Prolog.
- Julie! – usłyszała donośny głos swojej matki. Zerwała się szybko z
parapetu w kuchni i biegiem dotarła do sali restauracyjnej. Stanęła przed Nadią
i czekała na ochrzan. – Znowu czytałaś? Wiesz, że Claudia zgodziła się, żebyś
pomagała, ale nie możesz sobie robić co ci się podoba – westchnęła.
- Mamo wiem… Przepraszam – odparła skruszona. Nie chciała, by mama
straciła pracę, bo to już kompletnie by skomplikowało ich sytuację. –
Posprzątałam po śniadaniu i nie było nic do zrobienia, więc zaczęłam uczyć się
angielskiego – wytłumaczyła. Starsza z nich uśmiechnęła się delikatnie po
chwili i pomierzwiła jej włosy.
15-latka była dość inteligentna jak na swój wiek.
Chętnie się uczyła i pomagała matce. Wiedziała doskonale, że jak tylko będzie w
stanie to znajdzie pracę by ulżyć rodzicielce. Marcus Reutemann zostawił ich,
gdy mała miała 6 lat. Jej starsi bracia, Tim i Teo byli na tyle dojrzali, o ile
można być dojrzałym w wieku 14 lat, by zrozumieć co się działo. Dla dziewczynki
to było jak koniec świata. Jej ukochani rodzice rozeszli się nie mówiąc jej
dlaczego. Nie miała żalu, ale zawsze ją interesowało co się stało.
Zegar z kukułką
znajdujący się w kuchni wybił czternastą.
- Julie, chodź. Trzeba iść na zakupy, bo już późno – Nadia zbladła.
***
- Te, Wellinger, skoro jesteś taki odważny, to przejdź po tym płocie!
– krzyknął Jakob. Uwielbiali się popisywać przed znajomymi i to był kolejny
dogodny moment.
- A żebyś wiedział, że przejdę! – blondyn wypiął dumnie pierś i
podszedł do płotu otaczającego stary młyn w centrum Weissbach. Wszystkie
koleżanki zaczęły wzdychać nad odwagą chłopaka, a koledzy śledzili z
zaciekawieniem czy młody kombinator się odważy.
Andreas wszedł na
ogrodzenie i gdy udało mu się ustabilizować ruszył w przód. Chwiał się na
wszystkie strony i z trudem udawało mu się stać prosto.
- Andreas! – Nadia widząc co wyprawia chłopak, natychmiast podbiegła.
- Nic mi nie będzie – zapewniał chłopak. Przeczuwał jednak kłopoty i
wiedział, że jakimś cudem musi przekonać panią Reutemann, żeby nic nie mówiła
jego matce.
- Złaź zanim zrobisz sobie coś! – krzyczała przerażona.
- Już niedużo zostało…. Aaaaaa! – w tym momencie stracił równowagę i
spadł prosto na ziemię.
Nadia, Julie i
jego znajomi podbiegli do chłopaka. Ten syczał z bólu dotykając swoją lewą
rękę.
- Pokaż – powiedziała kobieta. Patrzył na nią przerażony. Nadia jako
pielęgniarka z zawodu miała doświadczenie z tego typu rzeczami. – Na szczęście
jedynie zwichnięta…
- Niech pani nie mówi mamie – poprosił.
- I co jej powiesz? Że zwichnąłeś na wf?
- Błagam…
- Porozmawiamy potem. Teraz chodź, pójdziemy do przychodni na
prześwietlenie. Julie – poprosiła córkę. – Masz tutaj listę i wiesz gdzie masz
iść. Zrobisz te zakupy?
- Mamo… Nie moja wina, że przez jego głupotę ma zwichniętą rękę…
- Muszę się nim zająć. Idź już! – poganiała dziewczynkę. Julie
spojrzała gniewnie na Andreasa i odeszła w stronę sklepu.
1.
- Masz wszystko? – o kuchni wpadła w pośpiechu Nadia. Julie skinęła
głową na blat stołu i wróciła do czytania podręcznika. Matka od razu zajęła się
posiłkiem, nie zwracając uwagi na zachowanie córki.
Była zła, że jej
mama potrafiła rzucić się na pomoc Wellingerowi, mimo ze to była jego wina, a
ona musiała się uporać sama z tym wszystkim.
- Jesteś niesamowity! Nigdy nikomu nic nie stało się na zajęciach u
Hoffnera, a ty wracasz ze zwichniętą ręką do domu… - usłyszeli westchnienie
Claudii w przedsionku. Julie zeszła szybko z parapetu i podeszła do blatu,
skupiając się na krojeniu cebuli.
- Nadia, słyszałaś co się stało? – pani Hummel weszła do kuchni i
spytała zmartwiona panią Reutemann.
- Nie… - zaprzeczyła naturalnie. Zbyt naturalnie jak dla Julie.
Spojrzała na nią gniewnie i wróciła do krojenia cebuli. Wellinger stał obok
matki oparty o blat i patrzył się prosto na piętnastolatkę. Jego też zmierzyła
wzrokiem.
Nie lubiła go.
Był pewny siebie, wiecznie się popisywał i mimo, że często był nie przygotowany
do lekcji, nauczyciele i tak go lubili. Mierzyli go na jednym poziomie z Julie
i to ją bolało. Że ktoś taki jak on miał być traktowany na równi z nią.
- Wychodząc z zajęć wf poślizgnął się w szatni i upadł na rękę. Jest
zwichnięta…
- Zdarza się – odparła współczująco Nadia. – Do wesela się zagoi –
uśmiechnęła się porozumiewawczo do chłopaka.
- Mam nadzieję. Za miesiąc ma zawody i nie może ich odpuścić. Tylko
jak ty będziesz trenować?
- Nie ma problemu mamo – odpowiedział Andi.
- Julie, gratulacje! – Claudia zwróciła się do zaskoczonej
dziewczynki. – No wygrania tego konkursu wiedzy o Bawarii! Jesteś taka mądra!
Chciałabym, żeby mój syn był taki inteligentny, ale to raczej już niemożliwe… -
westchnęła, patrząc na chłopaka.
- Skąd pani wie?
- Przecież pracuję w ratuszu a, wyniki przyszły do nas – uśmiechnęła
się.
- Dziękuję – Julie poczuła się dumna i szczęśliwa. Andi również
wydawał się szczerze gratulować jej wygranej i uśmiechał się delikatnie.
- Pomóc wam? – spytała Claudia po chwili.
- Nie trzeba. Naprawdę! – od razu usłyszeli głos Nadii.
- Daj sobie pomóc czasem – Hummel uspokajała ją. Reutemann niechętnie
podchodziła do wszelakiego rodzaju wsparcia i wolała wszystko robić sama.
- Potrzebuję kogoś do surówek… - odparła w końcu.
- Andi chodź! Będziesz kroił cebulę z Julie – czarnowłosa zarządziła i
pchnęła syna w stronę szatynki.
- Mamo czym? Ja nawet tego nie chwycę… - chciał się wykręcić.
- Do roboty! Już, już! – poklaskała w dłonie.
***
Wieczorem wpadła
zmęczona do swojego pokoju. Mieszkały na poddaszu hotelu Wellingerów. Po
wyjeździe chłopaków na studia, Julie i Nadia zostały same, a długi jakich
narobił Marcus, zmusiły je do sprzedaży domu. Claudia znając ich sytuację i sama
będąc rozwódką przygarnęła je do siebie. Nadia nie chciała się zgodzić, ale połączenie
mieszkania z pracą pomogło ją w końcu przekonać.
Ułożyła się
wygodnie na swoim łóżku i wtuliła w swój ukochany koc. Usłyszała dźwięk
odkręcanej w łazience wody, więc wiedziała, że mama nie będzie jej
przeszkadzać. W mgnieniu oka zasnęła.
***
Następnego ranka
udała się do szkoły. Czekała na szkolny autobus, gdy obok niej pojawił się
Andreas z zabandażowaną ręką.
- Cześć zołzo! – przywitał ją jak zazwyczaj.
- Cześć matole! – prychnęła.
- Widzę, że jesteś w nastroju – uśmiechnął się.
- Jak zawsze – miała go dość. Bezczelnie wykorzystywał naiwność i
wdzięczność jej matki.
- Twoja mama mogła mnie wsypać kilka razy wczoraj…
- Mogła to zrobić. Ja bym cię nie chroniła. Powinieneś dostać za swoje
– odparła chamsko.
- Ale nie zrobiła. Jest fajniejsza od ciebie… - specjalnie ją
denerwował. Widział jak się czerwieni ze złości nawet na niego nie spoglądając.
- Jeśli myślisz, że mnie sprowokujesz, to cię rozczaruję –
odpowiedziała pewnie po chwili. Autobus podjechał i bez słowa wsiadła,
usadawiając się na początku samochodu. Andreas przeszedł na koniec do swoich
kolegów.
***
Patrzył na nią
całą lekcję. Zawsze się droczyli. Nie znosił jej wiecznych fochów, dąsów, chęci
bycia najlepszą. Nigdy nawet przez moment nie była dla niego miła. Dziwiło go
to, bo gdyby on mieszkał w jej domu, to chociaż starałby się być uprzejmym.
Choć dla jego matki była.
Zobaczył, że na
moment spojrzała w jego stronę. Speszyła się od razu i już więcej nie obracała
się na tej lekcji.
***
- Co tak na nią patrzysz? – zachichotał Jakob, kiwając dyskretnie
głową w stronę Julie.
- Wkurza mnie i obserwuję ją, żeby jej dopiec. Raz, a porządnie.
- Wyrzuć ją z domu – prychnął.
- Słuchaj! – zdenerwował się na przyjaciela. – To, że ma taką sytuację,
a nie inną, to nie ich wina. Nie zrobiłbym tego nawet największemu wrogowi.
- Dobra, już się tak nie podpalaj… - uspokoił chłopaka.
- Coś i tak wymyślę… - dodał wolniej, widząc jak do Julie podchodzi
jej najbliższa przyjaciółka, Claire.
***
- Nie wiem czy wiesz, ale Wellinger ci się przygląda z tym dupkiem Wernerem.
I wiem co powiesz – uciszyła ją, bo znała jej reakcję. – Tylko mówię. Oni coś
kombinują… - dodała. Julie prychnęła tylko i wróciła do studiowania podręcznika
do biologii.
- Nawet jeśli, to co mi zrobią?
- Wellinger to Wellinger. Nie wiadomo co mu strzeli do łba…
- Zajmij się sprawdzianem. Dla mnie to ważniejsze niż jakiś odpicowany
laluś – dodała i zagłębiła się w lekturze.
2.
- Jak wiecie, co roku organizowany jest szkolny występ na święto
szkoły i w tym roku nasza klasa jest zobowiązana przygotować część artystyczną
– zaczęła pani Mayer, wychowawczyni.
- Będzie masakra – zaczął histerycznie chichotać Jakob.
- Za scenariusz będą odpowiedzialne Sarah i Pia. Dziewczynki są zdolne
jeśli chodzi o pisanie i sprawdzą się idealnie.
- A dlaczego nie nasza gwiazda Julie? – Jakob nie wytrzymał i wypalił.
Reutemann spojrzała na niego sarkastycznie, a od Wellingera zarobił kopniaka w
łydkę.
- Julie będzie występować, z resztą jak pan, panie Werner… - dodała
kpiąco nauczycielka. Pewny siebie blondyn zamienił się w wypompowany z
powietrza balon.
- A Andi? On jest świetnym aktorem! – próbował rozpaczliwie ratować
się Jakob.
- Zobaczymy jeszcze – odparła. Spojrzała za siebie na zegar naścienny
i ponownie zwróciła się do klasy. – Mamy 10 minut do dzwonka, ale nie widzę
sensu was trzymać. Gdy dziewczynki napiszą scenariusz i go zatwierdzę, to
dostaniecie przydział. Miłego dnia – uśmiechnęła się na koniec i pozwoliła im
opuścić pomieszczenie.
***
- Co za buc! – krzyknęła Julie w drodze do stołówki.
- Daj spokój! Nie ma co się denerwować… - Claire starała się ratować
sytuację.
- No ale wiesz jak ja się poczułam? Jakbym nie zasługiwała na to na co
pracuję!
- Ty i ta twoja urażona duma! Werner jest chamem i nim będzie! Ty rób
swoje, a za parę lat to o tobie będą pisać, a o nim zapomną wszyscy.
- Może masz rację…
- Nie może, tylko mam! A teraz chodź do kolejki.
***
Wracała do domu
trochę później niż zwykle. Taszczyła ze sobą torby z zakupami, o które prosiła
mama. Jakimś cudem dotarła do kuchni i postawiła je wszystkie na blacie.
- Dziękuję – ucałowała czoło córki. – A teraz opowiadaj co w szkole.
- Nic ciekawego. Zrobiłam cały test z biologii, już wszyscy wiedzą o
nagrodzie, a na święto szkoły mamy zrobić przedstawienie. I ponoć mam
występować…
- To cudownie!
- Mamo? Wiesz, że tego nie lubię…
- Jesteś świetna i dasz sobie radę.
- Scenariusz piszą Sarah i Pia…
- Przecież pani Mayer musi zatwierdzić, więc się nie martw.
- Nie chcę…
- Jesteś zmęczona. Idź się prześpij, a ja cię zawołam na obiad.
Przemyślisz to i będziesz mówić inaczej, co?
- Niech będzie. Nie mam na nic ochoty teraz – wstała i wyszła bez
słowa.
***
Odrabiał zadanie
domowe z matematyki. Nienawidził szkoły i chodził tam jedynie dlatego bo
musiał. Z resztą wszyscy wiedzieli, że nie garnął się do nauki specjalnie.
Wolał powłóczyć się po miasteczku z kumplami, albo potrenować. Lubił to co
robił. Kombinacja norweska wymagała sporo wysiłku, ale nie narzekał na brak
wysportowania i nie sapał na wf jak koledzy z klasy.
Spojrzał na hotel
jego matki. To był całkiem dobry interes. Ludzie byli zafascynowani Bawarią i
wielu z nich przyjeżdżało do Weissbach, żeby odpocząć i by porozkoszować się
pięknem Alp. Czasem nie doceniał w jak pięknym miejscu mieszkał. Z okna
obserwował zaśnieżone szczyty, a w związku ze zbliżającą się zimą było coraz
chłodniej. Liście już dawno pożółkły i dodawały niesamowitego uroku miasteczku.
Dostrzegł, że na
poddaszu pali się światło. Był to pokój Julie. Wiedział, że ma pomalowane na
fioletowo ściany, a przy łóżku wiszą lampki choinkowe, ocieplając wizualnie
pomieszczenie. Od kiedy jego matka przygarnęła Nadię i Julie nie był na
poddaszu. Były to 3 pokoiki, kuchnia i łazienka. Był tam z rodzicami gdy był
mały, ale to było już dosyć dawno temu. Spojrzał w zeszyt z obrzydzeniem i
zamknął go szybko. Wrzucił do plecaka i wstał. Podszedł bliżej okna i dalej
wpatrywał się w jej okno.
Chciał ją zobaczyć.
Chciał poznać jej sekrety, które tak głęboko chowała przed wszystkimi. Nie
miała wielu przyjaciół i zawsze trzymała się na uboczu. Zawsze zwalał to na
przejścia w rodzinie, ale ona widocznie miała taki charakter. Miał wrażenie, że
nawet Claire nie wie o niej wszystkiego. Jakob wyjątkowo jej nie lubił, bo
zawsze, jako jedyna, potrafiła mu dowalić tak, że nie mógł się pozbierać i
nieustępliwie próbował znaleźć coś co w końcu ją zamknie. Bezskutecznie.
Z nim rzadko
rozmawiała. Może myślała, że jest taki sam jak Jakob i nie chciała się z nim
zadawać. Nie lubił, gdy traktowano go z góry i od razu przypinano łatkę, ale
ona sama była oceniana przez innych wyłącznie w kontekście plotek. Każdy
stworzyłby pancerz ochronny w takiej sytuacji. Zobaczył, że pojawiła się w
oknie i delikatnie je uchyliła. Przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Świeże
górskie powietrze było jak ulga. Po chwili zniknęła.
***
- Macie już scenariusz? – gorączkowo dopytywał się Jakob.
- Chcesz główną rolę? – prychnęła Pia.
- Zwariowałaś? Potrzebuję trochę pognębić naszą gwiazdeczkę…
- Masz na jej punkcie obsesję – dodała Sarah. – Jest już u Mayer.
- No ale zdradź coś – poganiał.
- Nie mogłyśmy nić chamskiego napisać. Przecież Mayer będzie jej
bronić. Ty, Andi i ona będziecie grać główne role – wytłumaczyła brunetka.
- Feeee – zmieszał się.
***
- Mam w rękach scenariusz – pani Mayer pomachała pokaźną stertą kartek
w dłoni. – Każdemu z was podam kopię z zaznaczoną rolą. Dziewczynki świetnie
się spisały. Teraz wy się wykażecie. W grudniu zaczniemy próby, więc liczę, że
zdążycie się nauczyć tych tekstów. Miesiąc to sporo czasu.
- To chyba jakaś pomyłka – zaczął Andreas. – Mam całować Julie? – cała
klasa wybuchła śmiechem. Wellinger nie miał nigdy dziewczyny i do tego miał
całować największego wroga.
- Tylko muśnięcie warg panie Wellinger – odparła nauczycielka. – Niech
pan się nie boi. Jako dobry aktor nawet pan tego nie poczuje.
- Ja też protestuję! Nie mam zamiaru nawet go dotykać! – dodała
niezadowolona Julie.
- On nie śmierdzi Julie. Dajcie spokój. Nie macie 8 lat! Choć dzieci
by to chętniej zrobiły… - podała ostatnią kopię i wróciła do biurka. – Wszelkie
konstruktywne – zaakcentowała – uwagi proszę zgłaszać do końca tygodnia.
Większych zmian w scenariuszu nie planuję, bo według mnie jest naprawdę dobry.
A teraz wracamy do lekcji…
3.
- Psia krew! – Julie wypadła z klasy sfrustrowana. – Nie wierzę, że to
zatwierdziła! Nie mam ochoty całować tego buca!
- Julie, to tylko buziak! – uspokajała ją Claire.
- Tylko buziak… - prychnęła. – Chcesz? Zastąpisz mnie na tą scenę.
- Mam swoją rolę. Nie przejmuj się tym już tak…
- Chodź na dwór! – odpowiedziała wściekła szatynka.
***
- Pogrzało was? – wściekły Andreas podszedł do koleżanek. – Co wam
odbiło?
- Wydawało nam się to idealne. Z resztą ciesz się, na początku to miał
być namiętny pocałunek, więc was oszczędziłam.
- No ale czemu ja?
- Bo Jakob zrobiłby wszystko, żeby ją pogrążyć, a ty masz jeszcze resztki
rozumu.
- Pia, no weź… - poprosił ją.
- Wszelkie poprawki do Mayer. To już nie mój problem…
***
- Ha ha ha, stary – do Wellingera dotarł śmiech Jakoba. – Nieźle cię
załatwiły – ciągle chichotał nerwowo.
- Idź się lecz! Nie uśmiecha mi się to…
- A komu by się uśmiechało? Całować Reutemann. Bleeee – odparł.
- Idę do domu się tego uczyć – spojrzał na przyjaciela z dezaprobatą i
skierował się do wyjścia.
W drodze do domu
dostrzegł Julie w oddali. Wchodziła do marketu, by prawdopodobnie, zrobić
zakupy na kolację. Nie wiedział co go podkusiło, ale poszedł za nią. Śledził
ją, a gdy dotarła do stoiska z warzywami schował się za regałem z karmą dla
kota. Po kilku minutach zorientował się co robi i gdy chciał odejść przewrócił
cała misterną konstrukcję. Wszyscy spojrzeli na niego przestraszeni, a on
zmieszał się mocno. Zaraz obok pojawiła się kierowniczka sklepu, która nakazała
mu posprzątać. Na jego szczęście żadna paczka nie pękła. Kątem oka dostrzegł
zdziwiony wzrok Julie. Gdy ponownie spojrzał na nią, już jej nie było.
***
- Wellinger to idiota – weszła do kuchni z torbami pełnymi jedzenia.
- Co znowu zrobił? – Nadia już nie zwracała uwagi na te niesnaski.
Łudziła się jedynie, że z wiekiem im przejdzie.
- Chyba śledził mnie, a potem rozwalił kupkę z karmą dla kota za którą
się schował…
- Śledził?
- Pewnie planuje coś z Jakobem – westchnęła.
- Traktujesz ich jakby ich jedynym celem było robienie ci na złość. Z
resztą jak wszystkich…
- Dostałam scenariusz. I moja rola skonstruowana jest w taki sposób,
że muszę się ośmieszyć. Na dodatek mam pocałować tego przygłupa… - Nadia
wyrwała córce segregator i szybko odnalazła stosowny fragment.
- Lubisz mnie? – spytał cicho
Alex. Lisa spojrzała na niego nieśmiało. Ich spojrzenia spotkały się i oboje
poczuli impuls. Chłopak chwycił dziewczynę za ramiona, by mu nie uciekła.
Przysunął swoją twarzy i musnął delikatnie jej pełne malinowe wargi… -
Nadia cytowała akapit. Julie paliła się ze wstydu i nawet nie potrafiła sobie
wyobrazić tego. Skrzywiała się jedynie słysząc te słowa.
- I co? Nadal myślisz, że wszyscy mnie lubią?
- Córeczko – podeszła do niej. – To jest zwykła rola. I nie przejmuj
się nią aż tak. Pocałujecie się raz i to wszystko. Może się w końcu pogodzicie?
- Nigdy w życiu! – zaprotestowała i szybko wyszła z kuchni.
Jej pokój był jej
azylem. Zmusiła się do odrobienia lekcji i gdy skończyła niechętnie sięgnęła do
scenariusza. Zaczęła czytać i po chwili kompletnie wsiąkła. Przewracała kolejne
strony i czekała co się wydarzy. Musiała przyznać, że Pia i Sarah odwaliły
kawał dobrej roboty. Dopiero sms od mamy spowodował, że odzyskała kontakt z
rzeczywistością. Zeszła szybko do kuchni i zjadła obiad pośpiesznie, po czym
wróciła do pokoju i dokończyła czytanie.
***
- Czytałeś to do końca? – dopytywał się Jakob.
- Tak. Muszę wiedzieć w co się pakuję – oparł. Obaj kierowali się w
stronę przystanku autobusowego. Julie już czekała.
- Ciekawe jak reakcja gwiazdeczki – prychnął.
- Daj jej już spokój – Andreas miał już dość tych wygłupów.
- A ty co? Zakochałeś się? – wybuchnął histerycznym śmiechem tak
głośno, że Julie obejrzała się w ich stronę. Przekręciła oczami i odwróciła się
z powrotem.
- Zgłupiałeś? Znudziły mnie tylko te całe podchody. Może to tobie się
podoba? – dodał zaciekawiony.
- Akurat! Taka jędza!
- Taaaa. Pewnie specjalnie jej dokuczasz, żeby na ciebie zwróciła
uwagę. Ale powiem ci, że to było dobre kiedyś, w przedszkolu.
- Znawca. Ciekawe dlaczego ty do Pii nie podbijasz, tylko czekasz aż
ci Oscar ją sprzątnie…
- Bo to moja koleżanka. Nie szukam dziewczyny – odpowiedział. Fakt,
miał słabość do Pii, ale to zawsze była czysto przyjacielska relacja. Nic
więcej.
- Masz niewiele czasu, pamiętaj w razie czego – dodał Werner. Dotarli
na przystanek i stanęli metr od Julie. Ta nawet nie spojrzała w ich stronę.
- Cześć Julie – zaczął słodkim głosikiem Jakob. – Ćwiczyłaś już
całowanie na pomarańczy? – nie mógł się powstrzymać.
- Pewnie. Śniłam o tym od tak dawna, że na wieść o pocałunku o mało
nie zsikałam się z wrażenia – prychnęła. Wellingerowi zrobiło się przykro.
- Nie musisz być chamska dla mnie. Nic ci nigdy nie zrobiłem ‘pani
wielkie ego’ – powiedział chamsko.
- Drogi Andreasie, sam fakt, że tolerujesz zachowanie swojego
przyjaciela o tobie świadczy…
- Moja droga, jak to stwierdziłaś, to mój przyjaciel. Mam ich kilku i
nie pouciekali ode mnie jak od ciebie – widząc jej zaszklone w momencie oczy,
poczuł, że przesadził.
- Ty wredny, niewyobrażalny chamie! – zdenerwowała się i mocno pchnęła
go do tyłu. I gdyby nie interwencja Jakoba, wylądowałby na ziemi. W tym czasie
podjechał autobus i szybko weszła do niego gorzko płacząc.
4.
Wellinger czuł
się podle. Stał się dokładnie taki jakim nie chciał być. Obraził Bogu ducha
winną dziewczynę, kompletnie nie panując nad sobą. Gdy widział jak płacze po
kątach w szkole, chciał do niej podejść i przeprosić, ale uznał, że to bez
sensu. W dodatku Jakob chodził dumny i cieszył się, że ktoś w końcu znalazł na
nią sposób, by przestała się nosić.
- Stary, szacun! – Jakob usiadł obok kumpla i poklepał go zadowolony
po plecach. – Wredna jędza dostała za swoje!
- Zamknij się! – warknął. – Gdybym mógł, nigdy bym jej tego nie
powiedział. Ja nawet tak nie myślę!
- Uspokój się! Należało jej się!
- Wcale nie! Ty nawet nie wiesz przez co przeszła!
- Biedna pokrzywdzona przez los jędza – udał współczucie.
- Ty chamski trollu! Idź stąd! – wygonił go wściekły.
- Będziesz coś chciał – pogroził mu i poszedł.
***
- Julie, nie zgłaszasz się dzisiaj. Stało się coś? – Mayer spojrzała
na smutną dziewczynę.
- Nic takiego. Gorszy dzień… - nie chciała się tłumaczyć. Wszyscy już
słyszeli o tym co zrobił Wellinger, oczywiście od Wernera i wpatrywali się w
nią uważnie, czekając na reakcję.
- Cokolwiek to jest, mam nadzieję, że to nic poważnego i jutro wróci
uśmiechnięta Julie – pocieszyła ją nauczycielka.
- Jakby to było takie proste – szepnęła pod nosem.
***
- Nie odpowiesz mu? – na przerwie obiadowej Claire nalegała, by
przyjaciółka odpłaciła się blondynowi.
- A co mu zrobię? Kretyn miał rację… - w końcu odpowiedziała.
- Jest niesprawiedliwy i chamski! A ten kretyn Werner łazi po szkole
dumny jak paw! Julie Reutemann zwykle tego nie odpuszcza!
- Dzisiaj muszę. Nie mam nawet siły się z nim kłócić.
- Nie może im to ujść na sucho!
- To zrób coś sama! Ja nie mam ochoty nawet na niego patrzeć – wstała
szybko od stolika i wyszła ze stołówki.
***
- Andreas… – Mayer złapała na korytarzu zamyślonego blondyna. – Mogę
cię prosić? – spytała. Kiwnął twierdząco głową. Zaprowadziła go do pokoju
nauczycielskiego i upewniwszy się, że nikogo nie ma, zaczęła. – Oboje z Julie
jesteście dzisiaj dziwni. A Jakob ma wyjątkowo dobry nastrój. Co się stało?
- Nic takiego… - chciał się wymigać.
- Nie kłam!
- Powiedziałem parę słów za dużo… - miał nadzieję, że to wystarczy.
- Julie? Nie możecie jej odpuścić? Kto jak kto, ale ty doskonale znasz
jej sytuację – spojrzała na niego uważnie.
- Ale ja nie chcę jej dokuczać. Jakob ciągle się mści, a ona ma do
mnie pretensje, że niby mu pomagam… Nie chcę, żeby mnie traktowała jak jego, bo
ja nie chcę działać na jej szkodę…
- Cokolwiek jej powiedziałeś, musiało ją wyjątkowo dotknąć. Przeproś
ją, bardzo cię proszę…
- Spróbuję, ale wątpię, że w ogóle zechce mnie słuchać…
- Postaraj się. Za miesiąc zaczynamy próby i nie chcę problemów…
- Pani się łudzi, że ona na mnie spojrzy?
- Napraw to. Masz miesiąc. Nie chcę klapy – dodała oschle. Chłopak
skinął głową i wyszedł z pokoju.
***
- Nie przyszłaś do kuchni – Nadia zapukała do pokoju córki, ale nie
słysząc odpowiedzi weszła, mając nadzieję, że dziewczyna tu jest.
- Nie mam nastroju… - odparła niechętnie.
- Co się stało? – spytała.
- Nic takiego…
- Julie, nie okłamuj mnie. Wiem, że coś jest nie tak…
- Gorszy dzień – nie chciała mówić mamie o Andreasie. Niepotrzebne
sprzeczki między nią, a Claudią mogły się źle skończyć.
- Na pewno?
- Tak. Jutro już mi przejdzie.
- Chodź na obiad. Sznycel dzisiaj – pogładziła jej głowę.
- Nie mam ochoty. Przepraszam mamo, ale chyba się położę – odparła.
Nadia nie wierzyła, że to nic takiego. Julie na słowo ‘sznycel’ reagowała jak
pies na widok kości.
- Porozmawiamy jak będziesz gotowa mi opowiedzieć wszystko – dodała i
wyszła z pokoju. Zmęczona Julie zasnęła w mgnieniu oka.
***
- Idziesz ze mną do hotelu? – Claudia spytała syna.
- Nie. Mam sporo nauki – odparł szybko. Zbyt szybko.
- Nauki? Jest piątek!
- Mam zaległości… I muszę się uczyć roli…
- Akurat. Co nabroiłeś?
- Nic!
- Andreas!
- To nic takiego. Idź beze mnie – wysilił się na naturalny ton.
- Nie myszkuj tylko! – odparła. Po chwili usłyszał, że wychodzi.
***
- Andreas dziwnie się dzisiaj zachowuje… - zaczęła Claudia.
- Julie też. Po powrocie do domu od razu poszła do siebie i całe
popołudnie leży w łóżku i płacze… Martwię się, bo ona zwykle się tak nie
zachowuje.
- Coś się stało, ale te dwa uparte osiołki nic nie powiedzą…
- Dzisiaj już nic od niej nie wyciągnę, bo śpi.
- Spytam Andiego. Mam nadzieję, że to pierdoła. Pod wpływem Wernera
mój syn zachowuje się jak idiota.
- Nie wiem co ten chłopak ma do Julie.
- Jest mądrzejsza od niego i zawsze potrafi mu dogryźć, a to boli
takiego dzieciaka jak on.
- Mam nadzieję, że to nic takiego…
- Jak się czegoś dowiem, to dam ci znać, dobrze? – powiedziała Hummel.
5.
- Moi drodzy, od przyszłego tygodnia zaczynamy próby – ogłosiła Mayer.
Julie spojrzała na Claire zaniepokojona. Nie odezwała się do Wellingera od
tamtego dnia, choć minęły 3 tygodnie. – Mam nadzieję, że wszyscy jesteście
przygotowani, bo nie będę tolerować nieróbstwa. Ma być wszystko perfekt! Dałam
wam więcej czasu na nauczenie tekstu, żeby próby przebiegały sprawnie, a do
poprawy pozostawały detale.
- Gdzie będą próby? – spytała Pia.
- W domu kultury w Inzell. Codziennie o 17. Będziecie zwolnieni z
części obowiązków, by nic was nie rozpraszało.
- Oooo – ucieszył się Jakob.
- Wiem, że ciebie nic nie rozprasza i dla ciebie to żadna nagroda, bo
jesteś mistrzem obijania się – odparła nauczycielka.
- Muszę przyznać, że nie mam takich zdolności jak gwiazda Julie, ale
proszę mi wierzyć, że robię co w mojej mocy – Werner był w swoim żywiole.
Chamski i obrażający szatynkę.
- Skończ już palancie! – Andreas uciszył go. Wszyscy spojrzeli na
niego podejrzanie.
- Dziękuję Andi. Mimo, że nie toleruję wyzwisk, tym razem ci wybaczę,
bo to w słusznej sprawie – chłopak wpatrywał się w reakcję Julie. Chciał, by
odwróciła się w jego stronę. Nie wiedział jak ją przeprosić, a to byłby znak,
że ma jakiekolwiek szanse powodzenia. Jednak młoda Reutemann nawet nie drgnęła.
- A teraz wracamy do lekcji – usłyszał głos Marie.
***
- Co tak patrzysz na mnie? – Julie zdenerwowała się. Claire od tamtej
lekcji wpatrywała się uważnie w przyjaciółkę.
- Rozmawiałaś z nim?
- Zwariowałaś?
- No ale cię obronił…
- Słuchaj. Jedno zdanie nie daruje mi win. Nawet mnie kretyn nie
przeprosił.
- Ty i to twoje urażone ego… - westchnęła. – Spójrz na niego chociaż.
On ci się przygląda i wyczekuje na odpowiedni moment…
- Bronisz go? – zdziwiła się. – Po drugie jako facet powinien mieć
choć trochę odwagi. Jak na niego nie spojrzę, to nie przeprosi?
- Oboje jesteście siebie warci!
- Daj już spokój – dodała spokojniej. Ostatnie na co miała ochotę to
kłócenie się z nią. – Nie chcę, żebyśmy się sprzeczały przez kogoś takiego jak
on.
- Masz rację – uśmiechnęła się brunetka.
***
- Zaczniemy od początku. Julie – zawołała do siebie nastolatkę i
kazała jej wejść na scenę. Po chwili dołączył do niej Wellinger i Werner. W
Julie się gotowało ze złości i błagała Boga, by już ta próba się skończyła. –
Reszta niech usiądzie na widowni i ogląda w ciszy. Ale jestem dumna z was
chłopcy – pochwaliła grupkę, która była odpowiedzialna za scenografię. –
Śliczne te ławeczki. Proszę. Andreas i Jakob wchodzą do szkoły i zaczepiają
Julie – klasnęła w dłonie i się zaczęło. Chłopcy nieśmiało wypowiadali kwestie.
Julie śmiała się w duchu z ich nieporadności. Nie
zdawali sobie sprawy, że na co dzień robią to samo. Gdyby się dokładniej
przyjrzeć, to ta historia jest o nich, tylko, że zakończenie nigdy się nie
wydarzy. Jedyny plus.
- Panowie z życiem! – ponagliła ich nauczycielka. Julie spojrzała na
Claire i obie zaczęły chichotać. Reutemann spojrzała przelotnie na nastolatków
i jej wzrok napotkał wzrok Andreasa. Wpatrywali się w siebie kilka sekund, po
czym opamiętała się i odwróciła.
***
- Myślałam, że będzie gorzej – wypuściła powietrze Marie. – Jutro
będziemy ćwiczyć sceny z Pią i Marco. Oscar też się przygotuj – poprosiła.
Julie i Claire ubierały kurtki i szykowały się do wyjścia. – Julie i Andreas,
możecie zostać chwilę? – dodała.
Gdy wszyscy
opuścili salę, dwójka zainteresowanych podeszła do Mayer.
- Widzę, że jednak oboje jesteście uparci. Ty, bo nawet nie
spróbowałeś jej przeprosić, a ty bo udajesz jakby to była wielka zniewaga nawet
na niego spojrzeć. Nie wiem jak to załatwicie, ale liczę, że na następnej
próbie już będzie w porządku. Spotkajcie się czasem i poćwiczcie kwestie między
sobą, dobrze? – zaproponowała. Andreas spojrzał na Julie. Otwarła usta by coś
odpowiedzieć, ale nie znalazła odpowiednich słów. – Cieszę się, że się
zgadzamy. Miłego wieczoru – pożegnała się i opuściła salę, zostawiając ich
samych.
Julie odwróciła
się i chciała szybko wyjść z pomieszczenia. Poczuła silny uścisk na ramieniu i
delikatne szarpnięcie.
- Daj mi spokój…
- Julie, proszę… - zaczął skruszony. – Daj mi coś powiedzieć…
- Nie sądzisz, że teraz to już trochę za późno? – nadal na niego nie
patrzyła. Puścił jej ramię i stanął tuż przed nią.
- Na szczere przeprosiny nigdy nie jest za późno… - robił wszystko by
uchwycić jej wzrok. – Przepraszam. Bardzo mocno cię przepraszam. Nie zasłużyłaś
na moje słowa. Ja nawet tak nie myślę. Zwyczajnie nie rozumiałem dlaczego
traktujesz mnie w ten sposób. Ale już wiem. Ja nie oczekuję, że mi wybaczysz,
ale wiedz, że naprawdę mi przykro.
Gdy skończył
wpatrywał się w nią wyczekująco. Spojrzała niepewnie na jego twarz i sama przed
sobą przyznała, że to brzmiało sensownie i może było w tym trochę prawdy.
- Wybaczam – wydusiła z siebie po dłuższej chwili. Andreas odetchnął i
lekko się uśmiechnął.
- Jesteś niesamowita! Dziękuję – odparł.
- Nie zrobiłam tego dla ciebie, tylko dla dobra przedstawienia. Nawet
moja mama zaczynała się zastanawiać o co chodzi i domyśliła się, że prawdopodobnie
o ciebie – ostudziła jego ekscytację.
- Nawet jeśli, to i tak się cieszę. Nie chcę żebyś była smutna, a już
tym bardziej, żebyś traktowała mnie jak powietrze – nie zdążył przemyśleć co
powiedział i gdy zobaczył zdziwioną minę Julie, podrapał się nerwowo po głowie.
- Czasem mnie zadziwiasz Wellinger – odparła. – Zbieram się. Cześć –
wyminęła go i wyszła pośpiesznie.
6.
- Ty się uśmiechasz? – Claire przyglądała się przyjaciółce. Pierwszy
raz od kilku tygodniu Julie nie była zła ani zadąsana, tylko uśmiechała się do
wszystkich i odzyskała energię.
- Nie mogę?
- Możesz! Nawet mnie to cieszy, bo już nie mogłam patrzeć jak się
meczysz. Przeprosił cię w końcu?
- Tak, ale wiesz jakie to były przeprosiny. Mayer na nim wymusiła – od
razu zaczęła się tłumaczyć.
- Nawet jeśli to się uśmiechasz. Ty go chyba lubisz – Reutemann
wybałuszyła oczy ze zdziwienia.
- Zwariowałaś?! Jego? Tego buca? – zagotowało się w niej.
- Uspokój się! Żartowałam! A może coś faktycznie jest na rzeczy, skoro
się tak zdenerwowałaś…
- Nie waż się nawet tak myśleć. Nie interesuje mnie ani on ani żaden
inny koleś. Zwykła satysfakcja.
- Dobra, nie było tematu – odparła, choć coś w środku mówiło jej, że
jej przyjaciółka faktycznie może lubić chłopaka.
***
Całą matematykę
zastanawiała się nad słowami Claire. Przecież nie mógł się jej podobać ten
kretyn. Nigdy nawet nie patrzyła na niego w ten sposób. Mieszkała w jego
pensjonacie, pracowała weekendami w restauracji, ale nie wyobrażała sobie, żeby
go nawet trochę lubić.
Matematyka była
jedynym przedmiotem na którym siedział przed nią, więc przyjrzała mu się
dyskretnie. Zawsze nienagannie uczesany, dobrze ubrany i w związku ze sportem
jaki uprawiał, nieźle zbudowany. Szerokie barki i opięta koszulka rzucały się w
oczy. Momentalnie odwrócił się za siebie i spojrzał na nią. Jego niebieskie
oczy wpatrywały się w nią chwilę i od razu zrobiło jej się gorąco. Opanowała
się jednak i zwróciła wzrok w podręcznik. Chłopak również odwrócił się.
***
Po chwili Jakob spojrzał na przyjaciela i dostrzegł
na jego twarzy rumieńce. Zdziwił się i obejrzał do tyłu. Speszona i równie
mocno zaróżowiona Julie wpatrywała się w książkę. Zatkało go. W życiu by się
nie spodziewał, że ta dwójka może coś do siebie czuć. Postanowił sprawdzić co
jest na rzeczy i zabawić się kosztem Julie. Jeśli miał rację, mógł zadać
ostateczny cios. Nie sądził, że urazi przyjaciela, bo według niego nikt
normalny nie mógłby zakochać się w Julie Reutemann. Wrednej, upartej i ambitnej
Julie Reutemann.
***
Tego dnia na próbie Julie, Andi i Jakob nie byli
zbyt potrzebni, bo Mayer skupiała się na drugoplanowych rolach. Reutemann
siedziała i oglądała przyjaciółkę w akcji. Nie chciała wracać do domu, bo miała
mętlik w głowie i robiło jej się słabo jak tylko pomyślała o swojej głupocie.
Czuła przeszywający wzrok na sobie i spojrzawszy w lewo, dostrzegła Andreasa,
który stał ze swoimi przyjaciółmi i co jakiś czas zerkał na nią. Momentalnie
odwracała głowę, by nie prowokować losu.
Po próbie razem z Claire opuściły budynek. W drodze
na przystanek minął ich samochód pani Mayer. Zatrzymała się i odsunęła szybę.
- Julie, załatwiliście sprawę? – spytała zaciekawiona.
- Przeprosił. Powiedzmy, że jest neutralnie.
- Cieszy mnie to. Pamiętajcie o próbach – poprosiła i uśmiechnięta
ruszyła w dalszą drogę.
- Jakich próbach? – spytała Claire.
- Kazała mi ćwiczyć z Wellingerem sam na sam. No już, lecę! –
prychnęła.
- Nie udawaj, że nie chcesz. Widziałam jak mu się dzisiaj przyglądasz.
Miałam rację… - dodała Gold.
- Nic nie miałaś! – zaprotestowała. – Ostatnie na co mam ochotę to
jakakolwiek relacja z nim.
- Przecież jest przystojny. Musisz przyznać!
- Claire! – krzyknęła. – Nie rozmawiajmy o nim!
- To czemu się denerwujesz jak o nim mówię? Gdybyś go miała gdzieś, to
albo byś mnie zgromiła wzrokiem i nic nie odpowiedziała, albo zachowała
spokojny ton.
- Bo nie chcę słuchać o paniczu Wellingerze – odparła już spokojniej.
- Dobra, nie było tematu – dotarły na przystanek. W oddali szła paczka
z Wellingerem na czele. Julie odwróciła się do nich tyłem i zaczęła rozmawiać z
Claire o pierdołach. Stanęli kilka metrów od niej, ale doskonale mogła słyszeć
co mówią. Korciło ją, by spojrzeć na Wellingera, ale panowała nad sobą
ostatkami sił.
Gdy autobus
podjechał, Andi, Jakob i Julie wsiedli do środka. Reszta czekała na ich
transport do domu, gdyż mieszkali w przeciwną stronę. Reutemann siedziała z
przodu i wpatrywała się w krajobraz za oknem. Mimo, że to był tylko cztery
przystanki, to nie zamierzała iść na nogach te kilka kilometrów. Wysiedli w
Weissbach i udali się do domów.
Julie szła
przodem, kilka metrów przed nimi. Słyszała jak Andreas żegnał się z
przyjacielem, który mieszkał parę uliczek wcześniej. Przyśpieszyła trochę,
słysząc, że Wellinger ją woła. Po chwili złapał ją za ramię, by poczekała.
- Gdzie tak pędzisz? – spytał lekko uśmiechnięty. W Julie się
gotowało, bo nie chciała z nim rozmawiać. Jeszcze w tym dniu.
- Do domu? Późno, a ja jeszcze musze odrobić lekcje… - starała się
brzmieć naturalnie.
- Słuchaj… - zaczął nerwowo. – Wiem, że to może nie jest
najodpowiedniejszy moment, ale pamiętasz co mówiła Mayer? Mieliśmy poćwiczyć we
dwójkę…
- Do rzeczy – spojrzała na niego zdenerwowana.
- Może wpadnę do restauracji w piątek? Pomogę wam i wieczorem
poćwiczymy kwestie? – zaproponował. Oczy szatynki przybrały wielkość wielkości
2 Euro.
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej. Ale jeśli nie chcesz to zrozumiem… - czuł, że zaraz
może dostać koronkę.
- Tylko dla dobra przedstawienia – odparła po chwili.
- Super. Do jutra – uśmiechnął się szeroko i odprowadził ją wzrokiem
do hotelu.
***
- Jak próba? – spytała Nadia. Czytała właśnie książkę w sypialni, ale
przed lekko uchylone drzwi dostrzegła córkę.
- W porządku. Dzisiaj nie była moja kolej. Dopiero w czwartek –
położyła plecak na podłodze i weszła do pokoju matki. – Co czytasz?
- Claudia dała mi parę romansów do poczytania.
- Ciekawe? – spojrzała na okładkę i tytuł. – ‘Czy to miłość?’ Mamo! –
miała wrażenie, że wszystko sprzeciwiało się przeciwko niej.
- No weź! Muszę się trochę rozluźnić. Już zapomniałam jak to jest mieć
mężczyznę…
- Przecież możesz wychodzić – odparła.
- Jakbym była w twoim wieku i była taka śliczna to bym wychodziła. Ale
mam praktycznie całodobową pracę, którą lubię.
- Przecież jesteś piękną kobietą! A praca to nie wszystko. Weekendy
masz wolne, a pomagasz z braku zajęcia. Wyjdź gdzieś z Claudią. Zróbcie sobie
babski wieczór.
- Jesteś kochana, ale to już nie dla mnie. Mów lepiej jak Andreas…
- A co z nim? – zdziwiła się.
- No widziałam jak rozmawiacie. I on się nawet uśmiechał do ciebie…
- Pewnie coś kombinuje. Pogodziłam się z nim, bo Mayer prosiła.
- A o co poszło? Dowiem się w końcu?
- Kiedyś… - odparła wymijająco i wyszła.
7.
Piątek nadszedł
szybciej niż się spodziewała. W szkole nic praktycznie nie robili, bo im bliżej
świąt, tym wszyscy byli bardziej zainteresowani kupowaniem prezentów niż nauką.
Po lekcjach udali się na próbę. Marie była zadowolona z postawy uczniów i tego,
że naprawdę się przyłożyli. Każdy znał rolę i nawet Jakob potrafił powstrzymać
się na te 2 godziny od żartów i docinek.
Julie denerwował
fakt, że już niedługo mieli zacząć ćwiczyć słynną scenę z pocałunkiem. Sam
fakt, że musiała grać dobrą koleżankę Andreasa był dla niej krępujący. Kilka
razy przyłapała się na tym, że mimowolnie uśmiecha się do niego i pewne kwestie
jakby wychodziły w jej ust, a nie ze scenariusza.
- No kochani! – Mayer zaklaskała. – Świetnie wam dzisiaj poszło. Mam
nadzieję, że za tydzień uda nam się poskładać wszystko w całość i przed
świętami będziemy spokojni. Na dzisiaj dziękuję – pożegnała się z uśmiechem.
Julie ubierała płaszcz, gdy usłyszała głos Andreasa.
- Idziemy? – spytał niepewnie. Claire zgłupiała. Patrzyła na nich z
wytrzeszczem w oczach. Oboje wpatrywali się w siebie chwilę, co nie uszło
uwadze Gold.
- Można spytać dokąd? – odezwała się Claire. Nie chciała im przerywać,
ale przerażało ją to wszystko. Sama ją pchnęła w łapy Wellingera i bała się, że
będą z tego same problemy. Rozejrzała się szybko w poszukiwaniu Wernera i
reszty, ale tamci już opuścili budynek.
- Mamy poćwiczyć – Julie nie wiedziała jak to powiedzieć, żeby wyszło
obojętnie.
- Spoko. A twoja paczka nie ma nic przeciwko? – spytała Andreasa.
Blondyn zmieszał się mocno. – Ach no tak. Nie wiedzą… No przecież spotkałby cię
publiczny lincz. Co im powiedziałeś? Że mama po ciebie przyjedzie? – Claire na
moment jakby zamieniła się w Julie.
- Nie oceniaj mnie! Wiesz jacy oni są!
- No przecież to taki wstyd się ze mną pokazać – Julie było przykro,
bo wiedziała co o niej myślą.
- To nie tak! – chłopakowi było głupio, ale nie chciał stać się
obiektem głupich żartów. I nie chciał też, by na niej się dalej pastwiono.
- Nie tłumacz się – Reutemann westchnęła smutno. – Nie musisz
przychodzić. Nie chcę łaski – dodała na odchodne i razem z Claire wyszły z
pomieszczenia.
***
- Andi nie miał przyjść dzisiaj? – spytała Nadia widząc smutną córkę w
kuchni.
- Coś mu wypadło – skłamała. Chciała wyrzucić z siebie złość, ale nie
mogła. Powinna uważać. A mimo to uwierzyła mu i po raz kolejny się zawiodła.
- Szkoda. Miała nadzieję, że jakoś się dogadacie w końcu…
- Mamo, skończyłaś? – szatynka miała już dość tego swatania.
- Mówię tylko, że to miły chłopak. Mimo wszystko. Próbowałaś go
zrozumieć? – spytała, czym wybiła Julie z pantałyku. – Mając takich przyjaciół,
lub jak kto woli jednego takiego jak Jakob, musisz uważać na to co robisz.
Jestem pewna, że chciał się z tobą spotkać, ale powiedzenie temu
rozpieszczonemu karłowi prawdy skończyłoby się dla was obojga katastrofą.
Dobrze o tym wiesz.
- Ale wiesz jak się poczułam?
Jak trędowata – spuściła głowę.
- Daj mu szansę, co? – podeszła do niej i przytuliła ją mocno.
W drzwiach do
kuchni Nadia dostrzegła Andreasa. Stał skruszony i nie wiedział czy wejść.
Delikatnym ruchem dłoni zaprosiła go do środka.
- Idę obejrzeć salę – poinformowała córkę i wyszła. Julie wzięła
głęboki oddech i otarła łzy z policzków. Jej mama miała rację. Nigdy nie
próbowała go zrozumieć. Zawsze myślała tylko o sobie i może to był jej błąd.
Nawet Claire traktowała z góry. Uważała siebie za cierpiętnicę, która zawsze
najbardziej dostawała od losu.
Kątem oka
dostrzegła, że ktoś się dosiada obok. Spojrzała delikatnie w lewo i zobaczyła
Andreasa siedzącego ze spuszczoną głową i trzymającego mały bukiecik w ręce.
- Co tu robisz? – spytała zdziwiona.
- Przyszedłem cię przeprosić… - nadal na nią nie patrzył.
- To ja powinnam cię przeprosić – zdziwiła się, że to powiedziała.
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony.
- Ty? Znasz takie słowo? – spytał. Widząc, że się zapowietrza wstał
gwałtownie i przytrzymał ją.
- Nie denerwuj mnie! Chciałam być miła!
- Doceniam, ale wybacz. Jestem w szoku – uśmiechnął się delikatnie.
Sama chwilę później wykrzywiła usta w uśmiechu.
- Przepraszam – wydusiła z siebie w końcu. – Pewnie słyszałeś słowa
mojej mamy i wiedz, że ona chyba ma racę.
- Ja też cię przepraszam – podał jej bukiecik. Julie uśmiechnęła się
szeroko i zarumieniła. – Pomyślałem, że jak już idę w gości to chociaż kwiaty
przyniosę, ale to jedyne co znalazłem o tej porze…
- Nie szkodzi. Są śliczne – mimowolnie spojrzała na niego. Uśmiechy
nie schodziły z ich twarzy. Nadia widząc to z sali restauracyjnej również się
uśmiechała.
- Pomóc wam? – spytał ochoczo chłopak.
- Już wszystko ogarnięte – odparła. – Chcesz poćwiczyć? –
zaproponowała. Kiwnął jedynie twierdząco głową.
***
Siedzieli na
puszystym dywanie u niej w pokoju i powtarzali z pamięci kwestie. Oparci
plecami o jej łóżko, jedynie przy nastrojowym świetle lampek choinkowych
zawieszonych na ścianie, co jakiś czas spoglądali na siebie.
- Nigdy tu nie byłem po remoncie – upił łyk kawy w przerwie. Rozglądał
się po pomieszczeniu. Julie usiadła bokiem i oparła się na łokciu obserwując
jego ruchy.
- Taki sobie pokój. Ale uwielbiam go – odpowiedziała. – Jesteś
pierwszą osobą, którą tu goszczę – dodała po chwili.
- Serio? A Claire? – spytał zaskoczony.
- Nie chciało się jej nigdy tutaj jechać. Wiesz, że ona jest z
kompletnego zadupia – odpowiedziała. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu czuła,
że nie musi przed nim udawać. Była sobą i cieszyła się tą chwilą.
- Czuję się zaszczycony – również usiadł bokiem do niej. Uciekała
wzrokiem od niego, bo bała się tego co się z nią działo, gdy napotykała jego
niebieskie tęczówki. – Jesteś zupełnie inna niż w szkole. Mam wrażenie, że
teraz rozmawiam z prawdziwą Julie.
- Ciesz się. Rzadko udostępniam komuś to oblicze – uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję, że dopuścisz mnie w końcu do siebie – zamarła. On sam
speszył się swoimi słowami i w momencie obrócił. – Pójdę już. Późno się
zrobiło. Pewnie masz dość na dzisiaj – wstał szybko.
- Było miło – wymusiła serdeczny ton. – Dzięki za kwiatki – chciała
powiedzieć coś neutralnego, ale byli zbyt zdenerwowali.
- Nie ma za co. Dzięki za gościnę. Dobranoc – spojrzał na nią, ale nie
wiedząc czy powinien ją objąć, ucisnął jej jedynie dłoń. Pożegnał się z Nadią i
wyszedł z pensjonatu ‘Alpejskie niebo’.
8.
Weekend był dla
niego katorgą. Cały czas myślał o Julie i o tym co powiedział. Na moment się
rozluźnił i przestał kontrolować to co mówi. Nie miał pojęcia co o tym
wszystkim myśleć. Bał się, że nastolatka kompletnie zerwie z nim kontakt i już
żadne przeprosiny nie pomogą. Za bardzo się przyzwyczaił do jej towarzystwa,
żeby teraz je stracić.
To miał być ich
ostatni rok przed zmianą szkoły. On już wiedział, że zostaje tutaj i dalej
kształci się na profilu sportowym. O niej słyszał, że jedzie do braci do
Monachium, by zacząć studia dziennikarskie. Z jej wynikami w nauce miała
wszystko dofinansowane. Ciężko na to pracowała i szczerze jej tego gratulował,
bo na to zasługiwała, ale nie chciał żeby wyjeżdżała.
W niedzielny
poranek zawitał z mamą i siostrami do kościoła. Julie i Nadia również przyszły.
Nastolatka kompletnie unikała jego wzroku. Wiedział, że narozrabiał i jakoś
musiał to naprawić.
- Nadia, może wpadniecie do nas na kawę, co? – zaproponowała Hummel.
Andi szedł zaraz za Julie, która rozmawiała z jego siostrami. Miała z nimi
dobry kontakt, pomimo, że obie chodziły do innej szkoły i rzadko się widywały.
- Chętnie. Dziękujemy za zaproszenie – odparła starsza Reutemann.
Julie zrobiło się słabo. Nie chciała oglądać twarzy Wellingera dłużej niż
potrzebuje. Obie matki ochoczo rozmawiały w drodze do domów.
- To widzimy się o 17? – spytała gdy dotarły pod pensjonat.
- Jasne. Do zobaczenia – pożegnały się i weszły do środka.
***
- Co znowu zrobił? – spytała zamyśloną córkę.
- Nic.
- Akurat. Wy się nie możecie zachowywać jak normalne dzieci?
- Mamo… - zaczęła. – Czasem tak
jest, że nie dogadujemy się z kimś mimo, że bardzo chcemy…
- Mimo wszystko śmieszy mnie już to. Spasujcie oboje. Dla waszego
dobra.
***
- Co cię napadło, żeby je zapraszać? – spytał cicho w kuchni matkę.
Pomagał jej przy rozkładaniu zastawy.
- A o co ci chodzi? Przyjdą, posiedzimy, porozmawiamy, pośmiejemy się
i pójdą.
- Może pójdę do Jakoba? Nie chcę siedzieć sam wśród tylu bab –
westchnął. Ten zmyślony powód wydawał się całkiem realistyczny.
- Wytrzymasz. A u Jakoba byłeś wczoraj. Nie musisz go niańczyć
codziennie – usłyszeli dzwonek do drzwi. – Już są. Zachowuj się!
***
Obie matki
rozmawiały wesoło i nie przejmowały się niczym innym. Kiedyś były najlepszymi
przyjaciółkami, ale po ślubach kontakty się rozluźniły i na jakiś czas musiały
od siebie odpocząć.
- Dobra, ja się już zbieram – powiedziała Tanja. – Tobias po mnie
przyjedzie za kilkanaście minut.
- Nie lubię jak moja córeczka się wynosi na tydzień z domu – Claudia
przytuliła ją mocno.
- Mamo, nie przesadzaj…
- Zapakuję ci trochę jedzenia – zniknęła z najstarszą z Wellingerów w
kuchni. Nadia udała się do toalety, a do Julii zadzwonił telefon. Tym sposobem
Julie i Andi zostali sami. Siedzieli na dwóch końcach skórzanej kanapy i unikali się wzrokiem. Chłopak nie wytrzymał.
- Przepraszam. Nie powinienem tego mówić. Nie wiem co mnie napadło…
- Zrozum, przestraszyłam się. Skąd mam wiedzieć jakie masz intencje?
- Nadal sądzisz, że to jakiś niecny plan Jakoba? – westchnął. Usiadł
przodem do niej i przysunął ją do siebie po śliskiej sofie, chwytając jej
ramię. – Mam mózg i go używam. Nie zrobiłbym nikomu czegoś takiego, rozumiesz?
– zmuszał ją do spojrzenia w jego stronę, intensywnie wpatrując się w jej
twarz.
- Mam mętlik w głowie. Jeszcze niedawno nawet ze sobą nie
rozmawialiśmy…
- Chcę cię lepiej poznać i zaprzyjaźnić. Zrozum, nie jestem taki jak
reszta. Ja naprawdę cię lubię… - zaryzykował. Albo da mu w twarz i ucieknie,
albo oboje skorzystają na tym.
- Przyjaciel nie ucieka od ciebie na ulicy, bo cię obsrywają po
kątach… - broniła się przed jego słowami. Świdrowały jej mózg i bała się, że
ulegnie.
- Im dłużej czasu z tobą spędzam, tym bardziej rozumiem jak się
myliłem i jak oni się mylą…
- Przedstawienie niedługo się odbędzie i już nie będziesz się musiał
zmuszać – nadal nie ustępowała. Nie patrzyła nawet na niego, bo znała swoją
reakcję na jego oczy.
- Jesteś upartą oślicą! – warknął po chwili. – Człowiek się stara,
robi wszystko, żebyś zmieniła o nim zdanie, a ty swoje. Jak zrozumiesz, że chcę
dla ciebie dobrze, to odezwij się. Nie będę się narzucał – prychnął i wstał
pośpiesznie.
***
Usłyszał pukanie
do drzwi. Czytał właśnie motoryzacyjne czasopismo. Wiedział, że to ona, bo
domownicy nigdy nie ostrzegali przed odwiedzinami.
- Proszę – niechętnie odłożył gazetę na łóżko i spojrzał na wejście.
Drzwi lekko uchyliły się i ujrzał zmieszaną szatynkę.
- Mogę? Coś muszę ci powiedzieć – spytała. Robiła wszystko wbrew
sobie, ale nadal w głowie miała jego słowa i nie chciała zostać sama.
- Słucham…
- Masz rację. Jestem upartą oślicą. Ja zwyczajnie nie umiem ufać
ludziom. Mam wrażenie, że jak się otworzę, to zaraz to wykorzystają i wbiją mi
szpilkę dokładnie tam gdzie zaplanowali.
- Nie wszyscy są jak Jakob.
- Wiem. Chcę wierzyć, że jesteś inny, ale potrzebuję czasu. Nie bocz
się na mnie, proszę – odważyła się spojrzeć na jego twarz.
- Spróbujemy. Może jednak się zaprzyjaźnimy – zawahał się, ale jednak
dotknął jej dłoni, która leżała na jego łóżku.
9.
Ostatni tydzień
przed feriami świątecznymi upływał im w szczególnym olewaniu nauki i
niekończących się próbach do przedstawienia. Marie w czasie wtorkowej przerwy
uprzedziła ją, że będą ćwiczyć po południu scenę z pocałunkiem i żeby
poinformowała Andreasa. Dziewczyna skinęła grzecznie głową i niechętnie udała
się na poszukanie Wellingera.
Od Pii
dowiedziała się, że razem z Jakobem grają w kosza na sali gimnastycznej. Udała
się tam i dostrzegła ich rzucających piłką. Stanęła za filarem i nie mogąc się
powstrzymać, zaczęła podsłuchiwać.
- Pia i Oskar już chyba są ze sobą na poważnie – zaczął Jakob
wypuszczając piłkę z rąk.
- Cieszę się. Już dawno powinni zostać parą – odpowiedział naturalnym
tonem blondyn.
Julie wiedziała o
jego słabości do brunetki, ale kiedyś mało ją to obchodziło. Im więcej czasu
spędzali ze sobą, tym mocniej na niego reagowała. Była zła na siebie, ale nic
nie mogła poradzić. Próbowała doszukać się czegokolwiek w jego głosie, ale
chłopak chyba faktycznie miał to gdzieś.
- A ty kiedy w końcu znajdziesz sobie laskę?
- Nie chcę pierwszej lepszej – odpowiedział mu.
- Niedługo skończysz jak ta kretynka Reutemann. Ona chyba nawet się
nie całowała – wybuchł śmiechem Werner. W szatynce się zagotowało i była bliska
by wpaść tam i przywalić mu z całej siły.
- Skończysz już? Daj jej spokój do cholery! – Andi zdenerwował się
mocno.
- Czemu jej bronisz? Spodobała ci się?
- Jest normalną dziewczyną, która sporo przeszła, a ty zwyczajnie nie
możesz zrozumieć, że ktoś jest o wiele inteligentniejszy od ciebie i ma gdzieś
twoje chamstwo – wyrzucił piłkę i trafił do kosza.
- No proszę, ktoś tu przechodzi na ciemną stronę mocy. Ponoć macie się
dzisiaj całować na próbie – dodał, gdy odczytał sms-a od Pii.
- Dzisiaj? – spytał zmieszany blondyn.
- Pomyśl, że to Pia, może nie zwymiotujesz – klepnął go mocno po
plecach, wziął swój plecak i wyszedł z pomieszczenia.
Julie była schowana za filarem i na szczęście jej
nie zauważył. Andreas nadal próbował trafić celnie. Wzięła głęboki oddech i
weszła dyskretnie na salę. Obserwowała ruchy dobrze zbudowanego kolegi i gdy
koszulka lekko podwinęła się do góry, mogła zauważyć kawałek nieźle
wyglądającego męskiego ciała.
Andreas dostrzegł ją kątem oka i widział jak mu się
przygląda. Uśmiechnął się lekko i dalej starał się umieścić celnie piłkę w
koszu.
- Spróbuj chwycić ją w inny sposób – usłyszał jej głos. Spojrzał na
nią i zobaczył jak kładzie torbę na ziemi. Podeszła do niego i wzięła od niego
piłkę. Po chwili zobaczył tylko jak przedmiot ląduje na miejscu.
- Nieźle. Pokaż mi jak mam to zrobić – poprosił. Chwilę się wahała czy
uda się zrobić to bez dotykania go, ale spasowała. Chwyciła jego dłonie w swoje
i ułożyła je poprawnie. Gdy trafił mogła dostrzec zdziwienie na jego twarzy. –
Skąd to umiesz?
- Nie siedzę jedynie z nosem w książkach – odparła krótko. Po chwili
urządzili sobie konkurs rzutów.
- Co tu robisz? – spytał. – Śledzisz mnie?
- Nie – odparła i rzuciła celnie po raz kolejny. – Mayer kazała mi
przekazać, że dzisiaj słynna scena. Ma przyjść jedynie nasza trójka, czyli ja,
ty i przygłup.
- Boję się trochę – dodał niepewnie.
- Mnie się boisz?
- Nie… Raczej tego, że nie wyjdzie i Jakob będzie miał polew ze mnie.
- Prędzej ja to zepsuję, więc się nie martw…
- Całowałaś się już? – spytał. Poczuła się jak na przesłuchaniu.
- Nie – odparła z uśmiechem. – Ale nie wiem czy dużo tracę. Z tego co
widuję w parku, na korytarzu czy w mieście, to nic takiego. Z resztą. Jak
możesz coś tracić, skoro całujesz się na pokaz, a nie by poczuć smak ust
ukochanej osoby? – rzuciła celnie po raz kolejny.
- Coś w tym jest – odpowiedział tym samym. Zdziwiła go jej odpowiedź.
Wszystkiego by się po niej spodziewał, ale nie przejawów romantyzmu.
Spojrzał na jej twarz. Miała zaróżowione policzki,
a na nich kilka piegów dodających uroku. Oczy w kolorze zielonym, zgrabny nosek
i małe usta. Przeszły go ciarki. Nigdy nie dostrzegał jej, a już tym bardziej
nie obserwował jej urody. Musiał przyznać, że była śliczną dziewczyną.
Zauważyła jego zachowanie i lekko speszona odwróciła się plecami, kierując po
swoją torbę.
- Widzimy się o 17 – dodała i z lekkim uśmiechem opuściła salę,
zostawiając osłupiałego Andreasa samego.
***
- Wiem, że dzisiaj jesteście w trójkę, ale ta scena jest dla mnie
bardzo ważna. Od niej będzie zależeć ocena i efekt końcowy. Jesteście prawie
dorosłymi ludźmi i oczekuję dojrzałego zachowania – prosiła Mayer.
Julie siedziała
obok Andreasa, lecz kompletnie na niego nie patrzyła. Jakob próbował żartować,
ale żadne nie dało się sprowokować. W końcu weszli na scenę i zaczęli grać.
Gdy dotarli do
punktu kulminacyjnego, spanikowali. Bo jak Jakob może udawać zazdrość o Julie,
Julie zakochaną w Andreasie, a Andreas zakochanego w Julie? To dla nich było
całkowitą abstrakcją. Marie od razu kazała im przestać i powtarzać scenę po kilka
razy.
- Jakob, jakimś cudem jesteś dzisiaj bardziej zorganizowany od nich i
tobie wierzę. Możesz iść do domu – poprosiła. Ten pokazał język Andreasowi i
pośpiesznie wyszedł z budynku. – Co z wami? – dopytywała dwójkę ulubieńców. –
Jeden buziak. Stać was na to. Nie ma go, możecie się rozluźnić… - dodała,
widząc jak bardzo są speszeni.
Oboje wrócili na
swoje miejsca. Pierwszy raz widziała go tak zdenerwowanego. Oczy błyszczały mu
niesamowicie, dłonie splecione od nerwów, a głos drżał jakby było przynajmniej -20
stopni. Usiadł obok niej i spojrzał jej w oczy. Coś dziwnego stało się z nimi.
Jak zahipnotyzowani wpatrywali się w swoje oczy i nie mogli się oderwać. „Teraz albo nigdy” pomyślał nastolatek.
Ujął jej twarz w dłonie i przymknął powieki. Julie dotknęła jego ramion i po
chwili poczuła miękkie wargi Andreasa na swoich. Na początku to był zwykły
buziak, ale oboje zapragnęli więcej i pocałunek stał się bardziej czuły i
głębszy. Jakby chcieli tego od dawna.
10.
Pierwsza oderwała
się Julie. Spojrzała w jego tęczówki i odsunęła się lekko. W głowie dudniło jej
od natłoku myśli i nie miała pojęcia co robić.
- No proszę! Jednak potraficie – Marie klasnęła wesoło w dłonie.
Nastolatkowie wstali i podeszli do kobiety. – Na dzisiaj koniec. Możecie iść –
pożegnała się i poszła po swój płaszcz. Andi i Julie stali kilka centymetrów od
siebie, kompletnie unikając spotkania się ich wzroków.
- Odprowadzę cię – zaproponował. Skinęła głową, założyła płaszcz i po
chwili oboje wyszli na dwór.
- Czuć, że idą święta – zaczęła. Nie mogła znieść ten ciszy, a
neutralne tematy mogły choć na moment oderwać ich od myślenia.
- Nie mogę się doczekać – odparł z lekkim uśmiechem na ustach.
Siedzieli obok siebie w autobusie do Weissbach.
- To był twój pierwszy pocałunek, prawda? – spytała po chwili nie
patrząc na niego. Nie odzywał się, tylko lekko skrzywił na twarzy.
- Skąd wiesz? – dopytywał z niedowierzaniem. Rozgryzła go w
kilkanaście minut.
- Może nie mam doświadczenia, ale Claire mi opowiadała sporo. Nie
przejmuj się, nikomu nie powiem – uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie śmieszy cię to?
- Nie. Jesteś tylko człowiekiem. Nastolatkiem. Dość inteligentnym. Nie
latasz za dziewczynami jak pajac, więc masz coś w głowie. A to, że nie
spotykasz się z pierwszą lepszą to dobry znak.
- To… Miłe, dzięki – odpowiedział. Chwilę potem wysiedli na przystanku
i udali się spacerem do domów. – Wiesz, to było całkiem przyjemne… - zaczął
niepewnie.
- Nie zaprzeczę. Ale pamiętaj, że to tylko rola – od razu włączył jej
się tryb ochronny, więc spasował.
- Przynajmniej już mnie zauważasz – zachichotał. Stali pod
pensjonatem. Spojrzał w jej oczy i mimowolnie dotknął dłonią jej zmarznięty
policzek. Coś w nim zapragnęło, by po raz kolejny zasmakować jej ust. Zaczynał
tracić kontrolę. Widząc jednak, że nie zamierza się wymknąć, przysunął ją
bliżej siebie i objął w pasie ramionami. Chwilę potem pocałował ją ponownie
tego dnia.
***
Wróciła
przemarznięta do domu. Radośnie wpadła do pokoju i zdjąwszy kurtkę, od razu
położyła się na swoim łóżku. Wpatrywała się tępo w sufit z wrażenia. Powoli
docierało do niej, że właśnie całowała się z największym wrogiem i to było
całkiem przyjemne. O ile pierwszy pocałunek był wymuszony, czuła, że ten drugi
wynikał raczej z ich pragnień.
Opamiętała się
jednak po chwili. Wiedziała, że tak nie mogło być. Że oni nie są dla siebie
stworzeni. Kilka muśnięć warg niczego nie zmieni między nimi. Ona wyjeżdża na
lato do Monachium, a on zostaje tutaj. Ona jest zdziwaczałą histeryczką, a on
przystojnym sportowcem. Ona nie ma szans na znalezienie dobrego męża, a wokół
niego już kręci się wianuszek dziewczyn. Podejrzewała, że skończy z kimś
pokroju Pii. W tym momencie poczuła ukłucie w sercu. Bała się myśleć, że może
coś do niego czuć. Coś poza czysto koleżeńską relacją. Byli z innego świata i
ona miała tego świadomość. Nie zmieniało to faktu, że chciała choć raz poczuć
się przyjemnie i mieć kogoś takiego jak on przy sobie.
***
Następnego dnia w
szkole trzymała się z daleka od niego. Bała się, że on zacznie jej unikać, bo
będzie się wstydził tego pocałunku, a ona nie chciała czuć się jak powietrze.
Zgłosiła się z Claire do pomocy przy ubieraniu szkolnej choinki. Wieszały
lampki, ozdoby, łańcuchy. Czuły się jak małe dziewczynki, które na chwilę mogły
zapomnieć, że wkraczają w dorosłe życie.
Julie została
poproszona o umieszczenie gwiazdy na szpicu, ale nie miała żadnej drabiny, ani
ławki. Wspięła się na palce, ale mimo jej nie najniższego wzrostu nie mogła
dosięgnąć. Poczuła, że ktoś chwyta ją w pasie i podnosi lekko do góry. Założyła
ozdobę na miejsce i spojrzała na osobnika. Andreas uśmiechał się wesoło do niej
i po chwili postawił ją bezpiecznie na podłodze.
- Dziękuję – wydusiła z siebie z ledwością.
- Nie ma za co – odparł radośnie. Wszyscy obserwowali ich uważnie, co
nie umknęło uwadze Julie.
- Chodź na moment – chwyciła jego ramię i zaprowadziła w ciche
miejsce. – Słuchaj, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego co robisz.
Naprawdę chcesz, żeby Jakob uprzykrzał ci życie, bo ze mną rozmawiasz?
- Myślisz, że się tym przejmuję? – odpowiedział. Wyglądał na
zdziwionego jej reakcją.
- Ty sobie za dużo nie wyobrażasz?
- Mieliśmy się zaprzyjaźnić i oskarżałaś mnie, że nie rozmawiam z tobą
wśród ludzi, bo się wstydzę. Ale tak nie jest.
- No ale to za szybko wszystko się dzieje… - wybił ją z rozmyślań.
- Słuchaj, nie chcę naciskać, ale ja naprawdę chcę cię poznać lepiej –
chciał by mu uwierzyła. Z ledwością hamował się, by nie dotknąć jej policzka.
- Dobra, przesadzam. Nie zwracaj czasem na moje fochy, uwagi, muszę
przywyknąć…
- Widzimy się po południu – pocałował jej policzek na odchodne i
zostawił ją kompletnie zdezorientowaną.
***
Siedział ze swoją
paczką w pizzerii. Wszyscy radośnie dyskutowali o nadchodzących świętach i
melanżu w wolne od szkoły dni. Nudził się tam. Jego myśli zajęła Julie i tylko
o niej był w stanie myśleć. Jakob dostrzegł to i mocno klepnął przyjaciela w
plecy.
- Nie wiem czy mam się bać, ale po wczorajszej próbie jesteś jakiś
dziwny… - zaczął. Jego obserwacje wydawały się być prawidłowe. Wellinger
naprawdę zaczynał się interesować Julie Reutemann.
- Po próbie? – udał zdziwienie. Łudził się, że Jakob mu uwierzy.
- No od samego rana przymulasz. Aż tak źle było? – zachichotali
wszyscy.
- Daj spokój. Buziak. Wymuszony w dodatku – dodał z udawanym
obrzydzeniem. W myślach nadal odtwarzał ten pocałunek i marzył o kolejnych.
- Już się bałem, że cię omamiła żmijka – podsunął mu kufel piwa pod
nos. – Napij się, może ci przejdzie – dodał Werner. W głowie miał już jednak
plan jak ośmieszyć Julie i nauczyć Wellingera, że jego się nie okłamuje.
11.
Trwała właśnie
ostatnie próba przed przerwą świąteczną. Julie siedziała z Claire i ćwiczyła
swoje kwestie. Andreas wraz z kumplami rozmawiał o zawodach, w których miał
wziąć udział.
- Myślisz, że Wellinger kogoś ma? – spytała brunetka.
- Skąd mam to niby wiedzieć? – spytała zdziwiona.
- No bo rozmawiacie ostatnio często i takie tam… - zaczęła. Julie nie
podobał się jej ton głosu, ale czekała na rozwój spraw. – Ostatnio taki
zadowolony chodzi na przemian z zamyśleniem. Jak nie on…
- Słuchaj, mało mnie obchodzi ten laluś. Dobrze o tym wiesz. Spytaj go
jak jesteś zainteresowana. Mam to gdzieś – siliła się na naturalny ton. W
środku jednak powstrzymywała natłok emocji. Spojrzała na blondyna i dostrzegła,
że patrzy na nią w tej chwili. Uśmiechnęła się lekko, a on odpowiedział tym
samym.
Po próbie udali
się do domu. Była już prawie przy pensjonacie, gdy poczuła, że ktoś chwyta jej
dłoń.
- Nie bój się – uspokoił ją. – Wiejesz tak szybko, że nawet ja nie
nadążam – uśmiechnął się szeroko.
- Jest mi zimno – odpowiedziała, choć po chwili miała ochotę walnąć
się w czoło za głupotę. Bo w rzeczywistości jej ręka nadal płonęła w miejscu w
którym ją dotknął. Objął ją ramieniem i potarł je lekko. Spojrzała na niego speszona.
- Cieplej? – spytał z głupawym uśmiechem.
- Wpadniesz na kawę? – spytała w odpowiedzi. Kiwnął twierdząco głową i
skierowali się do hotelu.
***
Siedzieli w jej
pokoju i rozmawiali o swoim podejściu do świąt. Trzymała mocno w swoich
dłoniach kubek z kawą i delektowała się każdym łykiem. Patrzyła na Andreasa i
nie mogła oderwać od niego wzroku. Zastanawiała się, co się z nią działo, gdy
on był w pobliżu.
- Jesteś niesamowita – powiedział po chwili kompletnej ciszy.
- Ja? – zdziwiła się jego słowami.
- Masz taką siłę w sobie. Na zewnątrz wydajesz się taka wyrachowana i
nader ambitna, a gdy uda się komuś do ciebie dotrzeć, nieświadomie pokazujesz
jak delikatna i krucha jesteś… - cały czas patrzył w podłogę.
- Sam dobrze wiesz, że niełatwo jest złamać pancerz…
- Czuję się dumny, że się udało.
- Masz szczęście czasem – upiła łyk napoju.
- Wolę mieć czasem szczęście, niż żyć w nieświadomości – odpowiedział,
w końcu na nią spoglądając. Odstawił ich napoje na bok i przybliżył się do
niej. Spojrzał jej głęboko w oczy i zetknął ich czoła razem. Oboje mieli
przyśpieszone oddechy i każde z nich pragnęło siebie nawzajem.
- Julie! – usłyszeli krzyk Nadii z korytarza. Odskoczyli od siebie w
momencie i usiedli przynajmniej w odległości metra. – O, Andi! – matka dziewczyny
zdziwiła się nieco obecnością chłopaka. – Julie, chciałam, żebyś mi pomogła z
tymi obrusami, ale masz gościa. Nie przeszkadzam wam już – wycofała się pomału.
- Mamo poczekaj! To zajmie chwilę. Zaczekasz? – spytała Wellingera.
Kiwnął twierdząco głową. – Zaraz wracam – wstała i poszła za matką.
***
Siedział w jej
pokoju i rozglądał się wokoło. Wstał i podszedł do jej komody. Stały na niej
zdjęcia rodzinne. Na jednym był ojciec Julie. Nie pamiętał go dokładnie, bo
miał wtedy 6 lat, gdy odszedł. Jego ojciec rozwiódł się z matką, gdy Andi miał
11 lat. Nadal mieli kontakt i całkiem dobrze się dogadywali, ale to mama była
mu bliższa.
Dostrzegł pokaźną
półkę z książkami i rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Poza kilkoma
czasopismami naukowymi nie znalazł nic dla siebie. Spasował w oglądaniu
pomieszczenia i ułożył się na puchatym dywanie. Światło lampek choinkowych
odbijało się w pokoju. Było przytulnie i miło, a tego brakowało w jego pokoju.
Usłyszał kroki na
schodach i po chwili dostrzegł wchodzącą do pokoju Julie. Uśmiechnęła się na
widok chłopaka leżącego na jej dywanie. Zamknęła za sobą drzwi i położyła się
obok niego. Leżeli chwilę w ciszy i wpatrywali w sufit. Poczuła jak jego dłoń
styka się w jej, by po chwili obie znalazły się w uścisku. Bawił się jej
palcami, co przyprawiało ją o motylki w brzuchu i czuła, że jej policzki płoną.
Nachylił się nad nią i dotknąwszy dłonią policzek, wpił się z czułością w jej
wargi. Pocałunek przeradzał się w coraz bardziej namiętny. Julie wplotła dłonie
w jego włosy i masowała delikatnie jego głowę. Gdy oderwali się od siebie
spojrzeli uśmiechnięci w swoje oczy. Andreas chciał coś powiedzieć, ale
dziewczyna uciszyła go szybkim całusem.
- Nic nie mów. Wszystko zepsujesz – odpowiedziała po chwili.
***
W święta zostali
zaproszeni do Wellingerów na kolację. Nadia była szczęśliwa, że nie spędzą
świąt same. Julie również była zadowolona, bo coraz bardziej pragnęła spotykać
się z Andim. Stali się sobie bliżsi niż przypuszczali.
Ubrana w liliową
sukienkę, czarny płaszcz i krótkie botki weszła do pokoju matki.
- Gotowa? – spytała. Nadia otaksowała ją wzrokiem.
- Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że wystroiłaś się tak dla
Andreasa – zachichotała. Julie tylko uśmiechnęła się sztucznie. Czuła, że
przesadziła.
- Przebiorę się – dodała po chwili.
- Nie ma mowy! Ślicznie wyglądasz. Rozpuść włosy i idziemy –
poprosiła.
Obie zmierzały w
stronę domu przyjaciół. W środku okazało się, że Tanja przybyła wraz z
chłopakiem, a i Julia oczekiwała swojego. Julie poczuła się dziwnie. Miała
wrażenie, że zaraz zjawi się tutaj jeszcze jakaś dziewczyna Andreasa, a to już
by ją kompletnie załamało.
Zdjęły płaszcz i
powiesiły go w przedpokoju. Claudia zaprosiła je do salonu. W ostatniej chwili
dostrzegła Andreasa, schodzącego z piętra. Przyglądał się nastolatce, nie mogąc
oderwać wzroku. On sam wyglądał nieziemsko. Biała koszula z podwiniętymi
rękawami, czarne garniturowe spodnie i krawat w tym samym kolorze. Młoda
Reutemann stała jak zahipnotyzowana i poczekała aż podejdzie.
- Wyglądasz przepięknie – podszedł do niej i przysunął ją bliżej
siebie. Wpił się delikatnie w jej usta, kompletnie zapominając, że wszyscy mogą
ich zobaczyć. – Naprawdę pięknie dzisiaj wyglądasz – nie mógł wyjść z podziwu.
- Ty też niesamowicie się prezentujesz. Zdecydowanie powinieneś
częściej nosić koszule – uśmiechnęła się szeroko.
***
Claudia umieściła
ich obok siebie. Co chwila stykali się nogami i spoglądali na siebie ukradkiem.
Czuła ciepło, gdy jego ciało dotykało jej. Miała ochotę rzucić się na niego i
nigdy nie puścić.
Zjedli kolację i
zaczęli rozmawiać. Byli rozluźnieni i czuli się swobodnie w swoim towarzystwie.
Julie była wyjątkowo rozmowna i cały czas się uśmiechała, co nie umknęło
pozostałym.
- Myślisz, że Julie i Andi coś… - spytała Nadię Claudia. Siedziały po
przeciwnej stronie stołu i obserwowały swoje dzieci.
- Miałam nadzieję, że się w końcu dogadają. Ale jeśli tam jest coś
więcej, to nie mam nic przeciwko – odpowiedziała starsza Reutemann.
Julie oparła się
o krzesło i spojrzała na wszystkich. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła
się szczęśliwa. Andreas splótł pod stołem ich dłonie razem i spojrzał na nią z
szerokim uśmiechem. W tym momencie miała wszystko czego potrzebowała.
12.
Po kolacji
Andreas zaprosił ją do swojego pokoju. Dla niej był ogromny. Mnóstwo miejsca na
pamiątki, dyplomy, nagrody, umieszczone w gablotce na jednej ścianie sypialni.
Ogromne podwójne łóżko stało pod oknem, a duża komoda stała naprzeciw okna,
przy którym znajdowało się biurko.
- Teraz jak wrócę do siebie, to dostanę klaustrofobii… - powiedziała z
uśmiechem.
- Nie przesadzaj, to nic takiego – nigdy nie widział w tym
pomieszczeniu nic specjalnego. Dla niego było zbyt obszerne i puste. Brakowało
kobiecej ręki i kilku elementów, które dawałyby efekt przytulności.
- Dla ciebie może – podeszła do okna. – Ty stąd możesz mnie doskonale
obserwować!
- Tylko trochę. Nie myśl, że cię podglądam – prychnął żartobliwie.
Podszedł bliżej i stanął tuż za nią. Pogładził delikatnie jej ramiona. Nie mógł
się opanować, gdy była blisko niego. Odchylił jej włosy i musnął ustami jej
kark. Poczuła ciarki na całym ciele. Obróciła się przodem do kombinatora i
spojrzała w oczy.
Nie wiedziała co
się z nią dzieje. Patrzył na nią w wyjątkowy sposób. Taki jakiego oczekiwała od
mężczyzny. Z szacunkiem i czułością. Na chwilę zapomniała o wszystkim wokoło.
Liczył się tylko blask jego tęczówek i lekki uśmiech na ustach. Dotknął dłonią
jej policzka i delikatnie pogładził go. Obchodził się z nią jak z
najdrobniejszą porcelaną. Gęsia skórka opanowała całe jej ciało. Mogłaby
przysiąc, że nigdy się tak nie czuła.
- Zaufaj mi – wyszeptał. Zbliżył się na niewielką odległość. – Nie
tylko teraz – dodał i musnął delikatnie jej wargi.
***
Rankiem pojawiła
się w kuchni w niesamowitym nastroju. Czuła, że przełamała pewną wewnętrzną
barierę. Miała wrażenie, że śniła. Wellinger, ten Wellinger, którego tak
nienawidziła, sprawił, że uśmiechała się cały czas, miała ochotę do życia.
Zaprzątał jej myśli całą dobę. Przy nim czuła się bezpiecznie. Każdy jego dotyk
był ukojeniem. Jakby chciał jej wynagrodzić te wszystkie przykre słowa, gesty,
którymi obdarzał ją przez tak długo.
Pomogła
przygotować śniadanie dla kilku gości i koło 11 wyszła na dwór. Musiała
odetchnąć świeżym powietrzem. Wybrała się na spacer do lasu nieopodal.
Przemierzyła go szybko i po wdrapaniu się na wzgórze, mogła zobaczyć całe
Weissbach. Usiadła na przewróconym pniu i odetchnęła głęboko. Ta cała sytuacja
nieświadomie skomplikowała jej cały plan. Nie mogła teraz tak zwyczajnie uciec.
Był Andreas. Cokolwiek do niej czuł, nie mogła go zostawić. Nie umiała.
***
- Dzień dobry – wszedł do kuchni z małym bukiecikiem. Szukał szatynki
i miał nadzieję, że ją tutaj znajdzie.
- Cześć Andi – przywitała się z nim Nadia. Czytała czasopismo i
popijała swoją poranną kawę, która była obowiązkowa.
- Jest Julie? – spytał uśmiechnięty.
- Poszła na spacer. Musiała się przewietrzyć…
- Nie wie pani gdzie? – zmieszał się.
- Myślę, że powinieneś się domyślić… Mogę cię o coś spytać? – dodała
po chwili.
- Jasne – nie wiedział o co go spyta, ale z drugiej strony był ciekaw.
- Czujesz coś do niej? – odparła poważnie.
- Nie jestem najlepszy w określaniu uczuć, których nie znam, ale
wydaje mi się, że tak…
- Zanim cokolwiek jej powiesz czy wyznasz, to upewnij się, że to jest
to, dobrze? Nie chcę by była zraniona – poprosiła spokojnie.
- Obiecuję. Ale Julie to wspaniała dziewczyna. Nie mógłbym jej zranić.
Zależy mi na niej… - zastanawiał się, dlaczego dopiero teraz na to wpadł.
- Idź jej szukać – ponagliła go po chwili ciszy. Uśmiechnął się
jedynie i wyszedł na zewnątrz.
Stanął przed
pensjonatem i zaczął gorączkowo myśleć. Nie miał pojęcia gdzie jest. Mógł
zadzwonić, ale to zrujnowałoby niespodziankę. Podrapał się nerwowo po głowie i
rozejrzał wokoło. Minęło kilka minut i spróbował wejść na skałki. Miał
nadzieję, że ją znajdzie.
Kilkanaście minut
później, gdy wdrapał się już na wzgórek, zobaczył jak siedzi rozmarzona na pniu
i obserwuje miasteczko. Uśmiechnął się do siebie. Na jej widok zrobiło mu się
cieplej na sercu. Ta dziewczyna sprawiła, że jego życie nie kręciło się teraz
tylko wokół sportu, ale też miał się do kogo przytulić i pocałować. Podszedł
najciszej jak potrafił. Śnieg skrzypiał delikatnie pod jego ciężarem, ale
szatynka nie najwyraźniej była w innym świecie. Stanął za nią i objął ją mocno
ramionami, składając pocałunek na jej policzku. Oboje wesoło zachichotali.
Razem byli najprawdopodobniej najszczęśliwszą parą nastolatków na świecie.
- Co tu robisz? – spytała patrząc w jego niebieskie tęczówki.
- Chciałem cię odwiedzić, ale cię nie znalazłem. Twoja mama poradziła,
by cię poszukać. I oto jestem – podał jej bukiecik. Uśmiechnęła się szeroko i
zarumieniła na policzkach. Mógłby przysiąc, że jest najpiękniejszą dziewczyną
jaką widział.
- Dziękuję, ale z jakiej to oka… - nie dokończyła, bo Niemiec przerwał
jej czułym pocałunkiem.
- Z takiej, że jesteś. Że mam cię przy sobie. Że mnie zmieniłaś –
odparł i ponownie wpił się w jej usta.
13.
Nowy rok spędzali
w Ga-Pa. Zachciało im się skoków, więc pojechali. Andreas coraz częściej
myślał, by przerzucić się na same skoki. Kombinacja norweska wymagała od niego
za dużo wysiłku jeśli chodziło o biegi, a nie był w tym szczególnie
utalentowany. Za to kochał skakać i chciał się temu poświęcić w większym
stopniu.
Stała obok niego
przemarznięta, tupiąc stopami i desperacko próbując się rozgrzać. Wellinger robił
co mógł i przytulał dziewczynę mocno do siebie, ale nic z tego. Nawet on nie
mógł sprawić, że byłoby jej ciepło.
Poszedł po coś
ciepłego do picia, gdy spotkał Jakoba i resztę swojej paczki. Podczas świąt
kompletnie o nich zapomniał. Liczyła się jedynie Julie, która notabene była
razem z nim teraz. Uśmiechnął się sztucznie na ich widok i czekał na reakcję.
- No, no, nie wiem czy jeszcze nas pamiętasz, gwiazdo… - odezwał się
jego przyjaciel. Odebrał dwie herbaty, zapłacił i podszedł do nich.
- Nie wiem o co ci chodzi – nie miał ochoty z nim rozmawiać.
- Komu druga? Mamusi? – prychnął. Wellinger wściekł się. Nie dość, że
obrażał jego, co jakoś specjalnie nie robiło na nim wrażenia, to na dodatek
jego mamę. Claudia była dla niego święta. Miał ochotę poświęcić jeden napój i
wylać mu na twarz.
- Spierdalaj – odparł po chwili uspokajania się. Obrócił na pięcie i
wrócił do Julie.
Dziewczyna od
razu wyczuła, że coś nie gra. Podał jej napój bez słowa. Nie patrzył na nią,
tylko przed siebie. Był wściekły. Widziała dokładnie. Zagryzał nerwowo wargi.
Dotknęła delikatnie jego ramienia.
- Andi, cokolwiek się stało, to proszę cię, uspokój się… - miała
nadzieję, że zadziała. Spojrzał na nią zdziwiony, ale po chwili jakby zrozumiał
jej intencje. Przytulił się mocno do niej i nie chciał wypuścić. Pogładziła
jego plecy dłonią, by dodać my otuchy.
- Przepraszam – odparł po chwili. Odsunął się delikatnie, ujął jej
twarz w dłonie i czule pocałował. – Najważniejsze, że mam ciebie – mówiąc to
był spokojniejszy i uśmiechnięty.
***
- Co się stało na skoczni? – spytała, gdy wracali do domu. Nadia i
Claudia dyskutowały z przodu samochodu, a nastolatki siedziały przytulone z
tyłu. Nie musieli się już kryć przed rodzicami.
- Jakob… - westchnął. – Przyszedł z moimi – zatrzymał się i prychnął –
przyjaciółmi. Zrobił scenkę i obraził moją mamę. Gdybym był tak głupi jak on,
to wylałbym mu tą herbatę na ten ryj! – warknął.
- Andi… – westchnęła. Chciała mu pomóc, ale Werner był jak zaraza.
Szerzyła się szybko, ale trudno było ją wyplewić.
- Nieważne. Po przedstawieniu już nie będę musiał z nim przebywać.
Będę mieć czas wyłącznie dla ciebie – musnął jej czoło wargami.
- Powiedz, że już tak zawsze będzie – poprosiła po chwili. Uśmiechnął
się do siebie.
- Będzie. Cokolwiek by się nie działo masz mnie. Pamiętaj o tym.
***
Nadszedł dzień
przedstawienia. Julie nerwowo chodziła po korytarzu i próbowała się uspokoić.
Czekała aż Claire wróci z charakteryzatorni. Nie zauważyła nawet stojącego w
progu Andiego. Przyglądał jej się z uśmiechem na ustach. W momencie stała się
jego całym światem. Nie wyobrażał sobie bez niej żadnej chwili. Podszedł cicho
do niej i mocno przytulił zaskoczoną szatynkę do siebie.
- Myszko, uspokój się. Będzie dobrze. Nie musimy nawet specjalnie grać
tych ról – spojrzał ze spokojem w jej oczy.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? – westchnęła uśmiechając się lekko do
niego. Oboje zachichotali i gdyby nie głośny gong, złączyliby usta w pocałunku.
***
Sala była
wypełniona po brzegi. Każdy zgromadzony rodzin wyczekiwał swojego dziecka,
biorącego udział w takim przedsięwzięciu. Nadia i Claudia siedziały obok siebie
i nie mogły się doczekać pary nastolatków. Chwilę później kurtyna poszła w
górę, na scenę wyszła Marie i w kilku słowach zaprosiła na sztukę.
Wszystko szło jak
z płatka, aż do sceny zazdrości Jakoba o Julie. Szatynka siedziała za biurkiem
w prowizorycznej sali lekcyjnej i czytała książkę. Werner podszedł do niej i
uśmiechnął się chytrze. Usiadł obok, zgodnie ze scenariuszem, ale zanim
wypowiedział swoją kwestię, szepnął Julie do ucha pewne słowa.
- Twój kochaś powiedział ci, że miałaś być zakładem? – wybił ją tym z
pantałyku. Zrobiło jej się słabo. W tym momencie dowiedziała się, że Wellinger
zwyczajnie się chciał zabawić. Chrząknęła lekko, by na chwilę pozbyć się
drżącego głosu i kontynuowała scenę. Postanowiła dotrwać do końca, a potem
policzyć się z Andreasem. Poza nim jest jeszcze kariera, którą chciała robić i
nie zamierzała niszczyć wszystkiego nad czym pracowała przez idiotę, który
świadomie zawrócił jej w głowie.
Przy słynnej
scenie pocałunku Andi zachowywał się jak zwykle. Podszedł do niej z cisnącym
uśmiechem na ustach i patrzył na nią w ten sam bajkowy sposób. Podczas
pocałunku chciała dać mu do zrozumienia, że wie, ale zamiast tego uczyniła z
tego pożegnalny pocałunek. Włożyła w niego całe uczucie jakie żywiła do
chłopaka.
- Kocham Cię – usłyszała jego szept przy ustach, gdy się od siebie
oderwali. Jego dłonie nadal obejmowały jej twarz. Spojrzała na niego
zaskoczona. Kocha mnie? Nie mogła
uwierzyć w jego słowa. Uśmiechał się lekko i chciała mu odpowiedzieć to samo,
ale wewnątrz zapaliła się czerwona lampka. On chciał ją na początku upokorzyć.
***
Zdziwił się, że
nie usłyszał odpowiedzi, ale uznał, że z szoku brakło jej słów. Czuł, że ona
również go kocha. Może nie w tej chwili, bo była dziwnie obca, ale wcześniej,
gdy byli razem, wiedział, że to odpowiednia dziewczyna dla niego. Nie sądził,
że zakocha się z dziewczynie z sąsiedztwa. Małej, nader ambitnej, pewnej siebie
Julie.
Dokończyli
przedstawienie. Publiczność skwitowała wszystko gromkimi brawami i owacjami na
stojąco. Czuł się dumny z wykonanego zadania. Chciał uściskać Marie za pomysł.
Gdyby nie ona nie trzymałby teraz dłoni ukochanej w swojej i nie czułby
motylków w brzuchu na jej widok.
Gdy kurtyna
opadła Julie natychmiast wyrwała się w jego uścisku i pobiegła na zaplecze.
Zaskoczony chciał ją zawołać, ale szatynka zdawała się nie słyszeć. Złapał się
za głowę, że niepotrzebnie wypalił z tym tekstem. Mógł poczekać. Gdy będą sami.
Tylko oni razem. Po chwili usłyszał jednak pewny siebie głos Jakoba.
- Dobrze ci tak. Powinieneś wiedzieć, że mnie się nie okłamuje.
Widziałem co się dzieje. Nie prościej byłoby mi powiedzieć, że kochasz tą
idiotkę?
- Co jej powiedziałeś? – obrócił się ze łzami w oczach.
- Że to miał być zakład. Że ona miała być zakładem… - dodał
uśmiechając się chamsko.
- Ty perfidny… - chciał się na niego rzucić, ale spasował. Za dużo
ludzi było wokół. Po drugie musiał biec za Julie. Póki mógł jeszcze coś uratować.
– Nigdy ci tego nie wybaczę, jeśli ją stracę, rozumiesz? – warknął tylko i
pchnął go lekko.
14.
Siedziała skulona
w szatni i gorzko płakała. Jego dotyk bolał jak nigdy. Przecież to miał być
swojego rodzaju ich coming-out. Mogli w końcu pokazać się publicznie i razem.
Bez podtekstów. Gdyby nie Werner to odpowiedziałaby chłopakowi, że też go
kocha. Już dawno chciała mu powiedzieć. Jednak nic nie może trwać wiecznie. Tym
bardziej w jej życiu.
Usłyszała ciche
kroki i pośpiesznie otarła łzy z policzków. Widząc jego mokrą od łez twarz,
zrozumiała, że już wie.
- Julie, kochanie, uwierz mi. On kłamie! – chciał do niej podejść.
- Nie waż się nawet zbliżyć o centymetr! – warknęła.
- Dlaczego wierzysz temu kretynowi zamiast mnie? – spytał z wyrzutem.
- Bo zwyczajnie nie wierze. Wtedy byłeś innym człowiekiem. Nie dziwi
mnie więc, że to zrobiłeś.
- Przysięgam ci na wszystko co mam, że nigdy bym się o ciebie nie
założył!
- Nie wierzę ci. Andi, wyjdź. Zostaw mnie samą.
- Proszę, nie niszczmy tego co jest między nami…
- Sam to zniszczyłeś. Idź już…
- Jesteś pewna? – chciał by zaprzeczyła. Mógłby przysiąc, że się łamie
i zaraz ją odzyska.
- Nie rozumiesz po niemiecku?! Idź już! Nie chcę cię więcej widzieć! –
nie chciała by wyszło tak ostro, ale nie miała innego wyjścia.
- Kocham cię – dodał tylko smutno i wyszedł. Wtedy rozpłakała się na
nowo.
***
Powrót do
rzeczywistości zajął jej trochę. Ludzie w szkole i poza nią rozpływali się nad
przedstawieniem. Julie i Andi byli na ustach wszystkich. I przekonująca rola
Wernera też wzbudziła sensację.
Reutemann nie
mogła się skupić. Całe dnie myślała o Andreasie. Ten z kolei zaprzestał
kontaktów z Jakobem i głównie trzymał się z Pią i Sarą. Nie mówił im o niczym
nie związanym ze szkołą. Chciał tylko rozmawiać z kimś, bo nie było mowy, by
odezwać się do Jakoba i reszty jego kolegów. Przekonał się jak przyjaźń potrafi
być złudna. Nie rozumiał dlaczego właśnie Jakob mu to zrobił. Co takiego się
stało, że tak zrujnował mu życie?
Większość dnia i
zajęć spędzał na przyglądaniu się ukochanej. Tęsknił za jej dotykiem,
uśmiechem, smakiem jej ust. Jej oczy były puste. Kompletnie przestała cieszyć
się życiem. Gdyby tylko zrobił jej to świństwo, to dałby jej spokój, ale miał
świadomość, że nic nie miało miejsca. Bolał go ten brak sprawiedliwości. I to,
że wpływ Jakoba na niego wcześniej był zbyt mocny i zgubny. Każdy by pomyślał
to samo i mógł tylko siebie winić za brak rozwagi.
***
- Powiesz mi co się stało? – Nadia widziała co się działo z córką.
Andreas nie przychodził, ona całymi dniami przesiadywała w pokoju, zmęczona z
podpuchniętymi oczami. Nie chciała naciskać, ale martwiła się.
- Nic. Zwyczajnie ja nie mogę być szczęśliwa.
- Córeczko – przytuliła dziewczynę do siebie. – Cokolwiek się
wydarzyło, to pamiętaj, że Andreas cię kocha. Nie powinnaś patrzeć wstecz.
- Skąd ta pewność, że kocha? – zbulwersowała się szatynka.
- Bo widzę. Nie czekałby pod hotelem dzień w dzień i nie wpatrywał się w twoje okno z
nadzieją…
- Nienawidzę kłamstwa…
- Ja też. Dlatego dziwię się, że wierzysz Wernerowi.
- Po co pytasz co się dzieje, skoro ty doskonale wiesz?
- Nie wiem. Zgaduję. Pomyśl czy chcesz tak żyć – dodała i poszła do
kuchni zostawiając córkę samą z myślami.
***
Egzaminy końcowe
zbliżały się wielkimi krokami. Julie nie mogła doczekać się aż opuści Weissbach
i wyjedzie z dala od Wellingera. Nadal nie potrafiła z nim rozmawiać. Bolało ją
każde jego spojrzenie. Cierpiał. Jego oczy mówiły wszystko, ale nie umiała lub
nie chciała mu wybaczyć. Tak było prościej i wygodniej. Werner odczepił się od
niej raz na zawsze. Wielka przyjaźń z Wellingerem też jakby umarła śmiercią
naturalną. On czuł wewnętrzną dumę ze skuteczności planu, a Andi nie umiał
wybaczyć czegoś takiego.
Maj był wyjątkowo
ciepły w tym roku. Po skoszeniu trawy Julie miała czas pouczyć się na świeżym
powietrzu. Pokój przypominał jej o Andreasie i ich rozmowach i przytulankach.
Tęskniła. Cholernie za nim tęskniła. Wiele razy hamowała się przed spojrzeniem
w jego stronę i pokazaniu mu, że jednak jej zależy. Czegoż chcieć więcej od
bliskości ukochanej osoby?
***
Stało się.
Napisała ostatni egzamin i nie pozostało jej nic innego niż czekać na wyniki. W
prezencie od Nadii dostała wycieczkę do Paryża, a że mama Claire również
planowała, to obie przyjaciółki miały wybrać się razem do miasta miłości. Z
racji bycia niepełnoletnimi opiekę nad nimi miała sprawować starsza siostra
Claire, Amanda.
Po wyjściu poza
mury szkoły spotkała Andreasa. Szedł z podkuloną głową do domu i kopał kamyczki
na ziemi. Wahała się długo, ale podeszła do niego.
- Andi, co się stało? – wzdrygnął się gdy usłyszał jej głos.
Gwałtownie odwrócił się w lewo i spojrzał zdziwiony na dziewczynę.
- Nic… - odparł. Głos mu drżał.
- Przecież widzę…
- Nie poszło. Ale to tej szkoły do której idę, nie trzeba wiele
punktów… A u ciebie? Pewnie śpiewająco.
- Nie narzekam. Nawet dałam radę z tymi pytaniami.
- Na pewno zdałaś. Julie… – przystanął i spojrzał na szatynkę.
- Nadal się gniewam, jeśli o to pytasz – jej ton głosu zmienił się na
twardszy.
- Tęsknię za tobą – nie chciał się hamować. Gorzej już być i tak nie
mogło.
- Muszę iść. Jutro lecę do Paryża.
- Zasłużyłaś – doparł smutno. – Baw się dobrze.
- Będę – odpowiedziała z lekkim uśmiechem i odeszła w stronę
przystanku. W środku jednak serce pękało jej na coraz to drobniejsze
kawałeczki.
15.
Stała na tarasie
widokowym Wieży Eiffla. Cały Paryż był u jej stóp. Wzięła głęboki oddech.
Chciała w końcu odetchnąć od wszystkiego co sprawiało jej ból. Zapomnieć o tej
jednej ukochanej osobie, która skrzywdziła ją tak mocno. Bała się komukolwiek
zaufać. Teraz nawet Claire stała się dla niej obca. Na zewnątrz nauczyła się
pokazywać uśmiech i zadowolenie. Nie miała wyjścia. Od teraz pragnęła żyć tylko
i wyłącznie dla siebie. Podążać za karierą. Nie oglądać się na innych. Samej
było jej dobrze, bo nie musiała martwić się o złamane serce.
- Idziemy? – usłyszała głos Claire. Odwróciła się do niej i kiwnęła
twierdząco głową.
- Może wieczorem wyjdziemy gdzieś? – zaproponowała. Nagle zapragnęła
poznać kogoś nowego. Przyjaciółka spojrzała na nią zdziwiona, ale po chwili
namysłu zaczęła podzielać jej entuzjazm.
- Nie wiem jak przekonamy Amandę, ale wchodzę w to!
Starsza z sióstr
Pratter zgodziła się po dłuższej namowie. Szalały na parkiecie w jakiejś
młodzieżowej dyskotece. Julie poznała kilku przystojniaków, ale za każdym razem
coś ją od kandydatów odrzucało.
Po powrocie do
hotelu padły zmęczone na łóżko.
- Wiesz co? Tyle fajnych dup, a nie skorzystałaś nawet z opcji
spaceru… - prychnęła Claire.
- Nie mogłam. To było głupie.
- Nie mogłam, bo myślałam o Wellingerze. To powinnam usłyszeć…
- Prosiłam, żebyś nie wypowiadała jego imienia! – warknęła zła
Reutemann.
- Już dobrze! Uspokój się! A po drugie to nazwisko… - dodała ciszej.
- Wystarczy, że jutro wieczorem wracamy do tego zasranego miasteczka…
- Pomyśl o tym tak. Pojutrze wyniki egzaminów, za 2-3 tygodnie dowiesz
się, że będziesz studiować w Monachium. Za niecałe dwa miesiące wyprowadzisz
się od mamy do braci i zaczniesz nowe życie. Zniesiesz jego towarzystwo jakoś…
- Jakoś zniosę…
- W Monachium będzie inaczej. Wrócisz za parę lat jako zaharowująca
się dziennikarka w gazecie, a potem awansujesz na komentatora sportowego.
Znajdziesz super męża, urodzisz mu gromadkę dzieci, zamieszkacie gdzieś
niedaleko Weissbach. Będzie idealnie – oparła się na łokciach i przysłuchiwała
się rozważaniom przyjaciółki.
- Claire, ty nie mówisz o sobie przypadkiem? – zachichotała.
- Nie. Ja nie planuję studiów – brunetka odparła z pewnością siebie.
Julie spojrzała na nią zaskoczona.
- Ale jak to?!
- Zostaję w domu i będę pracować w butiku mojej ciotki. Nie chcę
wyjeżdżać i zostawiać wszystkiego. Kocham naszą wieś. Kocham rodzinę. Ale
wiedz, że tobie życzę jak najlepiej.
***
Rankiem Julie
nadal trawiła wczorajszą rozmowę. Miała wrażenie, że tylko ona próbuje się
wyrwać z Weissbach. Właściwie nic ją tam nie trzymało. Dopakowywała właśnie
walizkę. Claire i Amanda jadły śniadanie na ich mini balkoniku. Szatynka wstała
i podeszła do okna. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Na myśl o powrocie do
jego hotelu, pewności w zobaczeniu go, zostawała białej gorączki, a w brzuchu panował
niesamowity harmider.
Wyciągnęła
telefon i zadzwoniła do matki. Powiadomiła ją o planowanym przylocie i upewniła
się, że da radę odebrać ją i dziewczyny z lotniska w Salzburgu. Znacznie bliżej
było im z Austrii niż z Monachium.
***
Wylądowały. Szczęśliwie,
bez uszkodzeń. Siostry Gold zadowolone ruszyły do wyjścia. Julie jeszcze chwile
zajęło uspokojenie się. Dołączyła do dziewczyn po dłuższej chwili. Podeszła do
matki i uściskała ją mocno.
- Moje dziecko, nawet nie wiesz jak tęskniłam! – ucieszyła ją reakcja
matki.
- Ja też! Jedźmy już do domu – poprosiła. Nadia zwaliła to
odburknięcie na zmęczenie podróżą.
Godzinę później
znalazły się pod pensjonatem. Odwiozły siostry do domu i w kompletnej ciszy
dojechały do Weissbach.
- Nic nie mówisz – zauważyła Nadia. Stały już chwilę na podjeździe, a
szatynka nadal bez słowa wpatrywała się w dom Wellingerów.
- Nie wiem co dalej…
- Nie uciekaj od niego…
- Muszę. Nie umiem mu ufać.
- Nie próbowałaś. Wybrałaś opcję wyrzucenia go z życia. Znowu to
robisz. Zamykasz się na ludzi którzy cię kochają. Każdy popełnia błędy. Jest ci
bliski i dlatego to tak boli. Ale związki nigdy nie są idealne.
- Ojciec wszystko zniszczył. Nie chcę skończyć tak samo…
- Nie wszyscy są jak twój ojciec idiota. Chodźmy do domu – poprosiła.
***
Zdała. Miała
najlepszy wynik w szkole. Werner chciał jej dopiec, ale nikt nie traktował go
jak zwykle. Czuł satysfakcję, że Wellinger i Reutemann nie są razem i on mógł
piać z zachwytu nad sobą. Na angielskim przyglądał jej się. Zawsze go denerwowała.
Miała tupet. Mało kto odważyłby się mu dopiec. Był w pewnym sensie nietykalny.
Ona jedna umiała. Coś jednak go tknęło w środku, gdy zobaczył jak wpatruje się
w idącego do tablicy Andreasa. Nie rozumiał jak mogła nadal czuć coś do tego
kłamcy. Tak świetnie wszystko zaplanował, a jej ciągle zależało. Blondyn z
resztą również zerkał na dziewczynę podczas odpowiedzi. Wściekł się. Chciał ją
ukarać za wieczne zbywanie, a jego za oszustwo. W tamtej chwili zdał sobie
sprawę, że Julie była jego obsesją. Że na każdym kroku myślał o niej i o tym
jak jej dopiec. A najgorsze było to co przyszło za moment. Ona mu się
zwyczajnie podobała. Dokładnie taka jaka była. Przyciągała go swoją
inteligencją i tym, że miała go kompletnie gdzieś. On jej pragnął tym bardziej…
16.
5 lat później
Przetarła dłonią
zaparowane w łazience lustro. Spojrzała na swoje odbicie. Po zaokrąglonej
dziecięcej buzi pokrytej piegami na nosie praktycznie nic nie zostało. Widziała
smukłą, dojrzałą, kobiecą twarz. Uśmiechnęła się lekko. Pragnęła tego. Pragnęła
być niezależną, ładną, pewną siebie kobietą.
- Kochanie, który krawat mam założyć? – usłyszała okrzyk z korytarza.
Poprawiła usta koralową szminką i wyszła z pomieszczenia.
- Do tej koszuli chyba ten granatowy – uśmiechnęła się do mężczyzny.
Brunet przyłożył
krawat do szyi i po dokładnych oględzinach stwierdził, że idealnie pasuje.
- Dziękuję – musnął policzek ukochanej.
- Dzisiaj wrócę trochę później. Mamy zebranie o 17 – dodała ubierając
czarne szpilki. Wstała i przeszła kilka centymetrów w nowych butach. – Do
wieczora pożałuję, że ich nie rozchodziłam jak należy – syknęła z bólu. Wzięła
torebkę, klucze i płaszcz. Ucałowała mężczyznę w policzek. – Powodzenia na
spotkaniu.
- Tobie też kochanie. Miłego dnia – Tobias uśmiechnął się wesoło i po
chwili zniknęła za wiśniowymi drzwiami ich monachijskiego mieszkania.
***
- Krążą plotki, że ktoś z naszego działu ma dostać przydział do
relacji live ze skoków narciarskich – Margaret podeszła podekscytowana do ich
stolika z kawą.
Blondynka była wiecznie
spóźniona i zalatana. Nie planowała. Po prostu robiła. Potem myślała. Julie
lubiła to w niej, mogła na chwilę oderwać się od swojego aż nadto poukładanego
życia.
- A jak Tobias? – spytała Lizzie. Szatynka zdziwiła się jej pytaniem.
Upiła łyk napoju i uśmiechem na ustach odpowiedziała.
- Świetnie. Wczoraj dostał awans na naczelnego.
- Dwoje dziennikarzy w domu. Wasze dzieci oszaleją! – Margo wybuchła
niepohamowanym śmiechem. Reutemann nie było za to zbyt wesoło. Otoczenie
zaczynało powoli wymagać od niej planów na przyszłość. Stały chłopak od 3 lat,
wspólne mieszkanie, sukcesy w pracy. Już na drugim roku zaczepiła się w
lokalnej gazecie pisząc artykuły, a potem było coraz lepiej.
- Nie planujemy na razie. Na Boga, mam 21 lat!
- Wiemy, ale chciałam powiedzieć, że kiedyś. Za parę lat! Nie
bulwersuj się.
- Nie myślimy o tym. Mamy jeszcze czas – dodała spokojniej. Spojrzała
na zegar. – Dochodzi 14. Muszę lecieć. Przed zebraniem mam jeszcze trochę
papierków do wypełnienia.
- Julie, wiesz, że jesteś główną kandydatką? – zaczęła Liz.
- Na co?
- Nie udawaj. Jesteś do tego stworzona – nie odpowiedziała, tylko
wróciła do pracy.
***
- Z przyjemnością mogę ogłosić, że nowym opiekunem sekcji skoków
narciarskich zostaje Julie Reutemann! – cały zgromadzony tłum zaczął bić brawo.
Uśmiechnęła się sztucznie. Właśnie walił jej się świat. On tam był. Znowu ich
drogi miały się skrzyżować. Tego się bała najbardziej.
Wyszła z pracy
chwilę po 18. Musiała posiedzieć jeszcze trochę przy biurku i zająć się pracą.
Wiedziała, że zanim wróci do domu musi się uspokoić. Nie czuła strachu przed
zobaczeniem go, czy jego reakcją, ale przed samą sobą. Że wszystko wróci. Że
znowu zacznie zalewać się łzami i udawać, że nie boli. Teraz nie bolało.
Przywykła, że go nie ma. Że ma nowe życie. On też. Od tamtej pory nigdy się nie
widzieli. Nawet jak wpadała do domu na weekendy, to nigdy go spotykała. Claudia
i dziewczyny często wpadały do nich na kawę czy herbatę i rozmawiały o
przebiegu studiów i życiu. Do tej pory pamiętała reakcję jego matki na wieść,
że ma kogoś tutaj w Monachium. Potem jednak ucieszyła się. Ponoć oboje musieli
nauczyć się żyć bez siebie i obojgu to wyszło na dobre. Podobno.
Kilkanaście minut
później była przed blokiem. Zaparkowała na swoim stałym miejscu i po wyjściu z
samochodu wzięła głęboki oddech. Windą dotarła na 5 piętro i praktycznie
bezszelestnie weszła do mieszkania.
W progu uderzył
ją zapach pieczonego kurczaka, a z salonu rozbrzmiewał odgłos meczu
piłkarskiego. Zdjęła buty i cicho dodarła do pomieszczenia. Tobias oglądał mecz
z butelką piwa w ręce i co jakiś czas wymachiwał energicznie rękoma, co jakiś
czas rozlewając delikatnie napój. Pokręciła z dezaprobatą głową. Bała się
stracić to co teraz ma. Bo nie mogło być lepiej. Facet ją kochał, miała świetną
pracę, super mieszkanie. Brakowało tylko ślubu i dzieci. Ale to miało nadejść w
swoim czasie.
Podeszła cicho do
kanapy i przytuliła mężczyznę od tyłu. Ucałowała jego policzek, gdy już
ochłonął po zaskoczeniu.
- To tylko ja – zachichotała i mocno do niego przylgnęła.
- Mogłaś zadzwonić! – mówił próbując unormować puls. – Albo się tak
nie skradać! Zawału dostanę!
- Ty? Nic ci nie będzie. Złego licho nie bierze – wytknęła mu język. –
Idę wziąć kąpiel i przy kolacji dostaniesz relację – dodała widząc jego
pytający i zaciekawiony wzrok.
***
Westchnął
głęboko. Kochał trenować w siłowni, bo mógł wywalić z siebie swoje największe
smutki i żale. Na chwilę zapominał co go trapi i skupiał się na budowaniu
formy. Patrzył w lustro w czasie odpoczynku. Zmienił się. Wczoraj napadło go by
przejrzeć zdjęcia z liceum i natrafił na grupową fotkę. Byli wszyscy których
kiedyś uznawał za przyjaciół. Teraz widział szczupłego, wysokiego, dobrze
zbudowanego mężczyznę. Skoczek narciarski. W tamtej chwili nawet nie myślał, by
zmienić dyscyplinę z kombinacji na skoki, ale zrobił to. Obiecał sobie, że
zacznie dokonywać dorosłych wyborów, żeby ludzie nie mieli go za palanta i
maminsynka. Żeby przestali o nim myśleć i oceniać go jako Andiego ze szkoły.
Chciał pokazać sobie i wszystkim wokoło, że może. Że nie jest jedyny.
- Welli, weź się ogarnij. Nie ma czasu na opierniczanie się! –
usłyszał krzyk Wernera z oddali.
- Co się opierdzielasz młody? Do roboty! – dostał ręcznikiem od Wanka.
Uwielbiali sobie dogryzać. Byli jak bracia i od początku złapali świetny
kontakt.
- Wypchaj się! Poczekaj aż napiszę gdzie popadnie, że tatusiem
zostaniesz… - wytknął mu język. Wanki natychmiast spoważniał. Nie chciał, by
ktokolwiek z obcych dowiedział się o ciąży Aliny.
- Dobra, ja tylko żartowałem! – odparł i wrócił do ćwiczeń. Na
kilkanaście minut miał go z głowy…
Wieczorem dotarł
do domu i od progu powitał go zapach pieczeni.
- Mamo… - zawył. Przypomniał sobie, że ma kategoryczny zakaz jedzenia
czegokolwiek tego typu. – Jak możesz mi to robić?
- Synku, coś musisz zjeść. Jeden plasterek ci nie zaszkodzi – dodała
uśmiechnięta.
- Taaa… A potem skoczy mi BMI i będę musiał grzać w siłowni dwa razy
dłużej… - popatrzył na świeżo upieczone mięso na blacie. – Ale pół godziny
więcej chyba nie zrobi mi różnicy…
17.
- I jak? – Tobias był zaciekawiony decyzją rady.
- Co mam ci powiedzieć? – próbowała zachować powagę i nie wybuchnąć
śmiechem na widok jego miny.
- Przykro mi – najwyraźniej jej uwierzył. Wtedy nie wytrzymała i w
całym mieszkaniu rozszedł się głośny śmiech dziewczyny.
- Przed tobą siedzi nowy dyrektor działu sportów zimowych, sekcji
skoki narciarskie – dodała skromnie. Po chwili pojawił się obok niej i mocno
przytulił ją do siebie.
- Wiedziałem, że ci się uda! – ściskał ją tak mocno, że zaczynało
brakować jej tchu.
- Uspokój się! Udusisz mnie! – zachichotała. Spodziewała się takiej
reakcji. Taka tobiasowska.
- Dzwoniłaś do mamy?
- Nie, ale zrobię to jeszcze dzisiaj – zmieszała się. Wiedziała, że
jak jej powie, to będzie wiedzieć Claudia i dowie się Andi. Nie wiedziała jak
on zareaguje. Musiała jednak powiedzieć rodzicielce wszystko. Ukrywanie tego
nie wchodziło w grę.
- Tylko teraz rzadko będziesz w weekendy pewnie… - posmutniał. To była
prawda. On zapracowany w tygodniu, a ona w weekendy.
- Nie damy się. Przecież to tylko 4 miesiące, niecałe z resztą! –
uspokoiła go. Uśmiechnął się do niej czule i usiadł na miejscu.
***
- Kiedy jedziecie do Klingenthal? – spytała czarnowłosa przy obiedzie.
- W środę. Chcemy tam być jeszcze w tym tygodniu, bo w przyszłym już
będą przygotowywać skocznię do konkursów.
- Znowu mi wyfruniesz na 4 miesiące weekendów – westchnęła. Nie mogła
się pogodzić, że jej najmniejsze pisklę również chce opuścić dom. Tanja i Julia
już z mężami we własnych domach, wnuczek w drodze. Tylko jej mała sepleniąca
niedojda została w domu. Miała nadzieję, że choć on zostanie w Weissbach.
- Poprawnie gramatycznie to nie było, ale niech będzie – uśmiechnął
się.
- Wiesz, myślałam ostatnio o Julie… - weszła na grząski teren.
Wiedziała, że Welli jest wyczulony na punkcie dziewczyny. Nigdy do końca nie
pogodził się z jej stratą.
- Co z nią? – próbował zachować neutralność.
- Nie jesteś ciekaw co u niej?
- Mamo… - zaczął. – Nie. Nie jestem. Jej nie obchodzę ja. Dlaczego ona
ma mnie obchodzić?
- Wszyscy jakoś ułożyli sobie życia, tylko nie wy…
- Akurat jej idzie świetnie. Czytałem kilka ostatnich felietonów.
Mamo, ona ma swoje życie, ja swoje też. Dwa różne światy. Nie ma szans, że się
spotkamy.
***
- Myślałem, żeby jechać do domu na kilka dni… - zaczął. Tobias Hunter
pochodził z Dortmundu. Był nierozpieszczonym jedynakiem, wychowanym w zamożnej
rodzinie, która od pokoleń kolekcjonowała u członków rodziny tytuły inżynierów
i doktorów. On się wyłamał i postanowił pójść na dziennikarstwo, jednak musiał
przejść przez piekło w postaci dwóch lat spędzonych na politechnice. Rodzina po
jakimś czasie zrozumiała i zaakceptowała jego wybór.
- Ok… - odpowiedziała zza laptopa, gdzie czytała nowy artykuł
Margaret.
- Słuchasz mnie w ogóle?
- Tak. Chcesz jechać do domu. Super – przymknęła komputer i spojrzała
na niego, dając mu do zrozumienia, że ma bardzo podzielną uwagę.
- Jedź ze mną – to było raczej żądanie, a nie prośba.
- Po co?
- Mama chce cię zobaczyć. Od ostatnich wakacji nie byliśmy u nich.
- Zauważ, że ja swojej mamy również nie odwiedzam… - nie uśmiechało
się jej tam jechać. Rodzice Tobiasa wkurzali ją. Gdy usłyszeli o jej historii
rodzinnej, zaczęli patrzeć na nią z góry. Jak na niewychowaną wieśniaczkę. Na
nic zdawały się zapewnienia Tobiasa. Czuła się niechciana tam.
- Co ci szkodzi?
- To, że może ja chcę swoją odwiedzić?
- Jesteś uprzedzona… - dodał obrażony.
- Jasne. Obrażaj się. Jak małe dziecko – wstała i poszła szybko do
sypialni.
Bez zastanowienia
wyjęła walizkę i zaczęła pakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Wrzuciła
komputer do podręcznej torby i wyszła do korytarza. Ubrała płaszcz i buty,
owinęła się chustką i zakryła głowę czapką.
- Miłego weekendu z rodzicami. Jadę do siebie. Pa – szybko ulotniła
się z mieszkania. Dopiero w samochodzie ochłonęła i zrozumiała, że to była
najbardziej szalona i spontaniczna rzecz jaką ostatnio zrobiła. Nie żałowała
jednak. Odpaliła samochód i ruszyła w drogę do Weissbach.
***
- Nie wierzę! – zaskoczona Nadia to był niesamowity widok. – Córeczko,
spodziewałabym się każdego, ale nie ciebie – wpadły sobie w ramiona i mocno się
wyściskały.
- Zatęskniłam tak strasznie, że musiałam przyjechać – odparła. Nie
chciała na razie mówić matce o Hunterach i awansie. Dopiero potem. Jak minie
pierwszy szok.
- Zaprosiłam Claudię na wieczór – powiedziała po chwili milczenia.
- Nie szkodzi. Przecież ja będę u siebie.
- Czemu sama?
- Tobiasowi coś wypadło – nie chciała się tłumaczyć. Nadia odpuściła.
- Choć, zrobimy coś na obiad.
***
- Chcesz iść ze mną? – spytała syna.
- Po co? Nadia chyba ma mi za złe, że przegoniłem jej córkę.
- Nie przegoniłeś, bo już dawno miała plany, żeby przeprowadzić się do
Monachium… - nie rozumiała ich zachowania. Dwoje dorosłych ludzi i zero chęci
do porozumienia się.
- Zostawmy to. Przeproś Nadię ode mnie. Zostanę i poćwiczę trochę.
- Jeśli zmienisz zdanie, to wiesz gdzie przyjść…
- Baw się dobrze.
***
- Julie! – Claudia wydawała się równie zaskoczona jej wizytą, co
Nadia.
- Dobry wieczór. Tak dawno pani nie widziałam – uściskały się
przyjaźnie.
- Ja ciebie również. Jesteś sama czy z chłopakiem?
- Został w Monachium. Coś mu wypadło.
- Posiedź z nami i poopowiadaj trochę – pani Hummel zaczynała się
nakręcać.
- Nie ma o czym… - chciała się wykręcić.
- No coś się musi dziać – usiadły w salonie. Julie upiła łyk herbaty i
widząc zaciekawione i spragnione wiedzy twarze obu kobiet, zaczęła. – Dostałam
awans. Będę… - przerwał jej dźwięk dzwonka.
- Otworzę – odparła Nadia.
- No co będziesz?
- Nie zaczekamy na mamę? – chciała odwlec ten moment.
- Będzie słyszeć – ponaglała.
- Ech… Będę relacjonować na żywo skoki narciarskie w telewizji –
zmieszała się trochę. Claudia spojrzała na nią zdziwiona, ale nie to ją
poruszyło. Gdy spojrzała kto pojawił się w progu, to serce jej stanęło.
18.
Patrzył na nią
zszokowany. Siedziała sobie i popijała herbatkę jak gdyby nigdy nic. Do tego
rozmawiała sobie i opowiadała jego matce o jej cudownym życiu. Ale sam fakt, że
będą się teraz widywać prawie cały czas, sprawiał, że robiło mu się słabo.
Gdy spojrzała na
niego, zobaczył w jej zielonych oczach strach. 5 lat życia w oddali. 5 lat bez
kontaktu. 5 lat bez wzajemnego patrzenia na siebie.
- Ducha zobaczyłaś? – zachichotała Claudia. Widząc syna w progu
zaniemówiła.
- Andi, usiądź, zrobię ci herbatę – zaproponowała starsza Reutemann.
- Nie wiem czy to dobry pomysł… - nie chciał siedzieć w towarzystwie
Julie. Nie chciał być obok niej, wtedy, gdy nie mógł jej mieć dla siebie. Nie
po tym wszystkim.
- Andreas ma rację. Pójdę do siebie. W końcu wasza trójka była umówiona,
a ja się wprosiłam jak świnia – wstała gwałtownie.
- Nigdzie nie pójdziesz! Oboje siadać na sofie! Już! – przez chwilę
miało się wrażenie, że zrobiły im małe wojsko. Posłusznie zajęli miejsca, ale
oddaleni przynajmniej z metr od siebie.
- A teraz może się dowiemy o co poszło…
***
Nic nie
powiedzieli. Oboje zgrabnie zmienili temat. Julie, gdy tylko wyczuła odpowiedni
moment, zwinęła się szybko i udała do swojego pokoju. Nie czekała na reakcję
Wellingera. Już i tak miała go dość. Swoim pojawieniem się zburzył jej cały
porządek jaki ułożyła sobie w głowie. Nie sądziła, że nadal go kochała. Wręcz
przeciwnie. Z dnia na dzień zapominała o nim i czuła coraz większą niechęć na
dźwięk jego nazwiska. Gdy wszyscy w redakcji piali i zachwycali się nim, ona
studziła ich owacje. Nie mówiła nikomu, że zna go i to dosyć dobrze. Chciała
uniknąć tłumaczenia się, a co najgorsza spotkań z nim twarzą w twarz. Znając
pozostałych musiałaby ciągle się na niego natykać, robić wywiady i inne
duperele.
Usiadła na swoim
ukochanym łóżku. Westchnęła głęboko. Nie była tu już dosyć spory kawałek czasu.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Nadal przypominało pokój nastolatki, która
stworzyła sobie swój własny, poukładany przytulny świat, tylko po to by poczuć
się bezpiecznie.
Spojrzała na
dywan. Pierwsze co przyszło jej do głowy, to pierwsza randka z Andim. Tobiasa
nigdy nie zaprosiła do siebie. Nigdy też nie opowiedziała mu o swoim życiu.
Zataiła swój życiorys. Nie uważała, że było czym się chwalić. Dla niej lepiej.
Położyła się na
boku i słuchała odgłosów z salonu. Głos Claudii i Nadii rozchodził się po całym
mieszkanku. Próbowała wyczuć, czy Wellinger nadal tam siedzi, ale zobaczywszy
kątem oka właśnie zapalone światło w jego pokoju, domyśliła się, że też zwiał.
***
Oboje uciekali.
On nie miał siły jej tłumaczyć miliardowy raz, że to wszystko sprawka Wernera,
a ona nie chciała go słuchać. Tęsknił za nią. Nie mógł oderwać od niej wzroku,
gdy wszedł do saloniku. Patrzył na piękną i pewną siebie kobietę. Nie jego małą
Julie. Gdy usiadł obok niej, czuł, że jest zdenerwowana. Kręciła palcami u swej
dłoni. Nie chciał mówić mamie o tym co się stało. Wymyślił coś na poczekaniu i
Julie podłapała temat. Udało się na moment. Choć czuł, że jego matka nie
ustąpi.
Usłyszał ciche
pukanie do drzwi.
- Mogę? – głowa Claudii wychyliła się zza framugi.
- Jasne – odparł niechętnie.
- Skoro będziecie razem pracować, to chociaż
pogódźcie się na „cześć, co słychać?” – usiadła na łóżku i od razu zaczęła swój
wywód.
- Nie zmuszę jej do tego. Jej nigdy nie dało
się do niczego zmusić… - nie odrywał wzroku znad kartki.
- Obiecaj, że chociaż spróbujesz. Zrób to dla
swojej starej matki – spojrzał na nią zdziwiony.
- Nie jesteś stara! – zaprotestował. –
Spróbuję. Ale tylko dla ciebie – dodał szybko. Kobieta uśmiechnęła się tylko
lekko. Wstała, przytuliła go delikatnie i wyszła, zostawiając go z natłokiem
myśli w głowie.
Podszedł
do okna i spojrzał na pensjonat. U niej paliło się światło lampek. Zerknął na
zegarek i widząc godzinę 18.24 postanowił spróbować od razu.
***
Zeszła
do kuchni, by pomóc mamie. Jednak nie zastała jej na miejscu. Zrobiła sobie
ukochane kakao i usiadła przy stole. Pamiętała każdą minutę spędzoną w tamtym
miejscu. Kochała je. Było częścią jej życia.
Po
chwili usłyszała cichy szmer w korytarzu. Myśląc, że to mama podeszła powoli w
tamto miejsce. Po chwili zamarła widząc, kto to.
- Czego tu szukasz? – spytała z wyrzutem.
- Chciałem porozmawiać – odparł zmieszany.
- Nie mamy chyba o czym…
- Julie, proszę. Odkąd uwierzyłaś temu pajacowi,
nie rozmawialiśmy ze sobą jak ludzie. Przecież do cholery coś nas łączyło! –
podniósł ton głosu.
- Coś to dobrze powiedziane. Mów!
- Tak w progu? – zdziwił się jej stanowczością.
- Liczysz, że zaproszę cię na kawę, ugoszczę w
salonie i podam domowej roboty ciasto, czekając z niecierpliwością aż zwalisz
wszystko na Wernera i będziesz błagał o wybaczenie?
- Kiedyś taka nie byłaś… - posmutniał.
- Zmieniłam się.
- Chyba bez sensu było przyjście tutaj. Chciałem
spróbować choć wrócić do neutralnych stosunków, ale najwidoczniej i to nie ma
sensu. Przepraszam za najście. Widzimy się w Klingenthal. Dobranoc – smutny
obrócił się szybko na pięcie i wyszedł z kuchni, zostawiając Julie kompletnie
zdenerwowaną i roztrzęsioną.
19.
Ciągle
miała przed oczami smutnego Wellingera wychodzącego z jej kuchni. Czuła, że jej
słowa zadały mu ostateczny cios. Jakby iskierka nadziei, która paliła się w
jego oczach, nagle zgasła. Wzrok stał się pusty, kompletnie bez emocji.
Od
przyszłego miesiąca mieli przebywać ze sobą przez okrągłe 4 miesiące. Musiała
go przeprosić. Choćby dla komfortu pracy. Przecież nie mogła omijać cudownego
dziecka niemieckich skoków ze względu na ich przeszłość.
Leżąc
w łóżku zadzwoniła do Tobiasa. Odebrał po kilku sygnałach.
- Dojechałaś? – usłyszała zmęczony ton głosu.
- Już dawno. Nie chciałam dzwonić wcześniej, bo
wiem, że trochę zajmuje ci uspokojenie się. Przepraszam – powiedziała.
- Nie gniewam się skarbie. Lepiej powiedz jak w
domu? Jak mama zareagowała?
- Ucieszyła się – czuła, że jak nie zmieni tematu
to zacznie drążyć.
- Na pewno? Jakaś poddenerwowana jesteś…
- Wydaje ci się. Zmęczona raczej.
- Idź już spać. Jutro porozmawiamy. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Dobranoc – pożegnała się i szybko
rozłączyła. Ta rozmowa jeszcze bardziej pogorszyła jej stan. Miała kompletny
mętlik w głowie.
***
Jak obiecał, tak
wziął się za koszenie trawnika. Claudia stękała mu już od dwóch tygodni, żeby
zajął się ogrodem przed nadejściem zimy. Czuć było w powietrzu, że ukochana
pora roku w końcu nawiedzi Weissbach.
Był już w
połowie, gdy skończyła mu się benzyna. Zajrzał do garażu w poszukiwaniu zapasu
i gdy wychodził już z kanistrem, zobaczył, że Julie opiera się zmieszana o
altankę. Spojrzała na niego niepewnie. Po wczorajszym nie miał ochoty na nią
patrzeć. Zignorował ją i zajął się kosiarką.
- Będziesz mnie teraz unikał? – usłyszał jej głos za swoimi plecami.
- Sama chciałaś. Szukasz mamy? Pojechała do ratusza. Wróci za godzinę
– odparł sucho. Chciał już odpalać, gdy poczuł jej dłonie na ramieniu.
- Porozmawiajmy – poprosiła. Spojrzał w końcu na nią. Patrzyła na
niego wyczekująco tymi zielonymi oczami, które tak bardzo kochał.
- Wejdź do domu. Zaparz nam herbatę. Kończę za pół godziny, ok? –
odparł.
- Jasne – lekko się rozluźniła. Zniknęła w środku, a on dokończył
swoją pracę.
***
- Porzeczkowa, bez cukru – postawiła przed nim filiżankę. Zdziwił się
nieco.
- Pamiętasz? – spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
- Pewnych rzeczy się nie zapomina – usiadła naprzeciw niemu z
filiżanką mocnej czarnej herbaty z cukrem. Upiła łyk i zaczęła. – Przepraszam.
Za ostro cię potraktowałam. Wczoraj wszystko mnie przytłoczyło. Nie bądź zły.
- Julie, kiedy zrozumiesz, że nie zrobiłbym ci niż złego? – spytał
spokojnie. Wiedział, że powtarzanie nie ma sensu. Ona i tak zakodowała sobie
swoją wersję.
- Andi, daj spokój. Minęło tyle czasu…
- 5 lat – podkreślił.
- Dokładnie. 5 lat. Sporo się zmieniło. Mam narzeczonego – dodała.
- Słyszałem. Gratulacje – w środku rozrywało go z bezsilności. Kobieta,
którą kochał, miała kogoś innego. Na dodatek była zakochana i z pewnością z
wzajemnością. Nie chciał jednak histeryzować. Musiał zachować się jak facet. –
Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – dodał.
- Dziękuję – uśmiechnęła się. Szczerze. Wtedy poczuł, że ona nigdy do
niego nie wróci. Była szczęśliwa z innym i nic nie mogło tego zmienić.
- Nie uważasz, że to w sumie dziwne, że znowu będziemy razem pracować?
- Historia lubi się powtarzać. Nie wiem jak przywyknę do twojego
widoku przez 4 miesiące… - uśmiechnęła się lekko.
- Jakoś będziesz musiała. Przenosisz się tutaj, czy będziesz dojeżdżać
z Monachium?
- Nie wiem. Nie myślałam nad tym. Musiałabym zostawić Tobiasa samego
na 4 miesiące – skrzywiła się lekko.
- Poznam go kiedyś? – palnął bez sensu, zanim się zorientował.
- Chciałbyś?
- Jasne. Muszę mu pogratulować.
- Pewnie przyjedzie na jakiś konkurs, ale on specjalnie fanem skoków
nie jest…
- Trudno. Ważne, że cię kocha… - spojrzeli sobie w oczy. Dopiero
trzask otwieranych drzwi sprawił, że oderwali od siebie wzrok. – Mama wróciła –
odparł i przepraszając wyszedł by pomóc mamie z zakupami.
***
Wracała do
Monachium w kompletne innym nastroju. Od pogodzenia się z Wellingerem minęło
kilka dni. Pomału zaczynali ze sobą rozmawiać. Nie jak dawniej, bo Andi
stopniował relację. Ostatnie o czym marzył, to pogorszenie i tak już
beznadziejnej sytuacji.
Weszła do
mieszkania i to co w nim zastała, przeraziło ją.
- Co to za chlew? – krzyknęła. W odpowiedzi uzyskała jedynie głośny
jęk zza kanapy. Po chwili wyłonił się skacowany Tobias.
- Kochanie, przepraszam, ale świętowaliśmy z kolegami mój awans.
Posprzątam to – dodał i po chwili wrócił do odsypiania imprezy na podłodze.
Julie westchnęła i weszła do sypialni, która jako jedyna była uporządkowana.
Położyła się na łóżku i po chwili zasnęła.
***
Początek sezonu
zbliżał się wielkimi krokami. Julie pakowała drugą walizkę. Postanowiła
przeprowadzić się do matki na ten czas. Kursowanie z Monachium było niewygodne,
a Tobiasa i tak nie było w tygodniu w domu. Planowanie ślubu przełożyli na
marzec, gdy cały skokowy cyrk się skończy.
Dosuwając suwak
walizki, poczuła jakby ogromny ciężar spadł z jej barków. Wyszła do salonu.
Tobias nadal siedział w pracy. Dopiero o 18 miał ją zawieść do mamy. Spojrzała
na swoje mieszkanie. Bała się wyjeżdżać. Ufała Tobiasowi, bo to był
najrozsądniejszy facet jakiego znała, ale nie ufała jego kolegom.
Koło 17 wrócił z
pracy. Zjedli wspólny obiad i udali się do Weissbach. 1,5 godziny później
znaleźli się w wiosce. Nadia przytuliła córkę mocno na przywitanie i ucieszyła
się z wizyty Huntera.
- Wejdźcie. Mamy gości. Tobias, w końcu poznasz właścicielkę
pensjonatu, Claudię Hummel – odparła matka szatynki. Julie zbladła. Ostatnie na
co miała ochotę to spotkanie z kimkolwiek z rodziny Wellingerów.
- Cudownie – Tobias rozpromienił się. Czuł niedosyt, gdyż jego
narzeczona niechętnie przedstawiała go swojej rodzinie i znajomym.
- Andi jest? – gdy mężczyzna zanosił jej walizki na górę, spytała
szeptem matki.
- Nie. Jest na zgrupowaniu.
- Ani słowa o nim przy Tobiasie, jasne? – powiedziała stanowczo. –
Claudia to samo. On o niczym nie wie.
- Wiesz, że to i tak wyjdzie?
- Ale nie teraz. Dobrze?
- Chodź, powiemy Claudii.
20.
Następnego dnia
wybrała się do Inzell. Musiała zrobić większe zakupy do pensjonatu. Dostawszy
sporą listę zakupów podróżowała między półkami sklepowymi i szukała
odpowiedniego produktu. Poczuła szarpnięcie za rękaw.
- Julie? – spojrzała na osobę i otwarła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Claire?
- Kopę lat! – uściskały się przyjaźnie.
- Musimy się spotkać na kawę. Co u ciebie?
- Nic specjalnego. Zrobiłam z siebie kurę domową, ale nie narzekam. A
u ciebie?
- Dużo do opowiadania…
- Spotkajmy się po południu, dobrze?
- Wpadnij do mnie. Pamiętasz adres?
- Lepiej niż myślisz…
***
Nie zastanawiały
ją zbytnio słowa przyjaciółki. Cieszyła się ze spotkania. Właśnie dekorowała
ciasto, które przed chwilą upiekła. Dzwonek do drzwi na moment przerwał jej
pracę. Powitała serdecznie brunetkę i zaprosiła do salonu.
- Czego się napijesz?
- Kawy. Jestem tu pierwszy raz w życiu, wiesz o tym? – powiedziała.
- Wiem. Ale ostatnio wszystko mnie zadziwia – postawiła ciasto na
stole i po chwili wróciła z dwoma filiżankami herbaty.
- Czemu nie kawa? – dopytywała. – Przecież ty kochasz kawę!
- Nie wolno mi… - odparła wymijająco. Zbyt wymijająco. Julie od razu
zaciekawiła jej reakcja.
- Coś się stało?
- Masz dużo czasu?
- Mam mnóstwo czasu!
- To usiądź wygodnie. Może mnie nie zabijesz…
***
Ciąża, związek z
Wernerem, kura domowa. Patrzyła zszokowana na przyjaciółkę. Nie mogła uwierzyć,
że to wszystko się tak potoczyło.
- Przecież nie znosiłaś go!
- Kiedy wyjechałaś zmienił się. Imponowałaś mu i to przez ciebie był
taki. Chciał zwrócić na siebie twoją uwagę.
- Bez sensu…
- Po wakacjach pogodzili się z Andim. Nie trzymają się już tak blisko
jak kiedyś, ale najwyraźniej tak im dobrze. Z resztą Andi nadal ma żal do
niego. Odzywa się bo tak wypada.
- Chodzi o ten pieprzony zakład? – wiedziała, że nie powinna o to
pytać.
- Nie wiem jak było. Jakob trzyma swoją wersję, Welli swoją. Ale z
całym szacunkiem dla mojego chłopaka. Bardziej wierzę Andiemu. On naprawdę cię
kochał. Nie zrobiłby ci tego.
- Sama mi go odradzałaś. Nie broń go teraz.
- Ludzie się zmieniają, Julie. Jakob to doskonały przykład –
uśmiechnęła się pocieszająco do szatynki. Ta jednak nie miała ochoty nawet
spoglądać na ciężarną. Musiała przetrawić to wszystko.
***
Dzień przed
początkiem zmagań skoczków udała się do Monachium. Dostała wytyczne i zabrała
najpotrzebniejsze rzeczy z biura. Przed 19 wróciła do domu i przejrzała
papiery. Do Klingenthal miała udać się z samego rana.
Treningi
rozpoczynały się około godziny 17. Na miejscu była przed południem. Rozpakowała
się, odświeżyła i udała się po akredytację. Postanowiła przywitać się z
Andreasem, gdy znalazła się nieopodal domku Niemców. Zapukała cicho i
usłyszawszy proszę zajrzała do środka. Kilka męskich głów spojrzało na nią z
zaciekawieniem. Uśmiechnęła się niemrawo. Rozejrzała się po pomieszczeniu i
chwilę później zauważyła parę niebieskich tęczówek wpatrzonych w nią z
uśmiechem. Wykrzywiła usta w lekkim grymasie i po chwili zjawił się obok
Andreas.
- Cześć – odparł rozpromieniony. – Jestem zaskoczony, że przyszłaś.
- Sama się zastanawiam co mnie podkusiło – zmieszała się odrobinę. –
Chciałam się przywitać. Po kwalifikacjach będę robiła wywiad z waszym trenerem
i muszę pozbierać trochę informacji o was i… - poczuła, że plecie trzy po trzy.
Dopiero chichot Andreasa wyrwał ją z amoku. Popatrzyła na niego gniewnie.
- Przyszłaś nas wypytać? Spoko. Zaraz cię przedstawię – pociągnął jej
dłoń i wprowadził do środka, tuż przed sobą. Stanęła jak wryta i zmieszała się.
Kilka zaskoczonych spojrzeń skierowanych w jej stronę i wyczekujących odpowiedzi
na pytanie: Wellinger, kto to jest?
- Poznajcie Julie Reutemann. Nowa pani dziennikarka. Będzie się kręcić
między nami przez cały sezon. A od lewej: Karl, Andi, Richard, Severin,
Michael, Marinus i ja za tobą, ale mnie już chyba znasz… - widząc jej kpiące
spojrzenie, skończył z żartami.
- Hej, miło mi was poznać – uśmiechnęła się delikatnie i pomachała.
- Nam również. Skąd się znacie? – spytał drugi Andi.
- Mieszkamy obok siebie – wyprzedziła Wellingera, który chyba planował
odpowiedzieć za nią. Po chwili posłała mu spojrzenie w stylu: po konkursie
musimy ustalić wspólną wersję.
- To faktycznie musicie się znać.
- Chłopaki muszę już iść. Praca wzywa. Powodzenia – uśmiechnęła się
lekko i za chwilę zniknęła za drzwiami. Wellinger spojrzał smutno na miejsce,
gdzie jeszcze przed chwilą stała. Tracił ostatki nadziei na jej powrót do jego
życia.
21.
Następnego dnia konkurs
poszedł średnio. Nie spodziewał się cudów, ale 12 miejsce było poniżej
oczekiwań. Przechodząc obok sektora dla dziennikarzy, starał się dyskretnie
odszukać ją wzrokiem. Nie widząc jej jednak, udał się do domku ze smutną miną.
Wszedł do środka i zastał Wankiego pakujący jak należy torbę.
- Gdzie reszta?
- Karl polazł nie wiadomo gdzie, Michi, Richie i Sev chyba udzielali wywiadów,
a Marinusa nie widziałem – odparł beznamiętnie czarnowłosy. Welli odłożył narty
na wolne miejsce i usiadł na ławce ciężko wzdychając. – Co się stało?
- Nic.
- Przecież widzę. Młody, wiesz, że możesz na mnie liczyć… - odsunął od
siebie plecak. Podszedł do blondyna i usiadł obok. Nie chciał poganiać
przyjaciela, ale domyślał się o co mogło chodzić.
- Gorszy dzień…
- Akurat! Chodzi o Julie? – na dźwięk jej imienia młodszy się
wzdrygnął. – No oczywiście. Opowiesz mi o niej? Nigdy nie wspominałeś słowa o
żadnych koleżankach…
- Nie teraz – nie miał ochoty mu się uzewnętrzniać. Już bynajmniej w
miejscu, gdzie zaraz może wejść stado ludzi, którym już kompletnie nie chciał
niczego mówić.
- Wieczorem. Nie wykręcisz się. A teraz chodź. Pooglądajmy kto wygrał –
klepnął go mocno w plecy, na co Wellinger skrzywił się mocno.
***
Euforia po
wygranej Kamila Stocha była porównywalna ze złotem olimpijskim. Na trybunach
było więcej Polaków niż Niemców, co martwiło organizatorów. Wielu ludzi ze
świata skoków mówiło, że za dużo konkursów odbywa się w Niemczech i ludzie
mając zbyt dużo opcji do wyboru, odpuszczają te na początku. Ona sama wolała
pojawić się na Turnieju Czterech Skoczni, niż w Titisee-Neustadt czy
gdziekolwiek indziej.
Odszukała
zajmującego dziś 3 miejsce Severina. Pogratulowała mu serdecznie i po chwili
zaczęła krótki wywiad ze skoczkiem. Niemiec uśmiechał się szeroko. Widać było,
że jest niesamowicie zadowolony z wyniku. Kilka minut później pożegnali się i
ruszyła na poszukiwanie drugiego dziś Simona Ammanna. Potem już tylko
pozostawało dopchać się do Kamila. Pestka – pomyślała z ironią.
Skończyła około
18. Udała się do kawiarni, w której była umówiona z Wernerem. Miała godzinę
zapasu, a tylko kawałek do przejścia. Przemierzała uliczki Klingenthal spokojnie.
Przypatrywała się przypadkowo spotkanym na ulicy ludziom. Obserwowała ich miny.
Z każdej mogła wyczytać coś innego. Dotarłszy w zaplanowane miejsce, usiadła
przy stoliku, zamówiła kawę i kontynuowała wpatrywanie się w ludzi za oknem.
Brakowało jej beztroski. Jeszcze kilka lat temu nie była zmuszona do
rozmyślania o ślubie i zakładaniu rodziny, a teraz czuła presję otoczenia. Była
trochę zła na siebie, że ani trochę nie myślała o Tobiasie. Zamiast tego jej
myśli zajmował ktoś, kto nie powinien. Z każdą kolejną minutą przed jej oczami
ukazywały się obrazki wspomnień, które z nim dzieliła. Była wtedy naprawdę
szczęśliwa. I naprawdę go kochała. On nigdy się miał o tym nie dowiedzieć.
Zniszczyłoby to wszystko co wypracowała przez ten czas.
Kilka minut przed
19 zjawił się Werner. Powitała go ciepłym uśmiechem, podziękowała za przyjście
i nie przeciągając, zaczęła wywiad. Zajęło to kilkanaście minut. Potem
rozmawiali chwilę o skokach i po 20 opuścili kawiarnię.
***
- No dawaj! – Wanki wskoczył na łóżko Andreasa z miską popcornu i
wyczekująco spoglądał na blondyna.
- Nie mam ochoty…
- Nie wykręcaj się!
- Ale co mam ci powiedzieć? – odparł z wyrzutem?
- Prawdę! Przecież to jej sprawka! Nagle wyparował z ciebie cały
entuzjazm, gdy wyszła.
- Tyle się wydarzyło…
- I tak to z ciebie wyciągnę. A jak nie to pójdę do niej. Wybieraj…
- Nie ma mowy. Nie będziesz jej wypytywał.
- To mów…
- Kocham ją. Zwyczajnie ją kocham… - westchnął przeciągle i zaczął
opowieść.
***
Leżała w wygodnym
i dużym łóżku w pokoju hotelowym. Zaczynała się jej podobać ta cała praca.
Robiła to co lubiła. Bez większego wysiłku. Tylko Wellinger ją martwił. Ale i
to była w stanie przeboleć.
Z zamyślenia
wyrwał ją telefon. Odebrała i gdy usłyszała głos Tobiasa, na moment się
uśmiechnęła.
- Radzisz sobie jakoś?
- Ciężko bez ciebie, ale muszę. A co tam w wielkim świecie?
- Nic. Odwalam swoje i odpoczywam, jak teraz – odpowiedziała. Po raz
kolejny nie chciała z nim rozmawiać.
- Wiesz… Chyba przyjadę do ciebie w Titisee…
- Przyjedziesz? – zaskoczył ją. – A co tak?
- Chyba muszę zrozumieć, dlaczego tak bardzo lubisz ten sport. Nie
masz chyba nic przeciwko? – spytał.
- Coś ty! – szybko zaprzeczyła. – Cieszę się! Jeszcze tylko 3 tygodnie
i się widzimy.
- Kończę kochanie. Pora się wyspać. Śpij słodko, dobranoc – usłyszała
jego spokojny głos na dobranoc. Pożegnała się i rozłączyła. Spojrzała w sufit.
Miała 3 tygodnie, żeby się ogarnąć.
22.
Od rana nic mu
nie pasowało. Wszystko co zrobił, zdawało się być nie tak jak powinno. Werner
widząc, że nie jest w formie, wystawił go w 2, teoretycznie najsłabszej grupie
w drużynówce. Nie miał kogo, więc uznał, że nawet Wellinger który nie jest sobą
jest lepszy niż Marinus w słabej formie.
Welli zakładał
właśnie kombinezon, gdy podszedł do niego Wanki.
- Lepiej się czujesz?
- Gorzej…
- Przepraszam. Gdybym wiedział ile cię to będzie kosztować. Nie
sądziłem, że taki lekkoduch jak ty dostał tak w dupę od przyjaciela.
- Wiesz co jest najgorsze? Rano to zrozumiałem.
- Co?
- On to zrobił z zazdrości. Bo była ze mną, a on cały czas robił z
siebie dupka dla niej.
- Czasu nie cofniesz. Im szybciej się ogarniesz, tym lepiej dla
ciebie.
- Wiem. Chodźmy – odparł i wyszli.
***
Stała przy oknie
w poczekalni. Widok miasteczka robił na niej wrażenie. Dorwała aparat i zaczęła
robić zdjęcia, to skoczkom, to widokom. Poczuła się pewniej, gdy mężczyźni z
nią współpracowali. Uśmiechała się do nich i czuła, że jest akceptowana.
Zaprzestała na moment. Oparła się o barierkę i zobaczyła, że konkurs się
zaczął.
Poczuła, że ktoś
staje obok niej. Spojrzała w lewo i zobaczyła wpatrzonego przed siebie
blondyna.
- Nie przywitasz się? – spytała żartobliwie. Próbowała ukryć nagle
przyśpieszający puls na jego widok.
- Cześć – spojrzał na nią na moment. Ale jego oczy były kompletnie bez
emocji.
- Gniewasz się na mnie?
- Nie.
- Andi… - obróciła się przodem do niego. Nie rozumiała go.
- Czym wracasz do Weissbach? – spytał nagle po dłuższej chwili.
Spojrzał prosto w jej oczy.
- Nie wiem. Nie myślałam nad tym – odparła zmieszana.
- Wróć ze mną. Chcę trochę z tobą pobyć – poprosił.
- Andi! – ktoś z korytarza zawołał go donośnym głosem.
- Muszę iść…
- Mam odpowiedzieć teraz? – spytała.
- Tak.
- Andi!
- Już idę! – krzyknął. – Więc? Z resztą nieważne – odszedł nagle,
zostawiając ją kompletnie zszokowaną i roztrzęsioną.
***
Nie wiedział co
go podkusiło. Dopiero po chwili się opamiętał. Czuł się jednak pewniej. Widział
jej wzrok. Nie była już taka twarda, jak wtedy gdy się spotkali po powrocie.
Jej oczy zdradzały wszystko.
Utrzymał
prowadzenie Niemców po swoim skoku, za co Werner był wdzięczny. Wellinger
szybko się przebrał i udał na górę, chcąc spotkać się z Julie. Jednak kobiety
już tam nie było. Podszedł do Wanka i usiadł smutny obok.
- Wyszła przed chwilą. Chyba widziała, że idziesz…
- Cholera – syknął.
- Co zrobiłeś?
- Spytałem czy wraca ze mną do domu…
- Ech… W sumie nie wiem o co jej chodzi. Ja bym się zgodził –
zachichotał i szturchnął przyjaciela w ramię. Wellingerowi nie było jednak do
śmiechu.
- Nie potrafię przyjąć do wiadomości, że ona mnie już nie kocha.
- Przetrawisz. Daj sobie czas… - poklepał go przyjaźnie po plecach. –
Zbieram się. Powodzenia młody.
- Nawzajem…
***
Zszedł na dół i
usiadł na stopniu czekając na swoją kolej. Miał kilku skoczków przed sobą, ale
potrzebował przyzwyczaić się do skoku. Całkiem spokojny spojrzał na trybuny. Lubił
być w centrum zainteresowania. Lubił, gdy mówiono o nim ‘cudowne dziecko
niemieckich skoków’ mimo, że miał już 21 lat.
Poczuł
szturchnięcie w ramię. Spojrzał do góry i zobaczył uśmiechniętą Julie, która
stała z aparatem przy twarzy i robiła mu zdjęcia. Ani zamierzał przestać na nią
patrzeć. Wydawała mu się jeszcze piękniejsza niż zwykle. Po chwili odsunęła
aparat i wyraźnie zadowolona z siebie usiadła obok niego bez słowa.
- Nie powinnaś robić innym zdjęć? – spytał ją zdziwiony.
- Powinnam – odparła nie patrząc na niego. Wzruszył ramionami i
podobnie jak ona, zaczął wpatrywać się przed siebie. – Chcę z tobą wrócić do
domu – dodała po chwili. Spojrzała na jego twarz i wyczekiwała jego reakcji.
Obrócił się i skupił wzrok na jej zielonych tęczówkach.
- Bądź gotowa jutro o 8 rano – uśmiechnął się delikatnie, po czym
wstał i udał się w okolice belki startowej, by przygotować się do skoku. Na
zewnątrz nie okazywał żadnych emocji, ale w środku o mało nie eksplodował z
radości. Spojrzał jeszcze raz na nią zanim usiadł na belce, poprawił gogle i
usadowił się we wskazanym miejscu.
***
Nie wiedziała
czemu, ale chciała pobyć z nim sam na sam te kilka godzin. I wiedziała, że nie
powinna, bo traciła kontakt z mózgiem przy nim. Ale chciała tego. Widziała
błysk w jego oczach i ten uśmiech na jego twarzy. Właśnie w takim momencie
wszystkie wyrzuty sumienia znikały.
Po jego skoku
Niemcy znacznie zwiększyli przewagę, co dodatkowo wprawiło ją w lepszy nastrój.
Poczekała do końca konkursu i dopiero wtedy zamierzała zejść na dół.
Udało się jej
dotrzeć dosłownie chwilę przed dekoracją. Biegła szybko wzdłuż zeskoku i o mało
nie wywinęła orła przed tysiącem ludzi. Ustawiła się w miarę wygodnym miejscu,
tak by mogła zrobić wszystkim trzem drużynom zdjęcia. Słoweńcy, Polacy i na
końcu Niemcy. Była dumna z krajanów. Stanęli w kolejności skakania na podium i
zaczęła robić im zdjęcia. Zobaczyła, że Welli ją odszukał i uśmiechnął się
szeroko wprost do jej aparatu. Ona odpowiedziała tym samym.
23.
Po konkursie wszyscy udali się do hotelu. Czas
pakowania się i sprawdzania, czy wszystko zabrane. Usłyszał ciche pukanie do
drzwi.
- Nikogo nie zapraszałem – odpowiedział zdziwiony Wank. Równie mocno
zaskoczony Wellinger podszedł do drzwi i gdy zobaczył Julie, otwarł szeroko
oczy.
- Cześć. Chciałam Ci pogratulować – zaczęła niepewnie. Widząc
wychylającą się zza ściany głowę Wanka, dodała: - Wam! Wam pogratulować.
- Wejdź. Nie przystoi na korytarzu – zaprosił ją ruchem ręki do
środka.
***
Nie spodziewała
się Wanka. Kompletnie straciła całą pewność siebie, którą w sobie zbierała
przez ostatnią godzinę w pokoju. Stała naprzeciwko Andreasa i oboje wpatrywali
się w siebie w ciszy. Wanki dopakowywał walizkę, ale czuł, że tamtych dwoje
najwidoczniej musi porozmawiać sam na sam.
- Przerwę tą niezręczną ciszę i zostawię was samych. Na moment –
zaakcentował ostatnie wyrażenie i ulotnił się z pokoju.
- Jestem zaskoczony – pierwszy odezwał się Andi.
- Ja też. Musiałam tu przyjść. Nie mogłabym zasnąć…
- Coś się stało? – podszedł odrobinę bliżej.
- Nie. Wszystko w porządku. Ja tylko… - jej komórka zaczęła dzwonić.
Spojrzawszy na wyświetlacz zmieszała się. – Muszę odebrać. Tobias… - dodała z
niechęcią. Welli kompletnie się podłamał. Usiadł na łóżku i wpatrywał się w
podłogę, to na balkon na którym stała. Żywo gestykulowała coś w czasie rozmowy
z narzeczonym. Kilka minut później wróciła do pokoju i usiadła obok
wypompowanego z emocji Andreasa.
- Przepraszam – powiedziała cicho.
- Nie masz za co. To normalne, że twój narzeczony dzwoni do ciebie… -
atmosfera zagęściła się jeszcze bardziej.
- Pójdę już… - odparła po chwili ciszy.
- O 8 rano pod hotelem. Jeśli nadal aktualne…
- Będę na pewno – spojrzała na niego. – Dobranoc…
- Dobranoc… - zaraz potem usłyszał lekkie trzaśnięcie drzwiami. Jej
wizyta rozbiła go do reszty. Nie miał już na nić siły.
***
Przywitali się
chłodnym cześć, Andi pomógł jej zapakować walizkę i sam poupychał swoje rzeczy
do auta. Punktualnie o 8:01 wyruszyli spod hotelu w Klingenthal. Przez pierwsze
kilka kilometrów nie odzywali się w ogóle. Julie patrzyła w okno, próbując
powiedzieć coś, co go nie urazi.
- Opowiedz mi o nim – usłyszała jego prośbę. Westchnęła głęboko.
- Nie wiem czy mam ochotę…
- Nie rozumiem.
- Dlaczego on cię tak interesuje? – spytała z wyrzutem.
- Bo chcę wiedzieć w czym jest lepszy ode mnie – odparł patrząc prosto
w jej oczy.
- Dziennikarz. Poznaliśmy się na pierwszym roku i do trzeciego łączyła
nas jedynie przyjaźń. Potem coś zaiskrzyło. Zaczęliśmy się spotykać i tak jakoś
wyszło. Po studiach zamieszkaliśmy razem. Pracujemy w jednej branży.
- Skąd jest?
- Z Dortmundu.
- A przyszła teściowa?
- Czemu tak pytasz? Książkę piszesz? – odpowiedziała wyraźnie
wkurzona.
- Przepraszam! Gdybym wiedział, że to taki drażliwy temat, to nadal
siedziałbym w tej cholernej ciszy i słuchał jak ciężko wzdychasz! – wybuchnął.
- Skoro tak ci to przeszkadza to po cholerę mnie zabrałeś?
- Bo w przeciwieństwie do ciebie nie chcę uciekać od przeszłości…
- A ty? – powiedziała spokojniej.
- Co ja?
- Miałeś kogoś przez ten czas?
- Miałem. Ale skończyło się równie szybko, jak się zaczęło – wyczuła,
że nie chce o tym rozmawiać.
- Dlaczego?
- Bo… - spojrzał na nią. Już miał jej powiedzieć, że nigdy się z niej
nie wyleczył, ale nie chciał jeszcze pogarszać sprawy. – Nie umiałem wtedy.
Było za wcześnie – skłamał. Zawsze to lepsze niż powiedzenie jej prawdy.
Ustąpiła.
- Musimy się kłócić? Nie może być jak dawniej?
- Nie chcę marudzić, ale dawniej było tak, że albo nienawidziliśmy
się, albo byliśmy razem – zauważył. Uśmiechnął się do niej sympatycznie.
- W sumie – prychnęła. – Musimy zmienić tradycję!
- Racja.
- Co było to było! To już historia! Teraz trzeba napisać nowy rozdział
– raniła go tym stwierdzeniem, ale nie mógł nic zrobić.
- Właśnie zaczynamy pisać pierwsze linijki… - chichotał z jej
metafory.
- Jak ci się nie podoba, to sam wymyśl lepsze!
- Julie… - spojrzał na nią z politowaniem. Nadal zachowywała się jak
mała obrażona dziewczynka. To też w niej uwielbiał.
- Sam widzisz, że ja się do życia nie nadaję… - zaczęli się śmiać.
Nagle wszystkie emocje zeszły z nich momentalnie. Rozluźnili się. Spojrzeli po
sobie. – Tęskniłam za tobą – wypaliła nagle.
- Ja za tobą bardziej… - dodał, po czym rozpromienił się. Zaczął
odzyskiwać nadzieję.
24.
Do domu przybyli
około 13. Nadia wyjrzała przez okno, słysząc, że ktoś podjechał. Zauważyła
samochód Andreasa i wysiadającą z niego uśmiechniętą Julie. Chwilę później jej
córka zjawiła się w kuchni.
- Mamo, jestem – podeszła do rodzicielki i mocno ją uściskała.
- Widzę. Ale mam pytanie, co się dzieje? Ty i Andreas w jednym
samochodzie? – cały czas była w szoku.
- Wyjaśniliśmy sobie sprawy. Nie będziemy się zachowywać jak dzieci.
- I dobrze! Już myślałam, że wam obojgu wyprało mózgi.
- Pójdę do siebie. Pranie zrobię. Posprzątam może… - zaczęła
wymieniać. Nadia patrzyła na rozpromienione dziecko. Nie przepadała zbytnio za
Tobiasem. Nadal uważała, że Andi jest lepszy dla jej córki, ale nie mogła
podejmować za nią decyzji.
- Dobrze, ale najpierw pójdziesz po zakupy – przywróciła ją na ziemię.
Podała szatynce listę zakupów i wysłała do Inzell.
***
Stała obok półki
z warzywami i pakowała do koszyka wszystko co było na liście. Obróciwszy się w
prawo zobaczyła znajomą twarz. Chwilę zajęła jej identyfikacja osobnika.
- Cześć Julie – usłyszała dobrze znany, znienawidzony głos.
- Werner… - prychnęła. Ostatnie na co miała ochotę, to spotkać tego
krasnala, który zniszczył jej życie.
- Miło cię widzieć…
- Z grzeczności nic nie odpowiem…
- Wiesz, że będę ojcem? Claire jest w ciąży.
- Wiem. I nie wiem co w tobie widzi.
- Najwyraźniej to, czego sama nie dostrzegłaś – zdziwiły ją jego
słowa.
- Na łeb upadłeś?
- Julie złotko, jak ty mało jeszcze wiesz…
- Zejdź mi z oczu.
- Do zobaczenia. Jeszcze się spotkamy – dodał pewny siebie.
Westchnęła. Ostatnie na co miała ochotę to spotkania z tym karłem. Sprawdziła
czy wszystko ma i ruszyła dalej.
***
- Spotkałam tego krasnala… - wpadła do kuchni w dużo gorszym nastroju.
- Powinnam ci powiedzieć wcześniej, bo on czasem pracuje u nas i
pomaga ogarnąć teren wokół pensjonatu. Ale znam twoją reakcję i przychodzi
tylko jak cię nie ma…
- Cudownie…
- Julie, każdy popełnia błędy. Zmienił się…
- Tacy jak on się nie zmieniają.
- Przestań taka być!
- To przestań mnie przekonywać!
- Przez Tobiasa zrobiłaś się okropna. Masz gdzieś uczucia innych.
Claire, twoja przyjaciółka jest z nim w ciąży. Andreasa omijałaś szerokim
łukiem przez 5 lat.
- Bo mu się należało.
- Znowu to robisz. Zamykasz się na ludzi, którym na tobie zależy…
- Daj mi spokój mamo! Idę się przewietrzyć – odparła i szybko wyszła z
kuchni. Udała się na skałki. Dawno nie odwiedzała tego miejsca. Usiadła na pniu
i zaczęła głęboko oddychać. Potrzebowała pomyśleć.
***
- Dzień dobry. Jest Julie? Zostawiła szalik w moim aucie – Andreas
wszedł do kuchni i zobaczył pastwiącą się nad czosnkiem Nadię.
- Wyszła.
- Coś się stało?
- Księżniczka spotkała Jakoba i włączył jej się tryb ochronny. Ten
cały Tobias ma na nią zły wpływ…
- Nie wie pani, gdzie poszła?
- Mówiła coś, że się przewietrzyć. Cokolwiek to w jej języku znaczy.
Ja już własnej córki nie poznaję, Andi… - westchnęła i spojrzała smutno na
blondyna.
- To specyficzny okaz. Zanim się do mnie odezwała minęło 5 lat.
- Poszukasz jej? – poprosiła.
- Chyba nawet wiem gdzie…
***
Już lepiej się
czuła. Świeże powietrze pomogło rozładować jej nerwy. Przypomniało jej się
jedno spotkanie z Andreasem. Jak wmawiał jej, że go zmieniła i że cieszy się,
że są razem. Mogła pomarzyć, że Tobias powie jej coś w tym stylu.
Poczuła, że ktoś
siada obok niej. Przestraszona odskoczyła na bok i dopiero gdy usłyszała
donośny rechot osobnika, uspokoiła się.
- Zwariowałeś!?
- Nie sądziłem, że jesteś taka strachliwa! – Andreas ani myślał
przestać się śmiać.
- Dowcipne – prychnęła i usiadła obok. – Co tu robisz?
- Zostawiłaś szalik w aucie. I jak przyszedłem ci go oddać, bo twoja
mama powiedziała, że poszłaś się przewietrzyć…
- Tylko tyle?
- Powiedziała więcej, ale czy to istotne? – spojrzał na nią.
- Nie rozumiem Claire…
- Człowiek z miłości robi różne rzeczy…
- Ale on jest potworem!
- Julie, ludzie się zmieniają…
- Kolejny! Posrało was?
- Musisz być taka uparta?
- Na siłę wmawiacie mi, że on jest dobry. Jak mam reagować? On
zniszczył nam… - zamilkła. Bała się wypowiedzieć to, co leżało jej na sercu.
- Przebaczyłem mu. Spróbuj sama…
- Kpisz sobie!
- Julie! – wstał i potrząsnął nią. – Co się z tobą dzieje?
- Nie mam pojęcia… - posmutniała i po chwili przylgnęła do niego z
całej siły. Andi objął ją mocniej i uspokajał, słysząc, że płacze.
- Będzie dobrze. Słoneczko, zobaczysz. Ułoży się wszystko – gładził
dłonią jej plecy. Czuł się dobrze mając ją w ramionach.
- Wracamy? – oderwała się po chwili. – Muszę przeprosić mamę.
- Jasne – uśmiechnął się do niej.
- Dziękuję – pocałowała jego policzek. Chwycił jej dłoń i bez słowa,
ale z ogromnym uśmiechem na twarzy, zeszli ze skałek i udali się do pensjonatu.
25.
Następnego ranka
obudziła się w znacznie lepszym nastroju. Po powrocie do domu, przeprosiła mamę
i przy okazji odbyły długą rozmowę. Jak za dawnych czasów. Julie powoli
zaczynała żyć jak wcześniej, przed pojawieniem się Tobiasa. Jakby ciężar, który
trzymała gdzieś w sercu nagle się rozpadł.
Postanowiła
skoczyć po pieczywo i po powrocie pobiegać po miasteczku. Ostatnio zaniedbała
się nieco przez pracę. Ubrała swoje ulubione dresy, bluzę i nieco nadniszczone
już adidasy. Po godzinie aktywności wróciła do domu. W kuchni zastała mamę
przygotowującą śniadanie dla gości.
- Dzień dobry! – przywitała się energicznie.
- Dzień dobry. Widzę, że biegałaś – zauważyła Nadia.
- Musiałam wybiegać resztki złych emocji – usiadła naprzeciw matki i
przyglądała się jej uważnie.
- Coś się stało? – spytała wyraźnie zdziwiona starsza Reutemann.
- Nie. Tylko tak pomyślałam, że może spędzimy święta rodzinnie w tym
roku. Chłopaki z rodzinami przyjadą, my we dwie…
- A Tobias?
- Zeszłoroczna wigilia to porażka. Jego matka jest do mnie uprzedzona…
- skrzywiła się na samo wspomnienie.
- Ja się bardzo cieszę. Nie chciałam ci proponować, bo nie wiedziałam
jakie masz plany. Ale wiedz, że niczego bardziej nie pragnę niż moje dzieci i
wnuki razem! – jej oczy zaszkliły się od łez.
- Mamooooo – Julie wstała i podeszła do matki mocno ją przytulając.
- Zawsze mogłam liczyć na moją kochaną córeczkę.
- To chyba oczywiste, że zawsze możesz na mnie liczyć – odpowiedziała
szatynka.
- Wiem.
- W środę wylatuję do Kuusamo – zakomunikowała. – Mam coś przywieźć z
Finlandii?
- Chyba niczego nie potrzebuję. A kiedy jedziesz do Monachium?
- Wysłałam im już artykuły. Ale we wtorek po południu muszę skoczyć do
redakcji, odebrać materiały. Powinnam chyba zajrzeć do mieszkania… - zmieszała
się nieco.
- A jak on sobie radzi?
- Mówi, że dobrze. Raczej mu wierzę. Z resztą! Nie ma już 15 lat! To
dorosły facet.
- Ufasz mu?
- To chyba oczywiste?
- Już o nic nie pytam…
- Pomóc ci?
- Nie. Idź odpocznij dziecko – uśmiechnęła się z troską do córki.
***
- Andi! – usłyszał krzyk matki z kuchni. Szybkim krokiem skierował się
na dół.
- Stało się coś? – spytał przejęty.
- Spróbuj – Claudia podsunęła mu pod nos łyżkę z czerwonym sosem.
- Co to?
- Zjedz. Ne trucizna – skosztował.
- Pyszne! Co to? – powtórzył.
- Sos. Nadia dała mi ten przepis. Mówiła, że świetne, więc zrobiłam, a
kazałam ci zjeść najpierw, bo ty najwięcej wybrzydzasz w tym domu.
- Dzięki – prychnął.
- Myślałam, żeby zaprosić dziewczyny na wieczór… - zaczęła ostrożnie,
obserwując reakcję syna.
- Dobry pomysł – rozpromienił się na myśl o spędzeniu z Julie trochę
czasu.
- Naprawdę? Już między wami z Julie wszystko ok? – upewniła się.
- Tak. Nie chcemy się zachowywać jak dzieci.
- Dobrze. Wpadną koło 19. Mam nadzieję, że będziesz.
***
- Jesteś zajęta wieczorem? – Nadia zapukała do pokoju córki po lunchu.
- Niekoniecznie. A planujemy coś?
- Wellingerowie zapraszają na wieczorek. Posiedzimy, pogadamy, co ty
na to?
- Ok.
- Cudownie! Idziemy koło 19.
***
Nie denerwowała
się. Przecież już wszystko wracało do normy. Przyjaźnili się. To normalne.
Dwójka ludzi może się przyjaźnić. Kobieta i mężczyzna tym bardziej. Zapukały do
drzwi wejściowych i po chwili pojawił się w nich Andreas.
- Dobry wieczór Andi – Nadia przywitała się serdecznie. Blondyn
wpuścił je do środka. Gdy Julie przechodziła obok niego, uśmiechnął się do niej
szeroko, co ona odwzajemniła.
- Siadajcie, zaraz podam moje dzieło! – Claudia krzyknęła z kuchni.
- Lecicie w środę do Finlandii? – spytała skoczka. Julie oparła się
wygodnie na sofie, naprzeciwko jej matki. Po chwili obok usiadł Andreas.
- Tak. Po południu i będziemy tam wieczorem.
- Julie leci z wami? – dziewczyna popatrzyła na matkę z niepokojem.
- Tak. Przynajmniej tak mi się wydaje…
- Dobrze. Ktoś musi jej pilnować czasem. Szczególnie podczas latania.
Od małego bała się latać samolotem.
- Jeśli o mnie chodzi, mogę ją nawet trzymać za rękę cały lot –
spojrzał na szatynkę i szeroko uśmiechnął się do niej.
- Zabawne – Julie nie było do śmiechu. Pozostała dwójka zachichotała
tylko. – Już nie mam 5 lat mamo!
- Ale nadal się boisz latać.
- Tego nie wiem.
- W razie czego będę jej pilnował – dotknął jej ramienia i delikatnie
go pogładził, nie spuszczając z niej wzroku.
26.
Nienawidziła
latać. Na zewnątrz zachowywała się jak zawsze, ale w samolocie dostała białej
gorączki. Na domiar złego obok niej, zamiast Andreasa, siedział Severin.
Blondyn za to kilka siedzeń z tyłu, przez co był niepocieszony.
Przy starcie
zrobiło się jej słabo. Poprosiła stewardessę o butelkę wody. Wypiła chlustem
połowę i uparła się o fotel, zamykając oczy. Po chwili poczuła, że ktoś chwyta
ją za rękę.
- Spokojnie… - usłyszała znajomy głos. – Jestem przy tobie…
***
Kilka godzin
później byli już na miejscu. Szybko udała się do pokoju. Wzięła prysznic i
wskoczyła do łóżka. Chciała jak najszybciej zasnąć i zapomnieć o tym locie. Do
tej pory miała w głowie jego głos. Spokojny, pełen czułości głos, który tak
uwielbiała.
W strachu nie
zauważyła, że zamienił się miejscami z Sevem. Dopiero gdy znaleźli się w
powietrzu, lekko zwolniła uścisk jego dłoni. Odważyła się spojrzeć na niego i
widziała jak z czułością patrzył na nią. Zrobiło jej się słabo. Potem dopytywał
się, jak się czuje, gładził co jakiś czas jej dłoń, byleby tylko przestała
dygotać. Zrobiło się jej głupio. Bo ani na moment nie pomyślała o swoim
narzeczonym. Ostatnio rzadko o nim myślała. Jakby nie istniał, za co karała się
w myślach.
Usłyszała ciche
pukanie do drzwi. Zdziwiona leżała chwilę z łóżku, myśląc, że owy osobnik sobie
daruje i odejdzie.
- Julie, śpisz? – usłyszała jego szept. Zastanawiała się, czy powinna
otworzyć. Po dłuższej chwili nie wytrzymała i podbiegła do drzwi, otwarła je,
ale nikogo nie zastała. Wyjrzała na korytarz, ale już go nie było. Już miała
zamykać, gdy jego noga zatrzymała proces.
- Nie było cię – wypaliła.
- Myślałem, że już śpisz… - uśmiechnął się lekko.
- Zamierzałam. Ale ktoś mi przerwał – dodała z przekąsem.
- Wpuścisz mnie, czy mam tak stać w progu z ta nogą? – spytał
chichotając pod nosem. Otwarła szerzej i wpuściła skoczka dalej.
- Co cię sprowadza? – okryła się szczelnej szlafrokiem. Nie chciała
paradować przed nim w swojej ulubionej piżamce w pieski.
- Zastanawiałem się, czy już dobrze się czujesz…
- Tak. Dziękuję. Ale mogłeś zadzwonić…
- Tak, ale… No dobra! Chciałem
przeprosić. Bo nie powinienem. Masz narzeczonego, a ja czasem o tym zapominam i
zachowuję się jak się zachowuję… - czuła, że sporo go kosztuje wypowiedzenie
tych słów.
- Nie gniewam się – odparła. Chyba wolała, żeby nie powiedział jej
tego. Poczuła dziwny smutek i rozczarowanie.
- Obiecałem ci przyjaźń i nie chcę tego zniszczyć…
- Andi, nie gniewam się. Naprawdę. W sumie nie przeszkadzało mi to
zbytnio…
- Ale tak nie można. Jest Tobias.
- Właśnie…
- Pójdę już – podszedł do niej na bardzo bliską odległość. Stanął z
nią twarzą w twarz. Resztkami sił panował nad sobą, by jej nie pocałować.
- Wyśpij się. Jutro musisz być w dobrej dyspozycji – odparła.
- Ty też – wahał się chwilę, ale chwycił delikatnie jej ramiona i
ucałował ją w czoło. – Dobranoc – dodał, po czym wyszedł z jej pokoju.
Cała rozdygotana
usiadła na łóżku i wpatrywała się w podłogę. Nie sądziła, że go tego dojdzie.
Najpierw ją przepraszał, a potem pocałował w czoło. Jak kiedyś… Wiedziała, że
to idzie w złą stronę. Ale nie potrafiła nic z tym zrobić. Nie chciała się
bronić…
***
- Zwariowałem – wpadł do pokoju i usiadł na łóżku. Wpatrywał się
przestraszony w podłogę.
- Co zrobiłeś? – Wanki przestraszył się jego reakcji.
- Pocałowałem ją w czoło na dobranoc, a poszedłem przeprosić za brak
dystansu…
- Przecież to nie przestępstwo. Skoro nie strzeliła ci w twarz, to
może ona też sama nie wie co czuje…
- Nie rozumiesz. Nie wolno mi! Ona ma narzeczonego do cholery!
- Ale kochasz ją i to jasne, że chcesz o nią walczyć…
- I tak nie powinienem. Jutro się do mnie nie odezwie.
- Trudno. Potem nie wytrzyma i sama do ciebie przybiegnie – próbował
obrócić wszystko w żart ale Wellingerowi nie było do śmiechu.
- Dla ciebie wszystko jest takie zajebiście proste, nie?
- Nie narzekamy z Aliną. Dla nas wszystko jest proste – uśmiechnął się
od ucha do ucha. Welli cieszył się jego szczęściem. On i jego żona Alina dosyć
długo starali się o dziecko i fakt, że zostanie ojcem sprawiał, że był
najszczęśliwszym facetem na Ziemi.
***
Nienawidziła
Finlandii. Zimno jak w dupie, z każdej strony tony śniegu, mało ludzi i sklepy
oddalone od wioski o kilometry. Stała obok Dirka i tańczyła dopiero co
wymyślony taniec, mający spowodować delikatne ogrzanie kończyn.
- Tak zimno tu dawno nie było – zastukał zębami z zimna Niemiec.
- Chcę już do hotelu – odparła.
- Dziewczyno lepiej wracaj. Cała dygoczesz. Zaraz dostaniesz gorączki
– spojrzał na dziewczynę.
- Jeszcze tylko kilku. Wytrzymam – Zosia-samosia zwyciężyła.
Po skończonych
kwalifikacjach znalazła kogo chciała znaleźć, spytała o co miała spytać i
szybko zabrała się z ekipą Polaków do hotelu.
Na miejscu wzięła
rozgrzewający prysznic i szybko znalazła się w łóżku. Nie miała nawet ochoty na
jedzenie. Jedyne o czym marzyła, było zaśnięcie. Niestety gorączka rosła.
Usłyszała dźwięk swojego telefonu. Z ledwością podniosła go ze szafki nocnej i
odebrała.
- Słoneczko, jesteś w hotelu? – usłyszała zmartwiony głos Andiego.
- Tak. Leżę z gorączką w łóżku… - jak na złość jeszcze, dostała ataku
kichania.
- Cholera, zaraz ci przyślę Marcela. My już dostaliśmy po aspirynce.
- Nie trzeba, naprawdę. Pójdę zaraz spać i mi przejdzie.
- Nie ma mowy! Otwieraj drzwi i wracaj do łóżka. Zaraz tam jestem! –
zaprotestował i rozłączył się. Chwilę potem już czekał aż mu otworzy.
- Mówiłam ci, że to niepotrzebne – wpuściła go do środka, ledwo stojąc
na nogach.
- Akurat! – przyłożył dłoń do jej czoła. – Ze 40 stopni jak nic! –
zagonił ją do łóżka. – Leż. Zrobię ci herbaty – powiedział. Za chwilę zjawił
się Marcel z zestawem lekarstw. Kazał połknąć szatynce kilka tabletek i życząc
zdrowia opuścił pokój.
- Nie siedź tutaj. Zarazisz się! – powiedziała, gdy usiadł obok niej.
- Leż i nic nie mów – odgarnął jej włosy z czoła. Siedział przy niej
chwilę i gdy zobaczył, że zasnęła postanowić iść do siebie. Zbliżył się do jej
twarzy, pocałował delikatnie jej policzek, by jej nie obudzić i przykrył
mocniej kołdrą. Gdy był już przy wyjściu usłyszał jej cichy głos.
- Andi, możesz zostać? – uśmiechnął się lekko i bez słowa położył się
obok niej.
27.
Rankiem czuła się już lepiej. Gdy otwarła oczy
zobaczyła śpiącego przodem do niej Andreasa. Uśmiechnęła się lekko na ten widok.
Wyglądał wyjątkowo uroczo. Delikatnie obróciła się na plecy. Zastanawiała się,
dlaczego poprosiła go, by został. Przecież nie chciała by się zaraził. Mimo
wszystko jego obecność jej pomagała. Kilka razy w nocy ocknęła się i czuła jego
dłoń na swojej talii.
- Jak się czujesz? – usłyszała jego zaspany głos. Odwróciła się w jego
stronę.
- Lepiej… Dziękuję, że zostałeś – dodała po chwili z ciepłym
uśmiechem.
- Nie ma za co. Jeśli ci to pomogło, to tym bardziej się cieszę.
- Mam nadzieję, że cię nie zaraziłam.
- Czuję się dobrze, więc chyba nie. Ale muszę się już zbierać…
- Rozumiem. Jeszcze raz dziękuję i przepraszam za kłopot.
- Daj już spokój – spojrzał na nią i podniósł się z łóżka. – Do
zobaczenia potem – dodał i wyszedł.
***
- Gdzie byłeś? – Wank ubierał się, gdy Andi wrócił do pokoju.
- Julie miała gorączkę i zostałem z nią – odparł zadowolony.
- Całowaliście się? – wypalił. W odpowiedzi dostał mocnego kuksańca w
ramię. – To boli!
- Nie żartuj sobie!
-
Spokojnie – zachichotał. – Tak mi się powiedziało. Andi wyluzuj!
-
Nie umiem jeśli chodzi o nią…
- Jest dobrze. Idź tą drogą, a zobaczysz. Jeszcze ją odzyskasz –
poklepał kumpla pocieszająco po plecach.
- Obyś miał rację. Wezmę prysznic i schodzimy na śniadanie.
***
Gdy pochwaliła
się gorączką, musiała obserwować konkurs w jednej z kabin komentatorskich. Nie
była zadowolona, ale nie dyskutowała. Dopiero po drugiej serii mogła wyjść i
zrobić kilka wywiadów.
Chciała spotkać
się z Andim. Pobyć z nim, bez słów. Zwyczajnie. Czuła, że jej czegoś brakuje,
gdy go nie było przy niej. Dlatego ucieszyła się, gdy stanął na podium, bo
mogła zrobić z nim krótki wywiad.
Zadowolona
podeszła z dyktafonem do trzech najlepszych skoczków. Andiego zostawiła na
koniec. Gdy szła w jego stronę, to o mało nie wywinęła orła, gdyż nie zauważyła
ubitej kupki śniegu. W ostatniej chwili skoczek złapał ją, przez co uniknęła
upadku.
- Dziękuję – zachichotała z siebie.
- Pomału! Wiem, że nie możesz się doczekać gratulacji dla mnie, ale
spokojnie! Nie ucieknę ci…
- Śmiej się. Zabawne w ciul! – otrzepała niewidoczne płatki śniegu z
kurtki i podstawiła mu dyktafon pod nos. – Panie Wellinger, dobre trzecie
miejsce dzisiaj… - włączyła tryb profesjonalistki i zaczęła przeprowadzać
wywiad.
***
- Julie… - rozmawiała z Tobiasem przez telefon. Zadzwonił do niej z
wyrzutami, że się nie odzywa. Po chwili uspokajania przez szatynkę, ustąpił. –
Mama pyta czy wpadniemy na święta.
- Ja nie. Zostaję w Weissbach– odparła oznajmująco.
- Ale jak to? Przecież co roku jedziemy do Dortmundu! – zaprotestował.
- Mój drogi, ostatnio byliśmy u ciebie. Teraz chcę spędzić święta z
mamą…
- Nie ma mowy! Moja mama już się nastawiła i zaprosiła całą rodzinę!
Masz być przedstawiona reszcie.
- Rozkazywać to sobie możesz! Nie ma mowy. Baw się dobrze, ale beze
mnie.
- Julie!
- Coś jeszcze? Jestem zmęczona i chcę iść spać.
- Nie myśl, że temat załatwiony.
- Dobranoc kochanie. Śpij słodko – zignorowała jego wściekłość i
rozłączyła się.
***
- Stało się coś? – przy śniadaniu nie odzywała się w ogóle, a od kilku
minut jeździła łyżeczką po talerzu.
- Nie… - nie miała ochoty na tłumaczenie się. Wank nie ustępował.
- Julie… Widzę. Andi też się martwi…
- Przecież go tu nie ma – na chwilę oderwała się od pasjonującego
zajęcia.
- Poszedł po kawę dla ciebie. Chodzi o niego?
- Nie – odpowiedziała od razu.
- To o co?
- Nie odpuścisz? – uśmiechnął się do niej, czym kompletnie ją
rozbroił. - Pokłóciłam się z chłopakiem.
- Od tego się nie umiera. A o co poszło?
- O święta. Zaplanował sobie za moimi plecami, że przestawi mnie rodzinie.
Jego mamusia już wszystko zorganizowała…
- Nadopiekuńcza teściowa… - odparł, jakby znał ten temat.
- Wiesz coś o tym?
- Mama Aliny nie przepadała za mną, ale zrozumiała, że jej córka
trafiła na najlepszego faceta na świecie! – wypiął się dumnie.
- A na jakiego skromnego – Welli wrócił z dwoma filiżankami kawy.
Proszę – postawił przed Julie i usiadł naprzeciwko. – Już lepiej?
- Podziękuj swojemu rozbrajającemu przyjacielowi – uśmiechnęła się.
- Naucz mnie tego – zwrócił się do starszego.
- Chciałbyś! To moja sekretna broń. A tą starą pindą się nie przejmuj.
Nikt cię do niczego nie może zmusić – puścił jej oczko.
- Dzięki Wanki – Wellinger spojrzał po tej dwójce i próbował
rozszyfrować o co chodzi.
- Powiem ci potem – zwróciła się do niego. – Trzeba się zbierać.
28.
Po kolejnym
udanym dla Niemców konkursie, pakowała swoje rzeczy do walizki. Rankiem miała
polecieć do domu i do redakcji. Reszta cyrku przenosiła się do Lillehammer od
razu. Gdy skończyła postanowiła zadzwonić do Welliego.
- Masz chwilę? – spytała, gdy usłyszała jego głos.
- Dla ciebie zawsze.
- Chodź na spacer!
- Będę za 10 minut.
***
Bez słowa
przemierzali uliczki Kuusamo. Nie potrzebowali rozmawiać, by dobrze się czuć w
swoim towarzystwie. Na ich szczęście nie spotkali prawie nikogo. Większość po
konkursie rozjechała się do domów lub przemarznięci nie mieli ochoty na
szlajanie się po mieście.
- Powiesz mi, co cię trapiło rano?
- Pokłóciłam się z Tobiasem wczoraj – odparła niechętnie. Nie chciała
niszczyć ten miłej chwili.
- O co poszło?
- Zaczął ze swoją mamusią decydować za mnie. Umyślili sobie, że na
święta zaproszą całą swoją doskonałą rodzinkę i przedstawią mnie oficjalnie.
- Nie chcesz?
- Nie. Chcę spędzić święta z bliźniakami i mamą – odparła pewnie.
- Czyli zostajesz w Weissbach? – rozpromienił się.
- Jako przyjaciel powinieneś poudawać chociaż, że się przejąłeś moją
kłótnią z chłopakiem – wytknęła mu język.
- Szkoda mi czasu – uśmiechnął się.
- Wracajmy. Wolę posiedzieć z tobą w ciepłym pokoju. Jest uroczo, ale
zimno – zaproponowała.
***
Pokazała mu swoje
zbiory na komputerze. Mnóstwo artykułów, notek i felietonów, które pisała przez
ostatnie lata. Był zaskoczony tym, że dziennikarz ma tyle pracy. Leżeli na
brzuchach przed jej komputerem.
- Następnym razem jak usłyszę, że ktoś mówi, że nic nie robicie, to
pierdzielnę tą osobę w głowę.
- Daj spokój. Nikt nas nie zmuszał do tych studiów.
- Musisz wracać do Niemiec? – spytał po chwili.
- Muszę. Ale jadę tylko na dwa dni. W środę już wracam.
- Nie wiem jak wytrzymam do środy bez ciebie – spojrzał na nią.
- Dasz radę – przymknęła komputer i odłożyła go na bok. Po chwili
położyła się z powrotem obok skoczka.
- Lubię to nasze milczenie – powiedział, nie spuszczając z niej
wzroku.
- Ja też. Popatrz, jak to wszystko się układa. Pół roku temu nie
podejrzewałabym, że tak się stanie.
- Mogłem sobie pomarzyć, że się do mnie odezwiesz.
- Nie mówmy o tym – poprosiła.
***
Powrót do
Weissbach był dziwny. Ale lepsze to niż powrót do Tobiasa. Załatwiła wszystkie
sprawy w domu i w redakcji. Szybko zahaczyła o mieszkanie i popatrzyła czy jej
chłopak sobie radzi. Było nawet czysto jak na Tobiasa. Nie spędziła tam dużo
czasu, nie chcąc spotkania z mężczyzną. Zostawiła jedynie kopertę z biletami na
Titisee-Neustadt. Tak jak się umawiali.
***
Kilka dni w Lillehammer minęło szybko. Za szybko.
Nie miała zbyt dużo czasu dla Andreasa, bo szykowała spory artykuł o rewolucji
w Niemieckich skokach. Miał on trafić na pierwszą stronę „Skiwelt” i musiała
się postarać.
Dopiero w sobotę
wieczorem mogła odetchnąć. Zapukała do pokoju chłopaków. Drzwi otworzył jej
zasmucony Andreas. Widząc jednak dziewczynę, od razu się rozpromienił.
- Skończyłaś? – spytał podekscytowany.
- Tak. Mam dla ciebie ile tylko chcesz czasu – uśmiechnęła się
szeroko.
- Tak się cieszę – pociągnął ją za ramiona i nogą przymknął drzwi.
Przywarł jej plecami do ściany i przybliżył się niebezpiecznie blisko. Stykali
się czołami i patrzyli prosto w oczy.
- Wankiego nie ma? – spytała szeptem.
- Wyszedł – odparł tuż przy jej ustach. Dotknął dłonią jej policzka i
już miał pocałować jej pełne usta, gdy usłyszał chichot Wanka przed drzwiami.
Oskoczyli od siebie i zmieszani udali się w głąb pokoju.
- Julie! – Andi rozpromienił się na widok koleżanki. – Jak artykuł?
- Gotowy – odparła niepewnie. Oboje z Wellingerem zachowywali się
dziwnie.
- Stało się coś?
- Nie. Dlaczego tak sądzisz?
- Nieważne. Wydaje mi się. Alina była na USG i mówi, że płód rozwija
się prawidłowo – oboje zrozumieli jego euforię.
- Tak się cieszę! – Julie na słowo dzieci i wszystko co z nimi
związanie, robiła się nadopiekuńcza.
- Nie mogę się doczekać! Jeszcze 5 miesięcy!
- Akurat po sezonie. Będzie można porządnie opić!
- Ty tylko o jednym. Sam sobie spraw!
- Nie mam z kim… - w pomieszczeniu zapadła niekomfortowa cisza.
- Piwo? – zaproponował czarnowłosy.
- Chętnie! – odpowiedzieli w jednym czasie.
29.
Wank uważnie
przyglądał się dwójce przyjaciół siedzących obok siebie z wyraźnym zmieszaniem na
twarzach. Nie zaczynał tematu, ale czekał aż któreś zauważy, że on zauważył.
- Musisz się tak gapić? – Welli kończył już drugie piwo.
- Dopóki się nie dowiem o co poszło, to nie ma mowy, żebym przestał –
popatrzył na dwójkę z szerokim uśmiechem.
- O nic – Julie postanowiła trochę przyaktorzyć. – My lubimy milczeć.
- Akurat. Zazwyczaj nie odrywacie od siebie wzroku, a teraz
zachowujecie się jakby do czegoś doszło…
- Skończysz? – Welli wkurzył się już porządnie.
- Ach dzieci… - westchnął. – Na dzisiaj koniec! – zaprotestował,
widząc, że Andi chce zamówić kolejne piwo. – Jutro też jest konkurs.
- Andi, on ma rację. Chodźmy – odważyła się do niego odezwać.
***
Leżał na łóżku
gapiąc się na sufit. W chwili gdy o mało ją nie pocałował, czuł, że też tego
chciała. Gdyby nie Wanki, zrobiłby to, a potem dostał w twarz. Tymczasem w
twarz nie dostał, ale ból jaki powodował jej odsunięcie się od niego był
mocniejszy. Bo coś pękło między nimi. Jakby się opamiętała i teraz będzie go
trzymać na dystans. Jak kiedyś.
- Co tak leżysz? Za dużo w czubie? – zachichotał Andreas.
- Myślę…
- To coś nowego – położył się obok blondyna.
- Nie kpij.
- Co żeś uczynił?
- Prawie ją pocałowałem.
- Super, ale dlaczego prawie?
- Bo wróciłeś kretynie.
- Uuuu… Wujek Andi wszystko zepsuł – dobry humor nie opuszczał
starszego.
- Do jasnej cholery, spieprzaj ode mnie!
- Uspokój się młody! Idź z nią pogadaj, a nie!
- Wywali mnie na zbity pysk.
- Idź się przekonać, a nie zgaduj.
- Myślisz? – uspokoił się nieco.
- Idź. Mam cię odeskortować pod drzwi?
- Dam sobie radę – wstał i w momencie zebrał się do wyjścia.
Droga do jej pokoju dłużyła się bardziej niż
zwykle. Dotarłszy na koniec korytarza, zapukał cicho. Gdy nie uzyskał
odpowiedzi, zapukał kolejny raz i kolejny. Coraz głośniej.
- Będziesz mnie teraz unikać, rozumiem… - westchnął. Wiedział, że jest
w środku, ale nie chce z nim rozmawiać. Spróbował jeszcze raz. Widząc, że nie
zamierza odtworzyć, wrócił do siebie.
- Już? – Wanki popatrzył zszokowany na przyjaciela. – Nie otwarła?
- Jak myślisz kretynie?
- Połóż się. Wychodzę pobiegać. Nie rób nic głupiego! – poprosił
młodszego i ulotnił się z pokoju. Przed wyjściem postanowił zajrzeć do Julie.
Stanął pod jej
drzwiami i zapukał energicznie. I to kilka razy, gdyż nie zamierzała otworzyć.
- Robisz błąd Julie. Porozmawiajcie ze sobą do cholery. Chyba, że
wolisz siedzieć i jak idiotka udawać, że cię nie ma. Twój wybór. Już raz go
straciłaś… - dodał i wyszedł na dwór. Nie mógł rozwiązać ich problemów.
***
Obudziło go
głośne dudnienie w drzwi. Wstał i myśląc, że to Wanki nie spojrzał nawet na
osobę przed progiem.
- Ile razy mam ci mówić, żebyś brał klucz – odparł smutno i wrócił do
łóżka.
- Musisz nasyłać na mnie swojego przyjaciela-przygłupa? – usłyszał w
odpowiedzi jej wściekły głos.
- Nikogo nie nasłałem na ciebie królewno – nawet na nią nie spojrzał.
- Akurat. To po jaką cholerę krzyczał pod moimi drzwiami?
- Może się przejął tym jak mnie traktujesz…
- Niby jak?
- Jak pieprzoną zabawkę! Nic ci nie przeszkadza, a nagle przestajesz
się do mnie odzywać! – wściekły stanął tuż przed nią.
- Bo najpierw mówisz, że ci przykro, a potem zachowujesz się jakby ci
wszystko było wolno!
- Ktoś mi chyba na to pozwolił! Nie zmuszałem cię do niczego!
- Może jeszcze powiesz, że to moja wina!
- Zastanów się do cholery, czego ty chcesz!
- Wiem czego chcę! – o mało się nie zasztyletowali. – Na pewno nie
chcę ciebie! – wykrzyczała. Stanęło mu serce. Nie tego oczekiwał.
- To po cholerę to wszystko?
- Myślisz, że umiałabym zaufać komuś dla kogo byłam zakładem?
- O to chodzi – wyminął ją. Oparł się o ścianę. – Wyjdź! Wynoś się
stąd. Nie będę przebywał z kimś kto mi nie ufa. No co tu jeszcze robisz?
Spieprzaj do niego! – przestał nad sobą panować. Szybko wybiegła z jego pokoju
i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Upadł kompletnie
bezsilny na łóżko. Serce pękało mu na malutkie kawałeczki. Nie sądził, że nadal
wierzyła wersji Wernera. Po chwili z oczu zaczął cieknąć potok łez. Z
bezsilności, z niemocy, z rozpaczy.
***
Wbiegła zapłakana
do pokoju i rzuciła się na łóżko. Nie chciała mu tego powiedzieć. Wyładowała na
nim całą swoją frustrację. Nagle zrobiło się oczywiste, że on nadal ją kochał.
Czekał na nią przez te wszystkie lata. A ona zwyczajnie próbowała o nim
zapomnieć. Ból jaki widziała w jego oczach, gdy krzyczał. Nigdy się tak nie
kłócili. Nigdy tak źle nie było. Teraz czuła, że już nigdy jej nie wybaczy. Może to dobrze? Skupię się na ślubie i tym
co budowałam tyle czasu… Huczał głos w jej głowie.
***
Andreas nigdy nie
był w tak złym stanie przed konkursem. Wanki cudem zmusił go do zjedzenia
czegokolwiek. Blondyn wypłakał mu się po powrocie z biegania. Poczuł się winny,
że poszedł do niej. Ona wzięła to za atak i wyżyła się na Bogu ducha winnym
skoczku.
- Może odpuścisz dzisiaj? Wyglądasz gorzej niż podczas ciężkiej grypy…
- Nie. Muszę coś robić. Choć na chwilę się oderwać – odpowiedział.
- Muszę mieć cię na oku.
- Boisz się, że z rozpaczy zabiję się na zeskoku? – prychnął. – Nie
martw się. Może i wiem za co ona mnie ma, ale nie skończę ze sobą przez jakąś
kobietę.
- Jak tak mówisz, to ci wierzę.
- Wanki, pozbieram się – nie ufał jego zapewnieniom. Kiedyś może tak,
ale chwilę to potrwa.
30.
Na skoczni była
tylko chwilę. Dziękowała Bogu, że żaden z Niemców nie był na podium i nie
musiała z nimi rozmawiać. Kompletnie by ją to rozbiło. Widziała go z oddali.
Przechodził smutny obok kibiców, machając im niechętnie. Wymuszał lekki śmiech,
co od razu zauważyła. Ale tak musiało być. On i ona muszą się rozdzielić i iść
swoją drogą.
Wróciła do hotelu
i spakowała walizkę. Z samego rana miała się udać do domu. Udało się jej
dokoptować do Austriaków. Niemcy wracali samolotem z Czechami. Można
powiedzieć, że nic jej nie groziło.
***
Nadia powitała ją
z niewyraźnym uśmiechem na twarzy.
- Co się stało?
- Myślałam, że masz więcej rozumu. Claudia dzwoniła do mnie z
pytaniem, dlaczego Andi mówi, że już się nie przyjaźnicie i nie ma mowy, że
będziecie.
- Poskarżył się dzieciak…
- Jesteś kretynką! – potrząsnęła nią porządnie. – Zawsze łudziłam się,
że jednak wybierzesz Andreasa, ale widać te dortmundzkie zadufane w sobie pawie
wyprały ci mózg. Może powinnaś przemyśleć wizję spędzenia świąt z nimi? – to
było dla niej jak policzek w twarz. Jej własna matka nie chciała jej oglądać w
święta.
- Już cię przekabacili?
- Nie. Ja zwyczajnie nie poznaję swojej córki. Moja Julie się tak nie
zachowywała. Nie miała w dupie ludzkich uczuć.
- Skoro tak bardzo się mnie wstydzisz, to proszę bardzo. Ulotnię się
na święta – trzasnęła drzwiami i wyszła z kuchni.
***
Czuła się
paskudnie. Wzięła kluczyki i pojechała do Inzell. Musiała zajrzeć do Claire.
Miała nadzieję, że chociaż ona jej została. Nie spodziewała się, że własna
matka będzie miała do niej pretensje. Nie była już małym dzieckiem i uważała,
że jako matka powinna akceptować wszystkie jej decyzje.
Dotarła pod
adres, który wysłała jej przyjaciółka z zeszłym miesiącu. Zadzwoniła dzwonkiem
i zobaczyła uśmiechniętą Claire z wyraźnie już zaokrąglonym brzuszkiem.
- Cześć kochana, mogę? – spytała.
- Oczywiście! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mnie odwiedziłaś.
Dawno się nie widziałyśmy – wpuściła ją do środka i mocno przytuliła. – Co u
ciebie? Jak Andreas?
- Musicie wszyscy pytać o niego? – ciśnienie jej skoczyło.
- Widzę, że nieciekawie. Zrobię nam herbaty i wszystko opowiesz.
***
- I co sądzisz? – spytała na koniec opowieści. Claire wpatrywała się w
nią oczami wielkości 2 Euro.
- Że sama nie wiesz czego chcesz.
- To powinno być oczywiste, że chcę Tobiasa. Mamy wziąć ślub,
zamieszkać z dziećmi. Taki był plan… - odparła zrozpaczonym głosem.
- Planować to możesz kolor płytek w łazience, a nie wspólne życie z
mężczyzną, którego nie kochasz…
- A skąd wiesz, że nie kocham?!
- Bo to widzę. Przyznaj w końcu, że to było tylko idealne zastępstwo
za Andreasa. Chciałaś mieć kogoś, kto cię oderwie od myślenia o nim.
- Nieprawda!
- Julie, kogo ty oszukujesz?
- Andreas jest nic nie wartym kłamcą.
- Jak ty nie chcesz nic zrozumieć… - westchnęła.
- Ja wszystko rozumiem. Zakład to zakład.
- A co jeśli zakładu nigdy nie było? – usłyszały głos z przedpokoju.
Julie odwróciła się i zobaczyła opierającego się o framugę Jakoba.
- Co ty znowu wymyślasz?
- Zawsze miałem cię za inteligentną dziewczynę, więc dziwi mnie twoja
głupota. Wymyśliłem to.
- Po co? Zdajesz sobie sprawę, że to…
- Tak. Chciałem wam zniszczyć życie – odpowiadał spokojnie, jakby
pytała się o pogodę na jutro.
- Co my ci zrobiliśmy?
- Zrobię herbaty – Claire kiwnęła chłopakowi, że może wszystko
powiedzieć i wyszła.
- Zakochałaś się w nim. A on w tobie – podszedł do kanapy i usiadł po
drugiej stronie co Julie. – A ja cię kochałem od podstawówki. Zawsze mi się
podobałaś i imponowałaś, że byłaś taka mądra. Dokuczałem ci, bo chciałem
zwrócić na ciebie uwagę. Andreas znał taką niepisaną zasadę, że z tobą się nie koleguje,
bo ja tak mówiłem. A chodziło o to, że wiedziałem, że się w tobie zakocha. Bo
nie można było inaczej. Miałaś być tylko moja. Chciałem dorwać scenariusz tej
głupiej sztuki, żeby dać sobie rolę Andreasa, a jemu wcisnąć moją. Chciałem,
żebyś zakochała się we mnie i z zazdrości nie wytrzymałem. Przepraszam Julie… -
spojrzał na nią.
Siedziała
trzymając głowę między dłońmi. Zrobiło jej się słabo. Odprawiła z kwitkiem
Wellingera dwa razy, bo nie znała prawdy. Poczuła się żałośnie, ale ani trochę
nie była zła na Wernera, a na siebie. Przecież od dawna wiedziała, że on nie
mógł jej tego zrobić. Właściwie od zawsze, ale jej uparta natura nie pozwalała
jej tego przyznać. A teraz chciała za wszelką cenę udowodnić sobie, że wie
lepiej. Że ona nie dokonuje złych wyborów.
- On wie? – spytała po dłuższej chwili.
- Wie.
- To dlaczego mi nie powiedział?
- Bo jesteś upartym osłem i wiedział, że mu nie uwierzysz. Nie prosił
mnie, żebym ci to powiedział, bo chciał, żebyś była szczęśliwa z tym twoim
gościem. Facet, pomimo tego że cię kocha, chce cię puścić wolno. Wiesz co to
znaczy?
- Jakob… Ja wszystko zniszczyłam… - rozbeczała się jak małe dziecko.
- Nigdy nie jest za późno.
- Akurat! Co ty możesz o tym wiedzieć?
- Akurat ja wiem sporo, Julie. Za 4 miesiące zostanę ojcem i mam
pracę, dom, kochającą kobietę. Wszystko czego pragnę do szczęścia. Każdy może
się zmienić. Tylko rzuć tego kretyna z Dortmundu!
- Chcesz mi jeszcze rozkazywać? – spojrzała na niego krzywo.
- Znowu to robisz Julie – do salonu weszła Claire. – Posłuchaj w końcu
tego tłumu, który ci chce przetłumaczyć pewne rzeczy. Tu nikt ci nie robi na
złość. Chcemy waszego szczęścia.
- Co mam robić?
- Wróć do domu. Przeproś mamę. Przeproś Andreasa. Zerwij z pawiem i
wróć do nas na stałe – odparła uśmiechnięta Claire.
- Chyba nie mam nic do stracenia. Co mi szkodzi spróbować?
31.
Wróciła do domu
około 19. Wiedząc, że o tej porze Nadia będzie w kuchni, weszła tam od razu.
Matka czytała czasopismo, które przywiozła jej Julie.
- Możemy porozmawiać? – spytała speszona.
- Proszę – zerknęła na nią zza okularów i wskazała stołek przed nią.
- Przepraszam mamo… Jestem głupią idiotką. Nic nie mów! – uciszyła ją,
gdy chciała jej przerwać. – Byłam dzisiaj u Wernerów i dowiedziałam się prawdy.
Jakob robił to wszystko, bo mnie kochał, a Andi wszedł mu w paradę. Zazdrość
doprowadza ludzi do głupstw i dlatego skłamał o zakładzie. A ja mu uwierzyłam,
bo tak cholernie bałam się zranienia i tego, że Andi będzie kłamał jak ojciec…
- Twój ojciec był zwykłą szmatą. Nie możesz podejmować decyzji na
podstawie jego zachowania.
- Ale boję się, że będę nieszczęśliwa.
-
Bardziej cię to czeka z Hunterem. Dzwonił dzisiaj.
-
Po co? – zdziwiła się.
- Ponoć przyjeżdża do Titisee. I pytał czemu masz
wyłączony telefon. W sumie to warczał. A potem czy ma gdzie spać. To odesłałam
go do ciebie. Włącz dziecko telefon.
- Przepraszam.
- Nie gniewam się. Mam tylko nadzieję, że skoro
znasz prawdę, to przeprosisz Andreasa.
- Muszę!
- Teraz brzmisz jak moja córka – podeszła do niej i
mocno ją objęła ramionami.
***
Następnego
dnia obudził ją hałas z dołu. Otwarła niechętnie oczy i ubrawszy szlafrok,
zeszła na dół.
- Tobias? – widok narzeczonego spowodował u niej
odruch wymiotny. Był ostatnią osobą której się spodziewała.
- Przyjechałem wcześniej! Cieszysz się? – spytał
uśmiechnięty.
- Tak – w myślach jednak dodała: jak cholera…
- Cudownie. Gdzie mam spać?
- Na górze mamy pokoje gościnne. Chodź – odparła i
wskazała mu schody. Sama miała przyjść za moment.
- Co on tu robi? – spytała szeptem matkę.
- Mnie się pytasz? Mówiłaś, że pracuje w tygodniu.
- Bo pracuje! Jeszcze jego mi brakuje – westchnęła.
Nadia skrzywiła się.
- Co masz taką minę?
- Andreas widział go. Jak się rzucił na mnie na
powitanie i zaczął ściskać i drzeć się mamo.
Nie był zadowolony i szybko uciekł smutny do domu.
- Kaplica… – usiadła z bezsilności na stołku.
- Córeczko. Powiedz mu prawdę, odeślij z powrotem do
Monachium, a potem z kwiatami do Andreasa.
- Na głowę upadłaś? Do faceta mam z kwiatkami iść?
- Ja tylko radzę.
- Idę się ubrać – westchnęła i poszła do siebie.
***
Przyjechał
do niej. Po raz pierwszy widział tego chama. Uśmiechał się dumnie i nazywał
Nadię mamą. O mało nie zwymiotował. Nie wierzył, że Julie wolała tego
egocentryka zamiast jego. Nie umiał się z tym pogodzić. Smutny wszedł z
powrotem do domu.
- Jacyś nowi goście w pensjonacie?
- Narzeczony od siedmiu boleści przyjechał –
prychnął i szybko udał się do swojego pokoju.
- To kaplica…
***
Nie
mógł się powstrzymać. Ze swojego okna obserwował ją w jej pomieszczeniu. O
dziwo siedziała sama i czytała książkę, a tego pajaca nie było z nią. Zauważył,
że obraca głowę w stronę drzwi. Dopiero po dłuższej chwili otwarła je i do
środka wszedł pajac.
Usiadła
jak poprzednio i kompletnie go ignorowała. Nie zachowywali się, jakby było
idealnie. Wręcz przeciwnie. Do jego głowy napływały myśli, że może jeszcze nie
wszystko stracone, ale jak szybko powstawały, tak szybko je wyrzucał. Nie
chciał już cierpieć przez nią. Sfrustrowany odszedł od okna i położył się na
łóżku.
***
- Co tu robisz tak wcześnie? – spytała z wyrzutem.
- Przyjechałem porozmawiać.
- O czym? Myślałam, że wszystko mamy ustalone.
- Nie. Święta bez dyskusji spędzamy w Dortmundzie, a
ślub jest z miesiąc. Zaproszenia już rozesłane po mojej rodzinie, a sama
mówiłaś, że z twojej nie ma dużo osób, to możemy ich zaprosić w tym tygodniu.
- Oszalałeś?! – wybuchła krzykiem. – Nie ma mowy!
Żadnego ślubu! Mieliśmy go planować razem, po sezonie!
- Ale uznałem, że nie ma co czekać.
- Aha. Sam uznałeś… Moje zdanie masz w dupie?
- Kochanie… To nie tak. Przecież cię znam i wiem co
lubisz. Projekt sukni jest w teczce w pokoju. Zaraz ci przyniosę.
- Wynoś się!
- Kochanie…
- Wynocha! I żadnego ślubu nie będzie. Wybij sobie
to z głowy!
- Jeszcze zobaczymy…
32.
Z
samego rana spakowana, pożegnała się z mamą i ruszyła do Titisee, nie czekając
nawet na Tobiasa. Opowiedziała Nadii wszystko i starsza obiecała się nim zająć.
Kilka
minut po wyjeździe Julie, na dół zszedł Tobias.
- Dzień dobry. Gdzie Julie? – spytał jeszcze
zaspany.
- Pojechała do pracy. Nie wszystkim się powodzi jak
panu.
- Jak to pojechała? Mieliśmy porozmawiać! – oburzył
się.
- O ile mi wiadomo monolog to nie rozmowa.
- Mamo!
- Jak śmiesz tak do mnie mówić dzieciaku?
- Przecież będziemy rodziną – powiedział w swoim
stylu.
- Po moim trupie.
- Jadę do Julie. W domu traci rozum.
***
- Co u was takie krzyki? – spytała Claudia, wchodząc
do kuchni.
- Pajac z Dortmundu przyjechał – wściekła Reutemann
wyżywała się na kapuście.
- Zabawne. Andi nazywa go w ten sam sposób.
- Kretyn zaplanował sam ślub na za miesiąc, chociaż,
mieli oboje ustalać wszystko po sezonie, rozkazuje jej jechać na święta do
niego i ciągle ją kontroluje.
- Dlaczego go nie rzuci.
- Chce, ale on jest psychiczny. Boję się o nią. Ma
bilety na konkurs i pojechał za nią.
- Cudownie… A Andreas?
- Dajmy spokój chłopakowi.
- W sumie. Ostatnio nie ma siły na cokolwiek.
- Dziwisz mu się? Miłość jego życia powiedziała mu
prosto w twarz, że go nie chce. Sama bym umarła z rozpaczy.
- Mimo wszystko ktoś powinien jej bronić, a Andi to
zrobi bez mrugnięcia okiem.
- Jest jeszcze?
- Nie. Godzinę temu pojechali z Marinusem. Zadzwonię
i mu opowiem. Nie martw się. Julie jest bezpieczna z moim synem.
***
Cieszyła
się jak małe dziecko, gdy dotarła do Titisee-Neustadt. Małe, ciche miasteczko.
Konkurs. Praca. Odskocznia od Tobiasa. Zakwaterowała się w hotelu i udała do
siebie. Na szczęście miała osobny pokój i Tobias nie mógł do niej wchodzić. W
recepcji zaznaczyła, żeby nie wpuszczać Huntera do niej.
Po
rozpakowaniu się, zeszła do loży dla dziennikarzy i wysłuchała konferencji
prasowej skoczków. Zrobiła najpotrzebniejsze notatki i wróciła do siebie.
Obawiała
się zejścia na kolację, bo mogła tam spotkać Tobiasa. Mimo wszystko była głodna
i musiała coś zjeść. Po wejściu na salę rozejrzała się uważnie i nie widziała
go. Nałożyła sobie swoich ukochanych surówek i usiadła na uboczu, ale mając na
uwadze wejście do sali. Konsumowała w spokoju, gdy pojawił się obok niej
Hunter.
- Mnie się nie ucieka, królewno – chwycił jej dłoń z
całej siły.
- Zostaw mnie! – krzyknęła.
- Cicho! Bo inaczej porozmawiamy!
- Idź stąd! Nie mamy o czym rozmawiać!
- Ucisz się do cholery! Nie jesteśmy u ciebie na wsi.
- Czego ty ode mnie chcesz?
- Żebyś została moją żoną. Nic więcej…
- Nie ma mowy. Nie po tym wszystkim – próbowała się
wyrywać, ale to było na nic. - Idź stąd! Bo zawołam ochronę – roześmiał się
histerycznie. Tak bardzo chciała, by Andreas tu był. Ale po chwili
oprzytomniała, że i tak by jej nie pomógł po tym wszystkim.
- Możesz stąd iść? – usłyszała znajomy głos.
- Kim jesteś i dlaczego się wtrącasz w nasze sprawy?
– puścił rękę Julie i stanął twarzą w twarz z Wellingerem.
- Kimś ważnym. Daj jej spokój.
- Kochanek? Może dlatego nie chciałaś wracać –
prychnął w stronę szatynki.
- Jak śmiesz?
- Julie, spokojnie. Pan już wychodzi, prawda? –
Tobias spojrzał mu w oczy z gniewem i odszedł.
- Dziękuję – usłyszał jej cichy głos.
- Nic ci nie jest? – spojrzał na jej rękę. Miała
czerwony ślad od uścisku.
- Trochę poboli i przestanie.
- Chodźmy stąd – poprosił.
***
Odprowadził
ją pod same drzwi. Milczeli. Tyle, że tym razem to milczenie było cholernie
niekomfortowe. Tyle nagromadzonych w głowie słów miało każde z nich, a i tak
nie mogli ich z siebie wydusić.
- Znasz mój numer. Dzwoń, jakby przyszedł –
powiedział pod jej drzwiami i odszedł.
- Dlaczego? – spytała.
- Co dlaczego?
- Dlaczego to robisz?
- Mama powiedziała mi wszystko.
- Wejdziesz? – zawahała się chwilę, po czym
zapytała. Popatrzył uważnie na nią. Widziała, że walczy ze sobą. Po chwili
jednak zawrócił i bez słowa wszedł do jej pokoju. W środku panował półmrok.
Światło latarni drogowych wpadające przez odsłonięty balkon dodawało atmosferze
odrobiny romantyzmu.
- Wytłumaczysz mi to wszystko? – poprosił. Usiadł na
jej łóżku i patrzył na opartą o kredens naprzeciwko Julie.
- Rozmawiałam z Jakobem. Przepraszam cię. Z całego
serca cię przepraszam Andreas. Nigdy sobie nie wybaczę, że zmarnowałam 5 lat.
Mogłam mieć najwspanialszego mężczyznę przy sobie, a stało się jak się stało.
Wiedziałeś przez ten cały czas. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- A słuchałabyś? Julie, jak cię znam, to byś mnie
wyśmiała i wyrzuciła na zbity pysk. Wolałem nie ryzykować i zostawić to jak
było.
- A jak wróciłam? Teraz. Miałeś tyle okazji.
- Nie chciałem być desperatem – uśmiechnęła się
lekko. Popatrzyła na niego chwilę i podeszła bliżej. Andreas ciągle siedząc
wpatrywał się w jej ruchy.
- Uwierzysz, jak powiem, że zmądrzałam? – zatrzymała
się przy oknie. Popatrzyła na miasteczko.
- Muszę wiedzieć jedną rzecz – usłyszała jak wstaje
i staje tuż za nią. Spojrzała na niego przez ramię. – Kogo kochasz? Kogo tak
naprawdę kochasz? – obróciła się przodem do niego i spojrzała z czułością w oczy.
- Ciebie. Kocham cię Andreas. Nigdy nie przestałam –
z jego reakcji wyczytała ulgę. Szeroki uśmiech zagościł na ich twarzach.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem to usłyszeć –
odparł, po czym delikatnie przysunął ją do siebie i czule pocałował.
33.
Leżała
z głową na jego kolanach. On gładził czule jej twarz, ramiona, dłonie. Czuł się
szczęśliwy. Odzyskał ją. Nagle wszystko przez co przeszli przestało mieć
jakiekolwiek znaczenie. Patrzył na jej rozpromienioną twarz.
- Nie chce mi się wierzyć – powiedział.
- Jestem głupia. Mieć szczęście przy sobie i odsuwać
je od siebie z własnej głupoty – podniosła się i usiadła obok po turecku.
- Teraz mam ciebie i ty masz mnie. Będzie dobrze.
Kochanie, będzie dobrze – objął ją ramieniem i ucałował w czoło.
- Muszę zerwać te przeklęte zaręczyny, wyprowadzić
się z Monachium i bez przeszkód zostać w Weissbach.
- Już nie chcesz do wielkiego miasta? Uwolnić się od
wieśniaków? – zachichotał, cytując jej ulubione hasła z młodości.
- Nie. To co najważniejsze mam na miejscu i nie mam
potrzeby, bo to zostawiać – ujęła jego twarz w dłonie i czule pocałowała.
***
Poranek
ze świadomością, że odzyskuje kontrolę nad życiem, był cudowny. Poprosiła
Andreasa, by na noc wrócił do siebie. Chciała załatwić sprawy z Tobiasem raz na
zawsze, by musieć drżeć o nią i Andreasa.
Ubrała
się i zeszła na śniadanie. Hunter siedział przy stoliku i popijał kawę.
Przysiadła się na moment.
- Oddaję – położyła przed nim pierścionek
zaręczynowy. – Z mieszkania wyprowadzę się przed weekendem. Oddam ci to co od
ciebie dostałam. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Jasne?
- Jesteś pewna? – zmienił ton od wczoraj. Zupełnie
jakby zrozumiał, że nic nie będzie z jego starań.
- W stu procentach. Chcę być z tobą szczera.
- Kochasz go, prawda?
- Tak. I on też mnie kocha. Przepraszam, że tak
wyszło. Nie mogę okłamywać siebie samej.
- Zadzwoń czasem co u was. Obiecuję odpuścić.
- Mówisz poważnie? – była zaskoczona. Nie sądziła,
że pójdzie tak łatwo. - Dziękuję. Powodzenia – uśmiechnęła się lekko i odeszła
do stolika Niemców.
Tobias
obserwował jak podchodzi do Wellingera i wita się z nim namiętnym pocałunkiem.
Widział jak na siebie patrzyli, jak uśmiechali się do siebie. Szczęście biło od
nich na kilometr. Dla niego była całym światem. Sam nigdy jej tak nie traktował.
Być może dobrze się stało. Widocznie to nie ona była mu pisana.
***
Nie
odstępowała skoczka o krok. Trzymali się za ręce, przytulali, całowali. Jak nastolatkowie,
próbujący nadrobić stracone lata.
Wanki
nie poznawał przyjaciela. W ciągu jednego dnia jego zachowanie odwróciło się o
180 stopni. Cieszył się z jego szczęścia. Wierzył, że już nic nie stanie im na
przeszkodzie. Siedział w swoim pokoju i patrzył na Andreasa, który zakładał
jedyną porządną koszulę jaką ze sobą zabierał.
- Idziecie gdzieś? – spytał chichotając z zachowania
młodszego. Od 15 minut stroił się przed lustrem.
- Chcę ją zabrać w jakieś fajne miejsce. Nigdy
nigdzie razem nie byliśmy jako para. Stary czujesz? Jesteśmy razem! Julie jest
moją dziewczyną! Moją! – cieszył się jak małe dziecko.
- Czuję i szczerze gratuluję. Bo zasługujesz na nią.
I masz tego nie spieprzyć! Nie zniosę więcej widoku zbitego psa. Dlaczego
ludzie którzy się kochają, robią takie problemy? – zdziwił się poprawiając
Welliemu kołnierzyk. – Krawat chcesz?
- A masz? – zdziwił się.
- Żartuję! – poklepał go przyjaźnie po plecach. –
Idź już. Nieładnie się spóźniać na randkę.
- Ona nawet nie wie, że idziemy – dodał.
- To macie kolejną godzinę z głowy. Miłej zabawy! –
kopnął go w tyłek na szczęście.
***
- Gdzie chcesz iść o tej porze? – od kilku minut
grzebała w szafie w poszukiwaniu czegokolwiek do wyjścia.
- Gdziekolwiek. Byleby z tobą – podszedł i odciągnął
ją od sterty ubrać. Odgarnął jej włosy z czoła.
- Nie ma nic odpowiedniego – posmutniała.
- Trudno. Zostaniemy tutaj – przysunął ją do siebie
i mocno objął ramionami w talii.
- Chciałeś iść – droczyła się. Zetknęli się czołami.
- Nie marudź – pocałował ją. – Kocham cię Julie –
oderwał się od niej i powiedział patrząc w oczy.
- Ja ciebie też. Z całego serca.
34.
Do
domu wracali jej samochodem. Wyjątkowo nie mogli się nagadać. Co chwila sobie
przerywali, droczyli się i śmiali. Od dawna tego pragnęła. Co jakiś czas
dotykał dłoni, która leżała na dźwigni do zmiany biegów. Splatali na moment
palce i zerkali na siebie.
Wysadziła
go pod jego domem. Pożegnali się czułym i długim pocałunkiem. Po chwili
zaparkowała pod pensjonatem. Weszła do środka i zastała Nadię w kuchni.
Podeszła po cichu i mocno ją przytuliła.
- Stało się coś dziecko? – spytała zdziwiona.
- Nie. Chociaż w sumie. Zerwałam zaręczyny, czyli
rozstałam się z Tobiasem. Przeprosiłam Andiego i zrozumiałam, że go kocham i mu
to powiedziałam i jesteśmy razem – wypaliła ja jednym wydechu.
- Zmądrzałaś! – ponownie przytuliła córkę. – Jednak
będzie happy end. Chociaż dziwię się ile ten chłopak ma do ciebie cierpliwości.
- Sama tego nie rozumiem.
- Tak się cieszę! – popatrzyła na nią i znowu
wybuchła z radości.
***
Wieczorem
przyszedł do niej. Porozmawiali chwilę z Nadią i udali się do jej pokoju.
Zamknęli drzwi na klucz i stanęli na środku jej pokoju.
- Zamknij na moment oczy – poprosiła.
- Dlaczego?
- Nie mogę się skupić, gdy w nie patrzę – zachichotała. Andreas uśmiechnął się i mocno
ja objął ramionami. Gładził jej plecy dłonią i co jakiś czas składał całusy na
jej głowie.
- Wyjdziesz za mnie? – spytał całkiem poważnie znienacka.
- Chcesz tego? Znasz mnie i moje fanaberie – nie
wiedziała co mu odpowiedzieć.
- Znam. I to też w tobie kocham. Kocham cię taką
jaką jesteś. Upartą i marudzącą, ale z wielkim sercem. Nie oddam cię nikomu.
Tak długo na ciebie czekałem, że nic nie może być ważniejsze.
- Tak. Wyjdę za ciebie – odparła. Od razu to słowo
cisnęło się jej na usta.
- Nawet nie wiesz, jak szczęśliwym człowiekiem mnie
czynisz – odparł i wpił się namiętnie w jej usta.
Po
chwili zaczęli ściągać z siebie ubrania i kochali się całą noc. Oddając sobie
mnóstwo miłości i zapominając o tęsknocie za sobą przez te wszystkie lata.
***
Poczuła
delikatne pocałunki na czole. Leżała na jego klatce piersiowej i mocno go
obejmowała. Otwarła oczy i zobaczyła rozpromienionego skoczka wpatrującego się
uważnie w nią.
- Długo tak leżysz? – spytała dając mu szybkiego
całusa.
- Kilka minut. Musiałem popatrzeć na swoją
narzeczoną.
- Jak to brzmi – uśmiechnęła się szeroko. – To my
już chyba tak na poważnie, nie?
- No raczej. Nie ma odwrotu.
- To na kiedy mi zaplanowałeś ślub?
- Po co planować? Wykorzystamy datę narwanego pajaca
– po chwili ironizowania, wybuchli śmiechem.
- Obiecaj, że wspólnie będziemy decydować o
przyszłości, dobrze?
- Nie będę niczego planować bez twojej zgody. Nie
chcę cię więzić. Mamy być cholernie szczęśliwi. Mamy mieć furę dzieci,
przepiękny dom, spokojne życie…
- I duuuuuuuuuuużo miłości! – dodała.
- To przede wszystkim.
***
Konkursy
przedświąteczne w Engelbergu to była czysta przyjemność. Wielu skoczków lubiło
tą skocznię. Każdy na dodatek czuł już atmosferę świąt. Julie i Andi chcieli
spędzić je razem i Claudia wraz z Nadią przystali na ich propozycję ogromnej
świątecznej kolacji.
Stała
pod skocznią i ściskała mocno kciuki za ukochanego. Nie mogła zrozumieć
dlaczego tak nagle wszystko się wyjaśniło. Była wdzięczna losowi za odzyskanie
Andreasa. Gdyby mogła schowałaby go dla siebie przed tymi wszystkimi fankami.
Była o niego zazdrosna i nawet nie ukrywała tego przed nim. Po pierwszej,
udanej z resztą serii podszedł do niej i mocno przyssał się do jej ust.
- Twoje fanki mnie zabiją – powiedziała, gdy raczył
oderwać się od niej.
- Twój superman cię obroni. Kochanie, to tylko
fanki. Nie masz się o co martwić. Skoro, żadna nie skusiła mnie przez tyle lat
czekania na ciebie, to nie ma szans, że skusi, gdy już cię mam.
- Ale nie sądzisz, że powinniśmy to zachować dla
siebie?
- Może… W sumie nie mam ochoty się tłumaczyć z
miłości. Idziesz ze mną?
- Muszę zostać. Przeglądając papierki zauważyłam, że
chcą wywiad z Walterem i jakoś muszę o dorwać – odparła znużona.
- Jak co to pogadam z Gregorem i on się zajmie tą
sprawą.
- Dziękuję, ale muszę się sama ogarnąć. Chcesz mieć
chyba zdolną żonę – zachichotała. Widząc jego zaintrygowany wzrok, zrozumiała
co powiedziała.
- Moja przyszła żona jest zdolna i wiem to od
podstawówki. A teraz stój tutaj i nie podrywaj młodszych.
- Idiota. Masz być na podium, bo nie dostaniesz
buzi!
- Challenge accepted! – uśmiechnął się i poszedł do
domków dla skoczków.
***
Wróciwszy
z Engelbergu czekało ich kilka dni błogiej laby we własnym towarzystwie.
Wigilia miała odbyć się w pensjonacie, ze względu na warunki. Jadalnia mogła
pomieścić więcej osób niż salon Wellingerów. Od rana trwały przygotowania w
kuchni. Udekorowanie sali zajęło chwilę.
Podczas
kolacji zgromadziły się wszystkie dzieci i ich pociechy. Pomieszczenie tętniło
życiem, a wokół bawiła się chmara dzieci. Po zjedzeniu świątecznej pieczeni,
Welli wstał i zastukał w kieliszek, prosząc o uwagę.
- W tym szczególnym dniu, chciałbym coś powiedzieć.
Jak wielu z was wie, ja i Julie jesteśmy razem i zamierzamy być cholernie
szczęśliwi – uścisnął jej dłoń, spoglądając na nią z szerokim uśmiechem. – Jest
jeszcze coś. Pani Nadio, zgodziłaby się pani oddać mi swoją córkę za żonę? –
zwrócił się do starszej Reutemann. Wszyscy zamilkli. Sama Julie była zaskoczona
tym wszystkim. Nie spodziewała się, że Andi poprosi jej matkę o jej rękę.
- Jeśli o mnie chodzi, to macie moje pełne błogosławieństwo
– odpowiedziała wzruszona.
- Pytałem cię o to, ale zrobię to oficjalnie.
Wyjdziesz za mnie Julie? – uklęknął i wyciągnął z kieszeni malutkie pudełeczko
ze złotym, skromnym pierścionkiem zaręczynowym.
- Tak – była spokojna. Widziała w jego oczach, że
przy nim może czuć się całkowicie bezpieczna i nikt nie mógł tego zmienić.
Założył jej pierścionek na palec i czule pocałował, co wszyscy skwitowali
gromkimi brawami.
- Dzisiaj to wygląda lepiej. Gdy pierwszy raz ją o
to pytałem, to głos drżał mi jak alkoholikowi na delirce i nie miałem przy
sobie ani kwiatów, ani pierścionka. Mam nadzieję, że teraz zaprezentowałem się
jak cywilizowany człowiek – odparł, gdy usiadł przy stole. Skwitowali jego
wypowiedź kiwnięciem głowy. Splótł dłoń narzeczonej ze swoją i spojrzał na nią
uważnie. Nic w tamtej chwili nie mogło mu popsuć humoru.
Epilog.
- Tato, a czy mamę boli, jak dzidzia kopie ją w
brzuch? – czteroletni Alex nie chciał odpuścić ojcu pytań. Siedział w salonie i
budował z Andreasem jakąś budowlę z klocków Lego.
- To raczej nie jest tak ból, gdy się skaleczysz. To
raczej przyjemne.
- Czyli z mamą wszystko dobrze?
- Synu, wykończysz mnie tymi pytaniami! Tak, mama
czuje się świetnie.
- Chciałbym, żeby już się urodziło. Mała
siostrzyczka byłaby super! – odpowiedział radośnie i wrócił do budowania.
Do
salonu weszła wyraźnie zaokrąglona w pasie Julie z dwoma kubkami ciepłego kakao
w ręce. Spędzali właśnie święta w ich domu na drugim końcu Weissbach.
- Macie chłopcy – podała im i usiadła obok męża.
Andi objął żonę ramieniem i dotknął jej brzucha.
- Daje w kość? – poczuł wyraźne kopnięcie.
- Bywało gorzej. Ale mała będzie chyba trenowała
karate.
- Chyba dobrze, że jeszcze tylko dwa tygodnie.
Będziesz mogła sobie troszkę odsapnąć.
- Szczególnie wstając co trzy godziny na karmienie.
Kochanie, ty nie wiesz co mówisz – skwitowała i popatrzyła na synka. Ten
przebywał na moment w swoim świecie.
- Myślałem, żeby zabrać go na skocznię. Karting mu
się podoba, ale chcę, żeby chłopak miał wybór. Nie będę go zmuszać.
- Przyznaj się, że chcesz mieć następcę, panie
Wellinger – zachichotała.
- Julie…
- Już dobrze. Damy mu wybór. Chcę mieć szczęśliwe
dziecko – spojrzała na niego uśmiechnięta i musnęła jego usta.
Koniec.
Komentarze
Prześlij komentarz