jak diabli, ale co mogła poradzić?
                Poczuła jak coś ląduje na jej ramionach i okrywa je.
- Zmarzniesz… - usłyszała głos Marka. Wywróciła oczami wnerwiona.
- Nic mi nie będzie – ściągnęła okrycie i oddała mu.
- Będziesz się tak droczyć?
- Nie jestem zainteresowana znajomością z tobą… - dodała szczerze. Jego mina wyglądała przynajmniej, jakby dostał w pysk.
- Jak śmiesz tak mówić… Widziałem cię w szkole i nie wyglądasz na taką twardą…
- Szpiegujesz mnie?!
- Powiedzmy, że nazywam to zrządzeniem losu…
- Nie ma czegoś takiego!
- A ja nadal będę podtrzymywał wersję, że tak…
- Marek… - westchnęła. – Daj mi spokój. Nie mam ochoty poznawać nowego faceta…
- Jakiś kretyn cię zranił, tak? – napuszył się dziwacznie.
- Nie. Raczej ja jego, ale to nie twoja sprawa! – miała go serdecznie dość. Weszła do środka, zostawiając go samego na zewnątrz.


***

                W szkole nie czuła ani grama prywatności. Brunet czaił się wszędzie i obserwował jej każdy ruch. Nawet wejście do toalety groziło szpiegowaniem. W końcu zdecydowała się wygarnąć mu co myśli.
- Masz jakąś pieprzoną obsesję?
- Podobasz mi się. Zwyczajnie. Umów się ze mną raz, a dam ci spokój – odparł pewnie.
- Żartujesz chyba… - nie wierzyła, że można być tak pewnym siebie.
- Ja nigdy nie żartuję. Mała kolacja i masz mnie z głowy.
- Niech ci będzie… - odparła oschle. – Ale ja wybieram lokal! – zagroziła.
- Co tylko rozkażesz… - odparł i odszedł. Odetchnęła na moment z ulgą. Przynajmniej jej nie śledził.

***

- A jednak! – powiedziała Sarze.
- Spadaj. Robię to, by mieć spokój!
- Mimo wszystko dobrze robisz. Powinnaś wychodzić, spotykać się z ludźmi…
- Nawpieprzałaś się jakiś prochów? – spytała przyjaciółkę. Od paru dni była dziwacznie podekscytowana.
- Wyobraź się, że nie wszystko się kręci wokół ciebie!
- Mów kim on jest – zachichotała.
- Skąd wiesz, że to jakiś on?
- Bo jeszcze pamiętam jak wyglądasz kiedy się zakochasz – zażartowała.
- Emil. Ten z maturalnej. Spotykamy się od miesiąca… Potajemnie – dodała, widząc jej minę.
- No, ale żeby mnie nie powiedzieć?! – odparła z wyrzutem.
- Nie chciałam zapeszać… - zmieszała się uroczo.
- Kiedy randka?
- Jutro wieczorem. Co powiesz na mały shopping dzisiaj po lekcjach?
- Zgoda – chciała oderwać myśli od siebie i pomóc przyjaciółce wyglądać szałowo.

***

                Zakupy się udały. Sara była w siódmym niebie. Hania też dorwała jakąś sukienkę. Stwierdziła, że włoży ją na ten cyrk z Markiem. W sobotę mieli iść do kina, a potem do jakiejś knajpki, gdzie jest mnóstwo ludzi. Bała się zostać z nim sam na sam.
                Leżała zmęczona na łóżku. W momencie wzięła do ręki telefon i przeglądała jej zdjęcia z Andim. Łzy momentalnie napłynęły jej do oczu. Tęskniła za nim. Chciała zadzwonić, zapytać co słychać, ale nie mogła się przełamać. Nie chciała niszczyć mu poukładanego życia. Po chwili usłyszała pukanie. Szybko otarła łzy i odłożyła telefon na szafkę.
- Mogę? – Alicja weszła do środka, gdy szatynka skinęła twierdząco głową. Usiadła na łóżku i spojrzała na córkę. – Płakałaś? – raczej stwierdziła niż zapytała.
- Nie…
- Nie kłam. Nie umiesz tego robić… Zadzwoń do niego…
- Jakby mu zależało to sam by się odezwał…
- Rób tak dalej… - westchnęła.
- Mamo, nie utrudniaj…
- Haniu, ja to robię dla twojego dobra. Męczysz się…
- Nic na to nie poradzę. Powoli zaczynam się przyzwyczajać.
- Do tego nie można przywyknąć… - odparła zgodnie z prawdą.

***

- Dzwoniłeś do niej? – Miriam wierciła mu dziurę w brzuchu.
- Nie…
- Na co do cholery czekasz? Aż zobaczysz na fejsie, że jest w związku? – była wściekła.
- Ma prawo być szczęśliwa z kim zechce…
- Oboje jesteście upartymi osłami!
- Dzięki. Z twoich ust to chyba komplement – zironizował.
- Wellinger! Napisz chociaż co słychać – poprosiła.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł…
- Czekaj dalej. Tylko potem nie żal się nam, że ją straciłeś – dodała i zostawiła go samego.

41.

- Dlaczego to miejsce? – spytał Marek. Siedzieli w restauracji w centrum handlowym. Było mnóstwo ludzi, więc Hania czuła się w miarę bezpiecznie.
- Bo tak.
- Nie bądź dla mnie taka oschła. Proszę – musiała przyznać mu rację. Zachowywała się jak rozpieszczona diva.
- Postaram się…
- Opowiedz mi coś o sobie – poprosił. Zmieszała się lekko.
- Nie mam ciekawej biografii…
- Proszę… - wzięła głęboki oddech i krótko opowiedziała mu swoją historię. Zaczynała czuć się w jego towarzystwie swobodnie. Udało się jej rozluźnić. Żartowali, śmiali się. Zupełnie jakby zapomniała na moment o swoim uczuciu do Andreasa. Może już czas się otrząsnąć?

***

                Marek odprowadził ją do domu. Wymienili się numerami telefonów i pożegnali uściskiem dłoni. Hania weszła do domu w miarę dobrym humorze.
- Jak było? – już w progu usłyszała ciekawski głos Alicji.
- Mamo…
- No co? Pytam, bo późno wróciłaś…
- Zagadaliśmy się… - sama nie wierzyła, że to mówi.
- No widzisz! A ty mówiłaś, że on taki straszny – mama uśmiechnęła się do niej.
- Sama nie wiem co o nim myśleć – klapnęła obok niej na sofie. – Jest dziwny. Zamiast podejść w szkole, to się czai. W rzeczywistości jest całkiem miły, ale… - nie dokończyła.
- Ale to nie Andi… - Alicja dokończyła za córkę.
                Hania kiwnęła jedynie twierdząco głową. Poczuła po chwili wibracje telefonu. Była pewna, że to Marek, więc ignorowała. Sygnał jednak nie ustawał. Spojrzała zaciekawiona na wyświetlacz i momentalnie serce zaczęło jej mocno bić. Zdjęcie Andreasa pojawiło się po dłuższym czasie i sprawiło, że o mało nie umarła ze szczęścia.
- Odbierz! – Alicja ją ponaglała.
- Halo… - wyjąkała niepewnie.
- Cześć Haniu – on też był zmieszany. – Masz chwilę?
- Jasne – wstała i udała się do swojego pokoju.
- Co słychać? – zaczął.
- Nic ciekawego. Szkoła, znajomi… A u ciebie?
- Treningi i szkoła… - czuli się niesamowicie skrępowani. – Słuchaj dzwonię, bo się stęskniłem… - w końcu zebrał się do kupy i zaczął.
- Andi, daj spokój. Trzeba żyć dalej i mam nadzieję, że układa ci się z twoją dziewczyną… - mówiąc to, miała ochotę umrzeć.
- To nie… - nie dała mu dokończyć.
- Ja też spotykam się z kimś. Widzisz? Idziemy na przód… - okłamywała siebie i jego. Miała nadzieję, że dla ich dobra.
- Rozumiem – słyszała smutek w jego głosie, który łamał jej serce. – Życzę wam szczęścia, bo zasługujesz na to co najlepsze. Musze kończyć, matma sama się nie zrobi. Pa – nie czekał na odpowiedź, tylko szybko się rozłączył.
                Hania rozpłakała się jak mała dziewczynka. Cisnęła telefonem w poduszkę i skuliła się w kłębek. Rozsądek mówił jej, że robiła dobrze, ale serce krzyczało: ‘Ty chora psychicznie wariatko! Straciłaś go!’ I to właśnie czuła.

***

                Hania i Marek zaczynali się zaprzyjaźniać. Szatynka dostrzegła jak wiele ich łączy. Ciągle taiła przed nim fakt, że w Niemczech poznała miłość życia i doznała bolesnej kontuzji. Zupełnie ominęła te dwa ważne fakty. Za bardzo ją bolało. Wiedziała, że oszukuje bruneta, że to nie fair. Ale Hanka właśnie taka była. Chowała wszystko co najgorsze bardzo głęboko.

***

                Wakacje nadeszły dość szybko. Od Miriam dostawała informacje o egzaminach. Bardzo zmartwiło ją to, że Andi słabo napisał swoje testy. Czuła się winna. Gdyby się nie pojawiła w jego życiu dwa lata temu, wszystko byłoby inaczej.
                Sama średnio skończyła semestr. Klasa maturalna czekała przed nią. Nie mogła uwierzyć, że za moment przyjdzie czas na podjęcie decyzji o swojej przyszłości. Bała się. Że źle wybierze lub, co gorsza, nic nie wybierze. Podda się ślepemu losowi. Tego by nie chciała…
                Przyjaźń z Markiem nabierała tempa. Chłopak przestawał mieć jakiekolwiek zahamowania wobec niej. Zupełnie jakby już chciał nazwać ją swoją dziewczyną. Ale Hania bardzo pilnowała, by się nie rozpędzał.
                Pierwszy miesiąc spędziła pracując dorywczo. Chciała trochę pomóc mamie. I tak nudziła się w domu. W sierpniu udała się z Sarą na mały wypad w góry. Wiedziała, że ominęła okres, w którym Zakopane nawiedzili skoczkowie. Nie miała ochoty widzieć się z Andim. Przez telefon łatwiej było kłamać i kontrolować emocje, a na żywo? Miałaby ochotę się na niego rzucić, przeprosić, błagać by wrócił i nigdy nie zostawił.

***
- Hania! – usłyszała głos matki, wchodzącej do domu.
- Tak?
- Tata dzwonił… Masz braciszka – odparła obojętnie.
- To już? - Spytała zdziwiona. Spojrzała na kalendarz i zobaczyła datę 21 sierpnia.
- Jak widać. Prosi, żebyśmy przyjechali...
- Nie ma mowy!
- Haniu. Max się zgodził. Pojedziecie razem…
- A ty?
- Nie mam ochoty. To dziecko nie jest niczemu winne, ale nie umiałabym na nie patrzeć. Zrób to dla mnie i zgódź się – poprosiła. Hania jedynie westchnęła.
- Chyba nie mam wyjścia…

42.

- Siostra, rozchmurz się! Dzisiaj poznamy naszego braciszka! – chyba tylko on z całej piątki był radosny na poznanie nowego rodzeństwa.
- Jak on ma w ogóle na imię? – spytała od niechcenia.
- Lukas. Mam nadzieję, że śpioszki będą na nim dobrze leżeć – zachichotał.
- Czy chcesz mi o czymś powiedzieć? – spojrzała podejrzanie na brata. Ten uśmiechnął się szerzej.
- Musisz być taka bystra? – spytał z wyrzutem.
- Ha! A więc jednak! Mów!
- Zostanę ojcem – o mało nie spowodował wypadku z tej radości. Hania zamarła.
- O matko!
- Cieszysz się? – spytał po chwili, widząc szok w oczach siostry.
- To ja cię powinnam o to zapytać!
- Ja się cieszę! Tanja i ja nie możemy się doczekać. Wellingerowie już wiedzą, tylko ty i mama zostałyście – zachichotał.
- No wiesz? Żeby tak na sam koniec? – powiedziała z wyrzutem.
- Nie chciałem przez telefon… Będziesz ciocią! – wrócił do poprzedniego stanu euforii. Szatynka jedynie pokręciła z dezaprobatą głową i uśmiechnęła się pod nosem.

***

                Na miejscu byli pod wieczór. Zatrzymali się w domu Wellingerów. Hania nie mogła patrzeć na swoje byłe mieszkanie. Ojciec i Claudia teraz tam żyli.
- Hania – Hermann powitał ją radośnie.
- Dobry wieczór – uśmiechnęła się delikatnie.
- Wejdźcie! Przygotowałem wam pokoje. Znaczy tobie, bo Max już dawno rozgościł się u Tanji – zachichotał. – Słyszałaś już rewelację?
- Tak. Zaskoczył mnie – spojrzeli na blondyna.
- A jak nas? Brat będzie niewiele starzy od siostrzenico-bratanicy – zamiast żartu wyszedł mu suchar. Hania uśmiechnęła się niepewnie.
- Mama chyba padnie jak się dowie, że będzie babcią – dodała.
- A właśnie co u niej? Nie przyjechała?
- Jakby to powiedzieć… Nie czuła się gotowa na oglądanie dziecka… - starała się dyplomatycznie wybrnąć z tego.
- Całkowicie ją rozumiem… - westchnął. – Nie będziesz mieć nic przeciwko, jak ugoszczę cię w pokoju Andreasa? Jest teraz na zgrupowaniu i nie będzie go przez tydzień… - szatynce o mało nie stanęło serce.
- Nie… - wydukała. Miała ochotę strzelić sobie w łeb.
- Wiesz jak tam dojść. Zadzwoniłbym do twojej mamy… - odparł Hermann.
- Jasne. Dobranoc – niechętnie udała się na górę.
                Stanęła przed dobrze znanymi drzwiami. Nacisnęła delikatnie za klamkę i weszła do środka. Uderzył ją jego zapach. Wszystko było jak ostatniego dnia, gdy się z nim rozstawała. Zamknęła za sobą drzwi. Postawiła torbę na podłodze i rozejrzała się. Na ścianie wisiał medal z Liberca, obok pełno innych trofeów. Usiadła na miękkiej pościeli. Pogładziła ją delikatnie dłonią. Łzy mimowolne napłynęły jej do oczu. Po chwili zwróciła uwagę na coś innego. Szafka obok łóżka, która niegdyś służyła jako stolik, teraz robiła za wystawę zdjęć. Przyjrzała się każdemu. Na wszystkich była ona. Każda ich szczególna chwila razem była uwieczniona. Wzięła zdjęcie z Predazzo do ręki. Pogładziła palcem jego twarz. Wpatrywała się w ich uśmiechnięte twarze. Andreas przytulał ją mocno do siebie. Dałaby wszystko, by wrócić tam i zrobić wszystko inaczej.
                Odłożyła fotografię na szafkę. Zdjęła buty i położyła się na łóżku. Po chwili zasnęła. Za dużo emocji jak na jeden dzień.

***

                Następne popołudnie mieli spędzić poznając braciszka. Hania denerwowała się. Nie mogła patrzeć na Claudię po tym wszystkim. Max wiedział, że jej ciężko. Dodawał jej otuchy. Nie pytał nawet jak minęła noc w pokoju ukochanego. Widział jak przybita była. Zupełnie nie jak jego siostrzyczka.
- Gotowa? – spytał, gdy już stali pod drzwiami dawnego domu.
- Chcę mieć to już za sobą… - westchnęła. Po chwili zapukali, a drzwi otworzył im Krystian.
- Dzieci! – przywitał je radośnie. Oboje uśmiechnęli się delikatnie. Weszli do środka.
- Cześć tata! – Max przywitał się z nim uściskiem dłoni.
- Cześć – Hania była mniej wylewna, ale starała się być uprzejma.
- Wchodźcie. Zrobię wam coś do picia, co? – zaproponował. – Mała czarna i cappuccino? – oboje kiwnęli głową na tak.
- Czemu mnie nie wołasz? – usłyszeli głos Claudii. – Witajcie – sprawiała wrażenie, jakby nic się nie stało.
- Dzień dobry – oboje wydukali. Czarnowłosa wyciągnęła Lukasa z łóżeczka w salonie i podeszła do dwójki.
- Lukasku, tutaj jest twoja siostra i twój brat – powiedziała czułym głosem i pokazała go bliżej.
- Jaki słodki! – Max o dziwo wykazał więcej zachwytu. Ostatnio przez ciąże Tanji zrobił się bardziej wrażliwy na dzieci.
- Prawda? Haniu, potrzymasz go na moment? Pójdę podgrzać mleko… - poprosiła. Szatynka zmieszała się nieco.
- Ale ja nie umiem…
- Pokażę ci – podała jej Lukasa. Młoda Stern dawno nie była tak zdenerwowana. Trzymała przyrodniego brata na rękach, jakby ważył z tonę.
- W zasadzie, to Max powinien trenować… - zasugerowała.
- On jeszcze się nanosi swoje dziecko. Spokojnie – odparła.
- Mamo? – Hania usłyszała znajomy głos w progu. Serce zaczęło jej mocniej bić. – Wróciłem wcześniej, bo wysiadł wyciąg, a naprawa trochę potrwa – kontynuował, zdejmując buty w przedpokoju. – Mam nadzieję, że nie obudziłem małego… - zamarł, gdy wszedł do kuchni i zobaczył Hanię trzymającą Lukasa na rękach.

43.

- Hania? – zmieszał się. Przywitał się z Maxem uściskiem dłoni. Claudia odebrała synka z rąk nastolatki.
- Idźcie porozmawiać. Maxiu zajmie się bratem – poprosiła.
- Chodźmy do ogrodu – poprosiła szatynka. Czuła, że zaraz umrze.

***

- Na długo przyjechałaś? – spytał po chwili ciszy.
- Tata prosił, żebym przyjechała zobaczyć brata i jestem na jeden dzień…
- Myślałem, że zostaniesz na dłużej – posmutniał.
- Nie mogę Andi. W poniedziałek wracam do szkoły. Klasa maturalna, rozumiesz…
- Wiem. U mnie też już egzaminy się szykują…
- Słyszałam jak ci poszło na ostatnich… - czuła, że powinna ugryźć się w język.
- No nie poszło właśnie… Zdarza się. Trzeba iść dalej, jak mówiłaś – dokładnie wiedział, gdzie ukłuć.
- Powinnam się zbierać. Muszę zwolnić twój pokój.
- Mój pokój? – spytał zdziwiony.
- Twój tata nie wiedział, że wrócisz tak wcześnie i powiedział, że mam spać w twoim pokoju…
- Ach, no tak… Ale nie musisz… - odparł, widząc jak wstaje.
- Daj spokój. Kanapa też jest wygodna…
- Nie będziesz spała na kanapie! Jesteś gościem! – zaprotestował.
- To tylko jedna noc – dodała i ruszyła w stronę wyjścia.

***

                Pakowała swoje rzeczy, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Obejrzała się tylko, by sprawdzić czy to Andi. Widząc, że to on, wróciła do swojej poprzedniej czynności. W pokoju panował półmrok. Na zewnątrz zaczynało się ściemniać. Urok końcówki sierpnia.
- Porozmawiajmy… - poprosił.
- Andi, nie ma o czym…
- Tak uważasz?
- A o czym chcesz rozmawiać? – rzuciła spakowaną torbą na ziemię.
- O nas!
- O nas… Ciekawe. Bo wiesz, nas już nie ma! – zdenerwowała się.
- Mylisz się! Ja wciąż cię kocham – powiedział z wyrzutem.
- Wydaje ci się. To z wrażenia, że przyjechałam. Pomyliłeś uczucia…
- Chyba ty się pomyliłaś! Hanka! – potrząsnął jej ramionami. – Obudź się! Szaleję bez ciebie.
- Nic ci na to nie poradzę… - starała się zachować spokój. Jego niebieskie tęczówki świdrowały ją na wylot.
- Powiedz, że już mnie nie kochasz, a odpuszczę… - powiedział. Wahała się. Musiała skłamać. Mieli się już więcej nie widzieć. Po co mówić prawdę?
- Nie… - nie umiała jednak spojrzeć mu w oczy.
- Powtórz, patrząc w oczy… - poprosił.
- Nie będziesz mi stawiać warunków! Powiedziałam i koniec! – chciała się wyrwać, ale zacieśnił uścisk. Po chwili wpił się namiętnie w jej usta. Początkowo zaczęła się szarpać, jednak uległa. Za bardzo tego pragnęła. Szybko pozbyli się swoich ubrań i wylądowali w łóżku.

***

                Czuła, że źle zrobili. A mimo to nadal leżała przytulona do niego. Nadal gładziła jego klatkę piersiową dłonią. Andi nie zamierzał odpuścić i właśnie jej to pokazał. Tylko co dalej? Zdradził swoją dziewczynę ze swoją ex, a ona wróci do Polski, zacznie spotykać się z Markiem by zapomnieć i odreagować. Pięknie…
                Wysunęła się delikatnie w jego objęć. Ubrała się po cichu i wzięła swoje rzeczy. Przed wyjściem zawahała się chwilę i podeszła do niego. Delikatnie ucałowała jego policzek.
- Kocham cię. Zawsze będę – wyszeptała. Nie chcąc kolejnego potoku łez, wyszła z pomieszczenia.

***

- Wyjeżdżasz bez pożegnania? – Max nie chciał odpuścić. Hania chciała by wyruszyli wcześnie rano.
- Nie potrafię inaczej…
- Bo jesteś głupią upartą krową. Matka i ja powtarzamy ci w kółko, że źle robisz, a ty swoje.
- Niech będzie. Pojadę autobusem – zignorowała go i wzięła swoją torbę do ręki.
- Hania? – zatrzymał ją głos Andiego. Super. Miałam wyjść zanim wstanie…
- Nie śpisz już… - stwierdziła. – Obudziliśmy cię?
- Poczekaj chwilę… - poprosił. Zszedł na dół i podszedł do niej. Max w tym czasie ulotnił się do samochodu.
                Hanka próbowała zignorować fakt, że blondyn stoi bez koszulki przed nią. W samych bokserkach i z doskonale wyrzeźbionym ciałem nadal przyprawiał ją o ciarki. Pomyśleć, że miała to wszystko przez jakiś czas, a straciła na własne życzenie.
- Chciałaś mnie tak po prostu zostawić? Po tej nocy? – odparł z wyrzutem. Nie odpowiedziała. Spuściła głowę.
- Tak będzie najlepiej… To nie powinno się wydarzyć…
- Chciałaś tego. Znam cię trochę.
- Dlaczego nie możesz odpuścić? Nie widzisz, że nie chcę?
- Bo cię kocham Hania – pogładził jej policzek dłonią. – Mimo tego wszystkiego co mi zrobiłaś. Jestem walnięty, bo nie jeden już dawno posłałby cię do diabła.
- Na odległość nic nie ma sensu. Daj mi odejść…
- Jeśli tego chcesz… - posmutniał. Zaczynał czuć, że już nic nie ugra.
- Uwierz mi, że robię to dla naszego dobra. Skończylibyśmy to prędzej czy później. Byłoby ciężko żyć od telefonu do telefonu, widując się raz na miesiąc czy dwa. Nie tak się buduje stabilny związek… - jej argumenty zaczynały mieć sens.
- A uczucia?
- Każdy może się odkochać. Choćby nie wiem jak silna miłość łączyłaby te osoby…
- Hanka, jedziemy? – w przedsionku pojawił się Max.
- Już idę – odpowiedziała. Spojrzała jeszcze raz na Andreasa i uśmiechnęła się delikatnie. – Trzymaj się Andi. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy – wspięła się na palce i musnęła jego wargi. Chciała poczuć ich smak zanim wyjedzie na dobre.
- Ja jestem tego pewien – nie chciał odpuścić. Patrzył jak oddala się w stronę wyjścia. Nie oglądając się za siebie. Jakby skreśliła wszystko co tutaj przeżyła…

44.

                Minął niecały rok. Hania i Marek zaczęli ze sobą chodzić w zasadzie przez przypadek. Zdecydowała się zdawać przedmioty humanistyczne i chciała dostać się na dziennikarstwo. Starała się ze wszystkich sił i ciężko pracowała. Nadal tęskniła za Andreasem, a nauka pomagała jej to zwalczyć. Z resztą, czuła się podle oszukując bruneta. Nadal taiła przed nim prawdę o tym co wydarzyło się w Niemczech. Alicja już dawno ostrzegała ją, że to się może źle skończyć, ale szatynka jak zwykle wiedziała lepiej.

***

                Sara pomagała przyjaciółce zapomnieć. Kombinowała właśnie w stołówce, gdzie wyciągnąć Hanię w ten weekend.
- Hej – przysiadł się do niej Marek.
- Stało się coś? – spytała zdziwiona.
- Nie. Potrzebuję rady…
- Słucham.
- Mówiłaś, że jak zaczniemy chodzić, to pójdzie z górki, ale ona jest jeszcze gorsza niż była!
- Stresuje się maturą… - zmyśliła.
- Akurat! Powiesz mi do cholery co się wydarzyło w Niemczech?
- Nic nie wiem – udawała głupią.
- Idiotko! Najpierw pomagasz mi ją zdobyć, a teraz ukrywasz jakiś szczegół? Wiesz dobrze, że to i tak wyjdzie.
- Ja nic nie wiem. Jak Hanka ma coś na sumieniu to powinna ci powiedzieć. Nie spowiada mi się z każdej rzeczy.
- Skoro jesteś taka mądra to może czas powiedzieć Emilowi co robiłaś miesiąc temu w klubie… - uśmiechnął się chytrze.
- Ty nędzny karaluchu!
- Uważaj złotko co do kogo mówisz… Możesz pożałować… - spojrzał na nią ironicznie i udał się w kierunku wyjścia.

***

                Egzaminy maturalne poszły raczej bezboleśnie. Hania wiedziała w czym jest dobra i nie rzucała się na głęboką wodę. Sara była mniej zadowolona z rezultatów, ale stało się. Teraz musiały czekać na wyniki. Szatynka zdecydowała się na Uniwersytet w Katowicach. Nie miała daleko, a bała się zostawić Alicję samą. Dziadkowie byli już starzy i schorowani. Wiedziała, że musi im pomóc. Na wakacje przyjęła się do pracy. Hania zaczynała dorastać na dobre.
                Maksowi i Tanji urodziła się śliczna córeczka. Nazwali ją Mandy. Obojgu podobało się to imię i idealnie pasowało do ich małego szkraba. Blondyn przyjechał pochwalić się dzieckiem do Polski dziatkom i mamie. Teraz planował ślub z najstarszą z Wellingerów. Nie ustalili jeszcze terminu, ale nie śpieszyli się zbytnio. Dobrze im było bez papierka, więc nie chcieli nic przyśpieszać.

***

- Gdzie jedziemy na wakacje? – Marek spytał Hanię, gdy byli na spacerze.
- Nie sądziłam, że w ogóle jedziemy… - odparła zdziwiona.
- No to chyba jasne. Masz odpocząć po tak wykańczającym roku! Czekają cię studia, a początek zawsze jest wyczerpujący.
- A wiesz to z własnego doświadczenia, tak? – zachichotała. – Wyobraź sobie, że dziennikarstwo to nie inżynieria biomedyczna!
- Mówisz? – odparł ironicznym tonem.
- No – zaśmiali się głośno. Hania już przyzwyczaiła się do niego. Było jej dobrze jak jest. Nie myślała już tak często o Niemcu. Od Miriam wiedziała, że spotyka się z niejaką Karen. Poznali się podczas zawodów w Ga-Pa. Szatynka była zazdrosna w głębi duszy, ale cieszyła się, że jej ukochany układa sobie życie. Bo nadal go kochała. To jasne. Ale Marek też zagościł w jej sercu. Myślała, że nie można pokochać dwóch osób na raz, a jednak.

***

- No jedźmy do Egiptu! – słyszał skamlanie swojej dziewczyny. Spojrzał uważnie na Karen. Uśmiechała się niewinnie i patrzyła na niego tymi wielkimi brązowymi oczami. Od kiedy ją zobaczył, urzekły go. A poznali się w dziwny sposób. Brunetka była fotografem podczas TCS i przypadkiem na nią wpadł. Umówili się i coś zaskoczyło. Nadal kochał Hanię, ale czuł się swobodnie z nową dziewczyną i tak już zostało. Sezon ułożył mu się pomyślniej niż debiutancki. Miejsce w czołowej dziesiątce świadczyło, że forma, ta właściwa, miała dopiero nadejść.
- Egipt? Tam jest zdecydowanie za gorąco! – odparł.
- No to Kanary!
- Może od razu Sahara?!
- Nie żartuj ze mnie! – podeszła do niego i usiadła mu na kolanach.
- Ja z ciebie? – pocałował ją. – Nigdy!
- Cieszę się, że mamy uzgodnioną tą kwestię… - dodała i odwzajemniła pocałunek.

***

- Ale dlaczego chcesz koniecznie jechać?
- No bo musisz gdzieś wyjechać!
- Ale ja nie potrzebuję tego. Dobrze mi tutaj!
- Marudzisz jak zawsze. Pojedziemy, pozwiedzamy, odpoczniemy, a potem jak zwykle powiesz, że było fajnie i dobrze, że cię wyciągnąłem.
- Mówiłam ci, że jesteś zbyt pewny siebie?
- Postarzasz to do początku naszej znajomości, więc tak!
- Będziesz mi wiercił dziurę w brzuchu do skutku, więc niech ci będzie… - poddała się. Wiedziała, że nic nie ugra. Nagle oczy bruneta rozpromieniły się.
- Wiedziałem, że ulegniesz – wpił się namiętnie w jej wargi. W głowie nadal miała pocałunki Andreasa. Starała się szybko odrzucać te myśli. Było dobrze jak jest. Nie chciała tego komplikować.


45.

                Wróciła w zdecydowanie lepszym nastroju. Wypad na południe Francji dobrze jej zrobił. Nie chciała wracać do domu. Lazurowe wybrzeże było piękne i czarowało każdego, kto choć raz mógł zobaczyć jego piękno na żywo.
                Dotąd nie zastanawiała się jak to będzie dalej. Ale na wycieczce zauważyła, że Marek zaczyna mieć wobec niej poważniejsze zamiary. Był starszy o rok i nie patrzył już na życie jak nastolatek. Był zamożny, dobrze wychowany i najwyraźniej kochał ją. Ich związek był zwyczajny. Żadnych fajerwerków, słodyczy czy burz. Byli jak wszyscy. Czasem wychodzili na miasto, trzymali się za ręce, spacerowali w ciszy, czy urządzali sobie wieczorne pogawędki. Tego potrzebowała szatynka. Z Andreasem zawsze coś było. Nie mieli nawet chwili spokoju. Jak już wszystko wyglądało na idealnie poukładane, to za chwile działo się coś co burzyło ten cały mozolnie budowany porządek w momencie. Rozmawiała z byłym chłopakiem od czasu do czasu. Nauczyli się przyjaźnić. Mimo żywionych do niego uczuć, radziła sobie z tym coraz lepiej.

***

                Zdał w szkole wszystkie egzaminy i został policjantem. To jedna z tych rzeczy, które oferowała jego szkoła. Mógł teraz bez problemu skupić się na skokach. Marzeniem było dla niego wywalczyć kryształową kulę. Zwycięstwo miał już na swoim koncie. Udało się tego dokonać w Willingen. Stojąc na podium pamiętał co działo się tutaj, gdy była z nim Hania. Takich ekscesów dawno nie przeżywał. Tylko szatynka potrafiła mu dostarczyć tylu emocji. Brakowało mu jej ekspresyjności i spontaniczności. Karen była niesamowicie zrównoważona, spokojna. Potrafiła docenić każdą chwilę i możliwość, która dostała. A najbardziej dbała o jej związek z Andim. Zdawała sobie sprawę, że to niepowtarzalna szansa i nie może jej zmarnować. Wellinger też czuł, że potrzebował wyciszenia. Zaczynał rozumieć postępowanie Hanny. Wyglądało na to, że miała rację. Oboje szli swoimi ścieżkami, a bycie ze sobą teraz byłoby trudne i oboje by cierpieli.

***

                Rok akademicki nadszedł wyjątkowo szybko. Hania od razu przyłożyła się do nauki, żeby nie mieć zaległości. Jej związek z Markiem ucierpiał na tym co nieco, ale wiedzieli, że taka była kolej rzeczy.
                Alicja zaczynała również układać sobie życie. Spotkała swoją dawną miłość, Dawida. On również był rozwodnikiem i miał trójkę dzieci z poprzedniego małżeństwa. Hania cieszyła się, że jej matka wracała do formy. Wiedziała, że odnowienie relacji ze starym znajomym tylko pomoże.
                Claudia i Krystian wzięli cichy cywilny ślub i obecnie żyli jak cywilizowana rodzina z Lukasem. Max i Tanja byli szczęśliwymi rodzicami małej Mandy, a Julia i Oskar radzili sobie równie dobrze. Wszyscy wydawali się być szczęśliwymi. Każdy miał swój poukładany świat.

***

- Hania, jedziemy do Zako na skoki? – zatkało ją. Upuściła miskę z chipsami, którą trzymała w rękach.
- A co cię tak naszło? – spytała ostrożnie.
- Jakoś tak… No wiesz, Polakom idzie świetnie, a ja zawsze chciałem tam pojechać. No zgódź się – poprosił. Szatynka zamarła. Nie chciała widzieć Andiego. Słyszała jak dobrze sobie poczyna i że dobrze układa mu się z Karen. Kochała Marka, ale nie zniosła by widoku Niemca z nową dziewczyną.
- A bilety? Zostały dwa tygodnie…
- Mam już załatwione od kolegi. Niestety widok będzie średni, skoczków nie zobaczymy z bliska, ale chodzi mi o atmosferę – dziewczynie od razu ulżyło.
- Niech będzie – zgodziła się. Skoro miała nie spotkać Andreasa…

***

- Gdzie masz Karen? – Karl pytał kolegę w busie.
- Miała jakieś ważne egzaminy i musiała zostać. A czemu pytasz?
- Nigdzie się bez niej nie ruszasz – zachichotał.
- Kiedyś trzeba zrobić wyjątek – wytknął mu język.
- Co u Hani? – spytał po chwili wahania. Andi pobladł.
- W porządku. Studiuje dziennikarstwo.
- Czyli macie kontakt?
- Jesteśmy przyjaciółmi – odparł blondyn.
- Cieszę się. Za dobrze wam było ze sobą, żeby to niszczyć – On chce mnie zdenerwować?
- Za ile będziemy? – zmienił temat.
- Godzina.

***

- Tu jest niesamowicie! – Hania chciała podzielać entuzjazm chłopaka. Rozglądała się nerwowo na boki, chcąc uniknąć spotkania ze znajomymi.
- Widzę… - uśmiechnęła się lekko.
- Chodź! Idziemy na skocznię! – pociągnął ją za rękę.
                Weszli na teren obiektu i zaczęli kierować się w stronę swojego sektora. Hania była załamana. Obok niej przechodzili skoczkowie i bała się, że któryś ją rozpozna i w końcu będzie musiała powiedzieć prawdę Markowi.
- Tutaj – popchnął ją delikatnie w stronę wejścia. Obrócili się przodem do skoczni. W tym momencie dziewczyna zamarła.
- Hania?! – Karl nie przejmował się obecnością bruneta. Podszedł do niej na tyle ile mógł i mocno uściskał. – Kopę lat!
- Miło mi cię widzieć! Co słychać? – Marek wlepiał w nią zaskoczone spojrzenie. – Wybacz, to mój chłopak Marek – zmieszała się lekko i przedstawiła mężczyznę skoczkowi.
- To ty znasz skoczków?
- Tylko kilku…
- Z kadry Niemiec. Z jednym nawet cho… - nie dokończył, bo dłoń Hani zakryła mu w brutalny sposób usta.
- Znam. Mieszkałam w Niemczech i miałam… - zamilkła. W oddali dostrzegła te niebieskie tęczówki, które hipnotyzowały ją od zawsze. Wpatrywali się sobie w oczy, ignorując wszystko dookoła.
- Cześć Haniu – pierwszy odezwał się Andi. Zignorował bruneta stojącego obok szatynki.
- Andi… - tyle była w stanie z siebie wydusić.
- Kolejny skoczek o którym zapomniałaś mi powiedzieć? – usłyszała wyrzut Marka.
- Andi, poznaj Marka, mojego chłopaka – było jej wstyd. Okłamywała siebie, że skończyła z Wellingerem, ale to spotkanie uświadomiło jej jedynie, że potwornie za nim tęskni.

46.

- Miło mi – panowie uścisnęli sobie dłonie niechętnie.
- Skąd się znacie? – Marek nie hamował wściekłości i zainteresowania.
- Z… - widział proszący wzrok Hani. – Przypadkiem poznaliśmy się w Willingen 2 lub 3 lata temu… - nie chciał kłamać. Widząc jednak jak ulżyło dziewczynie, zrozumiał, że jej partner nie znał całej prawdy.
- To ciekawe, że taiła tak istotny – zaakcentował słowo – fakt.
- Cała Hania – zachichotał blondyn. – Musimy iść. Zaraz początek. Trzymajcie się i dobrej zabawy – powiedział patrząc prosto w oczy dziewczyny. Karl uśmiechnął się pocieszająco i udał się w tym samym kierunku co przyjaciel.
- Rozumiem, że powiesz mi prawdę po konkursie… - czuła kłopoty. Kiwnęła jedynie twierdząco głową.

***

- Słucham… - zatrzymali się na mały posiłek w jakiejś restauracji w drodze do domu. Od momentu spotkania ze skoczkami atmosfera była napięta.
- Andi przecież ci powiedział, że spotkaliśmy się przez przypadek. Co chcesz jeszcze wiedzieć? – próbowała zdusić temat w zarodku.
- Dlaczego to ukrywasz? To jakiś wstyd?
- Nie. Ale nie czułam, że musisz wiedzieć o takich pierdołach…
- Twój wzrok w stronę tego chłystka nie mówił, że to pierdoła. Coś między wami było, prawda? – nie wiedziała co odpowiedzieć. Czy brnąć w to kłamstwo dalej, czy może przyznać się do wszystkiego.
- Kilka niewinnych pocałunków i to wszystko.
- Mam ci wierzyć?
- A dałam ci kiedykolwiek powody, żeby nie?
- Na szczęście nie. Ufam ci – dotknął delikatnie jej policzka i uśmiechnął się do niej czule.

***

                Leżała w swoim łóżku. Patrzyła w sufit i leżała nieruchomo. Zataiła przed Markiem fakt, że spotkała Andreasa po konkursie. Wciąż dudniły jej w głowie słowa skoczka.
Szła w stronę parkingu, gdy Niemiec zaczepił ją.
- To on? – spytał.
- Tak… Przepraszam cię, że tak wyszło. Powinnam powiedzieć prawdę…
- Haniu, jeśli się wstydzisz tego co było między nam, to ok. Ja to rozumiem…
- Nie wstydzę! Andi, jak możesz tak mówić?
- No bo dlaczego byś kłamała?
- Marek nie wie o tym, że mieszkaliśmy blisko siebie, że jeździłam na nartach, nie ma pojęcia o kontuzji, o naszym związku – wydusiła to z siebie.
- Dlaczego? – nie odpuszczał.
- Musisz tyle pytać?
- Chcę tylko wiedzieć co nie pozwala ci powiedzieć mu o tym…
- Wspomnienia bolą. Nie wszystkie, ale te szczególnie. Życie w Polsce tak bardzo odbiega od tego co przeżyłam w Niemczech. Byłeś częścią świata idealnego. Gdzie nic nie wydawało się takie szare. Gdybyś musiał spędzić resztę życia w Katowicach, zrozumiałbyś o czym mówię…
- Ale nie sądzisz, że należy mu się uczciwość?
- Wiem o tym. Każdego dnia zmagam się z tym. Ale nie potrafię…
- Potrafisz. Zawsze byłaś silna…
- Nieprawda!
- Prawda! – zachichotał. Po chwili i ona uśmiechnęła się nieznacznie. – Co u ciebie?
- Studia, życie… Po staremu – westchnęła. – A u ciebie?
- Skoki, życie – zawtórował.
- Jak wam się układa? – nie chciała pytać, ale grzeczność wymagała tego. Z resztą była ciekawa.
- W porządku. A u was? – miała dość tej rozmowy.
- Jak widać na załączonym obrazku… Andi, muszę iść. Marek będzie się niecierpliwił – zawahała się chwilę, ale podeszła do niego i objęła go mocno. – Jak ja za tobą tęsknię! – nie zdążyła ugryźć się w język.
- A jak ja? – uśmiechnął się szeroko. Chciał jej wyszeptać, że nadal ją kocha i chciałby, żeby wróciła, ale wiedział, że nie ma już szans.
- Spotkajmy się kiedyś, co? Muszę odwiedzić Maxa i tatę, więc może wtedy? – zaproponowała.
- Z przyjemnością – uścisnął ją jeszcze raz, po czym patrzył już tylko jak odchodzi. Do niego. A on został sam. Znowu…

***

                Nie umiała zapomnieć o tej rozmowie. Andi miał rację. Okłamywanie Marka nic nie da. Nie jest idiotą. Kiedyś się zorientuje, że coś ukrywa.
                Bardziej jednak martwiło ją to, co się z nią działo. Jedno spotkanie z Niemcem i wszystko wracało. O mało nie rzuciłaby się na niego. Patrząc na jego pełne usta, miała ochotę wpić się w nie i rozkoszować się ich smakiem. Do tej pory potrafiła przypomnieć sobie ich miękkość. Z resztą, tego nie dało się zapomnieć. Ich pocałunek z nad jeziora Chiemsee… Delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy. To jednak była już przeszłość…

***

                Lato nadeszło bardzo szybko. Obie sesje szatynka zdała bez problemu. Miała teraz czas dla siebie. Od wypadu do Zako coś niedobrego zaczynało się dziać z jej uczuciami do Marka. Już nie patrzyła na niego jak dawniej. Wydawał się jej dziwnie obcy. Pocałunki nie sprawiały żadnej przyjemności, do łóżka też trafiali bardzo rzadko. Nie tak wyobrażała sobie ich wspólne życie. Od początku jej studiów mieszkali razem. Uczyli się życia ze sobą, ale skutek był odwrotny.
                Pewnego wieczora Marek zaprosił dziadków Hani, jej mamę i Dawida na małe przyjęcie-niespodziankę. Hania nie miała o niczym pojęcia i gdy wróciła padnięta, po wypadzie na zakupy z Sarą, do domu, zatkało ją widząc syto zastawiony stół.
- Będziemy mieć gości?
- Tak.
- A jaka to okazja?
- Zobaczysz – był bardzo tajemniczy. Uśmiech jednak nie schodził mu z twarzy. – Odśwież się. Zaraz zaczynamy.

***

- Pewnie domyślacie się o co chodzi, ale powiem krótko – wstał i podszedł do Hani. Szatynka zamarła. Wiedziała co się szykuje. Nie planowała tego. Wręcz tego nie chciała. – Kocham cię. Chcę żebyś była ze mną do końca swoich dni i chciałbym zapytać, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na Ziemi i wyjdziesz za mnie?

47.

- Żartujesz? – upewniała się.
- Nie. Mówię poważnie – uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Musimy porozmawiać – odparła szorstko. Wstała i pociągnęła go za ramię do sypialni. – Usiądź – poprosiła. – Nie mogę już dłużej ukrywać tego. Nie zasługuję na ciebie.
- Co ty wygadujesz, kochanie? – chciał podejść, ale powstrzymała go.
- Siadaj! I słuchaj uważnie – ściszyła głos. Wzięła głęboki oddech i zaczęła swoją opowieść.

***

- Nie zdziwię się, jeśli stracisz do mnie jakikolwiek szacunek. Wiem, że jestem beznadziejną szmatą i okłamywałam cię przez tyle czasu, ale nie sądziłam, że mi się oświadczysz. Że to zajdzie tak daleko…
- Kpisz sobie chyba. Myślałaś, że co? Że udaję? – krzyczał z nerwów.
- Nie. Ale myślałam, że to tylko szczeniackie zauroczenie.
- Hanka, nie myśl już nic. Proszę! – nadal kręcił głową z niedowierzaniem. – Ty go nadal kochasz, prawda?
- To nieistotne…
- Odpowiedz!
- Tak… - nie chciała już się pogrążać.
- Czułem, że coś jest nie tak. Miałem nadzieję, że to chwilowe, ale nie. Ty zwyczajnie nie dorosłaś jeszcze! Widocznie on się poznał na tobie i zostawił cię – nie odpowiedziała. – Dobrze ci tak.
- Wiem. Sama jestem sobie winna…
- Mam nadzieję, że wiesz co teraz będzie?
- Jutro spakuję swoje rzeczy i wyprowadzam się od ciebie. Nie będziesz musiał mnie więcej oglądać…
- Czyli jednak jesteś choć trochę bystra…
- Nie musisz mnie obrażać!
- Nie zasługujesz na nic więcej – warknął chamsko. Chciała go spoliczkować, ale powstrzymała się w ostatniej chwili.
- Wracamy do punktu wyjścia. Znów jesteś aroganckim chamem. I nie myśl sobie, że nie wiedziałam, że Sara ci pomagała. Nie jestem głupia. Chciała, żebym zapomniała o Andim i specjalnie cię na mnie nasłała. Dobrze, że już koniec tej farsy – poczuła się lepiej wygarniając mu wszystko. Udała się w stronę wyjścia.
                W salonie wszyscy czekali na nich.
- I tak podsłuchiwaliście. Rozstaliśmy się jak cywilizowani ludzie. Mamo, jeśli nie masz nic przeciwko…
- Twój pokój nadal jest wolny – uśmiechnęła się delikatnie.

***

- Synku, dawno Karen u nas nie było – Claudia zaczęła wypytywać syna, gdy ten zajmował się Lukasem.
- Rozstaliśmy się – odpowiedział obojętnie.
- Co się stało?
- Nie pasowaliśmy do siebie – chciał zakończyć temat, ale matka naciskała.
- Mnie oczu nie zamydlisz – usiadła naprzeciwko syna. – Hania?
- Bingo.
- Rozmawiałeś z nią?
- Widzieliśmy się w Zakopanem.
- I nic mi nie powiedziałeś? – odparła zaskoczona.
- Nie było o czym. Przyjaźnimy się tylko. A ja wiem, że nie będę już z nikim tak szczęśliwy jak z nią… - westchnął.
- Zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży.
- Ona kocha Marka…
- A ciebie? Naprawdę myślisz, że zapomniała o tym co was łączyło?
- Nie wiem mamo… Nie mówmy o tym – poprosił.

***

- Jesteś pewna? Może poproszę Maxa, żeby po ciebie wyjechał?
- Mamo, dam sobie radę – odparła spokojnie.
- No ale tak sama?
- Monachium jest nie tak daleko przecież! – zachichotała.
- A mieszkanie?
- Najpierw pomieszkam trochę z tatą i wtedy będę czegoś szukać.
- Tak się cieszę, że dostałaś się na ta wymianę!
- A myślisz, że ja nie?
- Masz wszystko? – spytała, odprowadzając córkę pod odprawę.
- Mam nadzieję.
- Dzwoń co u ciebie i nie zapomnij o starej matce – u Alicji pojawiły się łzy w oczach.
- Mamo! Niemcy to nie koniec świata! A ty wcale nie jesteś stara! – przytuliła ją do siebie. – Kocham cię mamusiu – odparła tonem małej dziewczynki.
- Ja też cię kocham córeczko – zaśmiały się obie.

***

                Siedziała w samolocie i rozmyślała. Znów dostała szansę od losu. Znowu wracała do Niemiec. Teraz miała czyste konto. Ta oferta przyszła tak nagle. Chwilę po tym jak rozstała się z Markiem. Może właśnie to jest jej pisane? I te wszystkie perypetie, przez które przeszła, miały ją nauczyć doceniać to co się ma i nie wypuszczać tego tak łatwo z rąk.
                Wiedziała, że czeka ją parę trudnych rozmów. Że będzie musiała spiąć dupę i ciężko pracować, by studia przyniosły owoce, ale była gotowa. Chciała odzyskać swoje dawne życie. Chciała odzyskać miłość swojego życia.

48.

                Wylądowała pod wieczór. Z lotniska odebrał ją Krystian.
- Gdzie masz Claudię i małego? – przytuliła go na powitanie. Nie sądziła nawet, że tak się za nim stęskni.
- W domu. Szykujemy ci małe przyjęcie powitalne.
- Nie trzeba przecież… - zmieszała się.
- Oj tam. Moja uparta córka wraca do domu, a ja mam udawać, że to nic takiego?
- Tato!
- No już. Zbieramy się. Czeka nas kawał drogi… - wziął jej walizki i zaprowadził do samochodu.

***

- Chcesz to sprzedać? – Andi zdziwił się na słowa kolegi.
- Kocham ten dom. Jest piękny. Ale chciałem zamieszkać tu z ukochaną osobą, a ona nie chce opuścić Wiednia… - Michael posmutniał.
- Szkoda… Lubię to jezioro – stali na tarasie, z którego mieli piękny widok na jezioro Chiemsee. Andi przypomniał sobie każdy szczegół z obozu na którym był z Hanią. Ciągle miał nadzieję, że kiedyś pojawi się w progu i powie, że wróciła do niego na dobre.
- Coś dobrego się tu wydarzyło, prawda?
- Nie licząc rozwalonej wargi i łuku brwiowego, to tak – zachichotał na wspomnienie bójki z Marcelem.
- Pewnie poszło o laskę. Jak zwykle – upił łyk piwa.
- Pewnie tak…
- Warta grzechu chociaż? – spytał zaciekawiony.
- Oj warta. Oddałbym wszystko, żeby do mnie wróciła…
- Kochałeś ją…
- Nadal kocham. Bardzo mocno – stwierdził. – Obiecałem sobie, że kiedyś zamieszkamy razem nad tym jeziorem…
- Wellinger, ja ciebie nie poznaję! Ty romantykiem?
- No patrz! Dobra zbieram się. Już późno – odparł.
- Trzymaj się. Daj znać, jakby ktoś się zainteresował kupnem – uścisnęli sobie dłonie. Andi wsiadł do auta i ruszył w drogę do Weissbach.

***

- Jesteśmy - ojciec szturchnął delikatnie jej ramię, żeby się obudziła. Spojrzała na niego zdziwiona.
- Spałam? – raczej stwierdziła niż spytała.
- Calusieńką drogę! Jest już po 12, więc mały śpi. Musimy być cicho – odparł.
- Gdzie będę spać?
- Twój pokój nadal stoi pusty. Max zgodził się, żeby oddać swój Lukasowi. On i tak uwił gniazdko z Tanją w Berlinie i raczej nie zamierzają wracać tutaj – przepuścił ją w drzwiach.
                Czuła się jakby wracała do domu. Nic się nie zmieniło. Obrazki wisiały tak samo, jak wtedy, gdy wieszały je z mamą zaraz po przeprowadzce. Pożegnała się z ojcem i po cichu udała się do swojego pokoju.
                Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Wyglądało na to, że nikt nic nie ruszał. Widać było jednak, że ktoś tu sprząta, bo nie zastała nigdzie pajęczyn ani kurzu. Poczuła się pewniej. Usiadła na swoim łóżku i odetchnęła. Coś ją podkusiło, by spojrzeć na dom Wellingerów. W pokoju Andreasa panowała ciemność. Jej uwagę przykuło jednak białe Audi Q7, które wjeżdżało na posesję sąsiadów.
                Z samochodu wysiadł Andi. Serce zaczęło jej mocniej bić. Nie spodziewała się, że aż tak zmężniał. Zazdrościła Karen. Miała przy sobie niesamowitego faceta. Nadal żałowała tego co zrobiła. Uczucie do Niemca, zamiast iść w niepamięć, rosło z dnia na dzień.
                Obserwowała jego każdy ruch. Patrzyła jak zamyka bramę i przez moment wydawało się nawet, że zerka w jej okno. Chciała, żeby tak było, ale znając rzeczywistość, pewnie nie.

***

                Rankiem postanowiła zrobić wszystkim śniadanie. Pierwsza na dół zeszła Claudia.
- Już w kuchni? – powitała ją radośnie. Hania podeszła do niej i mocno przytuliła. Wybaczyła jej już. W końcu i mamie i tacie wyszło to na dobre.
- Jak ja się za wami stęskniłam! – odparła szczerze.
- Cieszy mnie to. I gratuluję! Tata był bardzo dumny z ciebie – uśmiechnęła się szeroko.
- A dziękuję. Nie spodziewałam się. Dziewczyny po pierwszym roku rzadko dostają taką szansę.
- Tym bardziej gratuluję. A mieszkanie? Nie będziesz chyba dojeżdżać taki kawał stąd codziennie?
- Nie. Nawet bym nie dała rady.
- Nie przeszkadza mi, że tu jesteś. Nawet się cieszę. Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała…
- Spokojnie proszę pani.
- Mów mi Claudia, dobrze? – poprosiła.
- Nie ma sprawy – odparła i wróciła do przygotowywania śniadania.

***

- Andi, tata w domu? – Krystian spytał blondyna, który kosił trawę przed budynkiem.
- Majstruje coś przy hamaku – odparł serdecznie.
- Hania przyjechała – Stern wahał się, czy powiedzieć mu o tym, ale odważył się. Andi rozpromienił się.
- Na długo?
- Dopóki nie znajdzie mieszkania w Monachium, albo okolicy. Dostała staż w gazecie i skorzystała z okazji. Chyba dobrze jej to zrobi…
- Ma może jakieś plany na wieczór?
- Nie mam pojęcia. Idź i sam zapytaj. Piecze ciasto z twoją mamą. Ja pójdę do twojego taty – odparł i zostawił uśmiechniętego blondyna samego. Miał plan i chciał go wcielić w życie.

49.

                Po południu udał się do Sternów. Zadzwonił dzwonkiem i czekał aż ktoś mu otworzy. W drzwiach pojawiła się Hania. Uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Cześć – wydukał nie mogąc oderwać wzroku od szatynki. Musiał przyznać, że wypiękniała przez ten rok. W zimę niewiele mógł zauważyć. Jej piwne oczy nabrały głębszego koloru, a teraz świeciły się cudownym blaskiem. Zaprosiła go do środka. Podążał za nią przyglądając się jej uważnie.
Jej sylwetka stała się bardziej kobieca, długie włosy opadały na ramiona. Mógłby patrzeć na nią godzinami.
- Synku… - usłyszał głos matki. – Może spróbujesz ciasta? Z Hanią upiekłyśmy – zapytała chichocząc.
- Oczywiście – odparł i z ochotą skosztował. – Pyszne!
- Przepis Hani  – Claudia najchętniej zaczęłaby poganiać syna, ale wiedziała, że na wszystko przyjdzie czas. – Zajmę się Lukasem, porozmawiajcie sobie na spokojnie.
                Hania patrzyła speszona w inną stronę. Płonęła od wzroku Andreasa.
- Nie patrz tak na mnie, bo się peszę! – odparła w końcu.
- Tym bardziej będę się patrzył, bo uwielbiam twoje rumieńce na policzkach – jedno zdanie sprawiło, że spojrzała mu w końcu w oczy. Mogłaby przysiąc, że nic się nie zmienił.
- Gdzie Karen? – spytała.
- Nie ma jej. I już nie będzie – odparł.
- Rozstaliście się? – spytała zaskoczona.
- Nie było sensu ciągnąć tej farsy. Nie umiałem jej okłamywać – patrzył wyczekująco na szatynkę.
- Też powiedziałam prawdę Markowi. Szkoda, że podczas zaręczyn, ale przynajmniej to zrobiłam.
- Chamsko to zabrzmi, ale cieszę się – nie hamował już swojej radości.
- Jesteś nienormalny! – zaśmiała się.
- Słyszałem, że szukasz mieszkania… - zmienił temat.
- No tak. Ale nie chcę w samym Monachium. Mogę nawet codziennie dojeżdżać. Gdzieś w spokojnym miejscu… - rozmarzyła się.
- A co jeśli powiem, że znam takie?
- Mówisz serio? – ucieszyła się jak małe dziecko.
- Tak. I mogę cię tam zabrać jeszcze dzisiaj. Co ty na to? – modlił się w duchu, żeby się zgodziła.
- Poczekaj, wezmę klucze i coś na ramiona – odparła rozentuzjazmowana.

***

                Czuł, że to jego moment. Podjechał pod domek Michaela. Zakrył szatynce oczy kawałkiem materiału, by nie podglądała. Pomógł wysiąść z auta i powoli prowadził ją w stronę domu. Otworzył drzwi kluczami, które odebrał chwilę temu. Stanął za nią i ściągnął opaskę z jej oczu.
- Jak tu ładnie! – niemal oniemiała z zachwytu.
- Prawda? Uwielbiam to miejsce… - patrzył na jej szeroki uśmiech.
- Znasz właściciela?
- To mój znajomy.
- I chce sprzedać to cudo?
- Jego miłość woli Wiedeń. A szkoda, bo z tarasu widok przepiękny… - celowo chciał ją zaprosić w tamto miejsce. Liczył, że rozpozna znajomy krajobraz.
                Ponownie zakrył jej oczy, tym razem dłońmi. Czuła ciarki pod jego dotykiem. Mógłby ją prowadzić nawet do piekła. Poddałaby się mu bez wahania. Dotknęła dłońmi barierki i wtedy oniemiała. Andi zdjął dłonie z jej oczu i ujrzała ich ukochane jezioro.
- Poznajesz? – usłyszała jego szept przy swoim uchu.
- Jak mogłabym nie… - uśmiechnęła się. Spojrzała prosto w jego oczy.
- Haniu, kupiłem ten dom – odparł. – Dla ciebie. Dla nas. Chcę tu z tobą zamieszkać, wychowywać nasze dzieci. Kocham cię. Z dnia na dzień coraz mocniej. Nie musisz dzisiaj odpowiadać. Będę na ciebie czekał ile tylko będzie trzeba.
- No to długo się nie naczekasz – uśmiechnęła się szeroko.
- To znaczy…
- Nie chcę już uciekać. Nie umiem. Myślałam, że mogę to zdusić w sobie, ale nie. Kocham cię od pierwszej chwili kiedy cię zobaczyłam. Jesteś najcudowniejszą rzeczą jaka mi się przytrafiła. Nie chciałam tego przyznać, bo bałam się to stracić, a potem żałowałam. Przeżyliśmy razem mnóstwo wspaniałych momentów – poczuła jak obejmuje ją ramionami w pasie i przysuwa bliżej siebie. – Kocham cię tak mocno, że nawet nie umiem tego wyrazić. Wybacz mi moją głupotę, proszę…
- Wyjdziesz za mnie? – spytał, patrząc prosto w jej zaszklone od łez oczy. Poczuła, jak jedna z nich spływa mimowolnie po jej policzku. Andi otarł ją kciukiem.
- Choćby zaraz – po raz pierwszy od dawna poczuła się szczęśliwa. Chwyciła jego twarz w dłonie, jakby bała się, że to sen. Poczuła, że blondyn szuka czegoś w kieszeni. Po chwili ujął jej dłoń i włożył na palec delikatny pierścionek. Obejrzała go zaskoczona. – Zaplanowałeś to, prawda? – uśmiechnęła się.
- Co do joty. Teraz już nic mi ciebie nie zabierze – powiedział i wpił się z czułością w jej usta. Spijali ze swoich warg ogromną tęsknotę. Uczucie, które w nich kiełkowało, w końcu mogło wydać plony.

***

                Wrócili do Weissbach późno w nocy. Stanęli pod domem Sternów i spojrzeli sobie w oczy.
- Nadal nie wierzę, że tu jesteś – dotknął jej policzka tak delikatnie, jakby miała się zaraz rozsypać.
- To uwierz. Nigdzie się nie wybieram już. Przynajmniej bez ciebie.
- Mam ochotę wykrzyczeć z wieży ratusza,  jak bardzo cię kocham!
- To się robi niebezpieczne – zachichotała. - Wiesz… Claudia i tata już śpią. Nie chce ich budzić…
- Chodźmy do mnie – zrozumiał jej aluzję i podjechał pod swój dom.

***

                Rankiem, budząc się wtulona w Andreasa, mogłaby przysiąc, że jest najszczęśliwszą kobietą na Ziemi. Spoglądała z zachwytem na swój pierścionek zaręczynowy. Obracała go wokół palca, nie mogąc nacieszyć się tym widokiem. Jak te oświadczyny różniły się od markowych… Tamte były wymuszone, bez jakiejkolwiek nutki romantyzmu, uczucia… Zrozumiała, że tak dobrze zna ją tylko Andi i cokolwiek by nie zrobił, to i tak by go wybrała.
                Poczuła jego usta na swoim czole. Spojrzała w jego uśmiechnięte oczy. Chciała widzieć taki widok każdego ranka. Przez resztę swojego życia. Nic więcej nie potrzebowała.
- Dzień dobry kochanie – jego zachrypnięty głos z rana, był jak najpiękniejsza melodia, grana przez fortepian.
- Cześć – wtuliła się w jego szyję, składając na niej delikatny pocałunek.
- Jak się czuje moja narzeczona? – czuł się dumny, że mógł ją tak nazywać.
- Najlepiej. Nadal nie mogę uwierzyć…
- A uwierzysz jak się w końcu pobierzemy? – zachichotał.
- Może… - pocałowała czuje jego wargi.

Epilog.

                Stała w białej sukni na dobrze znanym pomostku. Wpatrywała się w gładką taflę wody na jeziorze Chiemsee. Była sama. Uciekła na moment od tego całego weselnego zgiełku. Musiała się nacieszyć w samotności tym wszystkim. Po 7 latach mogła nazwać siebie oficjalnie panią Wellinger. Hanna Wellinger. Pasuje idealnie, myślała. Spoglądała co jakiś czas na obrączkę. Doskonale pamiętała moment, w którym Andreas zakładał ją na jej palec. Ręce trzęsły mu się niemiłosiernie. Uśmiechnęła się szeroko. Uspokajała go wtedy wzrokiem. Wiedziała, że sobie poradzą. Skoro przetrwali to wszystko i nadal są razem, to najwidoczniej przeznaczenie jednak istnieje i dobrało tych dwoje idealnie.
                Poczuła jak marynarka ląduje na jej ramionach. Od razu poznała jego zapach. Otuliła się mocniej. Było jednak trochę chłodno jak na lipcową noc. Jego ramiona oplotły ją w talii. Splotła ich dłonie na jej brzuchu. Andi złożył delikatny pocałunek na karku swojej żony.
- Nie jest ci zimno? – spytał troskliwie.
- Nie. Jest w sam raz – odparła szczęśliwa.
- Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię… - szeptał jej do ucha. Mogło być bardziej idealnie?
- Uważaj bo uwierzę – obróciła się przodem do niego.
- Tyle czasu minęło od pierwszego pocałunku tutaj, a ja wciąż mam wrażenie, jakbym miał to dopiero zrobić – uśmiechał się szeroko.
- Panie Wellinger! Pan ma już 24 lata! Nie jest pan już małym chłopcem!
- Przepraszam panią, pani Wellinger. Pani tak mocno na mnie działa – musnął jej czoło.
- Tak bardzo mocno cię kocham – wzięła głęboki oddech. Chyba najwyższy czas się przyznać. – Jest jeszcze coś…
- Nie strasz mnie! – pobladł.
- Nie bój się, głuptasie! – pstryknęła go w nos palcem. – Będziesz tatą. Jestem w drugim miesiącu ciąży – powiedziała. Patrzyła uważnie na jego reakcję. Nic jednak nie odpowiedział, tylko wziął ją w ramiona i zaczął obracać wokół własnej osi.
- Teraz jestem najszczęśliwszym facetem na Ziemi! – postawił ją na nogi. – I to twoja sprawka skarbie! – uśmiechnęła się szeroko, po czym złączyli się w czułym pocałunku.


KONIEC.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ich will zu dir

Prolog. - Julie! – usłyszała donośny głos swojej matki. Zerwała się szybko z parapetu w kuchni i biegiem dotarła do sali restauracyjnej. Stanęła przed Nadią i czekała na ochrzan. – Znowu czytałaś? Wiesz, że Claudia zgodziła się, żebyś pomagała, ale nie możesz sobie robić co ci się podoba – westchnęła. - Mamo wiem… Przepraszam – odparła skruszona. Nie chciała, by mama straciła pracę, bo to już kompletnie by skomplikowało ich sytuację. – Posprzątałam po śniadaniu i nie było nic do zrobienia, więc zaczęłam uczyć się angielskiego – wytłumaczyła. Starsza z nich uśmiechnęła się delikatnie po chwili i pomierzwiła jej włosy. 15-latka była dość inteligentna jak na swój wiek. Chętnie się uczyła i pomagała matce. Wiedziała doskonale, że jak tylko będzie w stanie to znajdzie pracę by ulżyć rodzicielce. Marcus Reutemann zostawił ich, gdy mała miała 6 lat. Jej starsi bracia, Tim i Teo byli na tyle dojrzali, o ile można być dojrzałym w wieku 14 lat, by zrozumieć co się działo. Dla dziewczyn